Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2011, 10:42   #34
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Noc minęła spokojnie. Rankiem obudziły Albiończyka krzyki. Nie do końca rozbudzony nasłuchiwał przez chwilę, starając się rozpoznać głos. Należał on do maga, który wykrzykiwał coś biegając po obozowisku i wymachując rękoma. Odbiło mu, pomyślał Edgar. Bauer wymachiwał rękami, wywrzaskiwał obelgi i groźby pod adresem Brauna i ogólnie zachowywał się tak, jakby postradał rozum. Maria przez chwilę patrzyła na niego oniemiała ze zdumienia, po czym solidnym ciosem w głowę, powaliła go na ziemię. Z ręki maga, wypadł na ziemię kamień. Taki sam, jaki Edgar zabrał z rezydencji Brauna. Albiończyk pomacał kieszeń. Kamyczka nie było.

- Ty podły złodzieju - warknął w stronę leżącego. Mag wyjaśnił w końcu, czym jest kamień. Nie było do końca tak, jak początkowo myślał Edgar. Kamień nie wywoływał lubieżnych obrazów, a tylko pokazywał ukryte pragnienia. Czy on pragnął strażniczki? Chyba tak... Ale czy ona? Zdenerwowanie i rumieniec na twarzy Marii, świadczyły, że tak. Edgar uśmiechnął się, a Maria wykopała kamień w krzaki. Może nie będzie już potrzebny, pomyślał młodzieniec.

Trzeba było podjąć jakieś decyzje, odnośnie dalszej drogi. Pościg mógł już za nimi podążać. Nie mieli zbyt dużo, zarówno pieniędzy, jak i wyposażenia, a dodatkowo zdradziliby się, gdyby zajechali do mytnika, pobierającego opłaty na granicy ziem barona. Nie mogli dalej podążać traktem. Ale ponoć lasy były niebezpieczne i zdradzieckie. Co robić, myślał Edgar. To na niego zwalili obowiązek wybrania drogi. Najchętniej schowałby się w krzakach i przeczekał. Musiał jednak podjąć decyzję, jego rodacy czekali.
- Jeźdźmy lasem - powiedział w końcu. To było chyba lepsze rozwiązanie, przynajmniej znikną Hargenfelsowi i Braunowi z oczu. A jak Bogini da, to w lasach nie napotkają żadnego niebezpieczeństwa.

Spakowali manatki i wyruszyli w drogę, zagłębiając się pomiędzy drzewa, w wilgotny, mroczny las. Koń i muł stąpały powoli, ostrożnie przekraczając powalone pnie i omijając porośnięte kolczastymi krzakami wykroty. Mimo iż słońce stało wysoko na niebie, tutaj, pośród drzew panował nadal półmrok.
- Wybacz - zwrócił się do strażniczki, za którą siedział. - Nie chciałem, aby tak wyszło, ale ten kamień... To było takie przyjemne...
 
xeper jest offline