Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2011, 14:27   #14
Famir
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
- Ruszcie no te stare tyłki, przepuście mnie, no przepuście burmistrza!- na te słowa delegacja skostniałych staruszków rozstąpiła się przepuszczając... kolejnego siwego człowieka. Ubrany był w rozpięty ciepły płaszcz, oraz czerwoną czapeczkę. Pod paltem miał zarzuconą kolorystycznie pasującą do nakrycia głowy kamizelkę oraz brązową koszule. Z wesołym uśmiechem poruszył kilka razy pokaźnym wąsem by zrzucić z niego płatki śniegu, a palcami przeczesał długa brodę związaną u dołu czerwoną kokardką.
Podszedł do Apolla żywym krokiem i złapał twoją rękę energicznie ją potrząsając. Jednocześnie wesołym głosem oznajmił.
- Witaj młodzieńcze jestem, Touru burmistrz tego miasteczka. Powiedz co Cię do nas sprowadza?

-Wasza wioska wysłała list z pewną misją do mojej gildii. Przybyłem by rozwiązać problem z duchami. - spytali to odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie podobało mu się, że miejscowi praktycznie go otaczali ze wszystkich stron, ale nie wyczuwał żadnych morderczych intencji. Nie mniej lepiej się mieć na baczności.
- Ach nareszcie, nareszcie! - ucieszył się burmistrz i zaczął oglądać Apolla ze wszystkich stron. - Młody, silny i odważny tego nam było trzeba! - zaśmiał się głośno i dźgnął chłopaka o lwiej grzywie w pierś palcem. - Nie zimno Ci? - zapytał wesoło i szybko zmienił temat. - Tak wysłaliśmy ogłoszenie do różnych gildii, z jakiej przybywasz? Jesteś tu sam?- wypytwał się uśmiechnięy starzec.
-W ciągu dwóch dni powinno przybyć więcej magów. Moja magia umożliwia na bardzo szybkie podróże, więc wyruszyłem jako pierwszy by zbadać jak sytuacja wygląda i o jak dużym zagrożeniu ze strony duchów mowa. - zrobił krótką przerwę po czym wskazał kciukiem żółty symbol na ramieniu.
-Nazywam się Apollo i pochodzę z Fairy Tail. - pytanie o zimno zostało widocznie kompletnie zignorowane.
- Fairy Tail, Fairy tail... dużo o was słyszałem, kiedy kilka lat temu podróżowałem jeszcze po świecie. - oznajmił staruszek i poklepał Apolla po ramieniu. - A co do zagrożenia. Cóż tak szczerze to nie wiemy jak dużo ono jest. - powiedział i odkaszlnął. - Widzisz synu, ta wioska zamieszkana jest przez ludzi w starszym wieku, młodzi wyjechali do dużych miast, bo tu nie mili co robić. Naszą jedyną rozrywką są tu rozmowy, ciepła herbata, listy od wnuków no i spacery po górach. Ostatnio jednak z tych relaksujących wycieczek musieliśmy zrezygnować, gdyż na ostatniej natknęliśmy się na ducha! Leciał pośród płatków śniegu, wyglądając niczym wielkie prześcieradło, a my woleliśmy nie sprawdzać czy jest groźny, wiesz synu starsi ludzie nie mają już sił na poznawanie duchów osobiście. Od tamtego czasu widać je czasem na niebie jak latają w okolicach wioski, a potem wraz z wiatrem lecą w stronę gór. Przez co nie możemy już wybierać się na nasze relaksujące spacery. - Starzec westchnął smutno i dodał. - Tylko tyle o sytuacji jestem w stanie Ci powiedzieć chłopcze.
-Rozumiem... - Apollo z fraunskiem podrapał się po brodzie. Nie był pewien czy siła bojowa w postaci ośmiu magów była potrzebna do tego typu zadania. Jeszcze rozniosą całą tą górę i biedni ludzie nie będą mieli gdzie przespacerować. Chwilę się zastanawiał jaki powinien być jego następny krok.
-Za dnia i tak nie spotkam duchów. Poczekam do zmroku po czym pójdę w góry i zobaczę co się da zrobić. Czy znalazłoby się miejsce do spania dla strudodzengo wędrowca? - uśmiechnął się z lekka łobuzerko
- A duchy to i za dnia widać, chociaż nie ma regularnej pory kiedy się pojawiają. - odparł burmistrz. - Przespać możesz się u mnie, mam duży dom, a skoro chcesz ruszać w góry nocą to faktycznie przyda Ci się trochę snu.- oznajmił i dodał ze śmiechem. - No i odwagi!

Góry Zmrok godzina koło 20


Sen pozwolił magowi na odregenerowanie sił magicznych oraz przemyślenie sobie wszystkiego. Gdy zaczęło się ściemniać pożegnał się z burmistrzem który uraczył go wcześniej ciepłym posiłkiem i miejscem do spania po czym ruszył w stronę miejskiej bramy. Chmury pokrywające niebo sprawiały, że było tu jeszcze ciemniej niż normalnie o tej porze. Dla Apolla jednak nie był to wielki problem, gdyż jego oczy świetnie pracowały w ciemności, zaś wiatr zelżał toteż, śnieg nie ograniczał widoczności. Ścieżka wskazana mu przez staruszków prowadziła przez mały lasek w stronę gór. Była to stara dróżka którą zapewne staruszkowie z tej wioski znali centymetr po centymetrze. Apollo zas dopiero miał ją poznać.
Mag ruszył ścieżką. Czuł się wypoczęty jak nigdy. Ten sen bardzo był mu potrzebny. Gdyby wyruszł od razu i natrafił na jakieś poważne niebezpiezeństwo mogłoby być nieciekawie. Śniegu pod stopami praktycznie nie czuł. Równie dobrze mogłaby tam być sama ziemia. Duchy nie pojawiały się od tak. Zazwyczaj miały jakiś ważny powód by nawiedzać okolicę a czasami ktoś je do tego zmuszał. I to tej drugiej opcji bardziej się obawiał. Przy pierwszej można negocjować. Przy tej kolejnej prawie zawsze leje się krew. Szedł dalej starając się ogarnąć swoimi zmysłami jak największy teren. Zapowiadała się ciekawa noc.
Droga przez krótki lasek minęła Apollowi spokojnie, tak jak zresztą i początkowa przeprawa przez górską ścieżkę. Szedł już ponad godzinę i jedyne na co się natknął to śnieg,śnieg, trochę śniegu i oczywiście śnieg. Wspominałem o śniegu?
Jednak gdy Apollo wdrapał się po stromej części traktu na sporych rozmiarów zlodowaciałą skałę coś śmignęło tuż nad nim. Poderwawszy głowę zobaczył dokładnie i wyraźnie, biały kształt przypominający płótno z wyciętymi w nim otworami. Duch wykonał beczkę wraz z wiatrem po czym.... zaczepił się o wystającą skałę i zaczął powiewać na niej, falując w rytmie wietrzyku.
Coś tu bardzo mu nie pasowało. Kilkoma szybkimi susami dotarł do ducha i złapał go. Ten ani nie zareagował anie nie zniknął. Po bliższych oględzinach stwierdził, że to po prostu zwykłe prześcieradło. Z wyciętymi otworami. Poczuł, że ktoś widocznie robi sobie z niego jaja. To było równoznaczne z tym, że ten ktoś miał właśnie bardzo przejebane. Widocznie ktoś puszczał takie szmaty a wiatr je ponosił. Wioskowi to starzy ludzie po prostu dali się nabrać i wzięli je za duchy. Tylko po jaką cholerę ktoś miałby to robić. Apollo przyłożył szmatę do twarzy i zaczął ją wąchać. Szukał charakterystycznego ludzkiego zapachu.
Chłopak wciągnął powietrze w nozdrza a te uderzyła kombinacja różnych zapachów. “Duch” pachniał człowiekiem ale i nie tylko. Apollo wyczuł zapach mocnych kuszących perfum, zapach roślin (zapewne prześcieradło zahaczyło o nie w czasie lotu bowiem było postrzępione w kilku miejscach) oraz jeszcze jeden zapach, bardzo niepasujący do tego miejsca, bowiem Apollo poczuł... banany!
Gdy chłopak wąchał materiałową szmatkę usłyszał nad sobą świst powietrza jak gdyby coś leciało w jego stronę. Zadziałał instynkt chłopak odskoczył ale coś przejechało po jego ramieniu. Przedmiot stalowy i ostry, który rozciął skórę maga. A przed nim coś, a raczej ktoś wylądował. Ubrany w zieloną zimową kurtkę z kapturem, blondyn o niebieskich oczach. Jego ciężkie zimowe buty uderzyły mocno o skałę, a on ugiął kolana i kucając patrzył z uśmiechem na Apolla. Czarne spodnie wsunięte miał w obuwie, zaś na rękach tego dziwnego osobnika mag ujrzał stalowe pazury. Które teraz ociekały krwią, krwią z ramienia Apolla.
- Staruszkowie w końcu postanowili przepędzić duchy... Żenada...[//i]- odparł cichym zimym niczym lód głosem.



Apollo przeklnął w duchu. Gdyby nie był tak skupiony na tym kawałku szmaty wyczułby gościa. Zapach typa się zgadzał, ale tylko częściowo z tym z ducha. Znaczyło to, że górach siedzi ich więcej. Co najmniej jeszcze jedna osoba. Chyba kobieta. Wciągnął głębiej powietrze. Na szczęście w najbliższej okolicy poza paroma zwierzątkami i nimi nie było nikogo innego.
-Hrm... Nie jest ci za gorąco jak nosisz na sobie tyle ciuchów? - mag nie dał po sobie poznać, że właśnie został trafiony. Nie pierwsza i nie ostatnia rana w jego życiu.
- Miałem właśnie zapytać czy tobie aby zimno nie jest. - powiedział blondyn i oblizał pazury z krwi.- Mmm. smaczna... taka egzotyczna. - oznajmił z lubieżnym uśmiechem i wyprostował się, a jego wzrok padł na twoje prawe ramię.- Czyli przybyłeś pomóc staruszką w walce z duchami. - rzucił z kpiącym uśmieszkiem.- Tak jak myśleliśmy, duchy nigdy nie ściągają wielu chętnych do pomocy. - dodał jak gdyby sam do siebie.
-Tak to mniej więcej wygląda. Tyle, że to trochę irytujące kiedy przebywa się tak długą drogę by się dowiedzieć, że duchy na które masz polować to tylko szmaty noszone przez wiatr, które mają straszyć miejscowych. Swoją drogą jeśli ten teren jest wam - na to słowo położył szczególny nacisk
- do czegoś potrzebny to nie mogliście się dogadać z wiąską lub ją wybić? To...[i/] - podniósł pseudoducha - ... tak trochę... amatorsko wygląda...
Chłopak w zimowej kurtce uśmiechnął się i odpowiedział Apollowi.- Amatorszczyzna to, to co ty wygadujesz. Dogadać z wioską, gdy chce się pracować po cichu? Nie znasz staruszków od razu napisali by w liście do wnuków “No wiesz, był tu taki ktoś kto chciał...bla bla bla”- mówiąc to blondyn wykonał dłonią ruch jak gdyby udawał, że to czyjeś paplające usta. - A wybijanie tylko ściągnęło by tu chmarę strażników i poszukiwaczy nagród. Wystarczyłoby, że jeden wnuczek przyjechałby w odwiedziny do dziadka i zobaczył wybitą wioskę, a cała anonimowość idzie do piachu. - mówiąc to wzruszył ramionami. - A takie prześcieradło to małe koszty, małe zainteresowanie ze strony łowców nagród, a wnuki tych starców tylko z politowaniem kiwają głową nad listami, zastanawiając się czy na starość tez będą widzieć duchy. - chłopak ponownie oblizał pazury. - No i teraz muszę wykończyć tylko jednego chłopaczka którego nie stać na ciuchy a nie cały szwadron magów bojowych. Proste, nie skomplikowane i mało kosztowne.
Cały szwadrom magów bojowych? Oj chłopie coś czuje, że w ciągu najbliższych dni się mocno zdziwisz. Działali tutaj nielegalnie i do tego nie mieli dość siły bojowej by sie przeciwstawić licznemu przeciwnikowi. Tyle Apollo zdołał wywnioskować z jego słów. Znał zapach. Mógłby ich potem wytropić w razie czego. Rozum nakazywał się wycofać. Przegrupować siły i rozgnieść potem jak robaka. Jednak rana na honorze manifestująca się pociętymi plecami nie dawała mu spokoju.
-Rozumiem. Zkoro i tak mnie zabijesz może chociaż mi powiesz po co to wszystko? Jestem strasznie ciekawski z natury i jeśli mam już ginąć to chciałbym wiedzieć chociaż po jaką cholerę?
- Nie jestem głupcem. - powiedział blondyn patrząc na Apolla, jemu mrok chyba też nie przeszkadzał. - Nie powiem Ci niczego ważnego póki nie będziesz martwy, zresztą wtedy też Ci nie powiem bo po co? - chłopak zaśmiał się i przejrzał pazurami po sobie wywołując nie przyjmeny dla ucha zgrzyt. - Ale skoro jesteś ciekawski, to powiem Ci jedynie że czegoś tu szukamy. Taka moja drobna przysługa zanim Cię zabije. Zadowolony?
-W sumie tak. Przynajmniej jesteś jako tako wychowany. Niektórzy pchają nóż w plecy nie zamieniając ani słowa ze swoimi ofiarami. To się chwali w tych czasach. - uderzył swoimi pięściami o siebie. Z jego gardła wydobyło się ciche warknięcie, ale nie brzmiało jak ludzkie. Wydawało się jakby należało do lwa a nie człowieka. Ptaki siedzące na drzewach poderwały się do lotu zupełnie jakby wyczuły zagrożenie.
-Czyli rozumiem sprawę załatwiamy w ten nieprzyjemny sposób?
- Uwielbiam ten nieprzyjemny sposób. - mruknął zadowolony blondyn i nagle niczym rakieta wystartował w twoja stronę. Złożył dłonie układając z pazurów krzyż i szarżował w twoją stronę.
Apollo zniknął z pola widzenia i w czasie krótszym niż ułamek sekudny pojawił się z założonymi rękami blondasowi za plecami. Bez żadnego ostrzeżenia kopnął go w cztery litery. Pazurzasty biegł na tyle szybko nie udało mu się złapać równowagi po tym nieprzewidywalnym obrocie spraw. Uderzył twarzą o ziemię a potem przetoczył się do przodu jeszcze kilka metrów. Apollo nie ruszył się nawet o krok.
[i]-To za tą ranę na plecach.[i] - uśmiechnął się szczerząc kły.
Chłopak przeturlał się i wylądował na czworaka twarzą w stronę Apolla jego mina wskazywała że nie jest zbyt zadowolony z tego co zrobiłeś. - Magowie i ich sztuczki... - mruknął pod nosem po czym wybił się w twoją stronę wykonując tygrysi skok z pazurami wystawionymi do przodu.
-Dobra. Czas zacząć... - znowu zniknął i tym razem pojawił się tuż - dosłownie parę centrymetrów - nad przeciwnikiem. Złapał mocno za ramamiona uniemożliwiając im jakikolwiek ruch. Następnie prostując gwałtownie nogi uderzył go w plecy i mocno pociągnął ramiona do siebie. Kręgosłóp wygiął się pod dziwnym kątem. Siła kopnięcia była tak duża, że zamiast dalej lecieć do przodu runęli w dół. Zderzenie czołowe z ziemią musiało blondasa dość mocno zaboleć.
Chłopak w zielonej kurtce mocno walnął o ziemię a po zderzeniu twarzy z ziemną skałą z jego ust pociekła strużka krwi. Apollo nie tracił czasu i uginając nogi odbił się od ciała przeciwnika mocniej wgniatając “pazurzastego w posadzkę”. Blondyn wykazał się jednak niezwykła siła woli i zaciętością bowiem gdy mag odbił się od jego pleców, on wykręcił się i machnąwszy dłonią rozciął spodnie Apolla, a jego pazury zagłębiły się w łydkę chłopaka. Mag wylądowął około dwóch metrów od dźwigającego się z ziemi chłopak i poczuł, że rana na nodze jest o wiele głębsza od tej na ramieniu.
- Nie najgorzej... - mruknął blondyni splunął krwią.
-Też nieźle sobie radzisz. - powiedział patrząc na ranną nogę. -Chcesz walczyć dalej czy masz już dość? - pytanie o dziwo było powiedziane bardzo poważnym tonem. Apollo nie widział sensu w walce z kimś kto wyraźnie nie był magiem. Zwłaszcza, że sam jeszcze nie wytoczył najcięższej dostępnej altylerii.
- Nie bądź zbyt pewny siebie... -mruknął blondas. Poruszył delikatnie ręką, a z rękawa jego kurki wyskoczył sztylet, którym cisnął w twoją stronę.
-Starkiller: Meteor Storm! - Apollo znowu zniknął i pojawił się tuż przed blodnynem. Niemniej nadal był dla niego niewidoczny. Następnie używając kolejnego zaklęcia wystrzelił swoją nogę z prędkością rakiety. Pomijając siłę samego maga cios zadany z takim impentem mógł się okazać bardzo niebezpieczny. Stopa leciała niebezpieczne w kierunku torsu przeciwnika.
Blondyn nim zdążył zrozumiec co się stało otrzymał silne kopnięcie prosto w pierś. Zachłysnął się powietrzem, a krew wypłynęła mu wąską strużką z ust i pociekła po brodzie. Apollo jednak już był za nim ponownie niczym rakieta wybijając się do przodu. Chłopak w kurtce okazał się jednak pojętnym przeciwnikiem gdyż kucnął w mgnieniu oka, a mag o włosach niczym lwiej grzywie przeleciał nad nim lądując plecami do przeciwnika. Apollo jednak wciąż był niewidzialny tak więc jego oponent stanął tylko wyprostowany w pozycji obronnej.
Zaklęcie nazwane deszczem meteorów dopiero teraz ukazało swoją prawdziwą moc. Na twarzy blondyna odcisnął się ślad po ciosie. Chuknęło. Prawdopdoobnie siła uderzania sprawiłaby, że przeciwnik poleciałby i rozbił się o najbliższe drzewo jednak po chwili padł drugi cios w plecy. Potem były kolejne nadchodzace z losowych stron. Wyglądało to tak jakby zasypał go niewidzialny deszcz ciosów. Każdy o sile uderzającego w plantę meteorytu. Ostatni atak powalił go na ziemię i wbił w nią tam mocno, że powstał mały krater a okolicę przeszył potężny wstrząs. Apollo pojawił się kilka metrów od niego. Cały śnieg, który pokrywał ich scenę walki w ciągu tych kilku chwil całkowicie stopniał.
Zakrwawiony blondyn jęczał w kraterze próbując wstać by dalej walczyć, jednak zmęczone ciało odmówiło mu posłuszeństwa, a on stracił przytomność bez sił opadając w dole który powstał po magicznym ataku Apolla. Walka dobiegła końca, ale z tego co mag się dowiedział ten osobnik nie był jedynym zagrożeniem w tej okolicy.
Apollo najpierw rozbroił przeciwnika. Zabrane szpony przewiesił w pasie. Dobra broń zawsze się mu przyda. Następnie chcąc nie chcąc wziął niedoszłego ducha i przy pomocy nowej zabawki zrobił z niego coś na wzór kilku kawałków liny. Starannie związał mocno oponenta tak by ten nie mógł się uwolnić gdyby odzyskał nagle przytomność. Delikatnie podniósł ciało i przerzucił je sobie przez ramię. Potem oboje znikli i pojawili się tuż przed bramą wioski. Przeszedł przez główny plac i doszedł do domu burmistrza. Zapukał mocno w drzwi.
Zza drzwi dobiegło Apolla szuranie, oraz starcze zrzędzenie “ Kto o tej porze..” jednak drzwi zostały otwarte przez burmistrza. Staruszek na głowie miał przekrzywioną czapkę nocną, a oczy zaspane.
- Coooo się dziejeeee chłopczeee. - zapytał ziewając głośno.
-Witam Burmistrzu. Udało mi się rozwiązać zagadkę związaną z duchami. - wszedł do środka nie pytając o zgodę a następnie położył ciało na ziemi. Potem streścił staruszkowi to czego się dowiedział. Mój spokojnie i co jakiś czas robił pauzy by rozmówca mógł na spokojnie zastanowić się nad szokującymi z całą pewnością informacjami.
-Tak więc duchów nie ma. Nigdy nie było. To jednak rodzi pewien problem bo nie wiem teraz czy zadanie mam traktować jak wykonane czy mam zająć się samym źródłem problemów. Chcę by pan powiedział mi co o tym wszystkich sądzi i podjął decyzje. Warzą się losy wioski, więc cokolwiek pan postanowi uszanuje to.
Burmistrz słuchał uważnie gładząc się po brodzie i zerkając na nieprzytomnego rabusia.
- Cóż brzmi to faktycznie nieciekawie... - staruszek zrobił pauzę i ponownie pogładził swoją brodę. - … ale twoja misja w ścisłym tego słowa znaczeniu nie jest wykonana. - powiedziawszy to dziadek zaśmiał się wesoło. - Misja bowiem polegała na pozbyciu się duchów, a zapewne jeżeli źródło problemów nie zostanie zanchilowane, to te prześcieradła dalej będą tu latać. - starzec uśmiechnął się do Apolla. - W takim wypadku misja trwa dalej mój drogi chłopcze.
-Rozumiem... - spojrzał na związanego blondasa. Nadgarstki były przywiązane do kostek i to w taki sposób by nie mógł ruszać wogóle dłoniami. Niczym cielaczek prowadzony na rzeź. W sumie to wcale aż tak bardzo nie mijało się z prwadą.
-W takim razie rano przesłucham tego tutaj i zobaczymy co uda się z niego wycisnąć. - było mu go prawie żal. Prawie. Apollo przeciągnął się i ziewnął mocno.
-Jeśli to nie problem pójdę spać. - podniósł swojego niewolnika po czym ruszył z nim w kierunki łóżka. Niedoszłego mordercę położył na ziemi a sam walnął się na łóżko i zasnął. To była ciężka noc.

Ranek


Promienie wschodzącego słońca z trudem przebiły się przez chmury zakrywające niebo i uderzyły Apolla w twarz. Była to miła pobudka toteż przeciągnął się i z lubością ziewnął.
- Co taki wyluzowany. - rozległ sie głos z poziomu podłogi. - Wiesz jak tu jest piekienie niewygodnie.- dodał związany chłopak. - Podał byś jakieś śniadanie i ciepłej herbaty a nie się tak przeciągasz. - dorzucił jeszcze obrażonym tonem.
-Wiesz gdyby nie to, że wczoraj próbowałeś mnie zabić z chęcią bym cię rozwiązał. - podrapał się grzywie i ziewnął głośno. Podniósł się powoli. Czuł się wypoczęty. I nawet rany tak bardzo nie bolały.
-Chcesz coś konkretnego na śniadanie? - spytał Apollo przecierając leniwie oczy.
- Kawa, jajko i chleb - mruknął chłopak. - I weź zabierz te stopy sprzed mojej twarzy, nie pachną najlepiej!
-Wybacz... - powiedziawszy to poszedł gdzieś. Po chwili wrócił trzymając na jednym ramieniu otrzymane zamówienie a na drugim talerz z kanapkami. Chyba z jakimś lekko podpieczonym mięsem. Postawił kubek kawy przed twarzą chłopaka i wsadził do niego słomkę.
-Hrm... nie dasz rady tak jeść, ale nie mogę Cię rozwiązać... Nakarmić cię czy masz jakiś inny pomysł?
- Zabrałeś mi broń to co Ci szkodzi rozwiązać? Nie sądzę byś miał problemy z pościgiem gdybym próbował uciekać. - mruknał blondyn widocznie niezadowolony z tego faktu. - Ale jak już masz mnie karmić, to lepiej rób to jak należy. I bez żadnych wygłupów,! - oznajmił szorstko jak by to nie on był tu związany.
Apollo nakarmił swojego więźnia. Po prostu podsuwał jedzenie pod twarz a tamten łapał w zęby i gryzł. Jak coś spadło na ziemie ruchem ręki odgarniał okruchy na bok by gość nie miał pod sobą brudno. Potem dał mu wypić kawę a sam zjadł kanapki. Pokrzepiony posiłkiem poczuł, że czas brać się do pracy.
-Nic do Ciebie nie mam, ale rozumiesz muszę ci teraz zadać tylko pytań. W zależności od odpowiedzi rozwiążemy tą sprawę w łatwy albo trudny sposób. Nie wiem jak Ty, ale ja chcę spędzić ten dzień bez większych atrakcji. A więc czego wy tam właściwie szukacie?
- Po pierwsze nie my szukamy, a oni. Mnie i kilku moich znajomych wynajęto do ochrony i prac fizycznych. Szefostwo, tak ich nazywamy, szuka tu jakiejś kuli, czy tez kamyk, nie zrozumiałem dokładnie bo ja byłem od ochrony nie od drążenia w lodzie. - odpowiedział blondyn.
-Faktycznie nie wyglądasz na maga... bez urazy. Czyli rozumiem grupa magów i ochrona najemników? Ilu was tam po górach się szwenda?
- Po górach tylko ja, pełniłem role zwiadu, zbieracza duchów no i człowieka od załatwiania problemów. Po za mną jest jeszcze dwudziestka ludzi od kopania w lodzie, ale z nich tacy wojownicy jak... no po prostu kiepscy.- powiedział i oblizał wyschnięte usta. - No i dwójka szefostwa, oni sa magami. Chyba.- dodał.
-Czyli tylko ty zajmowałeś się duchami? To dziwne bo na tym jednym co go przypadkiem znalazłem wyczuć na kilometr można było charakterystyczne kobiece perfumy. Nikt w wiosce takich nie ma więc to ktoś od was. Możesz to jakoś wyjaśnić?
- Ja je zbieram, Szefostwo puszcza. A pani Yon jest bez wątpienia kobietą. Jak bym miał wolne ręcę pokazałbym Ci czemu nie da sie jej pomylić z mężczyzną. - mówiąc to blondas uśmiechnął się a wzrokiem spojrzał na swoją klatkę piersiową, po czym znowu uniósł oczy. - Wiesz o czym mówię?
-Ta... - milczał przez chwilę po czym kontynuował. -No tak czy inaczej zostałeś bez pracy. Jeszcze dzisiaj przybędzie cały oddział magów bojowych z mojej gildii... bo widzisz tak jak ty ja też tu niby tylko w ramach zwiadu. Jak będziesz siedział tu cicho do końca sprawy to Cie wypuszcze potem, ale broń se zostawie. Całkiem fajna. Co ty na to?
.- Nie widzę przeszkód.- odpowiedział krótko. - Ale radzę wam uważać. Szefostwo nie wygląda na najsłabszych, znaczy ciężko to opisać ale miałem przy nich wrażenie, że mogliby mnie zmieść jedynie spojrzeniem. Tak że wiesz, to nie będzie to samo co ten nasz mały sparing. - mruknął przypominając sobie swoją sromotną porażkę.
-Może masz racje, ale z drugiej strony jeszcze nie było takiego zagrożenia z którym Fairy Tail by sobie nie poradziło. - z dumą pokazał kciukiem na znak gildii.
 
__________________
"The good people sleep much better at night than the bad people. Of course, the bad people enjoy the waking hours much more."
-Woody Allen
Famir jest offline