Noc minęła spokojnie. Rankiem obudziły Albiończyka krzyki. Nie do końca rozbudzony nasłuchiwał przez chwilę, starając się rozpoznać głos. Należał on do maga, który wykrzykiwał coś biegając po obozowisku i wymachując rękoma. Odbiło mu, pomyślał Edgar. Bauer wymachiwał rękami, wywrzaskiwał obelgi i groźby pod adresem Brauna i ogólnie zachowywał się tak, jakby postradał rozum. Maria przez chwilę patrzyła na niego oniemiała ze zdumienia, po czym solidnym ciosem w głowę, powaliła go na ziemię. Z ręki maga, wypadł na ziemię kamień. Taki sam, jaki Edgar zabrał z rezydencji Brauna. Albiończyk pomacał kieszeń. Kamyczka nie było.
- Ty podły złodzieju - warknął w stronę leżącego. Mag wyjaśnił w końcu, czym jest kamień. Nie było do końca tak, jak początkowo myślał Edgar. Kamień nie wywoływał lubieżnych obrazów, a tylko pokazywał ukryte pragnienia. Czy on pragnął strażniczki? Chyba tak... Ale czy ona? Zdenerwowanie i rumieniec na twarzy Marii, świadczyły, że tak. Edgar uśmiechnął się, a Maria wykopała kamień w krzaki. Może nie będzie już potrzebny, pomyślał młodzieniec.
Trzeba było podjąć jakieś decyzje, odnośnie dalszej drogi. Pościg mógł już za nimi podążać. Nie mieli zbyt dużo, zarówno pieniędzy, jak i wyposażenia, a dodatkowo zdradziliby się, gdyby zajechali do mytnika, pobierającego opłaty na granicy ziem barona. Nie mogli dalej podążać traktem. Ale ponoć lasy były niebezpieczne i zdradzieckie. Co robić, myślał Edgar. To na niego zwalili obowiązek wybrania drogi. Najchętniej schowałby się w krzakach i przeczekał. Musiał jednak podjąć decyzję, jego rodacy czekali.
- Jeźdźmy lasem - powiedział w końcu. To było chyba lepsze rozwiązanie, przynajmniej znikną Hargenfelsowi i Braunowi z oczu. A jak Bogini da, to w lasach nie napotkają żadnego niebezpieczeństwa.
Spakowali manatki i wyruszyli w drogę, zagłębiając się pomiędzy drzewa, w wilgotny, mroczny las. Koń i muł stąpały powoli, ostrożnie przekraczając powalone pnie i omijając porośnięte kolczastymi krzakami wykroty. Mimo iż słońce stało wysoko na niebie, tutaj, pośród drzew panował nadal półmrok.
- Wybacz - zwrócił się do strażniczki, za którą siedział. - Nie chciałem, aby tak wyszło, ale ten kamień... To było takie przyjemne... |