- Ach, no tak, oczywiście! - obudził się nagle czarodziej pod wpływem jadowitego spojrzenia.
- Wszystko przygotowałem, przyjacielu Edgarze, wszystko jest tutaj! - z pakowanego pośpiesznie wora drżącymi rękoma wydobył podłużny rulon z pokreśloną mapą.
- Tu jesteśmy - wskazał Hargendorf.
- Twoich rodaków pochwycono pod miastem, nieopodal Ueblingem. Z żalem przyznać muszę, iż mieli wyjątkowego pecha. Natrafili bowiem na orszak Hrabiego Wandersteina - zawiesił głos, spoglądając badawczo na ich oblicza.
- To wyjątkowo srogi sługa Sigmara - wytłumaczył w końcu.
- Ponoć jest doradcą samego Elektora w sprawach bezpieczeństwa Prowincji Nordlandu. Po wojnie Jego Wysokość Książę stał się wyjątkowo podejrzliwy, stąd zapewne i wybór takiego fanatyka.
Widząc, iż jego słowa tylko pogarszają nastrój obcokrajowca, czarodziej pospiesznie zmienił temat.
- A teraz pozytywy. - uśmiechnął się nerwowo, choć widać było, że pot występuję na jego rozpalone czoło grubymi kroplami.
- Wiemy, jaki jest ich cel. Zmierzają na dwór Księcia, do Salzenmundu gdzie siedzibę ma i sam hrabia. Droga jaką muszą przebyć nie jest jednak taka prosta. Ostatnimi czasy mało kto wybiera trakt przez Zweedorf. Ze względu na ataki elfów zrobiło się tam niebezpiecznie. Droga graniczącą z Teufelsumpf raczej też jest unikana. Czarcie Bagna cieszą się złą sławą. Zapewne będą chcieli więc dostać się w Dietershafen na statek i wybrać trasę północną. To wielki port, jednak o tej porze roku ciężko trafić od razu na transport. Możliwe będzie więc zapewne dogonienie jego i jego orszaku, gdy oczekiwać będą na rejs. Wątpię jednak byś był w stanie przekonać hrabiego o niewinności swych pobratymców - czarodziej uśmiechnął się przepraszająco, kończąc wywód.
- Pojadę z tobą - podsumowała opowieść Maria, choć widać było, iż ta decyzja kosztowała ją naprawdę wiele.
- Nawet nie wiesz jak chciałabym dopaść tego łotra - ciężko było stwierdzić, czy mówi o Hargenfelsie, czy o Braunie
-... lecz w tej sytuacji nie mamy chyba wyjścia.
Czarodziej pokiwał głową uradowany.
- A ja, moi przyjaciele, pojadę z wami! Dla naszego wzajemnego bezpieczeństwa! - ogłosił z entuzjazmem.
Strażniczka wymieniła spojrzenia z Albiończykiem.
- Nie ma mowy! - burknęła.
Bauer nie dawał jednak za wygraną.
- Nie zdołacie poradzić sobie z tak potężnym wrogiem bez magicznej ochrony prawdziwego mistrza! Poza tym - wskazał kulącego się z bólu Albiończyka.
- Potrafię moimi eliksirami uśmierzyć jego ból i uzdrowić ciało! - Maria przechyliła głowę, sondując maga od stóp do głów.
- On może mieć rację - zwróciła się do Albiończyka.
- Widziałam jak czaruje, może się przydać, jeśli Braun za nami ruszy...
Nie zdążyli jeszcze dojść do porozumienia, gdy na zewnątrz pachołkowie przyprowadzili konia Marii z ich wspólnym dobytkiem. Szlachetnemu zwierzęciu towarzyszył siwy, podstarzały muł zajadający właśnie jakieś napotkane przy ulicy śmieci.
- Co to niby ma być!? - wyjechał na pachołka otyły czarodziej.
- Wierzchowca mi miałeś nabyć, a nie takiego dziada! - spojrzał z niesmakiem na degustujące odpadki zwierze. Chłop nie miał jednak zamiaru ugiąć się przed gniewem maga.
- Taki koń, jaka moneta - wzruszył obojętnie ramionami.
- Trza było więcej wykiesać z mieszka. - Ja ci dam!!! -
Nie zdążyli dowiedzieć się czym czarodziej miał zamiar obdarzyć pomocnika, ku nim runęła bowiem liczna pogoń, złożona ze zbrojnych Hargenfelsa.
- Na muuuuł!!! - zawył bojowo mag, pędząc na szlachetnej bestii ku bramom miasta.
Nim Edgar się spojrzał, Maria wciągnęła go już na grzbiet Persifala.
+300pd