Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2011, 18:47   #17
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Blaithinn & Kerm

Z niespokojnej drzemki zbudziła Tingisa zmiana sposobu, w jaki poruszała się tratwa.
Odsunął się od przytulonej do niego Leary i wystawił głowę spod prowizorycznego namiotu, w którym wraz z dziewczyną schronili się przed słońcem.
- Learo... - powiedział. - Jesteśmy na brzegu. Na jakimś brzegu... - sprecyzował.
Równie dobrze mógł to być stały ląd, jak i zapomniana przez bogów i ludzi wysepka. No, wyspa. To, co widział, było zdecydowanie za duże, jak na małą wysepkę.
- Wstawaj. Koniec podróży - powtórzył.
Sen daje zdrowie, ale dłuższe przebywanie na tratwie zdało mu się kiepskim pomysłem. Skoro dobiła, to może i odpłynąć...
Poza tym warto by znaleźć jakąś wodę...
Rozejrzał się jeszcze raz. Plaża ciągnęła się w obie strony tak daleko, jak okiem sięgnąć. Przed nimi, może jakieś trzysta metrów, zaczynał się las. I może tam była woda...
Niestety nie byli na plaży sami. Ze dwieście metrów od nich ktoś wychodził z wody na plażę. Marynarze?
Nie widział ich dokładnie pod słońce, ale i tak nie był zachwycony spotkaniem. Nie sądził, by ktokolwiek z załogi zdołał zapomnieć, że Leara była niewolnicą ich kapitana. A niewolnik pozostaje niewolnikiem...

Tuż obok tratwy, wśród wielu śmieci, pływała sobie baryłka. A dokładniej - obijała się o piaszczyste dno. I nie była pusta.
Ustawił ją w pionie, a potem wystarczyło jedno uderzenie rękojeścią, by denko puściło. Wokół rozniósł się aromat wina. Dobrego wina. Nawet bardzo dobrego... Niestety Leara nie pomyślała o tym, by wraz z jedzeniem zabrać jakiś puchar czy choćby kubek.
Napił się prosto z beczki. Białe, półwytrawne, akwilońskie. Cudownie działało na wyschnięte gardło. Tylko nie bardzo miał jak dostarczyć je Learze. W garści? Tradycyjny sposób, przetoczenie beczki, raczej odpadał.
Rozwiązanie problemu napatoczyło się samo. Ogromna muszla, która jakimś cudem znalazła się pod nogami Tingisa, była pusta.


Co się stało z jej mieszkańcem, to już Tingisa nie obchodziło. W tej chwili nadawała się idealnie jako puchar.
Opłukał ją w falach, napełnił winem i wylał do wody. A potem ponownie napełnił i ruszył w stronę Leary.
- Musimy się stąd ruszyć - powiedział, podając jej wino. - Mamy gości.

Woda, płynęła szerokim strumieniem, Leara już już do niej dobiegała, gdy nagle ktoś ją zawołał i krystaliczny płyn rozwiał się niczym mgła. Dziewczyna otworzyła powoli oczy dopuszczając do siebie rzeczywistość. Spierzchnięte wargi, wysuszone gardło i palące pragnienie. Wyszła powoli za Tingisem i pierwsze co przykuło jej uwagę, to las. Woda! Nie patrząc na nic chciała ruszać w tamtym kierunku, gdy chłopak podał jej konchę wypełnioną białym płynem o charakterystycznym aromacie.
Przy innych okolicznościach z pewnością przemyślałaby skutki tak nagłego wypicia wina, ale teraz liczyło się tylko, że to co piła było mokre. Płyn wlał się do wysuszonego gardła przynosząc ulgę. Piła długo opróżniając całą muszlę, w głowie zaszumiało, zachwiało nią lekko, ale myśli przynajmniej oderwały się od jednej rzeczy i mogła spojrzeć na zbliżającą się trójkę. Mężczyźni, tylko tyle było widać przy oślepiającym słońcu. Tingis miał rację należało się stąd zbierać.
- Dziękuję. - oddała konchę. - Chodźmy...
Nim jednak chwiejnie ruszyła w kierunku zbawiennej ściany lasu do jej uszu doleciał znajomy głos:
- Leara! Hej Leara!
Odwróciła się zdziwiona nie mogąc uwierzyć. Nikt z załogi z całą pewnością nie znał jej imienia, sam Yosuaf zapewne go nie pamiętał, a teraz słyszała, jak ktoś ją woła po imieniu i to z charakterystycznym brythońskim akcentem. Marcello? Przecież to niemożliwe... Za dużo wina?
Spojrzała na Tingisa.
- Ty też to słyszysz?
Wołanie? Słyszał. Ale i tak nie widział, do kogo należy głos.
- Znasz kogoś w tych okolicach? - spytał. - Bo jeśli nie, to lepiej na nich nie czekajmy.
Broń, niejako profilaktycznie, trzymał już w dłoniach.
- Znam wiele osób z różnych miejsc... Ale ten ktoś zna moje imię, choćby z tego powodu wypadałoby sprawdzić o co tu chodzi... - zerknęła na sztylet. - Mogę? Tak na wszelki wypadek...
- To chyba głupota dawać broń komuś, kto patrzy na mnie spode łba
- powiedział Tingis z bardzo krzywym uśmiechem - ale może mi nie poderżniesz gardła już pierwszej nocy. Drugiej, powiedzmy, bo pierwszą mamy już za sobą. Ty nie ufasz mi, czemu ja miałbym zaufać tobie? - zadał rzeczowe pytanie.
Leara uśmiechnęła się lekko.
- Nie miewam w zwyczaju zabijać we śnie, tym bardziej kogoś, kto mi pomógł - powiedziała spokojnie. - Poza tym, jeśli tamci rzeczywiście by nas zaatakowali, bardziej się przydam z bronią w ręku. Ale decyzja i tak należy do ciebie. - Wzruszyła lekko ramionami, jakby ją to niewiele obchodziło.
- Proponowałbym najpierw, przed tym spotkaniem - wskazał na idących powoli plażą ludzi - przejść się kawałek. Może znajdziemy coś, co pomoże w uwolnieniu cię od tej ozdóbki. A potem, jako wolny człowiek, możesz z nimi porozmawiać.
Ubrał buty i zabrał broń.
- Jak chcesz jeszcze wina, to tam jest prawie pełna baryłka. - Wskazał dłonią kierunek i podał Learze muszlę.
Dziwna dziewczyna. Jemu nie ufała za grosz, a chce czekać na trzech facetów. Albo marynarze, albo galernicy. Jeszcze bardziej spragnieni kobiet niż żeglarze.

Skinęła głową trochę zawiedziona, gdyż liczyła że jednak dostanie sztylet. Czułaby się z nim znacznie pewniej. Wyglądało jednak na to, że Tingis rzeczywiście jej nie wierzył. W sprawie obroży miał jednak rację. Trzeba się było jej pozbyć. Tym bardziej jeśli wśród zbliżających się mężczyzn znajdował się Marcello, nie chciała by wiedział jaki los ją spotkał. A jeśli go tam nie było? Jeśli jej umysł zmęczony i zamroczony winem podsuwał znajomy głos, by dać złudne poczucie bezpieczeństwa? Wtedy i tak lepiej stawić tamtej trójce czoło od razu, by później nie musieć chować się po lesie.

Leara, z pewnym ociąganiem, ruszyła za Tingisem wzdłuż brzegu. Ominęli beczkę, na widok której Leara pokręciła przecząco głową. Albo nie lubiła ciepławego wina, albo zachowała dość dużo rozsądku.
Kilkanaście metrów dalej, wśród wyrzuconych na brzeg resztek Morskiej Wiedźmy, królowała niezbyt duża skrzynka. Ominięcie jej byłoby szczytem głupoty, nawet w obliczu potencjalnego pościgu.
Ostrze sztyletu wystarczyło, by podważyć wieko.
- Umiesz szyć? - spytał Tingis, na widok wysypujących się na piasek rzeczy. Kawałki płótna, różnych rozmiarów igły, szpule grubych nici, nożyczki, coś na kształt szydła - wszystko to świadczyło o tym, że trafili na dobytek żaglomistrza.

Igłę w dłoni miała tylko wtedy, gdy trzeba było zszyć sobie ubranie bądź zrobić nowy strój ze starego. Nie przepadała za tym.
- Średnio... - mruknęła. - Poza tym to nam na niewiele się na obecną chwilę przyda... - zamyśliła się na moment. - No chyba, że obroża ma zameczek, a Ty umiałbyś go otworzyć igłą. - Uśmiechnęła się z lekka kpiną.
- A chcesz zaryzykować? - Tingis wziął do ręki największą igłę i pokazał ją Learze. - Raz, dwa, trzy i będziesz wolna.
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się z nieodgadnionym wyrazem twarzy w oczy chłopaka, w końcu skinęła głową.
- Pochyl trochę głowę. - Tingis obrócił obrożę tak, by zawias znalazł się na karku dziewczyny. Podłożył kawałek złożonego płótna, przyłożył igłę...
Leara zesztywniała.
- Spokojnie - powiedział Tingis. - Nie zamierzam wbijać jej w ciebie.
Wystarczyły trzy lekkie stuknięcia, by sztyft spajający zawias wysunął się.
- Na wiele sposobów można obedrzeć panterę ze skóry - uśmiechnął się Tingis.
Położył łańcuch na leżącym na piasku kawałku belki. Mocny cios zadany tulwarem i jedno ogniwo łańcucha pękło.
- Trzymaj. - Podał dziewczynie obróżkę z kawałkiem łańcucha.
Ulga jakiej doznała, gdy obroża zsunęła się z szyi, była niezwykła. Wolna! Wolna! Gdyby nie ciągła niepewność co do dalszy losów zapewne zakrzyknęłaby z radości.
- Dziękuję - powiedziała więc tylko i obdarzyła Hyrkańczyka swym pięknym uśmiechem odbierając swoją część łańcucha.
Zerknęła w stronę zbliżających się mężczyzn. Ryzykować, uciekać? Nie bardzo wiedziała na co się zdecydować. Jeśli tam był Marcello mogła mieć pewność, że będzie bezpieczna od napastowania. W końcu zapamiętała go dlatego, że nie próbował po wspólnej kolacji zaciągnąć ją do łóżka. Tylko, że nawet jeśli, nie był sam... I co w ogóle robił na "Morskiej Wiedźmie"?
Rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś co mogło służyć za broń.
- W dalszym ciągu uważam, że lepiej na nich zaczekać i w razie czego od razu rozwiązać problem - zwróciła się do Tingisa. - Chyba, że wolisz potem chować się po lesie.
- Potem
- Tingis podkreślił to słowo - nie będzie już przed kim się chować. Jeśli oczywiście coś pójdzie nie tak - wyjaśnił.
Podał dziewczynie sztylet, a sam sięgnął po łuk.
- Zostaniesz honorową parlamentariuszką - powiedział. - Spróbuj ich powstrzymać przed głupimi postępkami. Na widok kobiety wyjdzie na jaw ich prawdziwa natura - dodał.
Przysiadł na skrzynce, którą przed chwilą otworzył.
Trudno było nie zauważyć, że podaną broń chwyciła w sposób świadczący o tym, iż doskonale sobie z nią radzi.
- Dziękuję. - Skinęła głową. - Możemy schować się do lasu, ale i tak nas widzieli i sądząc po okrzyku wiedzą kim jestem. Zatem jeśli będą chcieli dać pofolgować swej naturze, to i tak ruszą za nami.
- Nie mam ochoty być ściganą zwierzyną. - Tingis pokręcił głową. - Może tak, na wszelki wypadek, weźmiesz którąś z tych szmatek - wskazał na leżące na ziemi kawałki, niektóre dość spore, materiału. - Słońce mniej cię przypiecze - dodał. Nie tylko słońce mając na myśli.
Skrzywiła się lekko na widok skrawków, ale nic nie powiedziała i zaczęła szukać jakichś większych, by się w nie zawinąć. Starała się to robić szybko, by zbliżający się mężczyźni widzieli jak najmniej. Końcowym efektem jej starań była króciutka sukienka, spod której spływał słynny już muślin. Przyjrzała się sobie z namysłem.
- Chyba trochę lepiej...
Tingis z pewnym rozbawieniem pomyślał, że Leara wygląda równie wspaniale, jak poprzednio, chociaż odrobinę mniej prowokująco, jako że nie ma na czole wypisane "Weź mnie".
- Jeśli ja, choć z trudem, się oparłem, to może i im się uda - powiedział.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 28-01-2011 o 11:25.
Kerm jest offline