Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2011, 22:43   #24
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Współpraca z Feataurem, Fielusem i MG

Gorąc. Zwiększający się z każdą chwilą żar ogarnął Tokoyogiego, ciepło przeszło falą całe jego ciało, po zbroi, po policzkach i nawet włosach.

To było jednak dopiero pierwsze doznanie. Kiedy zrobił już co mógł, by jego towarzysz wyszedł z tego cało, rzucił się ku ziemi, szukając tam ochrony.

Ryk, grzmot i ogień targnęły nawet - jak się zdawało Uchikatsu - samym żywiołem. Uderzył o ziemię (“jeszcze raz?”) i przeturlał się, klnąc cicho lecz zawzięcie.

Po początkowym huku przyszła głucha, równie przejmująca cisza. Uszy Tokoyogiemu płonęły, mrowiły i cierpły jednocześnie. Mężczyzna opanował odruch potrząśnięcia głową, wiedząc, że to nie tylko nie pomoże, ale pogorszy sprawę. Miast tego począł szacować sytuację. Ciepło w uszach sugerowało, że krwawił. Zbroja najpewniej nadawała się teraz do solidnej renowacji, jeśli nie całkowitej naprawy.

Nie obchodziło go, czy to była magia Yuusha, maho ognia, czy diabli wiedzą do czego zdolne tatuaże Shinobu, karmione krwią oni. Starcie tego typu napełniało go niesmakiem. Co nie znaczyło, że miał zamiar teraz ubolewać nad brakiem honoru napastników, którzy od początku walki bezlitośnie rzezali kami ducha winnych mnichów. Nie spodziewał się tu zastać honorowych przeciwników. Istotne jednak było, by z tego starcia wyjść z honorem. Powstał i rozglądnął się. Odgłosy walki były przytłumione, więc pociągnął nosem by wzrokiem i węchem kompensować (miał nadzieję) chwilowo zmaltretowany słuch.

“Przeszybowałem kilka metrów”, ocenił, patrząc na wyrwę i naciągając cięciwę. Na tle płomieni był ciężką do odróżnienia postacią - jego czerwona zbroja dorobiła się czarnych smug.

Biorąc głęboki oddech, naciągnął łuk. To był świetny strzał. Morderczo długi pocisk o haczykowatym grocie poleciał w stronę rudowłosej kobiety w myśl zasad sztuki wojny: wyeliminować dowódcę wroga.

* * *

Uniknąwszy głównej eksplozji, Shirase wydostał się spod własnego czaru. Zdezorientowany Tskuashi przed chwilę krakał potępieńczo, lecz w kilka sekund zdołał się opanować. Kenbatsu rozejrzał się, szukając Uchikatsu. Zauważył, iż jego zięć poświęcił się dość mocno, aby on sam mógł obejść się bez większych obrażeń. Na szczęście bushi już się ruszał, co kuchiyosesha przyjął z ulgą. Następną osobą, którą zauważył, była rudowłosa kobieta na jednym z mostów. Spoglądała na nich, a Kenbatsu zdołał w niej rozpoznać członka Shinobu. Skrzywił się, wiedząc, że ci “agenci” potrafią używać swoich tatuaży do różnych psót. Najwidoczniej to ona uzyła swoich, aby zniweczyć plan Shirase.
Kenbatsu zdjął z pleców podarowany mu przez Uchikatsu łuk. Skupił się przez moment, wyczuwając krążącą wokół pola esencję śmierci. Tyle, ile było trupów, dało mu potężną broń. Shirase naciągnął cięciwę łuku, a wokół jego palców zaczęła się tworzyć czarna niczym bezgwiezdna noc strzała.
- Widmowa strzała - mruknął nazwę zaklęcia, wypuszczając pocisk w kierunku Shukuryuu. Odwiesił na plecy łuk i dla pewności wysłał dwie płonące strzały Hakuzo w ślad za czarnym pociskiem. Następnie, nie czekając na rezultat popędził w stronę kwater. Na szczęście, Hi no Kaze wciąż działało. Choć, jak zauważył z przekąsem mag, nie chroniło go to przed czarami. "Będę musiał to dopracować", obiecał sobie, mknąc w stronę mostu.

* * *

Umi szybko ocenił sytuację. Shakuryuu zdawała się stracić zainteresowanie poprzednim celem. Swoje spojrzenie skierowała ku zgromadzonym przy moście osobom. Jeden z nich bez wątpienie był magiem z klanu Yuusha. “Ten może być problematyczny...” rozmyślania przerwało jej uderzenie. Umi rzucił się na nią całym ciężarem, ostatecznie powalając na ziemie. Tym samym uratował jej życie. Strzały poszybowały tuż nad ich głowami.
- Do jasnej cholery! Co Ty wyprawiasz Umi?!
- Wycelowali łukami, Shakuryuu-taichou...
- Złaź ze mnie!
Jednym, pewnym pchnięciem zepchnęła z siebie młodzieńca, po czym wstała. Jej spojrzenie natychmiast powędrowało ku stojącemu nieopodal pawilonu Tokoyogi’emu.
- Wszędzie pleni się to przeklęte robactwo... - warknęła pod nosem. - Umi, weź ludzi i ścigajcie Shirase. Shirase Kumo-san zapewne sowicie nagrodzi tych, którzy odeślą go w Pustkę. To Twoje zadanie.
Przykucnęła, kryjąc się nieco za barierkami starego mostu. Sytuacja wyglądała dobrze, Czterech spośród sześciu Himaru leżało trupem. Jej największym problemem stał się teraz mężczyzna z łukiem, stojący po drugiej stronie pola bitwy. Pochłonięta planowaniem zerknęła w swoją lewą stronę. Inute przepłynął właśnie przez zalew, dostając się na wyspę, na której znajdował się cmentarz.
Kobieta uśmiechnęła się ponuro pod nosem, po czym jakby całkowicie pominęła ten fakt. Wyciągnęła ramię, wymierzając w stronę pawilonu stojącego tuż za plecami Uchikatsu.
- Posmakuj smoczych płomieni... - Dwie iskry ponownie zatańczyły przed jej dłonią, a potężny język ognia poszybował nad głowami walczących bushi. Kolejna eksplozja wstrząsnęła pawilonem, rozrywając go tym razem na strzępy. Płonące drewniane odłamki poszybowały we wszystkich kierunkach, jednak żaden z nich nie uderzył w stojącego nieopodal Uchikatsu. Co innego kolejna fala uderzeniowa, która powaliła bushi na ziemię, zapewne dodatkowo drażniąc jego i tak już dotkliwie porażone zmysły.
Shakuryuu przymknęła oczy, przyciskając jednocześnie dłoń do niewielkiego tatuażu na karku... Spod dłoni dało się widzieć słabe, zielone światło...

* * *

Wybory jakie miał, pomyślał kiedy jeszcze raz upadł na ziemię, były złe albo fatalne. Mógł pobiec za Kenbatsu, próbując dogonić maga śmierci. Mógł dalej strzelać do kobiety, aż ogarną go ostrza, które już wytracały Himaru. Mógł również pobiec ku Himaru i pomóc im wygrać i wystawić się na kolejną kulę ognia.

Ni stąd ni zowąd przy Tokoyogim zmaterializował się Misute. Kapelusz ponownie naciągnął na główę, w dłoni błyszczała jego kusarigama. Oko agenta nie było jednak zwrócone na samuraja - patrzył w zupełnie inną stronę.
- Tokoyogi-san... - Zaszeptał wreszcie, po dłuższej chwili. - Ruszaj dalej. Cesarz Yasuke jest w niebezpieczeństwie. Moją kuzynką zajmę się ja.

Słowa Misute stanowiły potrzebny bodziec by podjąć decyzję.
- Hai! - rzekł nieco zbyt głośno Uchikatsu, nieświadom podniesienia głosu wskutek ran uszu. - Oczyszczę Ci drogę - dodał, kiedy Misute już odbiegał, raz jeszcze naciągając łuk.

Wśród łuków, sannin-bari to łuk morderca. Siła, z jaką wystrzeliwuje on pociski jest niewiarygodna, jeśli nie uświadczyło się jej na własne oczy. Jak zawsze, Tokoyogi zmienił sposób oddychania - nie dało się inaczej przy tej potężnej broni.

Pierwsza strzała poszybowała ku walczącym Himaru i Shinobu. Zamaskowany człowiek, który właśnie z impetem wybił się w skoku na Himaru Setai został przeszyty w powietrzu, przez cały brzuch, z boku na bok. Krótki wrzask mężczyzny przeszedł w bulgot kiedy haczykowaty grot z impetem rozszarpał jego wnętrzności, a jego zwiotczałe ciało nie opadło jeszcze na ziemię, kiedy jego kamrat stracił życie, gdy tył głowy przeszyła mu ta sama strzała. Ten umarł bezgłośnie, nie mając szans na zorientowanie się skąd przyszła śmierć.

Jeden z bardziej spostrzegawczych Shinobu jednak dostrzegł co przestrzeliło żywoty dwu jego kompanów. Mężczyzna zaczął się rozglądać i w chwilę później wykrzyczał ostrzeżenie wskazując palcem miejsce gdzie dostrzec można było łucznika.

W komplemencie oraz wyraźnej przestrodze “nie podnoś na mnie ręki, za słabyś”, Uchikatsu kolejną strzałą przeszył mu dłoń, przedramię i ramię. Grot jakiego użył był wąskim grotem, doskonałym do przebijania pancerzy. Yanagi-ba, wierzbowy liść. Długi, starannie kuty grot, doskonały dla torowania drogi. Przeszywał mięśnie i kości, które potem rozpychało dalej drzewce strzały. Dla patrzących wyglądało to tak, jakby ręka eksplodowała od wewnątrz zaraz po tym, jak wskazała łucznika.

Rzut oka ujawnił sensei, że Shinobu dotarł już na most.
“Szybki jest. Zdążyłem oddać zaledwie dwa strzały.”

Należało zatem pobiec za Shirase. Himaru byli dobrymi samurajami. Lecz wszyscy, nawet on sam, Shirase czy Shinobu mogli tu umrzeć, jeśli miało to kupić życie młodego władcy.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline