Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2011, 23:21   #16
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Kompania Delty Pontaru została założona niecałe dziesięć lat temu przez novigradzko-kovirsko-redańską spółkę kupiecką.
Kompania rozwijała się szybko dzięki niemałym nakładom finansowym i wiarygodności gwarantowanej przez rządy Redanii, Koviru i Novigradu.
Ugruntowawszy swą pozycję, Kompania zajęła się konkurencją. Na początek wykupiła wszystkie spółki, które dały się wykupić, potem te które nie chciały, a wyjątkowo oporne albo splajtowały albo zostały zniszczone, w niektórych przypadkach dosłownie.
Tak powstały twór z miejsca stał się monopolistą w handlu i transporcie rzecznym na Pontarze. Pozycję swą utrzymuje od lat, dzięki ogromnemu majątkowi, wpływowi na władze miejskie i bezwzględnym tłamszeniu wszelkich prób mających powołać do życia podobną spółkę. A także mało subtelnej przychylności Redanii i Koviru.
Na istnieniu i pozycji Kompanii zależy zwłaszcza królowi Vizimirowi, bowiem Kompania Delty Pontaru jest głównym transporterem redańskiego zboża przez Pontar.
Stąd też niosąca się po Wolnym Mieście plotka, jakoby Kompania miała by być ekspozyturą redańskiego wywiadu. Nie jest to prawda, gdyż Dijkstra dostał wyraźne polecenie od króla, by zostawić ją w spokoju i zabezpieczyć jej interesy. Ale tego plotka już nie głosi.
Jedynym niezadowolonym z tej sytuacji jest oczywiście władca Temerii, któremu solą w oku jest istnienie tak potężnej spółki. A w każdym razie póty, póki sam nic z tego nie ma.
Temerscy kupcy wielokrotnie próbowali włączyć się w interes, po cichu i otwarcie wspierani przez Foltesta, ale Redańczycy, Kovirczycy i Novigradczycy solidarnie trzymają sztamę i ani myślą dopuszczać do podziału w zyskach kogokolwiek.

Główna siedziba Kompanii Delty Pontaru znajduje się na Starym Mieście. Jest to zamczysta kamienica z jasnego kamienia, bez żadnych zdobień i ekstrawagancji.
Zdobienia i ekstrawagancje są w środku, razem z marmurowymi kolumnami i poręczami, szlachetnym drewnem na panelach i boazeriach, tapiseriami i dziełami sztuk wszelakich.
Do budynku, rzecz jasna, nie można wejść z ulicy. Zaraz za wielkimi, dębowymi drzwiami wejściowymi znajduje się niewielki przedsionek, gdzie rezyduje paru elegancko ubranych ludzi, którzy uprzejmie pytają wchodzącego, czy jest umówiony. Jeśli twierdzi, że jest, sprawdzają jego nazwisko na liście. Jeśli go nie ma, kierują go do wyjścia. Jeśli nie chce wyjść, elegancko ubrani ludzie mu w tym pomagają. Ludzie ci są uzbrojeni, na wypadek wyjątkowo nierozsądnych petentów, w noże i sztylety. Oprócz dwóch par dębowych drzwi, z których jedna prowadzi na ulicę, a druga do właściwego wnętrza budynku, w przedsionku są też zwykłe, małe drzwi, prowadzące do dużego pokoju, gdzie obija się kilkunastu zaprawionych w bojach najemników, uzbrojonych w kusze i miecze. Na wypadek, gdyby nierozsądny petent przyprowadził ze sobą innych nierozsądnych.

W Porcie natomiast, w dużym drewnianym magazynie, mieści się biuro Kompanii, w które zajmuje się mniej ważnymi i nie zawsze legalnymi sprawami. Tam właśnie odbywa się obecny werbunek.

***

Wszyscy

Każdy chętny, a było ich niemało, po złożeniu podpisu bądź krzyżyka otrzymywał kilka koron zadatku i polecenie, by stawić się w tym samym budynku jutro z samego rana.
Mieli więc ponad pół dnia byczenia się na koszt Kompanii.

Marina Crest

Mężczyzna wyłożył niewielką sumę na blat. Niewielką, ale wystarczającą na pokój, żarcie, a nawet kąpiel, jeśli oferowano tu takie usługi.
- Nie ma potrzeby ani rozmowy z moim szefem, ani wymyślania mu historyjek. Nie ma to dla niego znaczenia. Ma zaś wykonanie zadania, które jest następujące: dowiedzieć się, po co Kompanii najemnicy, jakie zleci się im misje i co z tego wyniknie. Od ciebie oczekiwać będziemy odpowiedzi na te pytania. Uwierz mi, opłaci ci się. Moi szefowie bywają bardzo hojni.
Radzę zgłosić się do punkt werbunkowego z samego rana, rekrutacja, jak słyszałem, wkrótce się zakończy. Jeśli to już wszystko, to do zobaczenia jutro.


Tom Czekierda

Los postanowił obdarować go jeszcze jednym, malutkim, acz nie do pogardzenia, łutem szczęścia: wykonywanie uczciwej i nielekkiej pracy, co wywoływało u niego dreszcz obrzydzenia, zacząć miał dopiero nazajutrz rano. No, zawsze to dodatkowy dzień bumelowania.

Dallan z Lyrii

- Ano, jest taki. – oświadczył urzędnik, gdy poznał imię, a część zaliczki wróciła do niego. – Gdzie tera jest, to ci nie powiem, ale jak chce roboty, to będzie tu jutro ze wszystkimi. Jak i ty będziesz, to zoczysz, któren to, na sprawdzaniu listy.

Brego

Tuż po wyjściu z biura Kompanii dostrzegł zbliżającą się szybko trójkę strażników. Co ciekawe, zdawali się kierować prosto w jego stronę.
- To wy przybyliście dziś do miasta, wraz z rannym starcem? – zapytał opryskliwie dowódca.
- Tak.
- Tedy pójdziecie z nami. Nie przeciwcie się, chyba, że w pętach chcecie pójść, w łeb uprzednio oberwawszy.


Strażnicy doprowadzili go do najbliższej kordegardy, a tam wrzucili do pokoju przesłuchać. Różnił się on od celi tylko tym, że miał drewniane drzwi zamiast krat.
W środku stały dwa krzesła, jedno przykręcone do podłogi, z rzemieniami na ręce i nogi, a drugie było proste, drewniane. Krzesło z rzemieniami ktoś zajmował.
- Proszę spocząć, jeśli ma pan ochotę. – odezwał się siedzący, krótkowłosy mężczyzna ze szpiczastą bródką.
- Jeśli strażnicy niczego nie pokręcili i sprowadzili właściwego człowieka, to musi pan nazywać się Brego i dopiero co przybył pan do miasta razem z ranionym towarzyszem, tak?
Brego skinął głową, nie bardzo wiedząc o co chodzi.
- I właśnie zaciągnął się pan na służbę Kompanii Delty Pontaru? Jak mniemam, w celu zdobycia środków na leczenie kompana?
- Owszem. Skąd o tym wiecie?
- Wieczny Ogień
- uśmiechnął się mężczyzna. - obdarze swe sługi różnymi łaskami, w tym wiedzą o bliźnich. Ale przejdźmy do rzeczy. Zajmiemy się pańskim przyjacielem i z łaską Wiecznego Ognia uzdrowimy. W zamian proszę o rzecz prostą i nieskomplikowaną: będzie pan informował mnie co do celów i przebiegu akcji prowadzonej przez Kompanię.
- A jeśli odmówię?
- Wolno wam. Ale wie pan, że w wieku pańskiego towarzysza nawet lekkie urazy mogą doprowadzić do zgonu, a co dopiero postrzał. Zaryzykuje pan jego zdrowie? A kiedy wyjdzie pan stąd, niech pan nie pędzi do karczmy. Nie ma go już tam. Jak powiedziałem, zajmiemy się nim.
 

Ostatnio edytowane przez Cohen : 26-01-2011 o 00:14.
Cohen jest offline