Wątek: [DnD] Mag
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2011, 11:06   #31
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Plan zabicia był dosyć chaotyczny. Davlamin nie był skrytobójcą. Zdecydowanie nie. Umysł niby miał lotny, ale rzadko myślał dwa razy. Poprosił wszystkich magów Duncana by rzucili na niego wszelakie zaklęcia ochronne. Następnie zahipnotyzowali paru strażników Yengolda i Richanda. Sami szlachcice byli w dużej, bogatej sali ze stołem, tronem i w ogóle z bogatym ekwipunkiem. Stali i rozmawiali o sprawach wielkiej wagi, a przed nimi stanął młody mag. Popatrzyli po sobie znacząco. Davlamin przemówił
- Witam Yengoldzie, witam Richandzie. Ile warte jest dla was wasze życie?
Yengold, człowiek który jeszcze nie przekroczył trzydziestki, o pulchnej, czystej twarzy i włoskach jasnych jak słoneczko krzyknął prawie damskim głosem
- Straże! Kto tu wpuścił tego... kogoś?!
Zapewne często śmiano się z jego głosu.
Richand był trochę starszy i jak widać rozsądniejszy. On miał zarost nawet! Jednak tylko uśmiechnął się a jego łysa głowa jaśniała bardzo ładnie gdy to robił.
- Ignoranci - Powiedział Davlamin i wyszedł. Gdy tylko szlachcice stracili go z zasięgu wzroku, zaczął biec, nie chciał się przed nimi ośmieszyć.
Magicznie zamknął największe drzwi, tak by opóźnić strażników i móc spokojnie uciec. Tak też się stało.

Później, po walce na arenie dwójka szlachciców z obstawa wracała do dworu. Yengold ciągle gadał, a jego towarzysz miał wyraz twarzy, jakby wyrywano mu flaki.
Atak jak i cała walka nie trwał zbyt długo. Już w pierwszych paru sekundach pięciu ochroniarzy szlachciców padło trupem. Niestety jeden, gdy już umierał zerwał się na ostatnią szarżę i chlasnął Davlamina. Na jego klatce już na zawsze miała pozostać spora blizna od miecza, jednak Neeshka szybko zaleczyła ranę, tak by mag się nie wykrwawił. Oczywiście wszystko to go zdenerwowało.

Gdy wszystko dobiegło końca sytuacja była zabawna. Yengold darł się, błagał o litość swoim piskliwym głosem, jego kolega tylko go uciszał oceirając krew z czoła. Yengold tylko stał srając pod siebie i to dosłownie. Neeshka nie mogła uwierzyć w zachowanie żałosnego samca. Dziwny był to świat w którym ktoś taki osiąga tak wiele.

- Kim jesteś i czego kutwa chcesz? - Zapytał Rinchand
- Drogi Rinchardzie, po co ta nerwowość i takie brzydkie słownictwo?-Davlamin pokiwał głową z rezygnacją.
- Jak zapewne dobrze pamiętacie, spotkaliśmy się w domu jednego z was, jednak nie byliście zbyt mili i nie porozmawialiśmy. Dlatego pytam ponownie. Ile warte jest dla was wasze życie?
Yengold, bliski ataku serca piszczał coraz głośniej
- Wszystko dam Ci wszystko! - Rinchard walnął go po twarzy potężnie i blondynek padł na ziemię
- Pozwól, że to ja zapytam, ile według Ciebie nasze życie jest warte?- Zapytał bardziej rozumny szlachcic
- Dla mnie zycie drugiego człowieka jest bezcenne. - odparł zimnym tonem mag. - Po za tym niegrzecznie odpowiadać pytaniem na pytanie.
- Do rzeczy. Czego chcesz? Nie baw się ze mną i tak jestem martwy.
- Nie jesteś. Daruje wam życie jeśli więcej nie pokażecie się w tym mieście i nie spróbujecie odwetu. No i w ramach zadośćuczynienia dla mnie i mojego przyjaciela oddacie cały swój majątek. W zamian za to macie moje słowo, że opuścicie miasto cali i zdrowi. Nawet was uzdrowimy.

Duncnan stojący trochę dalej nie włączał się do rozmowy, ale cieszył się, że mag nie zabił ich, lecz dogadał się z Rinchardem i może z tego być coś lepszego niż zemsta.
- Ten debil pewnie na to pójdzie, ale będzie chciał odwetu, nawet jak się na matkę zaklnie. Tak czy siak mogę się zgodzić, chętnie sobie pożyję. - Wzruszył ramionami, jakby było mu wszystko jedno. Ludzie mówili "Zaraz wszyscy zginiemy" z większym entuzjazmem.
- Hmm, cenię sobie szczerość u ludzi. Jesteś do swojego kolegi przywiązany?
Łysol parsknął ze śmiechu.
- Kolegi? Dzisiaj chciałem go wrzucić na arenę by nie słuchać jego biadolenia, damskiego głosu, narzekania, wazeliniarstwa, chwalenia się i tak dalej.
- Dobrze. Ma jakiś majątek?
- Tak. Wszystko po tatusiu, ale szybko go przepuszcza.

Davlamin kazał ocucić Yengolda. Nieźle go zamroczyło, ale gdy tylko się obudził od razu zaczął błagać o litość.
- Panie! Panie błagam, błagam
- Spokojnie, chyba że chcesz znowu pospać.
- Tak Panie! Przepraszam, już nie będę. Zrobię co zechcesz!

- On tak zawsze?- spytał bardziej ogarniętego mężczyznę.
- Związać i zabrać tego tutaj! Tylko żeby mi nie uciekł, i żeby się nie darł. - rzucił do wojowników.
Yengold piszczał jak jakaś zarzynana świnia.
- Zawsze jest gorszy, ale cóż. Przejdźmy do rzeczy, tylko nie tu. Głupio rozmawiac pośród trupów. - Powiedział Rinchard wodząc wzrokiem za Yengoldem prowadzonym w ciasne i mroczne uliczki Waterdeep.


Davlamin zaprowadził nowego przyjaciela do swojego biura w świeżo zbudowanej karczmie. Duncana nie było przy tej rozmowie, nawet nie proponował, pokładał w młodym magu spore zaufanie. Sporo pieniędzy wyłożył na żołnierzy, więc nie wiele miał do stracenia.
Służący nalał wina dla Rinchrda i Davlamina, usiedli naprzeciw siebie w ładnym, schludnym pokoju.
- No więc mój drogi, sprawy wyglądają dla was nieciekawie póki co. Chcieliście zabić mojego przyjaciela i przejąć jego interesy, a to nie jest dobry pomysł. Oczywiście rozumiem, konkurencja i takie tam, ale nie możemy wyżynać się jak gobliny, bo to do niczego nie prowadzi. Rozumiesz?- Davlamin mówił spokojnie, nie groził szlachcicowi, nie miał nawet takiego zamiaru.
- Cóż to był jego pomysł, ja mam mniej wojska, kasy i w ogóle, ja nie odziedziczyłem ani grosza. Wszystko sam musiałem zarobić, nie miałem żadnych znajomości, a on miał ich aż nadto.- Na twarzy Rincharda pojawił się grymas, jakby wspominał ciężkie lata.
- Zaczynasz mi imponować człowieku. Dlatego też to dla Ciebie mam propozycję, nie dla niego. Oficjalnie przejmiesz wszystkie interesy swojego kolegi, który pośpiesznie wyjechał z miasta z powodu problemów rodzinnych. Wszystko oczywiście zapisał tobie. Z mojej strony zyskasz wsparcie i kontakty, nie będziesz miał problemów większych, w zamian oczywiście podzielimy się zyskami. Nie jestem zachłanny, sześćdziesiąt procent zysków w zupełności mnie zadowoli. Oczywiście z czasem osiągniesz monopol. Co ty na to?

Zapadła chwila milczenia.

- Cóż, on sprzedawał najlepsze wino w promieniu setek kilometrów, można na tym zbić kupę kasy. Mogę na to pójść, wydaje się być bardziej bezpieczne.
- Przejmujesz jego stanowisko, majątek i kontakty. Masz dbać o interes. Póki co możesz utrwalać kontakty i dbać o starych klientów, jednak z czasem chciałbym aby kontakty handlowe zaczęły się rozszerzać. Rozumiem że wyrób wina jest pod naszą kontrolą?
- No raczej. Do tego dochodzą moje sklepy alchemiczne.
- Punkt masz dobry?
- Owszem, najlepszy.
- W takim razie jak widzę porozumieliśmy się.
- powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Aha, jeszcze jedna sprawa organizacyjna, jeśli tak można to nazwać. Nie będę Cię kontrolował, jednak jeśli dowiem się że kręcisz albo co gorsza próbujesz się mnie pozbyć, nie będę miły.
- Nie jestem taki. Mam swoją godność, ale rozumiem twoją ostrożność... jak właściwie masz na imię? - Zapytał z uśmiechem zdając sobie sprawę, że nie zapytał wcześniej.
- Davlamin.
- A więc dobrze Davlaminie, ubiliśmy interes
- Cieszę się. Zechciej poczekać jeszcze moment, udam się po dokumenty.


Rinchard miał jednak szczęśliwy dzień. Pozbył się Yengolda i zamienił go na znacznie bardziej obiecującego sojusznika. Na dodatek miał mieć z tego niezły zysk. Nawet nie musiał nic robić. Gdy Davlamin wrócił, Rincahrd podpisał papiery, uścisnął dłoń magowi i poszedł do burdelu uczcić szczęśliwy dzień.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline