Wiedźmin – bogatszy o zaliczkę – dowiedział się, że ma się stawić jutro z rana.
Miał więc kilka Nowigradzkich denarów oraz cały dzień na siebie. Opuścił karczmę i postanowił się co nieco rozejrzeć po mieście. Rzadko bywał w dużych aglomeracjach. Łatwiej było znaleźć pracę po wsiach i miasteczkach.
Nadal był lekko zaskoczony, że tym razem praca znalazła go tak szybko i to sama.
Czasy były ciężkie więc nie zawsze trzeba się było tak twardo zasłaniać wiedźmińskim kodeksem. W końcu pieniądz nie śmierdzi prawda.
Draug wiedział, że miasto formatu Novigradu więcej niż pewne miało czarodziejkę rezydentkę. Wolał jej nie wchodzić w drogę. Spotkania czarodziejek i wiedźminów mogły mieć najróżniejszy przebieg. Wolał nie ryzykować i starał się nie wzbudzać zbytniego zainteresowania. Poza tym był przecież młodym i mało znanym wiedźminem, ale ostrożności nigdy nie zaszkodzi.
Połowę dnia spędził szwędając się po mieście. To tu to tam. Głownie na targu i w miejscach większych skupień ludzi. Niby niedbale sobie zwiedzał, a jego wyczulone zmysły były nastawione na wyłanianie wszelki zasłyszanych plotek i informacji. Z tego co zasłyszał i poskładał strzępy informacji dowiedział się, że Kompania Delty Pontaru istnieje od około dziesięciu lat i po wyeliminowaniu praktycznie wszelkiej konkurencji była obecnie potentatem i monopolistą w swojej branży.
Pod wieczór wrócił do karczmy „Pod Zdechłym Kotem” – co za nazwa.
Oporządził konia. Zjadł suty posiłek zakrapiany tym razem winem – nawet nie za mocno rozcieńczonym. Skorzystał z balii z ciepłą wodą i jeszcze zostało mu co nieco z zaliczki za przyszłą robotę. Jeżąc w bali z gorącą wodą złapał się na myśli, że może to zlecenie nie będzie takie złe. Noc miał spokojną. Naprawdę spokojną. Po raz pierwszy od dawien dawna.
Rano rześki i wypoczęty. Zebrał swój ekwipunek i wiernego konia i stawił się w umówionym miejscu w porcie.
__________________ There can be only One Draugdin!
We're fools to make war on our brothers in arms. |