| Mężczyzna śmiał się tak, że aż łzy płynęły mu z oczu, żłobiąc głębokie bruzdy w brudzie pokrywającym policzki. Uderzał rekami w uda, a tłusty brzuch trząsł się, obijając się o stolik, przy którym siedzieli werbownicy. - I czym się byś chciała zajmować, dziecko? – zapytał w końcu, kiedy udało mu się złapać oddech – Kurew nasza Kampania nie zatrudnia, przynajmniej oficjalnie – puścił do Mariny oko. - Nie znam się na kurestwie – wyjaśniła Marina i zadbało o to, żeby na jej twarzy pojawiło się zażenowanie. Zarumieniła się tez lekko.
Było to prawdą, przynajmniej w większej części – zdarzało jej się, po prawdzie, sypiać z mężczyznami, którzy się jej nie podobali, ale zawsze wynosiła z tego jakąś korzyść. Choć nigdy finansową. - Potrafię za to walczyć – powiedziała głośno i z zapałem. Teraz już wszyscy werbownicy zwrócili na nią spojrzenie.
Po kąpieli i wygodnej nocy spędzonej w najlepszej izbie gospody dziewczyna była czysta, wypoczęta, włosy miała starannie rozczesane i upięte wysoko przy pomocy mnóstwa zapinek. Wyprała koszulę, wychodząca spod kamizelki i teraz w słabym swietle magazynu wyglądała ona na prawie białą; rozpięła ją też możliwie głęboko, eksponując piersi. Buty miała wyglancowane, ubranie oczyszczone z kurzu i błota, a sztylet schowany pod ubranie. Rzemyk przytrzymujący poły kamizelki związała tak ściśle, ze ta opinała jej ciało prawie jak gorset.
Generalnie wyglądała jak przebrana panienka z dobrego domu, która zapragnęła bawić się z wojaczkę. - Pozwólcie, że wam pokażę, panie.
Mężczyzna, ciągle z rozbawieniem malującym się na twarzy, wyszedł zza stolika. Teraz już większość zgromadzonych tam ludzi (nieludzi zresztą też) patrzyła na nich. Rozstąpili się, żeby zrobić trochę miejsca. - Zaatakujcie mnie, panie – poprosiła. A nawet zażądała.
Mężczyzna spojrzała na nią, już poważny. Był o dwie głowy wyższy niż Marina i ze dwa razy cięższy. Nie uśmiechało mu się bicie tej panienki na oczach tłumu. Ale skoro już wstał, to nie miał wyboru, musiał się odnaleźć w tej sytuacji. Zamachnął się, lekko, nie zamierzał przecież trwale jej uszkodzić. Marina odskoczyła. Zamachnął się jeszcze raz, celując w żołądek. Jego pięść znów przecięła powietrze. - Uniki masz opanowane – mruknął rozzłoszczony – a co z walką?
Okrążył ją i ustawił się w taki sposób, żeby Marina za plecami miała stolik, a z boku ścianę magazynu. Nadspodziewanie szybko, jak na jego tusze, ruszył w kierunku dziewczyny. Marina znów usunęła się z drogi jego pięści, a kiedy mijał ją w rozpędzie uderzyła go czubkiem buta w łydkę. Są miejsca na ciele człowieka, których umiejętne uderzenie, nawet stosunkowo lekkie powoduje wiele bólu. Mężczyzna wrzasnął, miesień łydki odmówił mu posłuszeństwa i upadł na kolano. Próbował chwiejnie wstać, ale Marina przyskoczyła i wbiła czubek buta w miejsce, które – w zależności od potraktowania – potrafi przysporzyć mężczyźnie równie wielu bólu, co rozkoszy.
Werbownik zawył. – Trzymajcie tą dziwkę! - wrzasnął. Mężczyźni zawahali się, co dało Marinie czas na reakcję. - Spokojnie panie – powiedziała – potrafię jeszcze coś lepszego niż walka.
Dotknęła jego skroni i coś wymruczała. Ból minął natychmiast. Mężczyzna spojrzał na nią, zdziwiony, ale i wdzięczny – choć przecież to ona była sprawczynią jego cierpienia. - Potrafię leczyć rany. Nawet takie, które wyglądają na śmiertelne. Pilnować, żeby się nie zakaziły, a także zwalczać zakażenie. Koić ból.
Mężczyzna bez słowa usiadł na powrót przy stoliku i podsunął Marinie papier. Przeczytała go szybko i podpisała się we wskazanym miejscu. Przesunął w jej stronę pieniądze, które ta schowała do sakiewki.
- Tam jest punkt zbiórki – machnął ręka wskazując kierunek.
Marina poszła we wskazanym kierunku, a werbownik wbijał wzrok w jej plecy. - Marina Crest – przeczytał podpis – No, Marino Crest , nie zamierzam zapomnieć ci tego upokorzenia.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |