Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2011, 22:32   #130
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Dirith; [eTo]
Drow tylko skulił się jeszcze bardziej gdy usłyszał ten dziwnie znajomy głos. Nie miał najmniejszego pojęcia co się z nim dzieje, i czemu jedyne do czego ma chęć to ucieczka. W między czasie znowu zaczął myśleć o ostatnich przebłyskach wspomnień jakie powróciły do jego świadomości. Wyraźne juz było to, że to właśnie ta elfka wysłała płonącą strzałę w stronę beczki, która wybuchła, na pewno raniąc go mocno. Nawet w przebłysku to wyczuwał. Ostatnią rzeczą jaką pamiętał to był ból i nic więcej.. Czyżby wtedy zginął?
~ Nie, to chyba nie możliwe.. nie dałbym się załatwić w tak głupi sposób.. ~próbował wmawiać sobie, jednak nie zmieniało to faktu, że Ritkel był zdolny do wskrzeszania swoich chimer. niejednokrotnie był tego świadkiem mimo, że jego twórca niezbyt przychylnie patrzył na takie twory, to jednak często je wskrzeszał aby pełniły rolę mięsa armatniego najgorszego sortu.. A przecież zanim zbuntował się po raz drugi był praktycznie najlepszą z jego chimer i pełnił funkcję jego najlepszego zabójcy.. tak jak przed pierwszym buntem..
Gdy usłyszał kolejne słowa dochodzące z korytarza lub progu kuchni oprzytomniał szybko. Jednocześnie znowu urósł w nim strach, więc zacisnął zęby z całych sił, po czym w prawej ręce zmaterializował rękojeść sztyletu, którą także ścisnął. dotyk stali w reku uspokoił go nieco. Dzięki temu miał dodatkową możliwość szybkiego ataku gdyby jego kryjówka została znaleziona, jednakże nie zamierzał się wdawać w walkę, tylko uderzyć tak aby uzyskać dostęp do drzwi i móc uciec.
Jeśli to by się udało, to spróbuje zatrzasnąć je za sobą i jeśli posiadają zamek spróbować zmienić kształt swojej broni w klucz i spróbować je zamknąć z elfką w środku. Gdyby jednak nie pasował, to mimo wszystko przytrzymując drzwi Dirith nadal próbowałby je zamknąć próbując dopasować swoją broń-klucz do zamka.
Jednakże póki co nie robi nic, poza jak najcichszym przebywaniem w kryjówce i nasłuchiwaniem.

Usłyszałeś znów kroki. Oddalały się. Elfka nie weszła do kuchni! Uspokoiłeś nieco oddech, podniesiony na duchu.
- Gdzie jesteś...? – echo niosło znów głos elfki. – Proszę! Musisz stąd jak najszybciej odejść, zanim twoje ciało przestanie oddychać!...
Nasłuchiwałeś. Kroki oddalały się miarowo, aż ustały.
- Drowie!... Tu jesteś!...
Serce zabiło ci mocno. Usłyszałeś, jak elfka biegnie. Ale odgłos ten oddalał się, aż ustał, zatrzymała się gwałtownie.
– Drowie...? Nic ci nie jest?!
Usłyszałeś jak coś szeleści i spada na podłogę. Pewnie znalazła twój płaszcz. Przez chwilę panowała cisza. Potem znów usłyszałeś nerwowe i szybkie kroki na korytarzu.
- Proszę!... – zawołała znów. – Drowie, to nie jest sen!... To dzieje się naprawdę! Zostałeś otruty, musisz się z tego wyrwać, musisz się ratować!... Choć ze mną, pokażę ci wyjście, wyprowadzę cię z tego koszmaru!... – nawoływała, idąc do końca korytarza. – Nie bój się, nie mam broni! Nie chcę cię skrzywdzić! Chodź ze mną, zanim utkniesz tu na zawsze!
Usłyszałeś, jak elfka krąży przez chwilę krąży w kółko, z zagubieniem i frustracją. Potem kroki oddaliły się, chyba weszła do jednego z pomieszczeń na końcu korytarza. Przez kilkanaście minut słyszałeś hałas, musiała przeszukiwać pomieszczenie. Słyszałeś brzdęk jakiegoś metalu, spadanie/strącanie czegoś na podłogę, zatrzaskiwanie drzwi szaf i szafek, ogólny hałas towarzyszący przeszukiwaniu/demolowaniu.
- Proszę cię, wyjdź, czas się kończy! – usłyszałeś ją znów na korytarzu.
Trzask drzwi oznaczał, że zamknęła je za sobą. W jej zdyszanym głosie wyczuwałeś narastająca frustrację i panikę.

* * *
Dirith; [eTo]
Mimo, że elfka nie weszła do kuchni tylko poszła gdzieś dalej, drow spiął sie mocniej, gdy usłyszał jak elfa podniesionym głosem go woła a następnie gdzieś biegnie. Miał w tej chwili wrażenie, że jest tuż obok i zaraz będzie musiał walczyć aby móc od niej uciec. Na szczęście zdrowy rozsądek wziął górę nad spanikowanym instynktem i mroczny elf tylko wstrzymał oddech przysłuchując się krokom przeciwniczki z bezpiecznej, póki co kryjówki. Następne słowa i odgłosy utwierdziły go w przekonaniu, że dobrze zrobił zostawiając płaszcz w postaci prowizorycznego "drowa". Dzięki temu wiedział przez chwilę gdzie na prawdę dokładnie się znajduje oponentka. Gdy po upadku płaszcza nastała cisza, przez głowę drowa przeleciało kilka myśli w ojczystym języku, które odnosiły się do dławienia znalezioną garderobą, niewybrednymi epitetami i stwierdzeniem, że póki co nigdzie się nie ruszy.
Taki też miał zamiar, po prostu siedzieć cicho, gdy elfka przeszukuje inne pomieszczenia. Zastanawiał się co prawda, czy słowa tej kobiety mogą w jakimś stopniu być prawdziwe, jednak póki co nie miał na tyle odwagi, aby wyjść z ukrycia. A nawet jeśli, to nie zamierzał tego sprawdzać gdy Ona kręci się w pobliżu.
Jednak po kolejnej chwili namysłu, postanowił jednak zadziałać. Wpierw sprawdził, czy ma przy sobie swoją zmiennokształtną broń, nakazując jej zmienić się w jakiś klucz. W worku co prawda nie było zbyt jasno, jednak dla przedstawiciela tej podziemnej rasy nie stanowiło to dużego problemu. Następnie miał zamiar poczekać, aż elfka zabierze się za przeszukiwanie kolejnego pomieszczenia. Z tego co zauważył, nie starała się być zbyt cicho ani nie robiła tego zbyt szybko, więc jego plan miał szanse się udać. A zamierzał zamknąć ją w jednym z pomieszczeń, podczas gdy Ona zajęta by była przeszukiwaniem.
Dlatego gdy zaczną się hałasy, Dirith zamierza wyjść z ukrycia i cicho podkraść się do przeszukiwanego pomieszczenia. Dzięki hałasom towarzyszącym przeszukiwaniom, najprawdopodobniej nie stanowiłoby to dużego problemu. Jednakże, teraz miała nastąpić najgorsza część planu. A było to ciche zamknięcie drzwi, które mogłoby zostać zauważone, lub wejście do pomieszczenia aby zamknąć drzwi. Następnie trzeba jeszcze szybko je zamknąć na klucz, co także mogłoby być dosłyszane, jednakże jeśli drzwi nie okazałyby się kratą, była szansa na uniknięcie kontaktu wzrokowego. Potem już tylko wystarczy poświęcić część swej broni, aby zostawić kawałek jej w zamku co uniemożliwiłoby elfce skorzystanie z klucza, jeśli taki by posiadała.
Potem już tylko wystarczyło odetchnąć i sprawdzić, czy w którymś z wolnych pomieszczeń faktycznie nie znajduje się wyjście.
Jeśli jednak coś poszłoby nie tak, to Dirith zamierza spróbować szybko, a przede wszystkim cicho uciec do sali tortur, gdzie zamierza sie schować pod roboczym blatem.

** *
Zjawa elfki; [Kejsi]
Cholera. Znowu nic. Dramat trwał, drow prędzej czy później wymięknie... Jest zdezorientowany, nie wie co się dzieje... Jedyna nadzieja w jego desperacji. Czas się kończył, iskierka wygasała, lyrium zaczynało działać i drow zapadał w coraz głębszy sen, zaraz go zgubi...

Weszła do pomieszczenia naprzeciwko. Był to magazyn. Pech, drow mógł się tu głęboko zakopać w tych skrzyniach i pakunkach... A czas się kończył...

Wybrała wielką szafę, zajmującą całą ścianę. Trzymano tam robocze ubrania, pościel, szmaty, ogólnie nieziemsko brudne i cuchnące rzeczy. Otworzyła szafę i zaczęła ją przetrząsać. Zamarła w bezruchu, kiedy usłyszała, jak drzwi magazynu zamykają się cichutko.
Jest!!! Nie do wiary, głupiec!...
- Grzeczny drow...! – pochwaliła z szerokim uśmiechem, obracając się w kierunku drzwi.
Ku swemu zdumieniu usłyszała przekręcanie klucza w zamku masywnych, okutych drzwi. Skąd on wziął klucz...!? Chrząknęła z niezadowoleniem.
- Niegrzeczny drow... – mruknęła.
No to po zabawie. Podniosła rękę ku drzwiom.
- Chodź no tu do mnie... – syknęła do siebie.

Dirith; [eTo]
Wyszedłeś z bezpiecznej kryjówki. Przytłaczało cię wrażenie, że elfka za chwilę cię znajdzie. Słyszałeś wyraźnie, jak przerzuca jakieś rzeczy w pomieszczeniu po prawej, na końcu korytarza. Zakradłeś się do drzwi. Zajrzałeś. Był to magazyn. Wielka szafa zajmowała całe jedno skrzydło pomieszczenia. Elfka dosłownie kopała w niej, niedbale wyrzucając z niej prześcieradła, worki i jakieś szmaty. To twoja szansa! Pozostając na korytarzu zamknąłeś masywne, okute drzwi do magazynu i błyskawicznie zabrałeś się za tworzenie klucza.
- Grzeczny drow...! – usłyszałeś zadowolony głos elfki.
Szybko!... Chyba się... udało...? [klik!] Tak, chyba działa, zamknąłeś drzwi!...

Ulżyło ci. Nie zamierzałeś jednak tracić ani chwili, szybko przebiegłeś się korytarzem, zaglądając do nieznanych ci jeszcze pomieszczeń i poszukując wyjścia...
Kiedy naraz rozległ się potworny huk i całe lochy zadrżały w posadach!!!

Zdezorientowany zasłoniłeś głowę ramionami przed spadającym z sufitu gruzem! W ostatniej chwili uskoczyłeś, fragment sufitu zawalił się, a ty niby w zwolnionym tempie zobaczyłeś, jak wygięte i wyłamane drzwi od magazynu wyrzucone z potworną siłą do korytarza rozbijają się na ścianie. Ułamek sekundy stałeś jak zahipnotyzowany. A potem rzuciłeś się ku najbliższym drzwiom, ku sali tortur...

Zjawa Elfki; [Kejsi]
Stanęła w progu, gdzie nie było już drzwi. Fragment sufitu zawalił się, kurz i pył unosily się wokół. Cholerny drow. Zdołał zbiec, ale nie uciekł daleko...
Drzwi od magazynu broni i rzeczy ukradzionych/znalezionych były zamknięte, tak jak je zostawiła. Drzwi od dyżurki także. W magazynie z którego właśnie wyszła drowa na pewno nie było. Wątpiła, aby schronił się w celi, za kratami, gdzie był bardzo widoczny. Musiał schować się w sali tortur lub w kuchni.
Po akcji z płaszczem i podpuchą podejrzewała, że drow przez cały czas ukrywał się właśnie w sąsiedniej do cel sali tortur. Stamtąd też wypełzł, by zamknąć ją w magazynie. Albo tam powrócił, do bezpiecznie przygotowanej i sprawdzonej kryjówki, ale spłoszony wywarzeniem drzwi uciekł jak najdalej, do kuchni.
Cholerny drow.
Czas mijał, ale była jeszcze szansa.
Ostatecznie założyła, że drow chciał zamknąć ją w magazynie i rzucić się do wyjścia z lochów. Po tym jak fragment sufitu runął, drow nie zdążył dobiec na miejsce i uciekł do kuchni, blisko wyjścia.
Ten cholerny drow śmiał podjąć próbę zamknięcia jej w magazynie! Był odważny. Założyła, że i kryjówkę wybrał sobie nietypową. Teraz kiedy to już wiedziała, odrzuciła wszelkie szafy i szafki, miejsce gdzie z reguły chowają się śmiertelnicy.
Czas się kończył.
- Wiem że tu jesteś, wyjdź!... – powiedziała z rozbawieniem, ruszając do sali tortur.

* * *
Habaraganath;
Czterooka elfka zachowywała się jak niewidoma pomimo dwóch par oczu! Stojąc pomiędzy łóżkami, dłońmi macała brzegi obu, próbując określić swoje położenie w przestrzeni. W pewnym momencie lewą ręka trąciła ramię śpiącego drowa. Cofnęła rękę, jakby zdumiona tym odkryciem. Przesunęła się bliżej śpiącego nieprzytomnie mrocznego elfa, dotknęła znów jego ramienia, badawczo przesunęła po nim ręką. Drugą dłoń powoli opuszczała, badając powietrze, aż natrafiła na opór, na pierś śpiącego drowa. Zaintrygowana, przyłożyła rozłożoną dłoń na wysokości mostka mrocznego elfa, drow drgnął nagle, skrzywił twarz i wydał z siebie stłumione, bolesne stęknięcie.

* * *
Zjawa elfki; [Kejsi]
Czas się kończył. Wybrała najdziwniejszą kryjówkę w sali tortur. Podeszła do stalowej dziewicy, czujnie, jakby drow mógł wyskoczyć z wnętrza kopuły ze sztyletem w ręku. Z zamachem otworzyła narzędzie tortur i syknęła z zawodem, widząc ziejące pustkami, naszpikowane kolcami wnętrze.
- Jeszcze mi nie uciekłeś... – syknęła do siebie. – Jeszcze się odezwiesz, piśniesz, przygnieciony gruzem!!!
Z wściekłością machnęła ręką na odlew. Mury zadrżały, słaby sufit znów nie wytrzymał, podłoga zadrżała pod uderzeniami walącego się miejscami gruzu. Nasłuchiwała. Syknęła znów. Czas się kończył. Wściekła, zamaszystym krokiem wyszła na korytarz. Gruz zawęził przejście, drow nie leżał przygnieciony kamieniami. Cholera. Ruszyła do kuchni. Stanęła w progu, nasłuchując.
- Wyłaź, szczurze!!! – wycedziła z desperacją.
Wątpiła jednak, aby wyszedł. Czas się kończył. Chwyciła lampkę oliwną. Zauważyła bałagan przy stercie worków, ale uznała to za kolejną podpuchę. Jeśli gdzieś mógł się schować ktoś tak nietypowy jak ten drow, to tylko w szybie nad paleniskiem. Podeszła do zgaszonego paleniska, ostrożnie zajrzała w górę szybu, przyświecając sobie lampą. Cholera, pusto! Krzyknęła ze złością, cisnęła lampą o podłogę, rozbijając ją...

* * *
Czarna Rosa była darem od Mgieł. Oczywiście, Chaos nie miał zdolności tworzenia przedmiotów z drewna z Mgieł, ale to w niczym nie przeszkadzało. Czarna Rosa była statkiem niezatapialnym. Czy rzec by należało – nieśmiertelnym. Jej nieśmiertelność, zdolność lotu i własna zdolność reagowania wynikały z faktu że statek był „nawiedzony”. Choć Może to złe słowo w tym momencie. Statek był raczej opętany.

Pani demonów ofiarowując prezent znalazła kozła ofiarnego, który zawalił powierzoną mu misję – zamiast go zlikwidować, nakazała mu opiekować się Czarną Rosą i mieć oko na statek i kapitana, ulubieńca Mgieł. Demon za karę musiał opętać statek i Czarna Rosa żyła teraz jego energią, naprawiała się jego nieśmiertelnością, unosiła się w przestworzach i inne takie. Kapitan statku utrzymywał demona z ryzach, bowiem ten był tu za karę i Pani Mgieł nie chciała słyszeć o jego złym zachowaniu. Demon zaś żywił się energią załogi i samego kapitana – bardzo specyficzną energią… Kapitan był psionikiem, mógł dawać demonowi to czego ten potrzebował bez większej szkody dla swojego zdrowia. Ale ci, którzy psionikami nie byli, cóż… niektórzy nie opuścili pokładu Czarnej Rosy.

Magetsu – bo tak zwał się demon Czarnej Rosy – nie tolerował obcych na swoim pokładzie. Obrażony na cały świat za przymus pilnowania tego statku, był bardzo agresywny w stosunku do obcych – gdyż Pani Mgieł nakazała mu dbać o kapitana, nie zaś o załogę, a zwłaszcza nie o obcych. Byli to wiec jedyni, na których mógł rozładowywać swoją złość. Kapitan zabierał czasem pasażerów – czasem by rozładować gniew Magetsu i sprawić mu przyjemność, czasem odwrotnie – by go podrażnić i podroczyć się z nim. Magetsu bowiem był specyficznym demonem i miał problem z pewnym rodzajem ofiar.

Kapitan wyjął z kieszeni mały, płócienny woreczek i zważył go w ręce. Zastanawiał się, czy dosypał wystarczająco dużo lyrium do zupy rybnej i czy drow rzeczywiście zjadł wszystko. Lyrium było używką, która pozwalała magom na szybką regenerację many. U istot niemagicznych wywoływało halucynacje i bardzo głęboki sen. A także niewielkie zaniki pamięci. Drow miał się obudzić i mieć pewność że po prostu zasnął i miał zły sen. Lyrium nie miało zapachu ani smaku, więc jest szansa, że drow nie wie co go dopadło…

* * *

Magetsu był zły. Jest taki stan umysłu, przy którym energia istoty żywej staje się dla niego niewidoczna, nienamacalna, a co za tym idzie – nie może jej uszkodzić. Istoty magiczne rodzą się z taką tarczą, a niemagiczne osiągają ją w medytacji lub bardzo głębokim śnie, kiedy świadomość, jaka jest w stanie reagować na obecność demona, zanika. Przekleństwem Magetsu było to, iż nie mógł dostrzec ani skrzywdzić istot których umysł, jak to nazywał, zamykał się. Kapitan Czarnej Rosy był inteligentny i złośliwy – czasem faszerował swoich pasażerów lyrium, fundował im halucynacje i nieprzytomny sen, tym samym odcinając ich umysł od doznawania najprostszych doznań i uczuć. Dla Magetsu stawali się niewidoczni i nieosiągalni. Nie zawsze jednak kapitan zdążył zaaplikować odpowiednią dawkę i nie zawsze lyrium zdążyło zadziałać. Magetsu nauczył się odszukiwać tlące się wciąż iskierki i atakować je, wabić, aby odezwały się do niego, aby się zbudziły. Ich niematerialna niewidoczność doprowadzała go do szału. Póki ich nie widział, nie mógł wyrządzić im krzywdy w planie materialnym, nawet, jeśli fizycznie znalazł położenie ich ciał. To była jego klątwa i ktoś tam u góry miał z całej sytuacji wielki ubaw, kiedy potężny demon nie mógł zabić śmiertelnika stojącego o krok od niego.

Spoglądał w szarość. Fala rozeszła się promieniem wokół, obrysowując zarys ludzkiej sylwetki leżącej na łóżku. Podniósł dłoń, przesunął raz jeszcze po powierzchni szarości. Przez moment wydawało mu się, że widzi jakąś różnicę... Zarysy ludzkiej sylwetki szybko jednak rozmyły się w bezkształtną masę. Diagnoza; obiekt nie jest żywy.

* * *
Habaraganath;
Czterooka wyprostowała się, odjęła ręce od leżącego drowa. Zaczęła znów macać twoje, puste łóżko.

Kiti;
Plan był ryzykowny i drastyczny. Uznałaś jednak że nie zdążysz przegryźć żeglarskiej liny i postanowiłaś się ewakuować. Sznur pozwalał ci odejść na 2 metry od słupa... ale była szansa na zawiśniecie na linie od żagla i pozostanie w ukryciu NAD wrogiem! Zaryzykowałaś. Odbiłaś się od splotów liny na słupie i zdołałaś dosięgnąć pyskiem liny od żagla! Wbiłaś się w nią zębami i... wisisz. Sukces!!!
Podkuliłaś ogon, tylnie łapy i podciągnęłaś tyłek w górę na ile mogłaś. Mroczny obmacał maszt dookoła, wymacał sploty sznura na nim. Przesunął ręką od splotu kawałek po twojej smyczy, ale wyczuwszy że idzie w górę, od masztu, zostawił sznur w spokoju. Okrążył maszt, w utrapieniu się rozglądając wisiałaś nad nim, nie zwrócił na to najmniejszej uwagi! Kiedy odszedł spod masztu odetchnęłaś głęboko w duchu.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline