Gdy Rzewuski z bronią przygotowaną do strzału przepatrywał najbliższa okolice katastrofy, Willem wsparł się na łopacie nad grobem kapitana i zapalił fajkę.
Zmarszczył lekko brwi zerkając na rozbita machinę. Nikt do tej pory nie poruszył najbardziej ważnej w ich sytuacji kwestii: Jak wrócą. Katastrofa oznaczała, ze jeżeli nie postradają życia w tym zapomnianym przez Boga i ludzi mieście, będą musieli przebijać się przez Interior na piechotę.
"No... może nie wszyscy" z uznaniem ocenił motocykl pięknej cyganki, maszyny takie widywał często, ale raczej jako przedmiot transakcji, gdyż w zatłoczonym Rotterdamie istniał zakaz poruszania się urządzeniami mechanicznymi. Tak, cyganka wyglądała na przygotowaną na taką ewentualność i choć wciąż bardziej skłaniał się ku wierzchowcom widział na własne oczy przewagę maszyny w tej sytuacji.
Korzystając z chwili czasu, przepakował najpotrzebniejsze rzeczy z kuferka do jednego z juków w kształcie wygodnego tornistra, przygotował też zarzucaną na ramię tubę z papierami. Lekką starą szablę starannie przytroczył do pasa, zaś nowiutki i nowoczesny rewolwer paradoksalnie z początku miał zamiar wrzucić z powrotem do reszty ekwipunku gdzie wrzucił już amunicję, lecz w końcu niedbale umieścił na biodrze wraz z kaburą.
- Panno Montgomery - zwrócił się z nienacka do Angielki -
nie ukrywam, że przez ostatnie lata kontakt z profesorem miałem dość utrudniony. Czy wie może panii czy Doodley miał zamiar szukać tu śladów zaginionej wyprawy Quinleya i Updyke’a z 1815 roku?
Spojrzała na niego z wyraźnym zaskoczeniem.
- Niestety, obawiam się, że mój kontakt z Profesorem zakończył się dużo wcześniej niż Pana. W zeszłym roku ukończyłam studia i nasze drogi rozeszły się. Łączyła nas tylko relacja uczeń - nauczyciel. Nie wtajemniczał mnie w swoje badania naukowe. Nic mi zatem nie mówią wymienione przez Pana nazwy. Przykro mi, że nie mogę pomóc w tej kwestii.
Willem uśmiechnął się do kobiety.
- Ze mną też przestał kontaktować się około roku temu, miałem nadzieję, że... - urwał widząc że Luise kręci przecząco głową.
Zrezygnowanym wzrokiem potoczył po reszcie manatków, w tym walizce z książkami i zaczął wkładać na surdut mocną acz gustowną skórzaną kurtkę.
Rzewuski tymczasem wracał z krótkiego rekonesansu. Willem gotowy do drogi wskazał fajką całej trójce rozbity sterowiec.
- Jeżeli ktoś nas zestrzelił - odezwał się mrużąc oczy
- to przyjdzie tu sprawdzić czy ktoś ocalał. Jeżeli tak zrobi podczas gdy będziemy eksplorować południową część miasta, to zapewne stracimy wszelkie zapasy i pozostawiony tu ekwipunek, a na motocykl wszystkiego i tak nie zabierzemy.
Willem w zamyśleniu potarł brodę i znów wypuścił kłąb aromatycznego dymu.
- Mam pewne powody przypuszczać, że operują tu pewni... hm... ludzie, którzy szukają pozostałości po wyprawie Quinleya i Updyke’a zaginionej tu wraz z ciężkim sprzętem nie tak długo po... po Klęsce Narodów. Jest wysoce prawdopodobne że profesor wpadł w ich łapska, jest prawdopodobne że go przetrzymują nie chcąc by ktokolwiek niepowiązany z nimi poza interiorem dowiedział się że tu działają, jest prawdopodobne że to oni strzelali do naszego sterowca.
Niderlandczyk bez pośpiechu zmienił okulary na wyraźnie mocniejszej budowy niż lekkie oprawione szkła w jakich podróżował u góry miały przymocowane ciemne szkła zapewne chroniące wzrok przed słońcem.
- Południowa dzielnica to oczywiście dobry plan... Ja jednak proponowałbym zostać tu i poczekać czy nikt nie zainteresuje się wrakiem, a jeżeli już mamy ruszyć stąd, to ukryć w którymś z okolicznych budynków cały nasz ekwipunek. - wskazał na jedną z budowli oplątana bluszczem
- Wtedy będziemy niemal pewni że ktokolwiek tu będzie buszował, nie pozbawi nas zapasów, bo ktokolwiek tu działa już od pewnego czasu, na pewno nie będzie interesował się nagle wnętrzem domostw o ile nie pozostawimy wyraźnych śladów przenoszenia tam naszego dobytku. - dodał wyjaśniająco.
- Oczywiście mogę się mylić, jeżeli jednak faktem jest że ktoś do nas strzelał - wskazał Rzewuskiego i pociski z kartaczownicy leżące na ziemi
- to logicznym założeniem byłoby, ze ten ktoś tu właśnie zmierza sprawdzić efekt swojego ostrzału. To nie daje nam zbyt wiele czasu - Willem pod uważnymi spojrzeniami trojga towarzyszy zaczerwienił się lekko i umknął spojrzeniem w bok.