Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2011, 23:37   #58
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Alvaro wpatrywał się intensywnie w zdjęcia ofiar jakie Cohen rozłożył na stole kiedy wszystko wokół oszalało.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Ep5Ly6nfl9c[/MEDIA]

Zdjęcia z różnych okresów czasu, zdjęcia bądź wycinki z gazet. Pokaźna kolekcja. Pochłaniająca cała uwagę, tak jak chęć rozwiązania tej zagadki. Do zmysłów Alvaro dotarł dźwięk gwałtownego wydechu powietrza przez Goodman oraz jej jak i Baldricka szybsze bicie serca. Potem nie był już w stanie zrobić nic. Patrzył jak otępiały jak wirowały wokół nich rozłożone dopiero co pieczołowicie wycinki i zdjęcia. Szalone tornado zamknięte w niewielkim mieszkaniu detektywa nowojorskiej policji. Potem Rafael skrzywił się jakby dostał obuchem na potężny huk, który wyplenił pomieszczenie. Opadł na podłogę opierając się na rękach. Rosnące przed jego oczyma rysy w podłodze poszerzały się tworząc kilkunastocetrymetrowe wyrwy. Budynek drżał w posadach jakby miał zaraz wzbić się w powietrze wyrywając się z fundamentów bądź runąć bezwolnie na któryś ze swoich boków.
Zerknął w kierunku okien starając się podnieść do pionu. Tam za szklanymi oknami kłębiła się gęsta czarna mgła. Sam mrok, przez który nie mogło przebić się żadne światło. Kolejny silny wstrząs na nowo powalił Alvaro na ziemie a przez potłuczone szyby ciemność wlewała się bezgłośnie do pomieszczenia. Na jednej ze ścian pojawiła się wielka, czarna dziura, która zaczęła do siebie przyciąga wszystko co się dało. Nie można było się oprzeć, można było jedynie starać się by opóźnić wciągniecie w nieznane. Pomimo swoich wyostrzonych zmysłów Rafael ani nie widział , ani nie słyszał a ni nie czuł swoich współtowarzyszy. Chaos wziął we władanie mieszkanie Cohena. Chaos albo coś gorszego…

Wszystko skoczyło się tak szybko jak się zaczęło. Pomieszczenie wyglądało jakby nie otrzymało żadnych uszczerbków. Żadnych pęknięć, szyby na swoim miejscu, sztuczne światło z ulicy wlewało się do salonu Cohena. Wszystko tak samo. Prawie wszystko. Nie było Jessici a na ścianie widniał wielki znak, sigil jednego z upadłych aniołów, Asmodai…
Nie byli w stanie pomóc Jess. Mogli jedynie się domyślać, że została zabrana do Miasta Miast. Alvaro sięgnął po niedopitą herbatę. Wziął łyk szukając w napoju ratunku na bezradność na spłukanie wielkiej guli strachu jaka zbierała mu się w krtani. Musieli przeciwstawić się potęgą o których mogli jedynie poczytać w książkach i to czytać w większości fałsz.
Rafael przypatrywał się z podziwem Cohenowi starającemu się nawiązać kontakt z tym który pozostawił na jego ścianie swój znak. Cenił sobie żelazną wolę Patricka, jego silny charakter i odwagę. Odwagę bądź głupotę jaka wyzierała z jego poczynań.
Alvaro nie zamierzał stać bezczynnie. Przysiągł sobie, przysiągł Patrickowi, że stanie się częścią tej drużyny.

Sigil milczał

Goodman w końcu się odezwała przełamując swoją niewiarę. Była silna psychicznie i fizycznie. Rafael widział to w jej oczach, mimo wszystko współczuł jej tego wszystkiego co zwaliło się jej na głowę od momentu kiedy przekroczyła próg mieszkania Patricka Cohena.

- … Zrób cos do cholery!! – dotarły wreszcie do niego wykrzyczane przez Claire, w jego stronę słowa.

Ja też mimo wszystko jestem ogłupiały Claire. Ogłupiały i bezsilny…

- Wierz mi że chciałbym – powiedział na głos - Niestety nic nie jestem w stanie zrobić.... Jeszcze nie. Cohen?! - stanął przy Patricku - Spróbujemy jeszcze tak jak mówią księgi... – Alvaro stanął w lekkim rozkroku i zapytał po aramejsku siląc się na opisany w goecji rytuał. Tak jak się spodziewał nieudolnie. Chciał wezwać Asmodaia zwanego Asmodeuszem. Do Salomona było mu daleko. Jego czyn okazał się naiwny i głupi, tak jak wszystkie jego ostatnie działania.
Byleby nie stracić woli, nie stracić nadziei na wygrana.

Przykro mi Jess. Przykro mi Goodman

Stali jak wmurowani wpatrując się w znak. Milczeli. Spodziewali się cudu, kontaktu, demona w mieszkaniu. Otrzymali jedynie płomień na sigilu, chwilowy, pozostawiający po sobie okopcone ślady. To i ciszę jaka po tym zapadła.

- Czy Jessica... Czy ona w ogóle ma szansę wyjść stamtąd sama? – Goodman najszybciej powróciła do rzeczywistości.

- Myślę, ze ma – odpowiedział Alvaro - Ma o wiele większe szanse niż zwykły człowiek. Wie czego może się spodziewać. Nic dla niej nie zrobimy w tej chwili. Musimy działać i to szybko. O wiele szybciej niż dotychczas. Chce wiedzieć jak podzielimy obowiązki? - spojrzał po pozostałych

Claire od razu wskazała, że chce udać się wraz z Terrencem do Teatru Love, siedziby markiza de Sade. Dziewczyna rzeczywiście była odważna. Silny charakter. Coś czego nigdy nie było dosyć wśród nas.

- Nie powtórzę tego kawału po aramejsku dla twojej przyjemości. - mruknął Cohen w stronę sigila rozmasowując dłoń, po czym odwrócił się do reszty - Przypuszczam, że ta gnida rozumie wszystko, ale woli się popisywać. Być może Jess właśnie z nim rozmawia. Nie umiem przejść do Metropolis na życzenie. Jeszcze nie. Dobra, Goodman, Baldrick - Teatr Love. Zajrzyjcie wcześniej na posterunek i wypytajcie Maullera, gdzie dokładnie był z soboty na niedzielę. Istnieje możliwość, że został wrobiony w to morderstwo, właśnie przez wizytę w tym miejscu. Silent, musimy pogadać z tym twoim Jacoobem, do tego czasu... nie wiem, zajmij się czymś pożytecznym, mam dla ciebie notatnik Cesarza i gryzmoły Voora do rozgryzienia.

Rafael skinął potakująco głową na skierowane do niego solowa.

- Słuchajcie - zwrócił się do zbierających się do wyjścia Goodman i Baldricka - nie szarżujcie w tym Teatrze i uważajcie na siebie, a najlepiej to strzeżcie się własnych pleców tak jak tylko umiecie. Dawaj Patrick te notatki - przeniósł wzrok na Cohena

Ten wręczył wampirowi spory plik kserówek.
- Mam jeszcze jedno spotkanie przed 20, jak chcesz rozgość się tutaj, zostawię ci klucze. Dobrze, żeby ktoś tu był na wypadek, gdyby Kingston wróciła. Pytania?

- Zostanę – Silent sięgnął po podawany plik papierów. Położył kserówki na stole i wszedł do kuchni by wstawić wodę na kawę. Dowiedział się jeszcze od Cohena gdzie znajdzie materiały do robienia notatek.

Kiedy wchodził ze świeżo zaparzoną kawą usłyszał rozmowę Cohena z Baldrickiem toczącą się praktycznie w przedpokoju przy ich wyjściu z mieszkania. Sprawa dotyczyła odnalezienia odcisków palców w miejscu gdzie mieszkała jedna z ofiar obecnego śledztwa.

- Nie było mnie tam, a raczej nie mogę być pewny czy byłem - stwierdził Baldrick- Zaufanie, tak? Ok. Nie dawno urwał mi się film, obudziłem się w Hell’s Kitchen i nie mogę być pewien co robiłem.

Cohen wyszedł. Baldrick też już praktycznie był jedną nogą poza drzwiami.

- Czekaj! Czekaj Baldrick! – Silent zerwał się z krzesła i w ułamku sekundy był już w przedpokoju - Urwał się film bo zapiłeś? Czy tak po prostu sam z siebie nagle odzyskałeś świadomość w Hell’s Kitchen? To ważne - wpatrywał się intensywnie w Baldricka

- Nie zapiłem, a przynajmniej nie wypiłem aż tyle by niczego nie pamiętać – na szczęście odpowiedział a nie zamknął ostentacyjnie drzwi, co znając Baldricka było wielce prawdopodobne.

- Nie podoba mi się to – Rafael zaczął się dzielić z rozmówcą swoimi obawami - Nie wiem kim dokładnie jest ten de Sad, ale jeżeli choć trochę czerpie inspiracje od tego historycznego to te cale sukuby są od niego, a jak są od niego to ten gość prawdopodobnie jakiś sługa upadłych albo sam upadły, rządzi także taką domena jak perwersja, seks, pożądanie, wypaczona miłość, przemoc. Dodatkowo, tak jak twierdzisz odmówiłeś mu współpracy – oparł się o framugę drzwi - Nie chce mi się wierzyć, że od tak puścił ciebie samopas. Jeżeli masz od niego prezent, to wcale bym się nie dziwił gdyby się okazało ze te odciski palców jakie znaleziono naprawdę należały do Ciebie. Załóżmy ze to on popełnił te zbrodnie na dzieciach, wszystkie bądź jedno i... – zrobił dłuższą przerwę - wykorzystał do tego Ciebie Baldrick. Takie coś nazywa się w religii opętanie. Może i chybione jest to co mówię – dodał szybko widząc minę Baldricka na swoje podejrzenia - ale skoro nagle urwał się tobie film a nie było to spowodowane używkami to nie jest to nic dobrego mając na uwadze to z kim, czym obcujemy. Szczerze mówiąc nie wiem czy powinieneś iść do tego teatru. Pochrzanione to wszystko... - zamilkł w końcu

- Gwoli ścisłości – Terrence nadal nie pokazał Alvaro wewnętrznej strony drzwi - film urwał mi się tylko raz, to że nie była to jedynie sprawka alkoholu jest jasne, ale proszę nie wciskaj mi tu kitu, że mogłem zabić jakieś dzieciaki. To było po tym jak znalazłem ciała. I Jezu! Wiem co to jest opętanie Panie Otworzyłem Wikipedię - spojrzał wymownie na Silenta - Próbują mnie wrobić, nie wiem czy sam de Sade czy może podpadłem komuś jeszcze. Chcieliście zaufania to wam o tym powiedziałem i jeszcze jedno, proooooszę, spytaj mnie czy twoje zdanie na temat mojej wizyty w teatrze mnie interesuje.

Mistrz ciętej riposty

- Możesz mieć moje zdanie w głębokim poważaniu – Alvaro nie przejął się złośliwą odpowiedzią i nadal mówił spokojnie - czy jak wolisz stwierdzenie, po prostu w dupie - uśmiechnął się - ale mówiąc prosto nie kozacz i uważaj na siebie i Goodman. Powodzenia – odepchnął się od framugi i skierował z powrotem do pokoju.

- Tak zrobię - odparł krótko wychodząc - Powodzenia, też ci się przyda.

Przyda. Przyda się Terrence” – pomyślał Rafael ponownie siadajac i zerkając w otrzymane kserokopie.

Z każdym łykiem kawy i kolejną stroną jaką przejrzał Rafael upewniał się, że są to rzeczy Jemu nie do końca znane. Może i fragmenty dotyczące wiary były w miarę zrozumiałe ale połączone ze wzorami fizycznymi i matematycznymi i to z wyższego poziomu wiedzy stanowiło dla niego stek niezrozumiałego bełkotu. Wyższy poziom kabały. Za dużo nic nie znaczących dla mężczyzny wzorów. Cyferki, które na pewno coś wyjaśniały dla tych co je pisali. Może gdyby siedział tutaj z profesorem albo przynajmniej doktorem fizyki to razem coś by odkryli, może i poznali by jaką tajemnicę skrywają notatki Cesarza. Niestety był sam i nie rozumiał tego co widzą jego oczy. Wiedział jednak, ze te notatki są ważne. Nie dla sprawy jaką rozwiązywali obecnie ale dla tego co zostało ukazane ich oczom dla poszerzenia swojej wiedzy na temat zerwania kurtyny jaka przesłaniała zwykłym ludziom widok na Metropolis. Czuł, że mają jakiś związek z rytuałami ale jakimi tego nie wiedział.

Spojrzał po raz ostatni na kilka stron pisma Cesarza, spiął je razem i odłożył na kanapie. Na stole nadal porozkładane były z chorobliwą pieczołowitością Cohena wycinki z gazet jakie Rafael przyniósł od Zdradzonego. Przybliżył kubek do ust, przechylił, spojrzał w jego głąb. Westchnął i ruszył do kuchni by zrobić sobie więcej kawy. Zatrzymał się po dwóch krokach i ponownie odwrócił w kierunku stołu...

Niemożliwe!!!

Powinien wykreślić to słowo ze słownika używanych wyrazów.

Patrzył na wycinki z góry przez dobre kilka chwil i dopiero teraz uświadomił sobie co się stało w tym pomieszczeniu. Przed oczyma na nowo stanęłu wydarzenie jakie miały miejsce w tym pokoju kilkadziesiąt minut wcześniej kiedy znajdowali się w nim jeszcze wszyscy. Kiedy w pomieszczeniu była cała trójka ocalałych z Red Hook. Siebie nie dodawał bo kiedy się tam zjawił nie był już do końca człowiekiem, tylko raczej kimś na kształt chodzącego trupa.

Jessica, Terrence, Patric... Ocaleni. Przeklęci?

Przebywali w tym pokoju we trójkę. Przebywali razem dość długo „walcząc” z rozwikłaniem zagadki zabójstw dzieci. Dzięki nim w tym mieszkaniu gromadziła się olbrzymi siła, która w końcu szukała ujścia i je znalazła. Jak inaczej wytłumaczyć to światło emanujące od tej trójki. Światło, które Silent dojrzał zbyt późno. Światło jakie eksplodowało na Red Hook kilka miesięcy temu. Oni dali siłę by otworzyć bramę a drogowskaz do Miasta Miast dał im....

Rafael myśląc intensywnie wlepiał wzrok w poczerniały Sigil.

No tak

Spojrzał na stół.

Cohen zrobił to nieświadomie. Daty zapisanych wydarzeń, ułożenie wycinków, zdjęcia twarzy zaginionych chłopców.

To był drogowskaz. Nieświadomie ułożony rytuał. Brama zabrała to co jej się należało. Jednego z tych co według niej chcieli przejść do Metropolis. To mógł być każdy z nas. Nawet Goodman.

Słodki Boże całe szczęście, że to nie była ona O tamtym miejscu wiedziała najmniej z nich wszystkich.

Podszedł do Sigila.

Czyżbyś Asmodeuszu sprawował pieczę nad bramami do Miasta Miast?

Kolejna zagadka. Tajemnica. Jak ta, kim dokładnie jest Zdradzony i w jaki sposób wykorzystał go Jacoob.

Jacoob.....

Kolejne oświecenie.

Rafael błyskawicznie znalazł się nad stołem, w ręce trzymał nadal pusty kubek z kawą. Jego spojrzenie przeskakiwało z jednego zdjęcia na drugie.
W uszach pobrzmiewały mu nie tak dawno słyszane słowa Jacooba

Ciekawa sztuczka. Bardzo tajemnicza

- Tak Jacoobie – powiedział na głos – bradzo tajemnicza – odstawił kubek i wziął do ręki wycinek z The New York Timesa z którego patrzyła na niego twarz młodego, przystojnego chłopca. Wycinek datowany był na rok 1952

W 1952 byłem nawet na liście MOST WANTED FBI” – ta duma rozpierająca Jacooba.

- Byłeś.... Sukinkocie – warknął pod nosem

Spojrzał na twarz chłopaka z 1978r., później na 1960r., 1966r. Na każde inne spozierajace na niego z blatu stołu. Te twarze. Wszystkie w zbliżonym wieku, przystojne, mające podobne rysy, prawie jak ktoś z rodziny albo dalekiej rodziny, gdyby nie te daty.

To tych wizerunków używałeś

Zatem po Red Hook zaginął kolejny chłopak. Twoja obecna twarz.

Sukinkocie

Pozbierał wycinki ze stołu. To też nie dotyczyło sprawy Astarotha, nie dotyczyło pozostałych.. To był przekaz Zdradzonego, skierowany do Silenta.

Odczytany.

Skrawki gazet wylądowały w szarej kopercie a ta obok złożonych notatek Cesarza. Alvaro poruszał głową rozmasowując sobie kark. Zaparzył kolejną kawę i rozłożył na stole zebrane przez Jessice cytaty z pokoju oszalałego Voora oraz zdjęcia Jego „malunków”.

Zabrał się do pracy.

Świętośc Kapłanów Rozdział 21 – Kto jest niezdolny do kapłaństwa. List do Rzymian rozdział 5 – Adam i Chrystus. Stary Testament. Druga księga królewska – Dwa cuda Elizeusza. Ewangelisa według świętego Mateusza, wybranie dwunastu apostołów – Zapowiedź prześladowań

Po kwadransie odchylił się na krześle. Kolejny ślepy zaułek. Bełkot szaleńca. Luźno wybrane cytaty z Pisma Świętego, nie mające ze sobą żadnej wspólnej nici za wyjątkiem księgi z której zostały wybrane. Voor naprawdę musiał oszaleć, bądź ukrył się w dalekich pokładach swej jaźni by nie być w pełni świadomym tego co się ma wydarzyć.

Co teraz? Ponownie stał przy oknie patrząc się na Miasto które nigdy nie zasypiało. Na światła samochodów, słuchał wycia syren. Miasto było wielkie ale Ul był wzburzony. Szaleństwa w ludziach emanowały zbrodnią, zwiększoną przestępczością. Coś nadchodziło, coś miało się wydarzyć i Silent miał przeczucie, że dowie się co… dowie się albo to go pochłonie do ostatecznej śmierci.

Czekał na Cohena by wyruszyć z nim na spotkanie z Jacoobem, choc teraz nie wiedział w sumie po co, nie ufał już Jacoobowi choć polubił go z początku.

Czekał

A ul pod nim wrzał….
 
Sam_u_raju jest offline