Witam wszystkich. Mam taki pomysł by spłodzić coś dłuższego do poczytania dla wszystkich tych, którzy lubią klimaty quasi historyczne. Plany są takie by napisać po prostu ciekawą historię z przesłaniem, które znane bliskie jest każdemu człowiekowi, ale nie ma sensu bym je tutaj rozpisywał, prawda? Bo chyba o to chodzi, żeby każdy sobie wyłowił. A jeśli nawet i nie wyłowi, a jedynie będzie raczył się postępującą fabułą, to też będzie dobrze. Ale do rzeczy. Oto próbka tego, w jakiej konwencji/stylu/formie utrzymywałoby się owo quasi historyczne coś:
***
Spierzchnięte usta rudowłosego mężczyzny otwierały się i zamykały bezgłośnie. Mętne oczy patrzyły tępo w drewniany sufit, co jakiś czas zamykając się na dłuższą chwilę. Leżący na łożu śmierci wojownik otoczony był grupą pięciu, odzianych w pyszne kolczugi jarlów. Każdy z nich spoglądał teraz z dumą i smutkiem na swojego króla. Atmosfera niewypowiedzianego wprost żalu unosiła się w powietrzu, a mimo to nie uroniono ani jednej łzy. Twarze jasnowłosych wojów przypominały teraz dumne facjaty bogów spod Śnieżnych Gór. Oczy najmłodszego z nich były zwierciadłem szczególnie głębokiej zadumy. Jarl Brynjolf kochał swojego króla jak nikt inny. Tylko jego miał na tym nędznym padole i niejednokrotnie czuł, że jest dla niego niczym syn. A tamten takoż samo był dla niego jak ojciec. Wspomnienia tych pięknych, wspólnych chwil spędzonych na polowaniach i ucztach dolewały tylko do czary goryczy.
- Brynjolf… – wychrypiał z największym wysiłkiem konający monarcha. - Brynjolf... Obiecaj mi.
- Mój królu, cóż takiego? – młody jarl natychmiast przystąpił do łoża i przyklęknął przed swym królem. Hełm z okularem, który do tej pory trzymał pod pachą, zadudnił głucho o drewnianą podłogę.
- Obiecaj mi chłopcze – tym razem już tylko szepnął.
Łzy cisnęły się do oczu młodego wojownika, jednak ten uparcie nie pozwolił im spłynąć po swoich policzkach. Natychmiast chwycił potężną dłoń ciężko rannego i ucałował ją z miłością.
- Panie – zaczął drżącym głosem. – Cóż takiego… Co chcesz żebym uczynił?
- Lachowie nie mogą… - westchnął ciężko król. – Nie mogą wziąć naszych ziem… Nie po dobroci – słowa wypowiadał szeptem słyszalnym jedynie dla Brynjolfa.
- Ależ panie – uniósł głos skonfundowany młodzieniec. – Przecież bitwa. Przegraliśmy bitwę.
Pozostałych czterech jarlów spojrzało po sobie z zaciekawieniem, lecz nadal tą samą powagą. Ich głowy ledwo się poruszały gdy spoglądali na boki, usta pozostawały nieme, a jedynie w oczach pojawiły się iskry zaciekawienia.
- Ostateczna bitwa… – ozwał się zaskakująco żywym tonem król. – Jeszcze się rozegra.
Młodzieniec rozchylił gubiące się w gęstym zaroście usta by coś powiedzieć, jednak konający ciągnął dalej:
- A ty, chłopcze… - kaszlnął tak głośno, że młodzieniec miał wrażenie, że ów odruch wykrztuśny sprawia jego królowi ogromny ból. – Ty poprowadzisz moich ludzi… Swoich ludzi… Do zwycięstwa.
Jarl zamknął powoli oczy. Jego powieki drżały a skronie pulsowały rytmicznie. W jego głowie po raz kolejny rozgorzała bitwa. Bitwa, która cały czas jeszcze trwała, której koszmar ciągle powracał zmuszając do niekończących się analiz. Koszmar ten wywoływał poczucie winy i nie dawał spać, mimo ogromnego wyczerpania fizycznego.
Młodzieniec widział teraz aż zanadto wyraźnie jak królewski rumak pada. Trzaśnięty drzewcem włóczni po pęcinach, obala się z przeraźliwym rżeniem na ziemię, niczym bezładna masa mięśni. Jeździec ledwie uszedł z życiem, tylko szczęściem lądując obok wytrąconego z pełnego galopu zwierzęcia. Obraz tego co nastało potem spowodował, że młody jarl ściągnął mocniej brwi. Pamiętał doskonale co było dalej. Pamiętał nawet zimne spojrzenie w oczach tego Lacha. Ten paskudny uśmiech, który malował się na jego twarzy tuż przed zadaniem ciosu. Pamiętał, że pragnął temu zapobiec, próbował przedrzeć się przez bezmiar walczących i zabić wojownika z włócznią, który zagrażał jego królowi. Rąbał na oślep i odbijał przypadkowe ciosy, brnął na przód ile sił w nogach. Mimo to, nie zdążył. Czas zwolnił nagle, jak gdyby świat brał głęboki oddech przed tym co miało nastąpić. Uniesiona włócznia niczym grom z nieba, spadła w dół rozcinając powietrze ze złowrogim furkotem.
Wojownik otworzył oczy, w których zaświecił teraz jakiś świeży blask. Być może był to blask determinacji, która właśnie zawitała w duszy młodzieńca.
- Dobrze, mój królu – wyszeptał. – Obiecuję.
Tego odzewu, jednakże król nie zdołał już usłyszeć. Jarl ucałował ponownie chłodną dłoń, podniósł swój hełm i ponownie uchwycił go pod pachę. Powoli wstał na równe nogi i zwrócił twarz ku pozostałym. Jego oczy były czerwone i nabrzmiałe od łez, policzki zaś – nadal suche.
***
Dodam, że Nordowie, o których mowa w powyższym fragmencie to fikcyjne państewko wzorowane na wikingach, stworzone na potrzeby mojego, a co mi tam - dzieła! Lachowie natomiast, o których wspomina król to drugie fikcyjne królestwo, wzorowane na... chyba wszyscy wiedzą
Gwoli ścisłości - królestwa są fikcyjne, a zatem fikcyjny będzie też kontynent objęty konfilktem obu państw. Zapraszam do komentowania, luźnego, bądź z niezliczoną ilością 'napinek' i efortów czynionych w celu pokazania mi jak bardzo nie powinienem kontynuować tego ustrojstwa.
Pozdrawiam krytyków jednej i drugiej strony słowami Nordów: Hail! A także Lachów: Sława!
EDIT: nie wiem czemu ale akapity w tym fragmencie nie chcą działać...to tak jakby ktoś miał zamiar się czepić