Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2011, 20:31   #60
Suriel
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Jess kompletnie pochłonęła praca nad materiałami, które przyniósł Alvaro. Wszyscy przeglądali uważnie skrawki gazet, zdjęcia, notatki w poszukiwaniu wspólnego punktu zaczepienia, podobieństw. Co chwila ktoś podchodził do tablicy pisał hipotezę, a potem wszyscy ją przedyskutowywali. Jess szukała zdjęć ofiar ze sprawy, którą badała w Bostonie, chciała się przekonać czy miała z tym jakiś związek.

Nie zauważyła tego co dzieje się z jej ciałem, kiedy się zorientowała ze coś jest nie tak, było już za późno. Kartki zaczęły wirować po pokoju w mieszkaniu Cohena, jakby w prywatnym tornado. Wszystko zaczęło wokół szaleć. Ściany zaczęły pękać, przez okna wlewał się mrok, budynek trząsł się jakby miał się zaraz rozpaść na kawałki. Na ścianach pojawiły się początkowo niewielkie szczeliny, które w kilka chwil zmieniły się w szerokie wyrwy. Okna, cegły i zaprawa murarska poleciała w wirującą ciemność, która nagle objawiła się za rozwaloną ścianą.
Jess upadła na podłogę, stała akurat przy tablicy, najbliżej pęknięcia w ścianie. Czarna dziura zaczęła zasysać powietrze ze środka a jednocześnie ciemność wlała się do wnętrza budynku, zrobiło się kompletnie ciemno. Jess zdążyła chwycić się nogi od stojaka tablicy. Krzyczała. Była pewna że zaraz wszyscy w pokoju umrą i na tym skończy się ich walka z siłami ciemność. Czyżby nadepnęli komuś bezwiednie na odcisk i jakaś siła postanowiła się zemścić.

Czuła jak jej palce ślizgają się, miała wrażenie że zaraz wciągnie ja otchłań, że brakuje jej powietrza. Nie miała już nawet siły krzyczeć.

Nagle wszystko się skończyło. Zapadła cisza. Zamrugała powiekami, światło początkowo ją raziło. Coś mokrego skapnęło jej na policzek, odruchowo to wytarła. Na ręku została smuga krwi. Jess zamrugała jeszcze raz, jej wzrok zaczął się przyzwyczajać ponownie do światła. Rozejrzała się.

Stała na jakiejś opuszczonej ulicy wśród ruin, wszędzie walały się odpadki, śmieci, nieczystości. Wśród ruin zobaczyła szkielety dziwnych maszyn. Po ulicy walały się ludzkie embriony i kawałki ciał. Jess chwyciła się na brzuch. Miała ochotę zwymiotować. I wtedy usłyszała czyjś obłąkańczy śmiech, słyszała już kiedyś podobny w więzieniu w Bostonie. Odwróciła się gwałtownie. Z za zakrętu wyszedł mężczyzna, stanął i zaczął wpatrywać się w Jess.
Był stary. Okropnie stary i chudy jak szkielet, nagi. Miał zaszyte powieki, spod których zamiast łez spływała ciemna krew i ropa, długie, szponiaste paznokcie u stóp i dłoni oraz obwisły fallus majtający się w posiwiałej szczecinie włosów łonowych. Wyglądał jakby węszył, jakby zwietrzył, a nie zobaczył Jess. Jak zwierze. Stała jak sparaliżowana. Nogi miała ciężkie, jakby wrosły jej w ziemię.

Staruch obnażył poczerniałe, pełne strupów dziąsła ukazując szereg równych kłów. Z jego gardła wydobył się przeciągły syk. Odpowiedziały mu inne głosy. Syk rozszedł się po całej okolicy, wydobywał się z ruin, wykrotów, piwnic.

Tego było już za wiele dla Jess. Adrenalina zrodzona ze strachu pomogła jej przezwyciężyć odrętwienie. Jess zaczęła uciekać, na oślep, byle dalej od przerażającego starucha i jemu podobnych.


Ruszyła biegiem ulicą na wprost, rozglądając się za jakimś schronieniem, możliwością ucieczki, czymkolwiek żeby poczuć się bezpiecznie. Z przerażeniem zaczęła sobie uświadamiać gdzie się znalazła. Metropolis miasto miast. Prawdziwe miejsce gdzie mieszkają demony i strach. Wcześniej był już tutaj Baldrick i Cohen. Pamiętała opowieści księdza Voora.

„ Byliśmy tam przez rok, w mieście ruin i potworów, nie potrafiliśmy wrócić, próbowaliśmy przeżyć. Nie wiem jak wróciliśmy, ale tutaj w naszej rzeczywistości minęła chwila, tam była wieczność”

Zgubiła starucha, syk umilkł, ale wiedziała że w tych ruinach wszędzie czają się istoty z tego świata, raczej nie przychylne takim intruzom jak ona. Zwolniła, szła przez ruiny rozglądając się. Z daleka słyszała jęki, zawodzenie, jakieś krzyki. Strach potęgował jej wyobraźnię. Widziała dziwne maszyny, czasami jakieś cienie przemykające wśród zgliszczy. Miała nadzieję, że znajdzie jakąś kryjówkę przed nastaniem nocy, ale noc nie nadchodziła panowął tu wieczny zmierzch.

W przebłysku nadziei wyciągnęła komórkę. W telefonie usłyszała tylko dziwne szumy, echa, trzaski. Była zła sama na siebie, za głupotę, ale w takich sytuacjach, kiedy widzi się wokół druty kolczaste na których wiszą szczątki ludzi, zwierząt, człowiek nie myśli logicznie.

Zaczęła powtarzać swoja mantrę, żeby się uspokoić.
Myśl kobieto. Musisz się stad wydostać, jak do cholery wrócili pozostali. Próbowała sobie przypomnieć co mówili Voore i Cohen o tym miejscu. Niestety w całym wykładzie jaki wcześniej usłyszała nie było wzmianki jak się zachować w tym miejscu, ani jak z niego uciec. Była w pułapce.

Brnęła przez ruiny w poszukiwaniu, sama nie wiedziała czego. Bała się jednak zatrzymać w jakimś miejscu na dłużej, żeby nie zwracać uwagi mieszkańców.
W pewnym momencie Jess poczuła, że ktoś ja obserwuje. Zaczęła się rozglądać, ale nikogo nie zobaczyła, przyspieszyła kroku, wrażenie minęło.

Nie potrafiła powiedzieć jak długo szła, ile czasu tu spędziła. Zegarek stanął, noc nie nastała. Wszystko wyglądało podobnie, przerażająco.
Dotarła do skrzyżowania dróg.
Po prawej zauważyła jakąś dziwna maszynę, jakby rydwan, ale bez koni. Koło niego kręciła się jakaś postać w długim czarnym płaszczu.
Jess przypadła do muru i zaczęła go obserwować. Najwyraźniej coś się musiało zepsuć, istota była odwrócona do Jess plecami i grzebała przy maszynie. Nie zauważyła jej. Odetchnęła z ulgą. Postanowiła przeczekać.

Jej uwagę zwrócił jakiś ruch wśród ruin. O mało nie krzyknęła z przerażenia, kiedy na jednym ze wzniesień ujrzała stworzenie które przypominało wilka, ale było od niego o wiele większe i pokryte kolcami. Niedaleko od niego wyłonił się z cienia kolejny i jeszcze jeden. Strach zaczął ją dławić.
Zwierzęta zwęszyły istotę przy rydwanie. Zaczęły ja osaczać. Zachowywały się jak na polowaniu. Zacisnęła powieki i zaczęła się modlić.

Chce do domu, chce do domu.

Nie pomogło. Jess wyjrzała.
Wilki zaczęły otaczać swoją zdobyć. Istota przy rydwanie nie zdawała sobie sprawy z ich obecności.
Jess przyglądała się upiornej scenie. Jeden z wilków rzucił się na ofiarę przytłaczając ją swoim ciężarem, pozostałe przyłączyły się do niego. Walka trwała tylko chwilę, ofiara nie miała szans. Z jej gardła wyrwał się jeszcze ostatni krzyk agonii zanim wilki rozszarpały ją na strzępy.

Krzyk był ludzki.
Znany Jess.
To był krzyk Granda.

Jess padła na ziemię zasłaniając uszy rękami. Z oczu płynęły jej łzy.
To nie prawda, to nie możliwe, Grand nie żyje, to moja wyobraźnia. To strach. Albo ktoś próbuje mną manipulować, to nie była prawda.
Leżała skulona na ziemi przez dłuższą chwilę, bojąc się nawet wyjrzeć.
Kiedy przezwyciężyła strach wilki właśnie odchodziły. Koło rydwanu pozostała kałuża krwi. Poczekała aż znikną jej z oczu i ruszyła biegiem w przeciwną stronę, oby jak najdalej stąd.

Nie potrafiła powiedzieć jak długo błąkała się wśród ruin. Czasami widziała istoty podobne do starucha, lub jakieś inne pokraczne wytwory chorej wyobraźni.
Była brudna, wycieńczona i głodna. Buty miała zniszczone od wędrówki, oczy piekły ją z niewyspania. Brnęła do przodu, ale w końcu musiała się poddać. Znalazła schronienie w pustej bramie. Mogła stąd obserwować okolice, jednocześnie będąc niewidoczną dla innych. Ściany były wilgotne. Jess wyjęła chusteczkę i zaczęła je wycierać, potrzebowała wody. Wycisnęła ją prosto na język. Miała metaliczny posmak i lekko różowawe zabarwienie. Jess było już wszystko jedno. Chciała przeżyć.

Usiadła pod ściana, oczy same zaczęły jej się zamykać.
Walczyła z sennością, była wycieńczona.

„Już nie jesteśmy w Kanzas Dorotko” - przemknęło jej przez głowę.

Oczy się zamknęły.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline