Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-01-2011, 21:35   #11
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Rei siedział nieco zmęczony sytuacją, przyklejał oczy do szyby z miną jakby miał zaraz zasnąć.

Znudzony brakiem wszelkiej aktywności którą mógłby uznać za życie opuścił gildię jako pierwszy, wszystko było spoko gdyby nie jeden mały problem: zapomniał biletu.
W dodatku nie poprosił o niego gdy wrócił po wskazówki drogowe, których i tak w końcu nie wziął, bo przez pierwsze pół minuty po zadaniu pytania wszyscy byli czymś zajęci.

Plątanina po mieście była dosyć kłopotliwa, Rei zawsze miał problem aby zapamiętać gdzie co jest i jak tam trafić, miał problem nawet aby znaleźć gildię, choć słychać ją na dobre pół miasta.
W efekcie stracił wszystkie pieniądze jakie mu zostały aby trafić do wioski, zaś z wypłaty będzie musiał kupić bilet w drugą stronę...

Pokładał się na oknie tak że hełm zaczął mu się zsuwać z głowy, więc co rusz go poprawiał.
Trwał w takim stanie niczym na kacu dobrą chwilę, z grubsza nie interesując się Dantem z którym przy okazji trafili na te same miejsca.
Choć w sumie mogli kogoś poprosić aby zwolnił miejsca dla całej ekipy, ewentualnie proponując przeniesienie rzeczy na wolne miejsca. W końcu będą jechać dwa dni, ludzie nie są chamscy na tyle aby odrzucić tak proste prośby.

Po jakimś czasie wpadło mu do ucha co mówiła dwójka przed nimi. O tych podróżnikach wspominał mu mistrz Markov...czy tam Malkov....oj, karzełek.
Teoretycznie po dobrych dwóch-trzech latach od straty rodziny pogodził się z tym, choć powstawała coraz to nowsza nadzieja...Czy istniał ktokolwiek kto mógłby tworzyć coś z niczego nie będą w jego rodzinie? Choć w teorii mogło chodzić o maszyny drewniane...No i tamta dwójka powinna być od niego starsza, choć nie był tego pewien, pamiętał wszystkich jak przez mgłę.
Nim się zorientował miał łzę w oku, nie pragnął jej, więc jednym ruchem ją wytarł, po czym odwrócił się do dwójki przed nimi.
- Przepraszam państwa, czy chodziło o coś takiego - tu klasnął w dłonie szepcząc coś, po czym wyjął z nich małego ptaka z żelaza, pokręcił kilka razy kluczem w jego plecach a ten zaczął lekko się unosić machając skrzydłami.
Kobieta w fikuśny kapeluszu spojrzała na metalowego ptaszka i uśmiechnęła się.- No prosze jaki zdolny młodzieniec! Niestety nie wiem czy tworzyli takie rzeczy, bowiem słyszałam tylko plotki. Ale z tego co wiem to chyba właśnie coś takiego umieli wytworzyć. - powiedziała dalej zaciekawionym spojrzeniem obserwując metalowe stworzenie.
"eh, no tak" zmartwił się Rei, patrząc na swój twór, lekko unoszący się nad jego ręką.
Po półtora minuty po prostu zniknął, a jego autor z powrotem położył głowę na szybie niczym na oparciu łóżka.
- Mogę wiedzieć gdzie można poznać więcej takich plotek? - dopytał.
- Na wschodzie dużo osób o tym mówi. Stamtąd przyjeżdżamy. - odpowiedziała kobieta wskazując ruchem głowy na swego towarzysza.
- Wschód, huh? - zamyślił się Rei. - To chyba nie w tą stronę... - mruknął do siebie po dłuższej chwili raczej ciężkiego myślenia. - Ah, tak! Berm miało być na północy. Szkoda że nie mam przy sobie notatnika... - Odwrócił się do Dantego. Z potwornie słooodkim i szeeerokim uśmiechem i oraz oczyma jak dwie perły, składając ręce niczym do modłów - Przypomnisz mi abym następną misję brała gdzieś na wschodzie~~~? I pomógłbyś mi w niej przy okazji~? Na tym poziomie nie ma sensu abym sam jakąś brała...
Uśmiech z jego twarzy jednak zszedł po jakiejś sekundzie przez którą nikt się nie odzywał, wyraz twarzy zastąpiła tylda a oczy zwęszyły się w znużeniu
- Kiedy ty zasnąłeś...?
Rei podniósł się z miejsca jednym ruchem i przecisnął się na korytarz, bowiem jak było powiedziane zaklepał miejsce przy oknie. Dla pewności aby nikt go nie podsiadł, szturchnął Dantego, aby zsunął się i spał na dwóch siedzeniach - Popilnuj mi chociaż miejsca - stwierdził bardziej niż poprosił kierując się w stronę sąsiednich wagonów, mały spacer mu nie zaszkodzi.
 
Fiath jest offline  
Stary 23-01-2011, 21:38   #12
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Oprócz niego na stacji stawiło się pięć osób. Niebieskooki, ślepy muzyk, koto-czkłowiek, czerwonowłosy chłopak, dziewczyna z chustą zasłaniającą twarz i… i ten ktoś. Ishir nie był w stanie rozpoznać płci ostatniego z zebranych nowicjuszy.
„Doliczając tego jednego, który twierdził, że będzie czekać na miejscu daje to sześć osób, o których magii dowiem się czegoś na tej misji. Szkoda, że nie wszyscy nowicjusze wzięli to zlecenie. Tym jednym będę musiał zająć się w innym terminie.”
Ishir nie znał imienia żadnego z zebranych. Nie przysłuchiwał się rozmowie w gildii na tyle dobrze, by wychwycić tego typu informacje. Z resztą wcześniej czy później z pewnością dowie się tego. Na razie bardziej od imion liczyła się moc reszty nowicjuszy.
Tłum pchający się do pociągu nie napawał niebieskowłosego optymizmem. Ilość osób na metr kwadratowy zdecydowanie przekraczał normy Ishira dotyczące ludzi przebywających w jego otoczeniu. Starając się odgrodzić od nich umysłem zwiększył głośność muzyki dobywającej się z jego słuchawek. Metal działał uspokajająco na chłopaka. Przynajmniej niektóre kawałki. Inne stymulowały się do walki. Muzyka była dobra na wszystko.

Atmosfera była sielska. Dwie staruszki plotkujące na przeciwnych siedzeniach, dziewczyna siedząca obok i on słuchający muzyki i zapatrzony w migające za oknem widoki. Wydawać by się mogło, że Ishir jest jakimś posągiem. Chłopak nie ruszał się. Jedynie rzadkie mrugnięcia świadczyć mogły o tym, że jeszcze żył. Pojawienie się dwóch nowych osobników zakłóciło jednak spokój w przedziale.

**********

Dziewczyna spojrzała ukradkiem na siedzących naprzeciwko niej mężczyzn. Miała odkryte tylko jedno oko, opleciona była szalem. Było to na tyle udane zawiązanie, że wyglądało to bardziej jakby było jej zimno, niż miałaby coś do ukrycia. Popatrzyła okiem to na jednego, to na drugiego, nie odzywając się wcale. Jednak po chwili, sięgnęła po coś do kieszeni. Wyjęła małą książeczkę o brązowej okładce. Grzecznie, zakładając nogę na nogę, otworzyła i zagłębiła się w lekturę.
„Luxus to idiota. Luxus to idiota” Te słowa tłukły się po głowie chłopaka sprawiając, że Ishir powoli tracił nad sobą panowanie. Iskry zaczęły przeskakiwać po jego skórze wywołując ciche trzaski. Iskry sprawiły, że wszystkie jego włoski stanęły na baczność, a jego fryzura lekko zwiększyła swoją objętość. Oczami, z których bez trudu dało się wyczytać niebezpieczeństwo, niebieskooki wpatrywał się w klatkę piersiową osobnika z mieczem.
- Przeproś- wysyczał przez zęby. – Słyszysz? Przeproś! Ostatnie słowo wykrzyczał.
Facet z mieczem spojrzał na Ishira unosząc brew do góry.- Za co niby mam przepraszać dzieciaku? Pogięło Cię czy co?- a jego dłoń pogłaskała rękojeść miecza.
Towarzysz tego mężczyzny zaś zabsorbowany był oglądaniem nóg dziewczyny. Dopiero po chwili z wesołym uśmiechem zagadał. - Co tam czytasz ślicznotko?
Ishir zacisnął pięści. Jego wzrok nie zmienił celu obserwacji. Bam, bam. Bam, bam. Serce zaczęło bić coraz szybciej. Ilość impulsów nerwowych płynących przez ciało chłopaka zwiększyła się. Ishir zdawał sobie z tego sprawę. Wraz z impulsami młodzieniec posłał moc magiczną do czubków palców. Czekała tam aż zostanie uwolniona w odpowiednim momencie.
- Za to, że ty i twój kolega jesteście debilami. – Niebieskowłosy uśmiechnął się zaczepnie. - Więc jak? Przepraszasz czy żałujesz?
Anette nie przejmując się słowami samca, który przeglądał się jej wdziękom, przewróciła kartkę na następną stronę. Widać było, jak jej błękitne oko przegląda kolejne linijki swej książki.
Mężczyzna dzierżący miecz uniósł brew i spojrzał na Ishira.
- Coś Ci się chyba w łepku po przewracało chłoptasiu. - stwierdził i pogładził rękojeść swojego miecza. - Rozmawiam sobie z kolega, a ty nagle zaczynasz szczekać. Nie podskakuj za wysoko, bo spadniesz. - dodał z wrednym uśmieszkiem.
Drugi mężczyzna jakoś nie zwracał na to uwagi, bowiem za wszelką cenę próbował zajrzeć pod szal dziewczyny, aby zobaczyć resztę jej twarzy.
- Uważasz, że szczekam? – Ishir wyprostował palce rąk. – Skoro umiem szczekać to i umiem drapać.
Chłopak popatrzył się na mężczyznę wzrokiem podobnym do wzroku wygłodniałego psa patrzącego na jedzenie.
- Lightning Claws – wyszeptał niebieskowłosy. Moc zgromadzona w palcach ukazała się pod postacią trzydziestocentymetrowych szponów w kształcie błyskawicy. W tym samym momencie Ishir ruszył w stronę mężczyzn. Szpony z prawej dłoni zatrzymały się tuż przed twarzą mężczyzny z mieczem. Lewa dłoń skierowana była w stronę drugiego mężczyzny.
- I co, podobają się moje pazury? – chłopak uśmiechnął się z satysfakcją.
Facet z mieczem zrobił zeza by spojrzeć na szpony, po czym głośno przełknął ślinę.
- Spokojnie kolego... spokojnie... - począł uspokajać Ishira. - Ty i my nie chcemy mieć przecież kłopotów. Może lepiej cofnij te pazury...- mówiąc to wtulił się mocniej w ścianę.- Jeżeli nasz szef dowie się, że coś nam zrobiłeś to nie będzie to dla Ciebie miłe.- dodał wojownik, a jego towarzysz przytaknął energicznie patrząc z przerażeniem na elektryczne pazury Ishira.
Słychać było jedynie przełożenie strony. Dziewczyna nawet przez chwilę nie oderwała swojego błękitnego oka od lektury. Jednak poruszyła się po krótkim czasie, ukazując większą część ud, które po chwili zostały ponownie zasłonięte przez jej spódniczkę. Poprawiając pozycję, zmieniła nogę na nodze. Można było wyczytać z lektury napis: ”Biblia”, który był na okładce napisany złotym, zawijającym drukiem.
Ishir zbliżył jeszcze bardziej swoje pazury do twarzy mężczyzn.
- Jesteś pewien, że ja również nie szukam kłopotów? – Chłopak uśmiechając się. – Nie boję się waszego szefa. Zapewniam was, że po tym, co z wami zrobię nie będziecie w stanie mu o niczym powiedzieć – Niebieskowłosy zaśmiał się dziko.
Mina wojownika stężała jak gdyby zdał sobie sprawę, że Ishir nie żartuje. - Nie lubie bić dzieci, ale prosisz się o lanie chłopczyku. - mówiąc to szybko uniósł nogę i kopnął chłopaka w pierś odrzucając go na siedzenie, a sam poderwał się do góry mocując się z mieczem, który nie chciał wyskoczyć z pochwy.
Ishir wbił się w fotel. Chłopak jęknął cicho. Jego głowa opadła na jego pierś. Elektryczne pazury znikły. Wydawać by się mogło, że cios wykluczył go z gry. Nic bardziej mylnego.
- Zamknij oczy.– wyszeptał do dziewczyny.
Nie sprawdzając czy jego towarzyszka go posłuchała, samemu mając zamknięte oczy klasnął w dłonie.
- BLIND! – krzyknął jednocześnie.
Coś trzasnęło w powietrzu. Niemal białe światło wypełniło przedział. Nie czekając na rozwój wydarzeń Ishir wyprostował przed sobą ręce.
- THUNDER CANNONADE!
Z dłoni chłopaka wystrzeliły pioruny kuliste, które pomknęły w stronę gdzie powinni znajdować się mężczyźni.
Słysząc ostrzeżenie, zamknęła oko. Trafiła idealnie w czas, gdyż wyglądało to bardziej jak mrugnięcie niż zamknięcie oka. Nie podnosząc nadal głowy, przerzucała coraz szybciej kartki. Można by stwierdzić, że szuka czegoś w swojej książeczce. Całość obserwowana z boku mogła wydać się dosyć komiczna. Dziewczyna, siedząca pod oknem, a w przedziale walka. Walka toczyła się do momentu, który niedługo zakończy całość przedstawienia...
Wagon pierw zalało oślepiające światło, a potem rozległ się łoskot i seria wyładowań elektrycznych. Anette aż poczuła mrowienia na palcach a kilka włosów pod szalem stanęło jej dęba. Zaś dwójka mężczyzn poczuła już więcej niż mrowienie, a mianowicie potężny wstrząs elektryczny. Aktualnie leżeli oni ze sterczącymi w różne strony włosami na podsmalonych siedzeniach. Po ich ciele przebiegały jeszcze wyładowania elektryczne zaś ich przytomność postanowiła wziąć sobie długi urlop. Posiadacz miecza otworzył jeszcze usta wypuszczając z nich kłębek dymu, po czym zsunął się z siedzenia na ziemię. Ishir był jednak pewien. że obaj mężczyźni przeżyli, co trochę uspokoiło jego jak i towarzysząca mu Anette.
Chłopak odetchnął głęboko.
- Chyba trochę przesadziłem – powiedział patrząc na zniszczone siedzenia. – Mogli przeprosić, gdy dałem im szanse. Teraz chyba tego już nie zrobią.
Ishir sięgnął po słuchawki. Zaczął zakładać je na uszy, lecz zatrzymał je w połowie drogi.
- Mam nadzieje, że nic Ci się nie stało – zwrócił się do siedzącej obok dziewczyny.
Jej wzrok zatrzymał się. Zdjęła nogę z nogi i podniosła się. Widać było jej sylwetkę w całej okazałości. Była dosyć wysoka jak na dziewczynę, bo mierzyła ponad 1.75 metra. Jej kwiatek we włosach, po wyładowaniach także stanął dęba. Cały czas trzymając w ręku książkę popatrzyła okiem, najpierw na jednego, potem na drugiego, na końcu odwracając głowę do Ishira.
- Niczym wrogowie, tak traktujecie siebie. Pan nas zbawił, zostawiając nam pokój swój. Wy go niszczycie, atakując siebie nawzajem. - jej głos był ciężki do określenia. Wydawało się, że mówi spokojnie i otulnie, lecz w każdej chwili mogłaby zmienić ton na operowy. Macie się miłować jak bracia, a nie ze sobą walczyć.
Jej wzrok teraz skupił się na osobie Ishira.
- A Pan, niech nie zapomni o tym wspomnieć na spowiedzi w niedzielę. Rozgrzeszę wtedy z czystym sercem. - dodała.
Po tych słowach stanęła tyłem do okna, tak, by każdy w przedziale ją widział.
- Bo góry mogą się poruszyć i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi Ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą. - wyrecytowała ze swojej książki. Po tych słowach spojrzała pytająco na zebranych, czy zrozumieli jej przekaz.
Ishir siedział z otwartymi ustami wpatrując się w Anette. Gdy ta spojrzała na niego pytająco, jedynie pokiwał głową. Wszystkiego się spodziewał, lecz nie takiego wykładu. Cóż przynajmniej miał pewność, że jego towarzyszce nie stało się nic poważnego.
Nie założył trzymanych do tej pory w rękach słuchawek na uszy, lecz na powrót zawiesił je na szyi. Wolał nie prowokować dziewczyny do dalszego monologu.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 23-01-2011, 21:39   #13
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Gwizdając pod nosem Rei wszedł do przedziału, początkowo nie spostrzegł członków swojej gildii, jednak w pewnym momencie zatrzymał się i zrobił kilka kroków w tył.
Odwrócił się do Anette stając na baczność z ręką wysuniętą do przodu
- Yooo~~ Co u was? - spytał. Rozglądając się po przedziale, i nie mogąc zatrzymać wzroku na jednej osobie. W końcu spostrzegł dwójkę na ziemi, przeszedł w "spocznij" i wskazał miecznika palcem
- Robił grilla czy jest ninją i maskuje się w cieniu? - zapytał nieco zdziwiony.
- Gadali dość poważne głupoty, za które nie chcieli przeprosić. – wyjaśnił Ishir. – A grilla zrobiłem sobie z nich ja. Szkoda, że nie są jadalni.
Niebieskowłosy rozsiadł się wygodnie na swoim miejscu i splótł ręce na tyle głowy. Zjawiła się inna ofiara dla jego towarzyszki także samemu mógł pogrążyć się w rozmyślaniu.
- Huh? Nie rozumiem - zamyślił się Rei - czemu nie przeprosili...i po co grillować ludzi w przedziale pociągowym? - z głupią twarzą skierował wzrok na Anette.
- [i]Nie chciałem ich grillować. Chciałem, żeby przeprosili.[i/]- Ishir zrobił minę niewiniątka. -Nie przeprosili, trochę mnie jeszcze wkurzyli... no i tak jakoś wyszło.
- Zasłużyli na gniew Pański, ale został on wyprowadzony w innym stylu, przez jednego z członków gildi Fairy Tail, za co sam będzie musiał się wyspowiadać. - powiedziała do nowo przybyłej osoby.
- Obrażali jednego z byłych gildiowiczów. - dodała.
Oczy patrzące na Anette powiększyły się mniej-wiecej dwukrotnie
- Pan? - zdziwił się Rei - czyli kto? - nic mu nie mówiło o osobie która mogłaby zesłać na nich swój gniew. Choć gdy zastanowił się bardziej... - Mistrz Markov bardziej by się zeźlił za niszczenie popularności gildii poprzez spalanie ludzi w pociągach, a nie przez to co wygadują przygłupy, zwłaszcza ci co wyglądają tak słabo...
- Trochę mnie poniosło. - Ishir wyrwał się na chwilę ze swych rozmyślań. -Wszelką odpowiedzialność biorę na siebie. A poza tym ja ich nie spaliłem tylko potraktowałem piorunami.
- Pan, czyli Mądrość, zwany też Wszechwiedzący. Różne są określenia dla Niego. - po chwili jednak zainteresowała się czymś... a dokładnie...
- Mogę zobaczyć? - spytała pokazując palce na słuchawki
- Nie ma sprawy. - chłopak sprawdził, czy muzyka jest na pewno wyciszona po czym odpiął kabel od Mp3rójki. Zdjął z szyi słuchawki, zwinął lekko kabel i podał dziewczynie. “Przynajmniej znalazła sobie jakieś inne zajęcie niż prawienie kazań” przemknęło mu przez myśl.
Wzięła od niego słuchawki tak, by nie dotknął jej ręki. Zrobiła to na tyle umiejętnie, że nikt się nie zorientował. Gdy założyła na uszy podała mu kabel.
- Podłącz i pokaż co tam masz. - powiedziała.
- Nie wiem czy ci się spodoba - Ishir wykonał posłusznie prośbę. Chwilę zastanawiał się co by też włączyć dziewczynie.
- Mam nadzieję, że lubisz metal. - powiedział włączając jeden ze swych ulubionych kawałków.
Zamknęła oczy i przez chwilę jej ciało zaczęło falować. Widać było jak niesiona jest muzyką Ishira. Dopiero po dłuższej chwili otworzyła oczy i kaszlnęła, otrząsając się. Zdjęła słuchawki i podała mu.
- Ok, zaliczyłeś muzykę. - powiedziała.
- Yyyyy - Ishir znów otworzył usta nie wiedząc co powiedzieć. - To jakiś test miał miejsce?
- Tak. Muszę wiedzieć czego słuchasz nosząc słuchawki. Nie wiedziałam, że oprócz mnie ktoś lubi podobną muzykę. Przynajmniej Ty jeden będziesz może słuchać na sali koncertowej w gildi. - orzekła to i usiadła na swoje miejsce, wsadzając książkę do kieszeni.
Rozumowanie dziewczyny było dla niebieskowłosego nie do zrozumienia. - Ale słuchawki nosi się po to by nikt nie wiedział czego się słucha. No ale mniejsza. Czego będę słuchał?
- Mnie - odparła zadowolona. - Mimo tego, że jestem inna niż reszta dziewczyn, muzyki nie mogę się wyprzeć. Słucham...zresztą zobaczysz jak wrócimy. Ty może grasz na jakimś instrumencie? - zapytała z ciekawości.
Szczęka Ishira rozwarła się jeszcze bardziej. Szybko jednak ją zamknął. - To... fajnie, że śpiewasz. - Chłopak podrapał się po czuprynie. - Nie. Nie gram na niczym. Nie miałem czasu na naukę gry na jakimś intrumencie.
- Gdybym wiedziała, że będzie taka nuda w wagonie, to bym wzięła coś ze sobą. Zresztą dowiedziałam się o misji 5 minut przed odjazdem pociągu. Z tąd moje nieogarnięcie. Jak będziesz się nudzić, możesz wpaść to sobie pogramy. - powiedziała.
- Coś mi się widzi, że źle by to się skończyło dla Twoich instrumentów. - chłopak uśmiechnął się. - [i] Łatwo się wkurzam i mogę coś przez przypadek rozwalić... A tak przy okazji. W sumie to nawet pasowałoby od tego zacząć. Jestem Ishir Razebur. A wy? - zwrócił się do obojga - Nie przysłuchiwałem się waszej rozmowie w gildii i nie wychwyciłem waszych imion.
Rei przyglądał im się gdy gadali o muzyce i słuchawkach, choć wciąż nie mógł rozszyfrować "pana" - Jestem Rei - odrzekł na pytanie mistrza grillowania.
Właściwie nawet nie wysłuchał co mówili o metalu będąc pogrążony w szukaniu sensu w słowach Anette, jednakowoż go nie dostrzegał.
Wreszcie spytał Anette:
- To jakiś mocny mag może? Coś ala legendarny Zeref? Tylko tamten był zły.
Kiwnęła głową.
- Ten mag jest najsilniejszym ze wszystkich bowiem stworzył cały świat, całe istnienie w 6 dni. Wyczuwam w Tobie silne zamiłowanie w nim, jeśli chcesz mogę Ci o nim powiedzieć więcej. A co do przedstawiania się. Jestem Anette. Anette Cassai. - powiedziała kiwając głową w stronę Ishira.
Ishir wypuścił głośno powietrze. Dobrze, że to nie on był osobą w tym dialogu Anette. - Miło poznać - uśmiechnął się do dwójki nowicjuszy. - Teraz jeśli pozwolicie trochę sobie odpocznę. Lecz najpierw... Chłopak podniósł się z miejsca i podszedł do ofiar “grillowania”. - Panowie wybaczą, ale wasza dalsza obecność w tym przedziale jest niewskazana. Najpierw posiadający miecz, później jego kolega zostali wyciągnięci poza przedział. - No to teraz można się w pełni odprężyć.
Nie przejmując się podsmoleniem siedzeń chłopak położył się na nich.
Rei puknął się w hełm z długim echem
- Stworzył drugi świat... - na tych słowach jego myśl urwała się niczym problem połączenia w magii archiwum. - Musiał mieć niezły creation magic! - odparł z entuzjazmem, jednak po chwili uspokoił się i dodał już nieco ciszej - ale przypomina mi się że mówili coś o 'panu' na pogrzebie gdy byłem w Blue Pegasus, skoro zmarł to nawet nie ma po co z nim rozmawiać. - stwierdził.
- On nie umarł. On cały czas istnieje, lecz nie tutaj. Obserwuje nas, jest w Tobie! Jest wszędzie.- Gdy to mówiła pokazywała dłońmi cały przedział, tak jakby znajdował się w każdym miejscu.
- Tylko z innego miejsca. - dodała
Ishir przymknął oczy i nałożył słuchawki na uszy. Sięgnął do Mp3trójki i włączył muzykę. Przewrócił się na plecy. Zaplótł ręce na karku i zaczął wsłuchiwać się w muzykę. Odpoczynek był mu potrzebny bardziej niż rozmowa z towarzyszami.
Rei wpatrywał się niezrozumiałymi, wielkimi oczyma w Anette. Historia którą przedstawiała musiała prezentować naprawdę potężnego, niepokonanego i silnego maga, który zachował obecność nad planetą nawet po śmierci, i to nie tylko swoją, ale również tą na której oni żyją.
Musiał mieć niespotykaną moc i być bardzo pomocy, zarazem należeć do potężnej i niespotykanej gildii, pełnej zapewne wielkiej sławy i dumy...zaraz, pogrzeb w Blue Pegasus?
- Nonsens. - stwierdził, a jego oczy momentalnie wróciły do standardowych rozmiarów, jak nie mniejszych. - ziewnął szeroko i wcisnął się na wolne miejsce które wcześniej zajmował Ishir - Hej, zajmujecie się czymś jeszcze oprócz magii i pisaniem książek?
- Tworzę muzykę. - odparła szybko.
 
BoYos jest offline  
Stary 25-01-2011, 14:27   #14
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
- Ruszcie no te stare tyłki, przepuście mnie, no przepuście burmistrza!- na te słowa delegacja skostniałych staruszków rozstąpiła się przepuszczając... kolejnego siwego człowieka. Ubrany był w rozpięty ciepły płaszcz, oraz czerwoną czapeczkę. Pod paltem miał zarzuconą kolorystycznie pasującą do nakrycia głowy kamizelkę oraz brązową koszule. Z wesołym uśmiechem poruszył kilka razy pokaźnym wąsem by zrzucić z niego płatki śniegu, a palcami przeczesał długa brodę związaną u dołu czerwoną kokardką.
Podszedł do Apolla żywym krokiem i złapał twoją rękę energicznie ją potrząsając. Jednocześnie wesołym głosem oznajmił.
- Witaj młodzieńcze jestem, Touru burmistrz tego miasteczka. Powiedz co Cię do nas sprowadza?

-Wasza wioska wysłała list z pewną misją do mojej gildii. Przybyłem by rozwiązać problem z duchami. - spytali to odpowiedział zgodnie z prawdą. Nie podobało mu się, że miejscowi praktycznie go otaczali ze wszystkich stron, ale nie wyczuwał żadnych morderczych intencji. Nie mniej lepiej się mieć na baczności.
- Ach nareszcie, nareszcie! - ucieszył się burmistrz i zaczął oglądać Apolla ze wszystkich stron. - Młody, silny i odważny tego nam było trzeba! - zaśmiał się głośno i dźgnął chłopaka o lwiej grzywie w pierś palcem. - Nie zimno Ci? - zapytał wesoło i szybko zmienił temat. - Tak wysłaliśmy ogłoszenie do różnych gildii, z jakiej przybywasz? Jesteś tu sam?- wypytwał się uśmiechnięy starzec.
-W ciągu dwóch dni powinno przybyć więcej magów. Moja magia umożliwia na bardzo szybkie podróże, więc wyruszyłem jako pierwszy by zbadać jak sytuacja wygląda i o jak dużym zagrożeniu ze strony duchów mowa. - zrobił krótką przerwę po czym wskazał kciukiem żółty symbol na ramieniu.
-Nazywam się Apollo i pochodzę z Fairy Tail. - pytanie o zimno zostało widocznie kompletnie zignorowane.
- Fairy Tail, Fairy tail... dużo o was słyszałem, kiedy kilka lat temu podróżowałem jeszcze po świecie. - oznajmił staruszek i poklepał Apolla po ramieniu. - A co do zagrożenia. Cóż tak szczerze to nie wiemy jak dużo ono jest. - powiedział i odkaszlnął. - Widzisz synu, ta wioska zamieszkana jest przez ludzi w starszym wieku, młodzi wyjechali do dużych miast, bo tu nie mili co robić. Naszą jedyną rozrywką są tu rozmowy, ciepła herbata, listy od wnuków no i spacery po górach. Ostatnio jednak z tych relaksujących wycieczek musieliśmy zrezygnować, gdyż na ostatniej natknęliśmy się na ducha! Leciał pośród płatków śniegu, wyglądając niczym wielkie prześcieradło, a my woleliśmy nie sprawdzać czy jest groźny, wiesz synu starsi ludzie nie mają już sił na poznawanie duchów osobiście. Od tamtego czasu widać je czasem na niebie jak latają w okolicach wioski, a potem wraz z wiatrem lecą w stronę gór. Przez co nie możemy już wybierać się na nasze relaksujące spacery. - Starzec westchnął smutno i dodał. - Tylko tyle o sytuacji jestem w stanie Ci powiedzieć chłopcze.
-Rozumiem... - Apollo z fraunskiem podrapał się po brodzie. Nie był pewien czy siła bojowa w postaci ośmiu magów była potrzebna do tego typu zadania. Jeszcze rozniosą całą tą górę i biedni ludzie nie będą mieli gdzie przespacerować. Chwilę się zastanawiał jaki powinien być jego następny krok.
-Za dnia i tak nie spotkam duchów. Poczekam do zmroku po czym pójdę w góry i zobaczę co się da zrobić. Czy znalazłoby się miejsce do spania dla strudodzengo wędrowca? - uśmiechnął się z lekka łobuzerko
- A duchy to i za dnia widać, chociaż nie ma regularnej pory kiedy się pojawiają. - odparł burmistrz. - Przespać możesz się u mnie, mam duży dom, a skoro chcesz ruszać w góry nocą to faktycznie przyda Ci się trochę snu.- oznajmił i dodał ze śmiechem. - No i odwagi!

Góry Zmrok godzina koło 20


Sen pozwolił magowi na odregenerowanie sił magicznych oraz przemyślenie sobie wszystkiego. Gdy zaczęło się ściemniać pożegnał się z burmistrzem który uraczył go wcześniej ciepłym posiłkiem i miejscem do spania po czym ruszył w stronę miejskiej bramy. Chmury pokrywające niebo sprawiały, że było tu jeszcze ciemniej niż normalnie o tej porze. Dla Apolla jednak nie był to wielki problem, gdyż jego oczy świetnie pracowały w ciemności, zaś wiatr zelżał toteż, śnieg nie ograniczał widoczności. Ścieżka wskazana mu przez staruszków prowadziła przez mały lasek w stronę gór. Była to stara dróżka którą zapewne staruszkowie z tej wioski znali centymetr po centymetrze. Apollo zas dopiero miał ją poznać.
Mag ruszył ścieżką. Czuł się wypoczęty jak nigdy. Ten sen bardzo był mu potrzebny. Gdyby wyruszł od razu i natrafił na jakieś poważne niebezpiezeństwo mogłoby być nieciekawie. Śniegu pod stopami praktycznie nie czuł. Równie dobrze mogłaby tam być sama ziemia. Duchy nie pojawiały się od tak. Zazwyczaj miały jakiś ważny powód by nawiedzać okolicę a czasami ktoś je do tego zmuszał. I to tej drugiej opcji bardziej się obawiał. Przy pierwszej można negocjować. Przy tej kolejnej prawie zawsze leje się krew. Szedł dalej starając się ogarnąć swoimi zmysłami jak największy teren. Zapowiadała się ciekawa noc.
Droga przez krótki lasek minęła Apollowi spokojnie, tak jak zresztą i początkowa przeprawa przez górską ścieżkę. Szedł już ponad godzinę i jedyne na co się natknął to śnieg,śnieg, trochę śniegu i oczywiście śnieg. Wspominałem o śniegu?
Jednak gdy Apollo wdrapał się po stromej części traktu na sporych rozmiarów zlodowaciałą skałę coś śmignęło tuż nad nim. Poderwawszy głowę zobaczył dokładnie i wyraźnie, biały kształt przypominający płótno z wyciętymi w nim otworami. Duch wykonał beczkę wraz z wiatrem po czym.... zaczepił się o wystającą skałę i zaczął powiewać na niej, falując w rytmie wietrzyku.
Coś tu bardzo mu nie pasowało. Kilkoma szybkimi susami dotarł do ducha i złapał go. Ten ani nie zareagował anie nie zniknął. Po bliższych oględzinach stwierdził, że to po prostu zwykłe prześcieradło. Z wyciętymi otworami. Poczuł, że ktoś widocznie robi sobie z niego jaja. To było równoznaczne z tym, że ten ktoś miał właśnie bardzo przejebane. Widocznie ktoś puszczał takie szmaty a wiatr je ponosił. Wioskowi to starzy ludzie po prostu dali się nabrać i wzięli je za duchy. Tylko po jaką cholerę ktoś miałby to robić. Apollo przyłożył szmatę do twarzy i zaczął ją wąchać. Szukał charakterystycznego ludzkiego zapachu.
Chłopak wciągnął powietrze w nozdrza a te uderzyła kombinacja różnych zapachów. “Duch” pachniał człowiekiem ale i nie tylko. Apollo wyczuł zapach mocnych kuszących perfum, zapach roślin (zapewne prześcieradło zahaczyło o nie w czasie lotu bowiem było postrzępione w kilku miejscach) oraz jeszcze jeden zapach, bardzo niepasujący do tego miejsca, bowiem Apollo poczuł... banany!
Gdy chłopak wąchał materiałową szmatkę usłyszał nad sobą świst powietrza jak gdyby coś leciało w jego stronę. Zadziałał instynkt chłopak odskoczył ale coś przejechało po jego ramieniu. Przedmiot stalowy i ostry, który rozciął skórę maga. A przed nim coś, a raczej ktoś wylądował. Ubrany w zieloną zimową kurtkę z kapturem, blondyn o niebieskich oczach. Jego ciężkie zimowe buty uderzyły mocno o skałę, a on ugiął kolana i kucając patrzył z uśmiechem na Apolla. Czarne spodnie wsunięte miał w obuwie, zaś na rękach tego dziwnego osobnika mag ujrzał stalowe pazury. Które teraz ociekały krwią, krwią z ramienia Apolla.
- Staruszkowie w końcu postanowili przepędzić duchy... Żenada...[//i]- odparł cichym zimym niczym lód głosem.



Apollo przeklnął w duchu. Gdyby nie był tak skupiony na tym kawałku szmaty wyczułby gościa. Zapach typa się zgadzał, ale tylko częściowo z tym z ducha. Znaczyło to, że górach siedzi ich więcej. Co najmniej jeszcze jedna osoba. Chyba kobieta. Wciągnął głębiej powietrze. Na szczęście w najbliższej okolicy poza paroma zwierzątkami i nimi nie było nikogo innego.
-Hrm... Nie jest ci za gorąco jak nosisz na sobie tyle ciuchów? - mag nie dał po sobie poznać, że właśnie został trafiony. Nie pierwsza i nie ostatnia rana w jego życiu.
- Miałem właśnie zapytać czy tobie aby zimno nie jest. - powiedział blondyn i oblizał pazury z krwi.- Mmm. smaczna... taka egzotyczna. - oznajmił z lubieżnym uśmiechem i wyprostował się, a jego wzrok padł na twoje prawe ramię.- Czyli przybyłeś pomóc staruszką w walce z duchami. - rzucił z kpiącym uśmieszkiem.- Tak jak myśleliśmy, duchy nigdy nie ściągają wielu chętnych do pomocy. - dodał jak gdyby sam do siebie.
-Tak to mniej więcej wygląda. Tyle, że to trochę irytujące kiedy przebywa się tak długą drogę by się dowiedzieć, że duchy na które masz polować to tylko szmaty noszone przez wiatr, które mają straszyć miejscowych. Swoją drogą jeśli ten teren jest wam - na to słowo położył szczególny nacisk
- do czegoś potrzebny to nie mogliście się dogadać z wiąską lub ją wybić? To...[i/] - podniósł pseudoducha - ... tak trochę... amatorsko wygląda...
Chłopak w zimowej kurtce uśmiechnął się i odpowiedział Apollowi.- Amatorszczyzna to, to co ty wygadujesz. Dogadać z wioską, gdy chce się pracować po cichu? Nie znasz staruszków od razu napisali by w liście do wnuków “No wiesz, był tu taki ktoś kto chciał...bla bla bla”- mówiąc to blondyn wykonał dłonią ruch jak gdyby udawał, że to czyjeś paplające usta. - A wybijanie tylko ściągnęło by tu chmarę strażników i poszukiwaczy nagród. Wystarczyłoby, że jeden wnuczek przyjechałby w odwiedziny do dziadka i zobaczył wybitą wioskę, a cała anonimowość idzie do piachu. - mówiąc to wzruszył ramionami. - A takie prześcieradło to małe koszty, małe zainteresowanie ze strony łowców nagród, a wnuki tych starców tylko z politowaniem kiwają głową nad listami, zastanawiając się czy na starość tez będą widzieć duchy. - chłopak ponownie oblizał pazury. - No i teraz muszę wykończyć tylko jednego chłopaczka którego nie stać na ciuchy a nie cały szwadron magów bojowych. Proste, nie skomplikowane i mało kosztowne.
Cały szwadrom magów bojowych? Oj chłopie coś czuje, że w ciągu najbliższych dni się mocno zdziwisz. Działali tutaj nielegalnie i do tego nie mieli dość siły bojowej by sie przeciwstawić licznemu przeciwnikowi. Tyle Apollo zdołał wywnioskować z jego słów. Znał zapach. Mógłby ich potem wytropić w razie czego. Rozum nakazywał się wycofać. Przegrupować siły i rozgnieść potem jak robaka. Jednak rana na honorze manifestująca się pociętymi plecami nie dawała mu spokoju.
-Rozumiem. Zkoro i tak mnie zabijesz może chociaż mi powiesz po co to wszystko? Jestem strasznie ciekawski z natury i jeśli mam już ginąć to chciałbym wiedzieć chociaż po jaką cholerę?
- Nie jestem głupcem. - powiedział blondyn patrząc na Apolla, jemu mrok chyba też nie przeszkadzał. - Nie powiem Ci niczego ważnego póki nie będziesz martwy, zresztą wtedy też Ci nie powiem bo po co? - chłopak zaśmiał się i przejrzał pazurami po sobie wywołując nie przyjmeny dla ucha zgrzyt. - Ale skoro jesteś ciekawski, to powiem Ci jedynie że czegoś tu szukamy. Taka moja drobna przysługa zanim Cię zabije. Zadowolony?
-W sumie tak. Przynajmniej jesteś jako tako wychowany. Niektórzy pchają nóż w plecy nie zamieniając ani słowa ze swoimi ofiarami. To się chwali w tych czasach. - uderzył swoimi pięściami o siebie. Z jego gardła wydobyło się ciche warknięcie, ale nie brzmiało jak ludzkie. Wydawało się jakby należało do lwa a nie człowieka. Ptaki siedzące na drzewach poderwały się do lotu zupełnie jakby wyczuły zagrożenie.
-Czyli rozumiem sprawę załatwiamy w ten nieprzyjemny sposób?
- Uwielbiam ten nieprzyjemny sposób. - mruknął zadowolony blondyn i nagle niczym rakieta wystartował w twoja stronę. Złożył dłonie układając z pazurów krzyż i szarżował w twoją stronę.
Apollo zniknął z pola widzenia i w czasie krótszym niż ułamek sekudny pojawił się z założonymi rękami blondasowi za plecami. Bez żadnego ostrzeżenia kopnął go w cztery litery. Pazurzasty biegł na tyle szybko nie udało mu się złapać równowagi po tym nieprzewidywalnym obrocie spraw. Uderzył twarzą o ziemię a potem przetoczył się do przodu jeszcze kilka metrów. Apollo nie ruszył się nawet o krok.
[i]-To za tą ranę na plecach.[i] - uśmiechnął się szczerząc kły.
Chłopak przeturlał się i wylądował na czworaka twarzą w stronę Apolla jego mina wskazywała że nie jest zbyt zadowolony z tego co zrobiłeś. - Magowie i ich sztuczki... - mruknął pod nosem po czym wybił się w twoją stronę wykonując tygrysi skok z pazurami wystawionymi do przodu.
-Dobra. Czas zacząć... - znowu zniknął i tym razem pojawił się tuż - dosłownie parę centrymetrów - nad przeciwnikiem. Złapał mocno za ramamiona uniemożliwiając im jakikolwiek ruch. Następnie prostując gwałtownie nogi uderzył go w plecy i mocno pociągnął ramiona do siebie. Kręgosłóp wygiął się pod dziwnym kątem. Siła kopnięcia była tak duża, że zamiast dalej lecieć do przodu runęli w dół. Zderzenie czołowe z ziemią musiało blondasa dość mocno zaboleć.
Chłopak w zielonej kurtce mocno walnął o ziemię a po zderzeniu twarzy z ziemną skałą z jego ust pociekła strużka krwi. Apollo nie tracił czasu i uginając nogi odbił się od ciała przeciwnika mocniej wgniatając “pazurzastego w posadzkę”. Blondyn wykazał się jednak niezwykła siła woli i zaciętością bowiem gdy mag odbił się od jego pleców, on wykręcił się i machnąwszy dłonią rozciął spodnie Apolla, a jego pazury zagłębiły się w łydkę chłopaka. Mag wylądowął około dwóch metrów od dźwigającego się z ziemi chłopak i poczuł, że rana na nodze jest o wiele głębsza od tej na ramieniu.
- Nie najgorzej... - mruknął blondyni splunął krwią.
-Też nieźle sobie radzisz. - powiedział patrząc na ranną nogę. -Chcesz walczyć dalej czy masz już dość? - pytanie o dziwo było powiedziane bardzo poważnym tonem. Apollo nie widział sensu w walce z kimś kto wyraźnie nie był magiem. Zwłaszcza, że sam jeszcze nie wytoczył najcięższej dostępnej altylerii.
- Nie bądź zbyt pewny siebie... -mruknął blondas. Poruszył delikatnie ręką, a z rękawa jego kurki wyskoczył sztylet, którym cisnął w twoją stronę.
-Starkiller: Meteor Storm! - Apollo znowu zniknął i pojawił się tuż przed blodnynem. Niemniej nadal był dla niego niewidoczny. Następnie używając kolejnego zaklęcia wystrzelił swoją nogę z prędkością rakiety. Pomijając siłę samego maga cios zadany z takim impentem mógł się okazać bardzo niebezpieczny. Stopa leciała niebezpieczne w kierunku torsu przeciwnika.
Blondyn nim zdążył zrozumiec co się stało otrzymał silne kopnięcie prosto w pierś. Zachłysnął się powietrzem, a krew wypłynęła mu wąską strużką z ust i pociekła po brodzie. Apollo jednak już był za nim ponownie niczym rakieta wybijając się do przodu. Chłopak w kurtce okazał się jednak pojętnym przeciwnikiem gdyż kucnął w mgnieniu oka, a mag o włosach niczym lwiej grzywie przeleciał nad nim lądując plecami do przeciwnika. Apollo jednak wciąż był niewidzialny tak więc jego oponent stanął tylko wyprostowany w pozycji obronnej.
Zaklęcie nazwane deszczem meteorów dopiero teraz ukazało swoją prawdziwą moc. Na twarzy blondyna odcisnął się ślad po ciosie. Chuknęło. Prawdopdoobnie siła uderzania sprawiłaby, że przeciwnik poleciałby i rozbił się o najbliższe drzewo jednak po chwili padł drugi cios w plecy. Potem były kolejne nadchodzace z losowych stron. Wyglądało to tak jakby zasypał go niewidzialny deszcz ciosów. Każdy o sile uderzającego w plantę meteorytu. Ostatni atak powalił go na ziemię i wbił w nią tam mocno, że powstał mały krater a okolicę przeszył potężny wstrząs. Apollo pojawił się kilka metrów od niego. Cały śnieg, który pokrywał ich scenę walki w ciągu tych kilku chwil całkowicie stopniał.
Zakrwawiony blondyn jęczał w kraterze próbując wstać by dalej walczyć, jednak zmęczone ciało odmówiło mu posłuszeństwa, a on stracił przytomność bez sił opadając w dole który powstał po magicznym ataku Apolla. Walka dobiegła końca, ale z tego co mag się dowiedział ten osobnik nie był jedynym zagrożeniem w tej okolicy.
Apollo najpierw rozbroił przeciwnika. Zabrane szpony przewiesił w pasie. Dobra broń zawsze się mu przyda. Następnie chcąc nie chcąc wziął niedoszłego ducha i przy pomocy nowej zabawki zrobił z niego coś na wzór kilku kawałków liny. Starannie związał mocno oponenta tak by ten nie mógł się uwolnić gdyby odzyskał nagle przytomność. Delikatnie podniósł ciało i przerzucił je sobie przez ramię. Potem oboje znikli i pojawili się tuż przed bramą wioski. Przeszedł przez główny plac i doszedł do domu burmistrza. Zapukał mocno w drzwi.
Zza drzwi dobiegło Apolla szuranie, oraz starcze zrzędzenie “ Kto o tej porze..” jednak drzwi zostały otwarte przez burmistrza. Staruszek na głowie miał przekrzywioną czapkę nocną, a oczy zaspane.
- Coooo się dziejeeee chłopczeee. - zapytał ziewając głośno.
-Witam Burmistrzu. Udało mi się rozwiązać zagadkę związaną z duchami. - wszedł do środka nie pytając o zgodę a następnie położył ciało na ziemi. Potem streścił staruszkowi to czego się dowiedział. Mój spokojnie i co jakiś czas robił pauzy by rozmówca mógł na spokojnie zastanowić się nad szokującymi z całą pewnością informacjami.
-Tak więc duchów nie ma. Nigdy nie było. To jednak rodzi pewien problem bo nie wiem teraz czy zadanie mam traktować jak wykonane czy mam zająć się samym źródłem problemów. Chcę by pan powiedział mi co o tym wszystkich sądzi i podjął decyzje. Warzą się losy wioski, więc cokolwiek pan postanowi uszanuje to.
Burmistrz słuchał uważnie gładząc się po brodzie i zerkając na nieprzytomnego rabusia.
- Cóż brzmi to faktycznie nieciekawie... - staruszek zrobił pauzę i ponownie pogładził swoją brodę. - … ale twoja misja w ścisłym tego słowa znaczeniu nie jest wykonana. - powiedziawszy to dziadek zaśmiał się wesoło. - Misja bowiem polegała na pozbyciu się duchów, a zapewne jeżeli źródło problemów nie zostanie zanchilowane, to te prześcieradła dalej będą tu latać. - starzec uśmiechnął się do Apolla. - W takim wypadku misja trwa dalej mój drogi chłopcze.
-Rozumiem... - spojrzał na związanego blondasa. Nadgarstki były przywiązane do kostek i to w taki sposób by nie mógł ruszać wogóle dłoniami. Niczym cielaczek prowadzony na rzeź. W sumie to wcale aż tak bardzo nie mijało się z prwadą.
-W takim razie rano przesłucham tego tutaj i zobaczymy co uda się z niego wycisnąć. - było mu go prawie żal. Prawie. Apollo przeciągnął się i ziewnął mocno.
-Jeśli to nie problem pójdę spać. - podniósł swojego niewolnika po czym ruszył z nim w kierunki łóżka. Niedoszłego mordercę położył na ziemi a sam walnął się na łóżko i zasnął. To była ciężka noc.

Ranek


Promienie wschodzącego słońca z trudem przebiły się przez chmury zakrywające niebo i uderzyły Apolla w twarz. Była to miła pobudka toteż przeciągnął się i z lubością ziewnął.
- Co taki wyluzowany. - rozległ sie głos z poziomu podłogi. - Wiesz jak tu jest piekienie niewygodnie.- dodał związany chłopak. - Podał byś jakieś śniadanie i ciepłej herbaty a nie się tak przeciągasz. - dorzucił jeszcze obrażonym tonem.
-Wiesz gdyby nie to, że wczoraj próbowałeś mnie zabić z chęcią bym cię rozwiązał. - podrapał się grzywie i ziewnął głośno. Podniósł się powoli. Czuł się wypoczęty. I nawet rany tak bardzo nie bolały.
-Chcesz coś konkretnego na śniadanie? - spytał Apollo przecierając leniwie oczy.
- Kawa, jajko i chleb - mruknął chłopak. - I weź zabierz te stopy sprzed mojej twarzy, nie pachną najlepiej!
-Wybacz... - powiedziawszy to poszedł gdzieś. Po chwili wrócił trzymając na jednym ramieniu otrzymane zamówienie a na drugim talerz z kanapkami. Chyba z jakimś lekko podpieczonym mięsem. Postawił kubek kawy przed twarzą chłopaka i wsadził do niego słomkę.
-Hrm... nie dasz rady tak jeść, ale nie mogę Cię rozwiązać... Nakarmić cię czy masz jakiś inny pomysł?
- Zabrałeś mi broń to co Ci szkodzi rozwiązać? Nie sądzę byś miał problemy z pościgiem gdybym próbował uciekać. - mruknał blondyn widocznie niezadowolony z tego faktu. - Ale jak już masz mnie karmić, to lepiej rób to jak należy. I bez żadnych wygłupów,! - oznajmił szorstko jak by to nie on był tu związany.
Apollo nakarmił swojego więźnia. Po prostu podsuwał jedzenie pod twarz a tamten łapał w zęby i gryzł. Jak coś spadło na ziemie ruchem ręki odgarniał okruchy na bok by gość nie miał pod sobą brudno. Potem dał mu wypić kawę a sam zjadł kanapki. Pokrzepiony posiłkiem poczuł, że czas brać się do pracy.
-Nic do Ciebie nie mam, ale rozumiesz muszę ci teraz zadać tylko pytań. W zależności od odpowiedzi rozwiążemy tą sprawę w łatwy albo trudny sposób. Nie wiem jak Ty, ale ja chcę spędzić ten dzień bez większych atrakcji. A więc czego wy tam właściwie szukacie?
- Po pierwsze nie my szukamy, a oni. Mnie i kilku moich znajomych wynajęto do ochrony i prac fizycznych. Szefostwo, tak ich nazywamy, szuka tu jakiejś kuli, czy tez kamyk, nie zrozumiałem dokładnie bo ja byłem od ochrony nie od drążenia w lodzie. - odpowiedział blondyn.
-Faktycznie nie wyglądasz na maga... bez urazy. Czyli rozumiem grupa magów i ochrona najemników? Ilu was tam po górach się szwenda?
- Po górach tylko ja, pełniłem role zwiadu, zbieracza duchów no i człowieka od załatwiania problemów. Po za mną jest jeszcze dwudziestka ludzi od kopania w lodzie, ale z nich tacy wojownicy jak... no po prostu kiepscy.- powiedział i oblizał wyschnięte usta. - No i dwójka szefostwa, oni sa magami. Chyba.- dodał.
-Czyli tylko ty zajmowałeś się duchami? To dziwne bo na tym jednym co go przypadkiem znalazłem wyczuć na kilometr można było charakterystyczne kobiece perfumy. Nikt w wiosce takich nie ma więc to ktoś od was. Możesz to jakoś wyjaśnić?
- Ja je zbieram, Szefostwo puszcza. A pani Yon jest bez wątpienia kobietą. Jak bym miał wolne ręcę pokazałbym Ci czemu nie da sie jej pomylić z mężczyzną. - mówiąc to blondas uśmiechnął się a wzrokiem spojrzał na swoją klatkę piersiową, po czym znowu uniósł oczy. - Wiesz o czym mówię?
-Ta... - milczał przez chwilę po czym kontynuował. -No tak czy inaczej zostałeś bez pracy. Jeszcze dzisiaj przybędzie cały oddział magów bojowych z mojej gildii... bo widzisz tak jak ty ja też tu niby tylko w ramach zwiadu. Jak będziesz siedział tu cicho do końca sprawy to Cie wypuszcze potem, ale broń se zostawie. Całkiem fajna. Co ty na to?
.- Nie widzę przeszkód.- odpowiedział krótko. - Ale radzę wam uważać. Szefostwo nie wygląda na najsłabszych, znaczy ciężko to opisać ale miałem przy nich wrażenie, że mogliby mnie zmieść jedynie spojrzeniem. Tak że wiesz, to nie będzie to samo co ten nasz mały sparing. - mruknął przypominając sobie swoją sromotną porażkę.
-Może masz racje, ale z drugiej strony jeszcze nie było takiego zagrożenia z którym Fairy Tail by sobie nie poradziło. - z dumą pokazał kciukiem na znak gildii.
 
__________________
"The good people sleep much better at night than the bad people. Of course, the bad people enjoy the waking hours much more."
-Woody Allen
Famir jest offline  
Stary 25-01-2011, 22:59   #15
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Noc - Pociąg


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ApMf8-BOBno[/MEDIA]

Gwiazdy połyskiwały na ciemny nieboskłonie, mrugając wesoło do wszystkich istot znajdującymi się pod nimi. Księżyc zaś jak gdyby nieśmiały, niczym zawstydzona panna chował się za skrawkiem jednej z chmur. Puchaty obłok jednak nie przysłaniał całego jego majestatu, a on oświetlał pędzący pociąg swym delikatnym blaskiem. Promienie niczym ręce troskliwego opiekuna otulały jadący na północ pojazd, dając poczucie błogości i spokoju.


Atmosfera ta zaś udzieliła się wam bowiem sen dopadał was po kolei. Podstępny i cichy podkradał się gdy nie patrzyliście i oplatał rękoma, ciągnąc was w swym uścisku na przedziałowe miejsca. Niektórzy dzielnie walczyli by nie upaść, by nie przegrać tej codziennej walki, z jakże podstępnym i zaciekłym wrogiem. Jednak sen miał swoje sposoby, i nawet Ci najdzielniejsi zasypiali z policzkami przyciśniętymi do szyby, oświetlani przez blask gwiazd i księżyca.
Jednak dwójka z was sprawiła że sen ze złością przygryzał swe niewidzialne wargi. Nie mógł znaleźć sposobu na zaciągnięcie tych dwóch młodych magów do swej krainy wszelakich marzeń. Fluffy i Shimizu okazali się najbardziej odporni na podstępy drzemki. Oczy muzyka który siedział na dachu pociągu wygrywając swą kojąca melodie, zaczynały jednak powoli się zamykać, a on wiedział, że niebawem będzie trzeba wrócić do przedziału. W tej walce sen przejmował prowadzenie, zajmując strategiczne pozycje.
Kotoczłek jednak był największym wrogiem niewidzialnego nocnego oponenta. Ich walka trwała już nie od dziś, bowiem Fluffy był wielką plamą na honorze snu. Nocy łowca, ludzi i stworzeń wszelakich jeszcze nigdy nie zaciągnął Koto-podobnego w swe objęcia. Bowiem mag z rybą przy szabli noce spędzał na patrzeniu się w księżyc i niebo. Przez całe wieczory, siedział obserwując te świecące punkciki. Niczym zahipnotyzowany, nawet nie odczuwał najbardziej wymyślnych podstępów pana krainy marzeń. Gdy Muzyk opuszczał przedział Fluffy przymknął oczy i udawał że śpi, bo tak wypada. Wszak każdy ma prawo mieć swe nocne sekrety, w które nie należy zaglądać. Tak więc sen skupił swój główny atak na młodym muzyku.

Niewidomy grajek ziewnął głośno i powoli wstał. Pociąg powoli pędził przed siebie, wywołując kakofonię szurnięć, szczęków i innych odgłosów które dawały Shimizu doskonałą wizję otoczenia. Skrzypek chciał już zejść z dachu by wrócić do przedziału i zaznać odpoczynku gdy usłyszał delikatne skrzypnięcie za sobą. Ledwo wyczuwalny na tle turkotu i wszelakich odgłosów produkowanych przez pędzący mechanizm. Chłopak o lazurowych oczach odwrócił się i ujrzał kontur człowieka stojącego niedaleko niego. Mężczyzna ubrany był na czarno, co czyniło go niemal niewidocznym na tle ciemnego nieba. Niewidocznym ,dla osób które patrzą na świat wzrokiem, Shimizu który kierował się słuchem nie miał problemów z ustaleniem położenia mężczyzny. Osobnik zwrócił twarz w stronę grajka, zamaskowaną twarz.


Nim Shimizu zdążył wykonać jakikolwiek ruch mężczyzna uniósł dłonie w uspokajającym geście i ciepłym głosem zwrócił się do chłopaka.
- Spokojnie, spokojnie ja tu tylko na chwilkę. Nie jestem żadnym zamachowcem czy terrorystą. - mówiąc to osobnik przechylił głowę lustrując ukrytym pod maską wzrokiem grajka. – Ach więc to ty jesteś nowym przyjacielem Flufiego!- powiedział wyraźnie ucieszony. – Ładnie grałeś dla tego nie chciałem przerywać. Wybacz, że niepokoiłem. – powiedziawszy to zbliżył się do skraju wagonu. – Ah jeszcze jedno! Nie mów Flufiemu, że tu byłem! Wiesz jaki z niego wulkan energii, pewnie by przeszukał cały pociąg by mnie wylizać. A ja niestety nie podróżuje tym razem w ta stronę. – dodał ze śmiechem. – Uważaj na siebie, no i pilnuj by Fluffy nie wpadł w kłopoty!- powiedziawszy to mężczyzna zeskoczył z wagonu. A gdy podbiegłeś by zobaczyć czy bezpiecznie wylądował, już go nie było. Chcąc nie chcąc musiałeś wrócić do przedziału bez odpowiedzi na pytanie kim był tajemniczy osobnik.
W Wagonie Fluffy patrzył się przez okno w niebo, a ty zmęczony dzisiejszym dniem szybko odpłynąłeś w krainę marzeń. Sen zaś ucieszony tym zwycięstwem zaatakował Koto-człeka ze zdwojoną zaciekłością. Bezskutecznie jednak, bowiem posiadacz wiecznie świeżej ryby nie zwracał uwagi na szturmy pana snów.
A pociąg pędził dalej...

Późne popołudnie – Berm

Apollo stał na stacji czekając na pociąg który według rozkładu miał być tu za kilkanaście minut. Dzień minął mu bardzo leniwie, można by powiedzieć nudno. Po przesłuchaniu zostawił więźnia pod opieką burmistrza, a sam zażył kąpieli, trochę poćwiczył a potem mógł tylko czekać. No i oczywiście korzystać z uroków tej miejscowości, zarządca miasta zaproponował mu partyjkę szachów, jakaś staruszka herbatę i ciastka, a starszy jegomość z chęcią odpowiadał mu o swej młodości. Jednym słowem, dzień leniwy, oraz ciągnący się niebywale długo.
Teraz jednak mag o lwiej grzywie zobaczył pociąg wyjeżdżający z małego lasku. Maszyna pędziła przed siebie, roztrącając płatki śniegu na boki.

W pociągu zaś zostaliście tylko wy zajmując wspólnie jeden większy przedział. Za oknem widać było malutką wioskę, z domkami pokrytymi grubą warstwą śniegu. Na zewnątrz musiało być naprawdę zimno. Wasze rozmowy przerwało skrzypienia hamulców. Czas wysiadać!
Gdy pociąg stanął na peronie wyskoczyliście z niego z wielkimi entuzjazmem. Jak się spodziewaliście było tu bardzo zimno, a wioska wyglądała niezwykle bajecznie i staro. Jednak to nie zmieniało faktu że było zimno! Tym bardziej wszyscy zdziwiliście się widząc Apolla w samych spodniach. No cóż gusta bywają różne, czyż nie?
Teraz gdy wszyscy już staliście na peronie, było trzeba ustalić plan działania. Misja dopiero teraz rozpoczęła się naprawdę. Zaś Apollo miał dla was wiele ciekawych informacji, o duchach i nie tylko o nich. Zapowiadał się naprawdę pełen wrażeń dzień!
 
Ajas jest offline  
Stary 04-02-2011, 16:49   #16
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Rei powoli wyszedł z pociągu z tobołkiem na plecach, właściwie miał wrażenie że o czymś zapomniał, choć nie mógł sobie przypomnieć o czym...a może o kimś? Nieistotne.
Przynajmniej na razie.
- Aww! - zapiszczał zapinając kamizelkę, po czym wyjął ze swojej torby podróżnej (która stanowiła cały jego bagaż) dodatkową bluzę, założył ją ale dalej wyglądał jakby miał zmienić się w sopel lodu.
- A więc to tak wygląda temperatura w górach? - spytał jakby siebie - aww, przywykłem do temperatury w kuźni.
Zaraz za niskim człowiekiem z pociągu wysiadł Shimizu i Fluffy. Fluffy, jak to robią koty, wyskoczył po prostu, a jego przyjaciel z zejściem poradził sobie sam. Nie był specjalnie grubo ubrany, ale zdawał się nie dawać po sobie znać, jak bardzo mu te zimno przeszkadza.
- Apsiu! - kichnął i podrapał się pod nosem. Nie lubię gór... - stwierdził, rozglądając się dookoła.
Ishir wyszedł z pociągu żwawo, rześko i z uśmiechem na ustach. Pierwszy krok na śniegu, pierwszy mocniejszy podmuch wiatru sprawiły, że radość zupełnie zniknęła. Zamiast tego niebieskowłosy chłopak stał skulony, trzęsąc się z zimna.
- Z…zi…zim… zimno – wydukał przez trzęsące się zęby, o mało nie przygryzając języka. – Dlaczego w tych górach musi być tak cholernie zimno?
Zakładając kaptur na głowę Ishir zobaczył coś, co przykuło całą jego uwagę. Tym czymś był piękny krajobraz gór. Nawet to, że była w niego wkomponowana wioska nie przeszkadzało chłopakowi w patrzeniu… nie, w gapieniu się na wszystko w koło. Wzrokiem pożerał niemal każdy pagórek, każde drzewo, każdy płatek śniegu. Nawet to, że było zimno przestało się liczyć. Tu było pięknie i tylko to było ważne.
Fluffy rozejrzał się dookoła i zatrzymał na czymś wzrok. Coś tkwiło w wielkiej zaspie śniegu, na uboczu. Wyszczerzył zęby i pacnął kogoś nieumyślnie ogonem, po czym zaczął się czaić na górkę białego puchu. Dzwonki poprzypinane do jego pasa cicho podzwaniały. Po chwili rzucił się z impetem przed siebie i zanurkował w zaspie.
Kolejna z przedziału wyszła Anette. Fakt sprawiający, że miała na sobie spódnicę, nie był dla niej dobry. Wyjrzała głową przez drzwi, ogarniając co się dzieje na zewnątrz. Gdy zobaczyła pozostałych członków gildi uśmiechnęła się. Jednak pod kamuflażem chusty na twarzy nikt nie był w stanie tego zobaczyć. Drugą rzeczą był śnieg. Jakby wspomnienia uderzyły w nią z dużym impetem. Już miała się cofnąć, lecz zauważyła, że stała się punktem zainteresowania osób stojących już na zewnątrz. Przynajmniej przez chwilę. Zagryzła wargę i pierwszą stopą wyszła z wagonu. Gdy jej kozak uderzył o podłoże, wgniatając śnieg, jeszcze głębiej odczuła działanie strachu. Nie chciała jednak budzić ciekawości nikogo, więc po chwili była już cała na śniegu. Jej wzrok utkwił w jakimś punkcie na ziemii...
 
Fiath jest offline  
Stary 04-02-2011, 23:28   #17
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
W końcu jednak kotoczłek wyskoczył z zaspy, otrzepując się energicznie ze śniegu. Spojrzał po pozostałych, trzęsących się z zimna i przechylił głowę na bok. Sam ubrany był tylko w swoje fikuśne spodnie i sandały z drewnianymi podeszwami, a na ramieniu miał dziwny, złoty naramiennik. Mimo tego ‘skromnego’ ubioru wcale nie było mu zimno, a to za sprawą miękkiego futra, które pokrywało całe jego ciało. Tak, Fluffy nie miał zwykłej skóry, jak to było w przypadku ludzi.
Kucnął ostrożnie i zatopił dłoń w śniegu, powoli formując z niego kulę. Po chwili cisnął nią w chłopaka w kapturze, szczerząc szeroko zęby.
Ishir stał wpatrując się w otoczenie. Początkowe odczucie zimna zostało wynagrodzone cudownym krajobrazem. Niebieskowłosy popadł w zachwyt nad pięknem natury. Z resztą nie pierwszy raz. Tym razem jednak coś mu przeszkodziło. Kulka śniegu trafiła go w tył głowy. Chłopak szybko rozejrzał się w poszukiwaniu osoby rzucającej. Uśmiech na twarzy kotoczłeka zdradził, że to właśnie on przerwał Ishirowi możliwość delektowania się otoczeniem. Niebieskowłosy zdenerwował się. Nie lubił, gdy ktoś mu przeszkadzał. Początkowa chęć posłania w futrzanego towarzysza pioruna kulistego szybko została zagłuszona. Ishir jedynie pogroził kotoczłekowi palcem uśmiechając się lekko.
Fluffy po chwili zniknął z pola widzenia, odskakując gdzieś na bok. Jednak pojawił się jakby znikąd tuż obok Ishira. Zrobił jeden duży krok do przodu, później obrócił się powoli na piętach i stanął twarzą w twarz z niebieskowłosym chłopakiem. Przysunął się bliżej i wlepił swoje zielone ślepia w niego. Przechylił lekko głowę w lewą stronę, jego uszy lekko drgnęły, po czym bez żadnego ostrzeżenia przejechał językiem po policzku chłopaka.
- Anette!
- krzyknął później, podskakując radośnie w stronę swojej przyjaciółki. - Jak minęła podróż? - Lecz nim ta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Fluffy wypatrzył coś w oddali i zaczął bacznie się temu przypatrywać.
- Każdego musisz lizać czy tylko tych, których lubisz? – Ishir rzucił za kotoczłekiem, lecz wątpił by ten usłyszał. Chłopak odwrócił się do towarzyszy. Zdecydowanie nie był tutaj by podziwiać widoki. Nikt tutaj po to nie był. Czekała ich misja do wykonania.
- Więc czego się dowiedziałeś? – zwrócił się do maga o włosach jak lwia grzywa.
Coś nie pasowało Ishirowi. Coś, co szybko wychwycił.
- Gdzie się podział czerwonowłosy z tatuażem na czole? Wysiadał w ogóle z pociągu?
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 17-03-2011 o 15:30.
Karmazyn jest offline  
Stary 05-02-2011, 10:07   #18
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Kolejna z przedziału wyszła Anette. Fakt sprawiający, że miała na sobie spódnicę, nie był dla niej dobry. Wyjrzała głową przez drzwi, ogarniając co się dzieje na zewnątrz. Gdy zobaczyła pozostałych członków gildi uśmiechnęła się. Jednak pod kamuflażem chusty na twarzy nikt nie był w stanie tego zobaczyć. Drugą rzeczą był śnieg. Jakby wspomnienia uderzyły w nią z dużym impetem. Już miała się cofnąć, lecz zauważyła, że stała się punktem zainteresowania osób stojących już na zewnątrz. Przynajmniej przez chwilę. Zagryzła wargę i pierwszą stopą wyszła z wagonu. Gdy jej kozak uderzył o podłoże, wgniatając śnieg, jeszcze głębiej odczuła działanie strachu. Nie chciała jednak budzić ciekawości nikogo, więc po chwili była już cała na śniegu. Jej wzrok utkwił w jakimś punkcie na ziemii...

Fluffy po chwili zniknął z pola widzenia, odskakując gdzieś na bok. Jednak pojawił się jakby znikąd tuż obok Ishira. Zrobił jeden duży krok do przodu, później obrócił się powoli na piętach i stanął twarzą w twarz z niebieskowłosym chłopakiem. Przysunął się bliżej i wlepił swoje zielone ślepia w niego. Przechylił lekko głowę w lewą stronę, jego uszy lekko drgnęły, po czym bez żadnego ostrzeżenia przejechał językiem po policzku chłopaka.
- Anette! - krzyknął później, podskakując radośnie w stronę swojej przyjaciółki. - Jak minęła podróż? - Lecz nim ta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Fluffy wypatrzył coś w oddali i zaczął bacznie się temu przypatrywać.
- Na spokojnie. - odparła dziewczyna. Wiedziała jednak, że ten nie był tym zainteresowany.

Gdy dowiedziała się kto ma być szpiegiem - zwątpiła. Nie chciała jednak odbierać Fluffiemu radości pełnienia tak odpowiedzialnej funkcji. Gdy nawiązała się rozmowa między gildiowiczami, ta po prostu stała i obserwowała wsłuchana w temat co się dzieje. I jaki jest plan działania. Nie miała nic do powiedzienia...no, oprócz tego śniegu...
 
BoYos jest offline  
Stary 05-02-2011, 13:32   #19
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Śnieg, śnieg i śnieg. Białe pustkowie. To była zmora dla Ryuushou, który wyszedł z pociągu i stanął, badając otoczenie swym nadzwyczajnym zmysłem.
- Apsiu! - kichnął i podrapał się pod nosem. Nie lubię gór... - stwierdził, rozglądając się dookoła.
Białowłosy chłopiec skulił się w sobie, co sprawiło iż wyglądał jeszcze bardziej bezbronnie niż zazwyczaj. Nerwowym ruchem owinął się szczelniej swym jednoramiennym płaszczem. Młodzieniec w ciszy przysłuchiwał się rozmowie swych nowych towarzyszy, zdecydowanie nie mając zamiaru dodania swoich trzech groszy. Cierpliwie wysłuchał relacji Apollo'a, wsłuchując się w jego głos.

- Dwóch magów i około dwudziestu kopaczy. Nie tak źle. – jako pierwszy po Apollo'u zabrał głos Ishir.
Zakładając, że blondas nie kłamie to lepiej wysłać kogoś na przeszpiegi. Jeśli ta dwójka magów jest naprawdę tak potężna to, jeśli wpadniemy do nich od „frontu” to możemy zebrać lanie. Nawet mając przewagę trzy do jednego. Szpiegowi może uda się dowiedzieć więcej na ich temat. Będziemy mogli wtedy przygotować jakąś strategię.
Shimizu przytaknął głową.
- Nie aby coś, ale naszym najlepszym szpiegiem byłby Apollo z racji swojej prędkości, ale pewnie po wczoraj musi zregenerować nieco siły przed kolejną akcją. Ja osobiście nie jestem wykwalifikowany w przeszpiegach. Co z resztą? No, rozumiem że Shimizu odpada bo jest ślepy. Choć zawsze możemy wysłać dwie osoby, no i wypada jakoś zabezpieczyć wioskę gdyby upomnieli się o swojego 'okultystę' od przywoływania duchów.
- Niewidomy! - Shimizu oburzył się, słysząc nieszczęsny dobór słów.
- Hę? - spojrzał na Shimizu - To te słowa mają różne znaczenia?Wybacz.
- Tak jest o wiele grzeczniej. Ślepe może być zwierzę, ale człowiek jest niewidomy. - wytłumaczył białowłosy.

W końcu wszystko zostało zdecydowane. Fluffy miał przyjąć rolę szpiega, a zadaniem pozostałych stała się obrona wioski przed ewentualnym natarciem. Shimizu nie poświęcał zbytniej uwagi planowaniu taktyki, ale gdy usłyszał, że na szpiega wybrano jego przyjaciela, bardzo zmartwił się tym faktem.
- A jeżeli coś ci się stanie, Fluffy? - powiedział smętnie, ślepo patrząc w niebo.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 05-02-2011, 23:01   #20
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Po dyskusjach i wymianach poglądów zdołaliście ustalić kilka istotnych faktów. Pierwszą z nich było to, że czerwono-włosy Dante został w pociągu, bowiem nikt go nie obudził. Cóż przecież takie rzeczy się zdarzają nieprawdaż? Drugą sprawą która ustaliliście był podział obowiązków. Większa część z was miała zając się obroną wioski przed przypuszczalnym atakiem, w celu odbicia blond zamachowca. Fluffy zaś w postaci zwiadowcy miał ruszyć w góry by zbadać jak aktualnie prezentuje się sprawa. Jednak ponieważ zmrok zbliżał się wielkimi krokami Apollo zaoferował kotoczłekowi pomoc. Czarodziej o lwiej grzywie dobrze widział w nocy, no i pamiętał gdzie został zaatakowany, do tego twierdził, że bez trudu trafi do siedziby „duchów”, a w razie potrzeby będzie mógł przenieść się do miasta razem z Fluffym w szybki sposób. Tak więc dwóch zwiadowców, których główny element stroju stanowił spodnie ruszył w góry by dokładniej zbadać sprawę. Reszta młodych magów zaczęła szykować obronę miasta.

Tymczasem w pociągu.


Dante spał w swoim przedziale niczym zabity. W sumie nikt nie sprawdzał jego tętna ale chrapanie mogło utwierdzić wszystkich w koło, że chłopak żyje. Sen siedział na głowie chłopaka rozmyślając intensywnie. Może to przez tego czerwono-włosego nie mógł zaciągnąć Fluffiego do swej krainy marzeń. Chłopak z tatuażem spał za dwóch, więc w może w jakiś tajemny sposób podbierał czas który miał przespać kotoczłek? Pan marzeń, koszmarów i snów wszelakich zamyślił się nad tym. Oczywiście Dante był na jego liście najbardziej lubianych osób, bowiem nigdy z nim nie walczył a nawet sam prosił się o nadejście nocy. Sen postanowił bacznie obserwować chłopaka i przeprowadzić dokładną analizę czynników które pozwalają mu tak dobrze spać. Potem zaś miał zamiar wykorzystać je przeciw Flufiemu. Plan był genialny!

Apollo i Fluffy


Śnieg padał z nieba na gołe torsy ( i sierść) dwóch zwiadowców. Na początku musieli przejść przez mały lasek, bowiem Apollo kierował się w tą samą stronę co poprzednio. Ciężkie od śniegu gałęzie uginały się nad ich głowami, a stworzonka które swoje życie rozpoczynały nocą wychylały pyszczki ze swych norek by przyjrzeć się podróżnikom. Fluffy był w bardzo dobrym nastroju bowiem w lesie nie brakło ciekawych rzeczy. Kotoczłek kilka razy polizał nagi tors swego towarzysza, rzucił w niego śnieżką by potem pogonić za jakimś zwierzaczkiem. Mag o lwiej grzywie wzdychał wtedy tylko głośno zastanawiając się czy kot wie co znaczy być zwiadowcą.
Po niedługiej wędrówce wyszli z lasku na ścieżkę pośród skał. Apollo prowadził swego towarzysza wydeptanym górskim szlakiem. Zaczęło się ściemniać, a skały ustępowały miejsca lodowym odłamkom. Okazało się, że obaj magowie dobrze widzą w ciemnościach tak więc to nie stwarzało problemu. Problemem okazał się jeden z magów...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LsFMWdOMijk[/MEDIA]

Apollo westchnął głośno spojrzawszy na Fluffiego kotoczłek miał bowiem nie lada problem. Zwierzak jako smakosz torsów wszelakich co rusz lizał lwio-grzywego po policzku czy też ramieniu, ten jednak traktował to z przymrużeniem oka. Teraz niestety ciekawość zgubiła zwierzoczłeka. Ciało Apolla bowiem odbiło się w jednym z bloków skalnych, a Fluffy postanowił sprawdzić czy taki odbity tors smakuje tak samo. Przycisnął więc język do lodowego bloku i przejechał nim po zimny odbiciu. A właściwie chciał przejechać bowiem w połowie drogi język przymarzł mu do skalnego odłamka. Fluffy wiercił się i próbował oderwać język od lodu jednak bez skutecznie. Skończyło się na tym że Apollo był zmuszony rozkruszyć bryłę lodu silnym uderzeniem, a kotoczłek, musiał potrzymać w ustach mały kawałek zamarzniętej wody póki ten się nie rozpuścił. Po tej przygodzie pokryty sierścią chłopak stracił ochotę na lizanie brył lodowych i w miarę spokojnie ruszył za swym towarzyszem.

Gdy zwiadowcy doszli do miejsca gdzie wcześniej Apollo stoczył swą krótką walkę, przykucnął on i wciągnął mocno powietrze nosem. Trop który wczorajszego dnia wyczuł na prześcieradle wciąż był wyraźny. Szczególnie perfumy i banany. Ruszyliście w górę wiedzeni nosem Apolla przedzierając się przez pokryte śniegiem i lodem szczyty. Około godzinę marszu dalej, gdy było już całkowicie ciemno dotarliście do miejsca pożądania. Była to bardzo gruba lodowo-skalna platforma na która wyprowadziła was stara przysypana białym puchem ścieżka. Przed wami rozpościerał się otwór w ziemi o średnicy ponad dwóch metrów. Był on wyżłobiony pod dość dużym kątem co umożliwiało jechanie w dół po lodzie niczym po zjeżdżalni. Zapach był tu bardzo wyraźny, bez wątpienia ten kto dotykał prześcieradła wszedł do tego śliskiego tunelu.
- Wchodzimy czy wracamy? – spytał Apollo swego towarzysza. Wszystko teraz leżało w łapkach Flufiego

Miasto


Przygotowania do obrony nie należały do najbardziej skomplikowanych. Poprosiliście mieszkańców by dziś wieczór pozostali w domostwach i nie wybierali się na wieczorną herbatkę do sąsiadów, a sami podzieliliście się na dwie grupy. Jedna para pilnowała pojmanego przez Apolla blondyna, druga zaś siedziała przy bramie od strony gór pilnując czy aby nikt się nie zbliża. Aktualnie piecze przy bramie sprawował Ishir i Shimizu . Muzyk ze względu na swój świetny słuch był idealną do tego typu zadań osobą, bo to czego oczy nie zobaczą ucho wychwyci na pewno. Było już ciemno, a zimny wiatr przenikał ubrania, niosąc ze sobą płatki śniegu które osadzały się na waszych nosach. Niedługo czas było na zmianę warty, a myśl o ciepłym domu burmistrza, kubku herbaty i talerzu zupy napawała was optymizmem. Ponadto od kiedy tu usiedliście nie działo się nic ciekawego, żadnych bandytów, smoków czy innych potworów. Ishir zadrżał z zimna i wstał ze swego miejsca przeciągając się. Czas na zmianę warty! Muzyk również powstał i obaj chłopcy skierowali się ku drzwiczkom wbudowanym w bramę by zejść na poziom ulicy kiedy to Shimizu coś usłyszał.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=7sAU7IrIN_o[/MEDIA]

Ledwo słyszalny przez szum wiatru i odgłos stóp Ishira dźwięk. Jednak teraz gdy wychwycił go raz słyszał go wyraźnie. Ktoś się zbliżał, i to szybko. Jego stopy muskały śniegu jak gdyby było to powietrze, ciało współgrało z otaczającym mrozem niemal nie powodując wibracji powietrza. Ten ktoś na pewno potrafił być cichy dla zwykłych uszu, co potwierdził zresztą niebieskowłosy bowiem szybko zwrócił się do grajka.
- Co się stało, co słyszysz?
Muzyk uciszył go gestem i skupił się na dźwiękach. Były coraz wyraźniejsze ten ktoś był coraz bliżej. Nagle wśród cichy uderzeń stóp o zimowy puch pojawił się dźwięk klucz, odgłos cichego uderzenia stóp o drewno. Drzewo!
- Tam jest. – szybko oznajmił Shmizu wskazując drzewo rosnące nieopodal muru miejskiego. Ishir od razu spojrzał w tamtą stronę i wtedy zobaczył o czym mówi jego towarzysz. Z gałęzi drzewa zwinnie niczym kot skakał właśnie jakiś osobnik. Wylądował zgrabnie na dachy jednego z budynków i wyprostował się a księżyc oświetlił jego zamaskowaną twarz.


Długie włosy powiewały mu na wietrze, a płatki śniegu rozpuszczały się na jego gołym torsie. Mężczyzna rozejrzał się i zapewne nie zauważył waszej dwójki bowiem przeskoczył na kolejny dach. Szybko i cicho niczym wiatr kierował się w stronę domu burmistrza!

Rei i Anette siedzieli w pokoju w którym wcześniej spał Apollo. Jeniec siedział związany na krześle, a wy popijając herbatę obserwowaliście czy przypadkiem w jakiś tajemniczy sposób nie próbuje uciec. Ten jednak siedział tylko ze znudzonym wyrazem twarzy i lekko przymknął oczy jak gdyby drzemiąc. Zbliżał się czas zmiany warty tak więc niedługo druga grupa wygoni was na zimno by zając wasze wygrzane miejsca. Wizja nie była kusząca tak więc w duchu liczyliście na to, że Shimizu i Ishir przyjdą jak najpóźniej.
I właśnie w tym momencie szyba roztrzaskała się z hukiem na setki drobnych kawałków zasypując pokój ostrymi odłamkami.

Przyczyną zniszczenia szkła były buty osobnika który teraz dźwigał się z ziemi. Był to wysoki zamaskowany mężczyzna o długich brązowych włosach i gołej piersi. Ubrany w kolorowe, niemal cyrkowe spodnie. Jego tors zdobił wytatuowany wąż, zaś lewa ręką uzbrojona była w długie pazury.


Pojmany przez was blondyn wybałuszył oczy i zaskoczonym głosem wykrztusił z siebie.
- Tata?!
Zamaskowany spojrzał na niego z dezaprobatą i mruknął zachrypniętym głosem.
- Dałeś się porwać dwóm dziewczyną?
- Nie widzisz że jedna to chłopak? – spojrzenia obu mężczyzn padły na Reiego
- Nie ważne... – podsumował zamaskowany.- Zabieram Cię stąd i idziemy do tamtych, trzeba im powiedzieć że ktoś tu się kręci.- brązowowłosy spojrzał na Anett i Reiego Będziecie przeszkadzać?
 

Ostatnio edytowane przez Ajas : 05-02-2011 o 23:23.
Ajas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172