Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2011, 10:41   #25
Fielus
 
Fielus's Avatar
 
Reputacja: 1 Fielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodzeFielus jest na bardzo dobrej drodze
Z głową nisko przy ziemi Misute popędził w kierunku mostku, na którym ulokowała się Shakuryuu i Umi. W pewnej odległości wyhamował ostro, przyklęknął, podwinął prawą nogawkę i dotknął delikatnie tatuaży wokół kostki. W jednej chwili odczuł przypływ sił witalnych, pozwalający mu biec z niespotykaną prędkością. Ruszył. Nie obawiał się teraz, że przeciwnicy dostrzegą go czy trafią - poruszał się zbyt szybko. Na brzegu, tuż przy moście odbił się od powierzchni ziemi, chwycił mocno balustradę i użył jej, by wylądować tuż za Shinobu na moście. Nie zablokował jednak swojej szybkości - w takiej sytuacji, w jakiej się znalazł przewagę łatwo mogła uzyskać Shakuryuu - Misute nie chciał dawać jej możliwości postawienia jego odartej z maski głowy przed daimyo.
- Niezbyt finezyjnie rozegrane, Shaku-chan, pozwolę sobie zauważyć... - Szepnął, stojąc tuż za nią.
Kobieta dalej kucała w pobliżu barierki, nie odwróciła się jednak w kierunku zamaskowanego mężczyzny.
- Proszę, proszę... Czy to nie nasz słynny “cień”? Pan uciekinierek? - zaśmiała się wrednie pod nosem, dalej nie zmieniając pozycji.- Norę zalało? Czy w końcu odnalazłeś dawno zagubiony honor, a?
- Nie przeceniaj swoich umiejętności, siostro ma. To przypadek, że znalazłaś mnie tutaj... a raczej że pozwoliłem ci tutaj rozmawiać ze mną. Niewiele ma wspólnego z twoimi marnymi talentami. -
Misute zaśmiał się sucho.
- Ależ oczywiście Misute-ani. Gdzie mi tam do Twoich umiejętności tropiciela... czy też umykającej ofiary. - Odwróciła twarz nieznacznie w jego kierunku, powolnym ruchem ściągając dłoń z karku. Wtedy też Misute mógł zobaczyć potworną przemianę, jaka zaszła w Shakuryuu. Jej twarz, dłonie, ramiona... Całe ciało pokryte były przez zieloną, grubą łuskę.
- Jednak tym razem, sam się wepchnąłeś w smocze szpony, Nii-sama. - chwyciła za rękojeść katany.
- Jeszcze mi daleko, do tego. - Dzięki uprzedniej przezorności Misute umknął na drugi koniec mostu.- Dobrze wiesz, że nie schwytasz mnie od tak. Ta “ofiara” zabiła w swoim życiu więcej “myśliwych”, niż ty takich “ofiar”. -
W duchu Misute wyrzucał sobie, że nie postarał się przed przybyciem do klasztoru o łuk. Strzał kilkoma strzałami - kolejną z jego umiejętności - z tej odległości mógłby wykluczyć Shaku z gry, a przynajmniej ją osłabić.
Kobieta zmierzyła odległość między nimi z szyderczym uśmiechem na ustach.
- Czemu więc uciekasz ? Czyżbyś się czegoś obawiał z mojej strony ? A może już żałujesz, że nie postąpiłeś wedle swojego starego zwyczaju i nie wbiłeś mi ostrza w plecy, kiedy była ku temu okazja? - powolnym ruchem, cały czas mówiąc wydobyła miecz z saya. - Chcesz się bawić czy walczyć, braciszku?
- I pozbawiłbym się rozkoszy ponownego oglądania cię? Tak mógłbym postąpić w stosunku do Umiego. - W ciągu kilkunastu uderzeń serca Misute znalazł się za swoją siostrą. - Jestem pewien, że Shirase-san i pozostali zapewnią mu rozrywkę. -
W dłoni trzymał łańcuch, kołysał ciężarkiem kusarigamy, gotów do walki, przygotowany na różne typy ataku ze strony Shakuryuu.
- Och, nie martw się, Misute-ani... Też zapewnię Ci wspaniałą zabawę… - Błyskawicznie zamachnęła się, jednocześnie odwracając na pięcie. Ostrze katany odbiło światło bijące od płomieni trawiących właśnie świątynie. Cięcie , które wyprowadziła było bardzo zamaszyste , kobieta musiała włożyć w nie niezwykle dużo siły.
Misute złapał łańcuch drugą ręką i przyjął na niego większą część siły cięcia. Jednak nie cała energię mógł sparować - siła kobiety przesunęła go nieco po deskach mostu.
- Widzę, że dużo trenowałaś, podczas mojej nieobecności. - Zaszeptał. Szybkim ruchem ręki rzucił ciężarkiem w nadgarstek Shakuryuu.
Ramię kobiety odskoczyło nieco, zwalniając nacisk na łańcuch. Poza tym próżno było jednak doszukiwać się jakiegokolwiek innego efektu. Twarda, smocza łuska nie nosiła nawet śladu zadrapania. Shakuryuu wykorzystała jednak ułamek sekundy i zapewne zaskoczenie. Wysunęła wolne ramię nad klingą, zatrzymując dłoń tuż przed twarzą Misute. Jedynym co mógł teraz ujrzeć agent, były dwie iskry...
Mężczyzna rzucił się w dół. Położył na deskach obie dłonie i szybkim ruchem obrócił się wokół osi umiejscowionej między nimi. Cel tego czynu był jasny - podciąć kobietę, sprowadzić ją możliwie jak najbliżej parteru, przy odrobinie szczęścia sięgnąć ostrzem do jej karku, gdzie była tatuowana. Misute wierzył, że w ostateczności jest w stanie umknąć w dowolnym, nieprzewidzianym przez nikogo kierunku, jednak wolał zakończyć sprawę ze swoją siostrą w tym miejscu i w tym czasie.
Potężny płomień buchnął tuż nad ciałem Misute, ostatecznie wznosząc się gdzieś nad głowami walczących dalej bushi i opadając w czarne wody otaczające wysepkę. Ostrze agenta uderzyło w kark kobiety... I tak pozostało. Atak ponownie nie odniósł żadnego efektu, Shakuryuu zaś cięła niemal natychmiast swoją kataną w dół krzycząc przy tym wściekle.
Misute wyślizgnął się spod kobiety i pognał na brzeg. Jedną z jego szans na pokonanie Shakuryuu było znalezienie łuku, który w jego rękach mógł być zaiste morderczy. Zwłaszcza przy tej szybkości ruchów...
I, wreszcie, jakby szczęśliwą łaską Kami, agent prawie potknął się o cel swoich poszukiwań. W pobliżu walało się też kilka, może kilkanaście zdatnych do użycia strzał. Misute zebrał to wszystko i pędem wrócił w zasięg wzroku Shakuryuu.
Kobieta rozmasowała kark, przyglądając się niemal z politowaniem na ruchy Misute.
- Hontou ka? Myslisz, ze tym coś mi zrobisz, Misute-kun? Chwyć za miecz jak samuraj …- warknęła pod nosem. - Koi! - ugięła lekko nogi, wysuwając miecz przed siebie.
- Wierzyłem, że znasz mnie lepiej, Shaku-chan. Nigdy nie nosiłem miecza... Nigdy też nie myślałem - mam raczej w zwyczaju wiedzieć o pewnych rzeczach.- Bandaże rozsunęły się lekko, pod wpływem uśmiechu osoby pod nimi. Misute odsunął lewy rękaw i dotknął tatuaży okalających przedramię. Jego palce zaczęły lśnić turkusowym blaskiem. Sięgnął po strzałę i łuk, prędko naciągnął cięciwę i wystrzelił, celując ku głowie kobiety. Powietrze przecięło jednak, zamiast jednej, dziesięć spowitych turkusowym blaskiem strzał. W ślad za nimi pomknęły kolejne... i jeszcze jedne... A przecież Misute oparł na cięciwie tylko trzy.
Shakuryuu stanęła w miejscu, przesłaniając jedynie twarz ramieniem. Strzały odbijały się od jej skóry, nie robiąc żadnej krzywdy. Pierwsza partia była jej obojętna, druga lekko ją podirytowała … Trzecia zaś znudziła.
- Długo masz zamiar ciągnąć tą dziecinadę ? - skryła klingę w saya, i przyłożyła zwolnioną dłoń do klatki piersiowej. Kontury tatuażu w kształcie płomienia wypełniło błękitne światło. Z nozdrzy kobiety naglę wydobył się ciemny, gęsty dym. Kiedy uchyliła lekko usta, kolejna chmura otoczyła jej ciało, całkowicie przesłaniając widok Misute.
- Powiedziała dziewczyna, kryjąca przed mężczyznami swoje lalki w moim opuszczonym pokoju. - Zaśmiał się piskliwie Misute. - Wierzę w swoje zwycięstwo, Shaku-chan... A ty w swoje?-
Shakuryuu milczała, dalej osłonięta przez czarny dym. Gęstniał z każdą chwilą, w końcu zamieniając się w duszący pył. Chmura ogarnęła już większą część mostu, zbliżając się do Misute.
Misute wskoczył w chmurę pyłu bez lęku, ufny w ochronę jaką daje mu jego maska. Łuk odrzucił za siebie, w jego dłoni ponownie znalazła się kusarigama. Z obserwacji wiedział, że Shakuryuu, podobnie jak on, postrzega świat jednym tylko okiem - jedyną różnicą jest to, że on praktykuje to z wyboru, ona zaś z konieczności. Agent złapał kosę oburącz, dostrzegając zarysy swojej przeciwniczki i całą swoją siłą uderzył szpicem ostrza w jej prawe oko. Liczył, szczerze liczył, że ostrze wejdzie w nią jak najgłębiej, rozrywając jej miękkie tkanki od środka.
Shakuryuu nie poruszyła się aż do ostatniej chwili. Wtedy to jej dłoń chwyciła w żelazny uścisk ramię Misute. Na cóż innego mogła czekać, niż podstępny atak w oko? Swoją taktykę zdradził jej sam, wymierzając wszystkie strzały w twarz. Uśmiechnęła się do własnych myśli, wbijając paznokcie przemienione teraz w szpony, głęboko w skórę na przedramieniu Misute.
- Misute-kun, słyszałeś kiedyś o wybuchowym, czarnym proszku z Zao ? - uśmiechnęła się wrednie - Stoimy w jego chmurze... Mam nadzieję, że zabrałeś smocze łuski ? - Drugą dłoń uniosła nieco do góry, tak by mógł podziwiać dwie iskry, które miały zaraz nad nią zatańczyć, zamieniając wszystko dookoła w piekło...
- Moja droga Shakuryuu-onee-chan... Nie zasługiwałbym na swoją sławę, gdybym nie miał planu awaryjnego. Chyba pamiętasz, że moje umiejętności nie ograniczają się tylko do powielania strzał i nadludzkiej szybkości. Dobrze pamiętasz, co jeszcze potrafię zrobić.- Misute wypuścił z palców broń, rozluźnił wszystkie napięte dotąd mięśnie, oczyścił swój umysł. Zaraz po tym nadeszło ogromne skupienie, sięgające aż do granic możliwości. Doskonale wiedział, że nie wyjdzie z eksplozji bez szwanku, ale nie zginie w niej też, jak chce tego Shakuryuu. Wolną dłonią rozerwał swoją skórzaną zbroję. Na klatce piersiowej linie tatuażu zbiegały się w trzeci krąg. Misute dotknął go teraz. Jego ciało owionęła delikatna, niemal niedostrzegalna czerwona aura - przy maksymalnym skupieniu dająca moc leczenia siebie szybko i z nawet najgorszych obrażeń.
Shakuryuu uśmiechnęła się szeroko, przez chwilę jej twarz przypominała pysk wściekłego Oni.
- Jesteś naprawdę zabawny, Misute-kun... Już prawie zapomniałam, jak wspaniale można się z Tobą bawić, Nii-san.
- Ktoś w końcu zabrał z mojego pokoju te lalki, prawda?
- Kilka lat temu zaczęłam je bandażować i palić w ogrodzie …
Potężna eksplozja wstrząsnęła całą okolicą. Wszyscy na chwilę przerwali swoje działania, nawet walczący bushi. Słup ognia zdawał się sięgać aż do gwiazd. Most zamienił się w grad drobnych drzazg, które zasypały wszystko dookoła. Po moście nie pozostał żaden ślad...
Shakuryuu po chwili, jakby nigdy nic wyszła z wody, dalej pokryta smoczą łuską jednak całkowicie roznegliżowana. Omiotła spojrzeniem powierzchnię wody wypatrując resztek Misute.
- Szlag, wiedziałam , że trochę przesadziłam z ilością... Ale byłeś godzien takiego pokazu, Nii-san. - wykrzywiła usta we wrednym grymasie. Następnie sięgnęła po leżącą nieopodal katanę, która należała do jednego z Himaru.
 
__________________
" - Elfy! Do mnie elfy! Do mnie bracia! Genasi mają kłopoty! Do mnie, wy psy bez krzty osobowości! Na wroga!"
~Sulfelg, elfi czarodziej. "Powołanie Strażnika".
Fielus jest offline