Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2011, 21:55   #4
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Londyn

Pociąg z hukiem zajechał na obszerny, nowoczesny peron. Lokomotywa z sykiem wypuściła ostatnie tchnienia pary wodnej i cały skład zatrzymał się. Jan wziął swoje bagaże i ruszył do wyjścia. Peron zalewało ostre, majowe słońce. Ruszył w kierunku stojących przed dworcem dorożek, miał kilka rzeczy do załatwienia przed wyjazdem z ekspedycją, ale przedtem musiał się odświeżyć . Rzucił woźnicy nazwę hotelu i rozsiadł się wygodnie na kanapie odkrytego powozu.

Nie było go w Londynie prawie pięć lat. Technika i przemysł rozwijały się ostatnio niezwykle dynamicznie, ale stolica Imperium była kwintesencją tego rozwoju. Zadzierał głowę w górę, by ujrzeć olbrzymie sterowce pasażerskie, z mozołem pokonujące ocean Atlantycki, zapewniając połączenie ze Stanami Zjednoczonymi. Już przestało się je nazywać „zbuntowanymi koloniami”. Imperium z bólem uznało suwerenność, z czego Jan był bardzo zadowolony.

Pobyt w mieście nad Tamizą, przeciągnął się do pięciu dni. Odwiedził siedzibę Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, zdając im ostatnią relację i raport z podróży z Indii, przez Persję do Stambułu. Na wieść o propozycji uczestnictwa w wyprawie do owianego złą sławą Interioru, odezwało się wiele głosów, doradzających mu przyjęcie propozycji. Rzewuski był już zdecydowany, ale widok namawiających go dżentelmenów był wart każdych pieniędzy. Towarzystwo od dawna poszukiwało informacji na temat tej zapomnianej przez Boga i ludzi okolicy.

Poprosił o wszelkie dostępne materiały na ten temat, ale otrzymał tylko cienką teczkę, w której nie znalazł żadnych nowych informacji, a tylko powtarzane przez wszystkich plotki i domysły. Dopełnił formalności w Klubie Imperial, który był bezpośrednim organizatorem wyprawy.

Następne dwa dni zajęło mu kompletowanie ekwipunku. Odwiedził znany warsztat rusznikarski Holland & Holland, gdzie czekał już na niego zamówiony sztucer myśliwski typu bok, nazywany tak ze względu na pionowe ułożenie obu luf. Zważył broń w ręku, przymierzył, poczuł przyjemny chłód drewnianej, lakierowanej na brązowo kolby. Potężny kaliber .600 nitro, robił wrażenie. W osobnym futerale otrzymał lunetę, odpowiednio już skalibrowaną. Uiścił zapłatę i choć była ona horrendalna, to nie żałował tych pieniędzy. Zresztą z pieniędzmi nigdy nie miał problemu.

Zakupił nowe ubranie na wyprawę, garnitur raczej średnio nadawał się na takie eskapady, oraz mocne buty. Uzupełnił amunicję do Winchestera i Colta i w zasadzie miał już wszystko. Nie zapomniał o kilku nowych notesach i ołówkach do notowania. Dżentelmeni z Towarzystwa, byli by niepocieszeni, gdyby nie sporządził notatek z podróży.

Podróż

Sterowiec wydawał się solidny, ogromna wypełniona gazami podłużna czasza, wzmocniona aluminiowym stelażem, opięta impregnowaną tkaniną, robiła wrażenie. Mimo, że nie był tak duży, jak największe transoceaniczne sterowce, na pewno był od nich szybszy i zwrotniejszy.

I nazwa Ikar, wydała się podróżnikowi zbyt szumna, wolał, żeby ich podniebny transport lepiej skończył o mitycznego imiennika.
Sama podróż upłynęła na rozmowach i podziwianiu widoków, z szerokich panoramicznych okien gondoli.

Jan przyjrzał się towarzyszom podróży. Na pierwszy rzut oka wybrano czwórkę, praktycznie odmiennych od siebie ludzi.
Mężczyzna sądząc po nazwisku pochodzący z Niderlandów, był naukowcem, a jego zakres wiedzy zapewne pokrywał się z zainteresowaniami poszukiwanego przez nich profesora. Z rozmów wyrozumiał, że współpracowali ze sobą. Rzewuski miał pewne obawy, jak sprawdzi się ten dżentelmen w sytuacjach niebezpiecznych. Zainteresowała go staromodna szabla, ułożona między jego tobołkami. Model już dość wysłużony i pasujący bardziej do epoki Bonapartego. Wnioski nasuwały się dwa, albo jest sentymentalny i nosi tę broń z jakichś osobistych powodów. Drugi prawdopodobny wniosek, nie zna się w ogóle na używaniu i fechtunku, a jakiś sprzedawca wcisnął mu starocia. Zanotował sobie, że musi go zagadnąć o tę broń.

Panna Montgomery, jak przedstawiła mu się młoda Angielka, wyglądała na pewną siebie, choć kanon jej urody odbiegał od typowo brytyjskiego. Bardziej przypominała mu mieszkankę śródziemnomorskiego południa, niż mglistej i deszczowej wyspy. Poszukiwany był jej nauczycielem, ale to nie wyjaśniało do końca powodów jej obecności. Zaczynał się zastanawiać, czy dobrze zrobił wybierając się w tę podróż na polecenie Klubu Imperial.

Druga kobieta wydała mu się najbardziej intrygująca i interesującą osobą w całej ich ekipie. Blondynka była bardzo pewna siebie i bezpośrednia. Wnioskując z akcentu i sposobu wymowy, a także ubioru, była Cyganką, choć za to Jan ręki nie dął sobie uciąć. Zauważył dwa jej nowiutkie Colty, identyczne modele jak jego. Znała się dziewczyna na rzeczy. Wdali się w krótką pogawędkę, na temat podróży i broni. Musiał przyznać, że zaskoczyła go wiedzą, pozwolił jej obejrzeć Winchestera, broń jeszcze na Kontynencie mało znaną i używaną.

Reszta podróży upłynęła im na rozmowach, na tematy różne…

Katastrofa

Niebo było ciągle dość czyste, kiedy pilot oznajmił im, że zbliżają się do celu ich podróży. Spojrzeli przez okna w dół, przed nimi Lipsk wyglądał na ziemi, jak kula rzadkiej, szarawej mgły. Im bardziej się zbliżali, tym łatwiej dostrzegali zarysy wież i budynków.

Huk rozrywanego poszycia sterowca i niepokojący komunikat pilota, przerwał sielankę. Maszyną wstrząsnęło kilkakrotnie, a każdy z podróżnych szamotał się z pasami bezpieczeństwa. Zanurkowali ostro ku ziemi. Jan jednak wiedział co się stało… zostali ostrzelani… początkowo wydawało mu się, że się przesłyszał, ale potem już odróżniał wśród szumu, kolejne serie… jego doświadczone, żołnierskie ucho nie mogło się mylić…

Każdy z nich wyczekiwał zderzenia z ziemią, a ich operator dokonywał cudów, prowadząc maszynę ku ziemi. Wylądowali dość twardo, bagaże latały po całej kabinie, szczęściem motor Andrei był dobrze przypięty, bo poprzetrącałby ich wszystkich.

Ocknął się chyba pierwszy, gdzieś z boku panna de Dienes odkopywała się ze sterty pakunków, wstał i ruszył ku drugiej kobiecie, która jeszcze nie odzyskała przytomności. Podniósł ją i upewnił się, że nic jej nie jest. Po chwili cała czwórka wydostała się ze zniszczonego sterowca.

Pilot nie żył… jemu zawdzięczali swoje życia, gdyby nie jego umiejętności, byli by teraz martwi. Każdy z nich szybko przejrzał swoje pakunki i bagaże posegregowali wszystko co było dla nich przydatne. Nic za bardzo nie ucierpiało… prócz sterowca, który nie nadawał się do dalszego użytku. Jan podczas przeszukiwania maszyny zauważył duże dziury w poszyciu, takie jakie mógł zrobić tylko pocisk z broni wielkokalibrowej. Znalazł także kilka pocisków, które starannie zebrał, by później przedstawić je towarzyszom.
Kiedy wszyscy byli już jako tako poukładani i każdy z nich miał swoje rzeczy, wtrącił się do rozmowy.

- Znalazłem to w poszyciu sterowca – wyciągnął rękę w której trzymał, pogięte i odkształcone pociski – to było przyczyną katastrofy. Ktoś do nas strzelał i to z broni dużego kalibru, zapewne jakaś kartaczownica albo inna broń samopowtarzalna. Wnioski są dwa, nie jesteśmy tu sami i ktoś nie życzy sobie naszej tutaj obecności.

Kiedy panie zaproponowały pójście na południe, jak wskazywała mapa do dzielnicy luksusowej, odezwał się:
- Dobry pomysł, ale sugerowałbym przed wyruszeniem, zabrać wszystko, co się da ze sterowca. Co nie damy rady unieść, zapakujemy na motocykl Andrei, jeśli się oczywiście zgodzi. – uśmiechnął się, czekając na odpowiedź. Potem wskazał sterowiec i dodał: - Temu nieszczęśnikowi, któremu zawdzięczamy życia, należy się pogrzeb, proponowałbym go pochować tutaj na tym zielonym skwerze. Chciałbym, również obejść najbliższą okolicę by sprawdzić, czy nie ma tu śladów bytności innych ludzi.

We wraku znaleźli dwie łopaty, które posłużyły do wykopania grobu, sama ceremonia przebiegła szybko, a oni w milczeniu pochylili się nad mogiłą. Potem Jan, zabrawszy Winchestera, ruszył pomiędzy opuszczone budynki. Nie znalazł nic…

Okolica była idealnie opuszczona, cicha i martwa. Z przepięknych niegdyś budynków, teraz sypał się tynk, a roślinność coraz agresywniej znajdowała sobie dla siebie miejsce. Cisza… i bezruch.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline