Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2011, 00:37   #30
Raeynah
 
Raeynah's Avatar
 
Reputacja: 1 Raeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetny
Sharlene wstała o poranku. Gabriel obudził ją szturchając w bok srebrnym widelcem przerywając jej płytki sen.

- Eocesz? - myruczała w poduszkę.

- Wstawaj, Cartouche.

- Dźgnij mnie tym jeszcze raz a pozbawię cię ręki - warknęła, kiedy po raz kolejny widelec znalazł się między jej żebrami. Uniosła się na łokciach. - Czego chcesz?

Mężczyzna uśmiechnął się do niej. Bez słowa odszedł od łóżka i usiadł na drewnianym stołku stojącym pod oknem. Dziewczyna przetarła oczy i rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Nie odezwał się. Siedział i obserwował ją, bawiąc się sztućcem.

- Dawno cię za nic nie przeklnęłam?

- Niee, nie w tym rzecz
- zaśmiał się. - Zaczynam się o ciebie martwić - dodał po chwili namysłu. Przestał się uśmiechać.

- Martwić? I dlatego mnie budzisz? - przewróciła oczami i położyła się spowrotem. - Zacznij martwić się jak wstanę... - mruknęła nakrywając się kocem.

- Nie rób sobie jaj! - usłyszała. - Porozmawiaj ze mną. Ostatnio włóczysz się w dziwne miejsca z tymi... z nimi. Powiesz mi, co jest grane?

- Po pierwsze, to nie ja robię sobie jaja. W końcu powinno to do ciebie dotrzeć, że to ty traktujesz nas wszystkich jak jeden wielki żart. - Usiadła na skraju łóżka. - Po drugie - już ci powiedziałam, że to, co robię nie powinno cię obchodzić. W tą akcję nie mam zamiaru cię wtajemniczać, a z tymi “nimi” chodzić będę gdzie mi się tylko... - Zmarszczyła brwi. - Śledziłeś mnie?

- Nawet jeśli, to właśnie sama przyznałaś mi rację. Szwędasz się po podejrzanych miejscach. Dlaczego? Czemu nie chcesz mi powiedzieć? - kucnął przed nią. - Cartouche.

- Nic więcej nie powiem
- mruknęła i położyła się. - Daj mi się wyspać.

Westchnął. Wiedział, że nic więcej z niej nie wyciągnie. Wstał i kopnął stojącą obok szafeczkę, po czym wyszedł. Zamknęła za nim drzwi i opatuliła się kocem. “Za późno sobie o mnie przypomniałeś, przyjacielu. Za późno.

Zegar z wahadłem pokazywał godzinę trzecią po południu. Obudziła się przed godziną. Zjadła coś na dole i wróciła do siebie. Postanowiła przymierzyć suknię od Doenitza.
Wystroiła się, a wśród biżuterii zgromadzonej w szufladzie znalazła parę koczyków pasujących do kreacji.
Westchnęła ciężko przeglądając się w zawieszonym na ścianie lustrze.
- Gratulacje, Cartouche. Wyglądasz jak dziwka - prychnęła do siebie ze wstrętnym uśmiechem.
Potem rozłożyła na biurku mapę Jamy i zaczęła ją studiować, kawałek po kawałku. Parokrotnie spróbowała ją narysować z pamięci z zadowalającym efektem.
Zaczęła sobie pomału kreślić sobie drogę do spiżarni, gdzie znajdować się miała znajdować się karma dla zwierząt.

- Trutka - mruknęła do siebie i spojrzała na leżący obok woreczek, owinięty w parę szmatek, żeby trucizna przypadkiem nie wysypała jej się na rękę.

Zaczęła kombinować, jak by ją tu przemycić. Istnieje ryzyko, że ochrona zechce ją przeszukać. Nie schowa jej w bucie tak jak sztyletu, bo się nie zmieści. Poza tym, to zbyt ryzykowne. Po paru minutach rozważania innych możliwości, jak ukrycie jej pod gorsetem czy oddanie jej na przechowanie niziołkowi postanowiła jednak ukryć ją w fałdkach sukni. Sztyletem nacięła kawałek czarnego materiału i zrobiwszy zakładkę, która spokojnie zmieściłaby w sobie woreczek z trutką, zszyła materiał wyjętymi z komódki igłą i nićmi. Wypróbowała ją, wsadziwszy do niej mieszek z monetami. Poskakała i pokręciła się trochę po pokoju. Ten, kto by ją wówczas obserwował przez okno uznać by ją mógł za obłąkaną. Stwierdziwszy, że prowizoryczna kieszonka zdaje egzamin i jest dobrze zakamuflowana postanowiła zrobić jeszcze jedną, z drugiej strony. Schowała w niej parę drobiazgów, które mogły się później przydać.
Nieźle, nieźle”, skomentowała w myślach.

***

- Skąd ten wniosek? - spytała chwilę po wyjściu Oskara. Splotła ręce na piersi spoglądając na rudą Dianę.

- Od kilku dni grupka kilku obszarpańców wypytuje w okolicy o Bernarda Kempera. Rysopisy podane mi przez mojego informatora pasują do was.

Dziewczyna zmarszczyła brwi.
- Śledzili nas?

- Nie. Powiedzmy, że grupka złożona z trojga ludzi, elfa i niziołka raczej rzuca się w oczy.

Elf tylko przysłuchiwał się tej wymianie zdań nie odzywając się. W końcu nie on był tu od gadania. Po prostu pił wodę, którą zamówił, gdy tylko zszedł na dół.

- Pozwolicie, że przejdę do rzeczy. Pan Kemper choć może powinnam go nazywać von Kemper przypuszczalnie dysponuje dokumentami, które bardzo mnie interesują. Nie wiem czemu wy chcecie go odnaleźć. Pewnie was opłacono. Tak czy inaczej możemy pomóc sobie nawzajem. Proponuję współpracę. To co wy wiecie w zamian za to co wiem ja. W szóstkę będzie nam łatwiej go odszukać i poza tym - w jamie byliście nieostrożni. Jatkę jaką zgotował ten szaleniec przeżyło kilku ochroniarzy. Jeden z nich ponoć kilka minut przed wybuchem całej awantury złapał na zapleczu dziewczynę. Hycel wyznaczył za jej głowę, oraz głowy tych, którzy jej pomogli nagrodę w wysokości pięćdziesięciu koron. Wiecie jaki to majątek dla ludzi w tej dzielnicy? Z tego też względu myślę, że przyda się wam każda pomoc.

- Pięknie...
- Dziewczyna usiadła przy stoliku naprzeciwko Diany. Westchnęła. - Skoro już o tym mowa, czy ktoś wie kim był ten człowiek? Rozniósł Jamę w parę minut.

Ankarian, gdy usłyszał o nagrodzie za głowę Sharlene i innych, którzy jej pomagali, zakrztusił się pitą wodą. Może i był zaspany, ale to zdecydowanie go rozbudziło.

- Czyli teraz pół miasta będzie chciało zdobyć tą nagrodę? - zapytał po chwili.

Sharlene rzuciła mu zmartwione spojrzenie. Pomachała do barmana.

- Hej, Ursyn! Kolejka dla tego stolika!

Wąsacz pokiwał głową. Po chwili na ich stoliku pojawiło się sześć kufli.

- Mam kilka teorii jednak nic pewnego. W przeszłości von Kemper narobił sobie wielu wrogów. Szczerze mówiąc dziwi mnie, że do tego czasu pozwolili mu gnić w tej dzielnicy. Podobnie jak dziwi mnie, że jego byli przełożeni nie zrobili do tej pory niczego by go odnaleźć. Choć kto wie? Moje wpływy aż tak daleko nie sięgają.

- A gdzie siągają twoje wpływy?
- spytała Shalene i wychyliła parę łyków. - Po co ty go szukasz?

- Jak już powiedziałam interesują mnie dokumenty, które starzec może posiadać. Ludzie, z którymi współpracuję bardzo chcieliby na nie spojrzeć. Oczywiście nie mogę wam powiedzieć na czyje zlecenie prowadzę poszukiwania podobnie zresztą jak wy nie powiedzielibyście mi kto was wynajął do tej roboty.

Białowłosy sięgnął po kufel, ale nie podniósł go nawet. Odsunął go od siebie.

- Weź to ode mnie - powiedział do Sharlene i westchnął cicho.

- A mógłbyś skupić się na czym innym niż piwo? - syknęła do niego cicho. - Rozmawiamy o Kemperze. Powiedz zatem, co wiesz - Sharlene zwróciła się do kobiety.

- Jak wam zapewne wiadomo za młodu zaginiony służył w imperialnej armii. Jednak nie jako oficer któregoś z Reiklandzkich półków jak przystało na szlachcica. Jego domeną było... jakby to ująć... Wykonywanie na zlecenie wysokich rangą urzędników dworu i grupy generałów zadań wymagających pewnej dyskrecji. Chyba rozumiecie o czym mówię? Przez ten czas poznał wiele sekretów z życia bardzo wpływowych ludzi jak również wszedł w posiadanie pewnych informacji o wielkim znaczeniu dla bezpieczeństwa naszego kraju. Powiedziano mi, że część z tej wiedzy mógł udokumentować, być może papierami z cesarską pieczęcią. Tych właśnie papierów szukam. Byłam na Hebrenstrasse tej nocy kiedy von Kemper zaginął a raczej został porwany. Niestety przybyłam nie w porę i nie udało mi się przeszkodzić tym, którzy stoją za jego uprowadzeniem.

- Wiesz kto go porwał?


- Przez jakiś czas myślałam, że jego byli pracodawcy. Widzicie, jakiś czas temu Kemper podał do publicznej wiadomości kilka brzydkich sekretów z przeszłości pewnego wysokiego rangą urzędnika na imperialnym dworze. Przypuszczałam więc, że to właśnie oni postanowili go uciszyć zanim wyjawi coś więcej. Jednak w czasie pierszych dni poszukiwań jeden z wynajętych przeze mnie ludzi natknął się na człowieka, który zwykł dla nich pracować. To zaś wyklucza ich odpowiedzialność za porwanie. Jak już powiedziałam von Kemper dużo wie. Ktoś kto ma pojęcie o jego przeszłości - bo z jakiego innego powodu mieliby go porywać - mógłby wykorzystać starca do własnych celów.

- Co jeszcze wiesz?


- Nie tak prędko. To miała być wzajemna pomoc. Teraz chciałabym się dowiedzieć co wam udało się ustalić.

Sharlene streściła jej wszystko pokrótce od czasu biorąc łyk lub dwa ze swojego kufla.

- … Jak widzisz, to niewiele, dlatego twoja pomoc przyda nam się bardziej, niżeli nasza tobie.

- Czy podczas tej wyprawy do domu zaginionego, o której wspomniałaś udało wam się znaleźć jakieś dokumenty?

- Parę kartek z pamiętnika... i księgę, zapisaną nieznanym nam szyfrem
- dodała po chwili namysłu. - Była dość dobrze zabezpieczona - pokazała jej obandażowaną dłoń.

- Hmm... O tym, że von Kemper prowadził dziennik wiem od jakiegoś czasu. Tej nocy na Hebrenstrasse znalazłam kilka kartek walających się po ulicy. Ktokolwiek porwał starca zabrał również i ten dokument. Co do szyfru. Myślę, że będę wam w stanie pomóc. Jeśli nawet nie w jego złamaniu to przynajmniej w nakierowaniu was na właściwy trop. Znam człowieka, który swgo czasu zajmował się tego rodzaju sprawami zawodowo. Moglibyśmy zaaranżować spotkanie, powiedzmy jutro wieczorem tutaj lub w innym wybranym przez was miejscu. Wy przyniesiecie księgę i wasz fragment pamiętnika. Ja przyniosę swój i przyprowadzę człowieka, o którym wspomniałam.

- Zgoda -
kiwnęła Sharlene. - A teraz, wiesz coś jeszcze?

- Niestety nie. Ale zanim was opuszczę jest jeszcze jedna sprawa, którą chciałabym uzgodnić. Ile dokładnie obiecano wam za wykonanie zadania?

- Ja nie słuchałem tego nadętego dupka, więc nie pamiętam
- mruknął pod nosem elf.

- Czterdzieści koron - przerwała mu Sharlene.

- W takim razie gotowa jestem zaoferować wam dwukrotność tej sumy jeśli tylko, w przypadku gdyby udało się wam ustalić miejsce pobytu von Kempera, poinformujecie mnie przed zdaniem relacji swojemu mocodawcy.

- To zależy, czy nie usuniesz Kempera zanim go nie powiadomimy - uśmiechnęła się. - Myślę, że da się załatwić.

- Zapewniam, że krzywdzenie starca w jakikolwiek sposób nie leży w moim interesie.

- Zatem wporządku.

- W takim razie załatwione. Nasze jutrzejsze spotkanie proponowałabym przeprowadzić tutaj chyba, że macie inne propozycje. Jeśli to wszystko to pozwolicie, że was opuszczę. Jest kilka spraw, o które muszę się dziś zatroszczyć.

- Myślę, że “Wrony” to jedno ze spokojniejszych miejsc. Tutaj, jutro wieczorem.
 
__________________
"Jeśli płomień mnie nie oślepia i nie spala to ja jestem płomieniem"
Raeynah jest offline