Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2011, 18:17   #62
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Z kamienną twarzą opuścił mieszkanie Cohena razem z jego nową partnerką, w gruncie rzeczy takie spotkanie rzeczywiście było potrzebne, choć przebywanie w towarzystwie tych ludzi sprawiało, że miał ochotę wyrzucić pierwszego lepszego detektywa przez okno. Plusem na pewno było to, że jego przeczucia co do Alvaro potwierdziły się, znów miał rację, szkoda tylko, że nie mógł pochwalić się tym przed dowódcą - imbecylem Strepsilsem, chociaż czemu nie? W gruncie rzeczy to, że powiedział, iż im ufa, to akurat były tylko słowa. W tej chwili nie mógł ufać nawet samemu sobie, dlaczego miałby więc zrobić wyjątek dla nich? Stanowczo nie powinien, szczególnie, że Jose Alvaro, obecnie zwany Silentem, stał teraz po drugiej stronie barykady i był przy tym nie mniej manipulowany niż oni sami. W dodatku był wampirem, Anne Rice byłaby dumna, niestety nie dane jej będzie usłyszeć jego historii. Swoją drogą dla Baldricka zabawne było jak diametralnie może odmienić się życie, Alvaro wzięty ksiądz, potem detektyw ratujące ludzkie życia, aktualnie człowiek (Pardon, wampir) je odbierający dla zaspokojenia własnego głodu. Ironia! Mógł się oszukiwać, wybierać ofiary, ludzi stricte złych, grzesznych, ale nie zmieni faktu, że stał się mordercą. Sędzią i katem. Nie tego uczą w akademii policyjnej. Bóg się od niego odwrócił jak od ojca Callahana w Miasteczku Salem... i znów nawiązanie do wampirków.

Jakby tego wszystkiego było mało w dodatku zaginęła Jess, oczywiście nie w normalnych okolicznościach, to byłoby zbyt proste, kobieta po prostu wyparowała podczas ich obrad i wszystko wskazywało na to, że przeniosła się do miejsca zwanego Metropolis. Miała pecha, trudno, grunt, że Baldrick wciąż znajdował się po aktualnie lepszej stronie. Swoją drogą on też nie miał łatwo, naznaczony przez de Sade, ścigany przez jakichś rezydentów, nie mógł narzekać na brak wrażeń. Miał jednak nadzieję, że ci ludzie dadzą sobie radę.

Spojrzał na Goodman, kojarzył ją, bodajże od pięciu czy nieco więcej lat pracowała w wydziale, takiej jednak sprawy nie miała jeszcze w łapkach, więc wypadałoby wprowadzić ją nieco w temat. Debata u Cohena jednak była bardziej jak godzinna terapia wstrząsowa, która powinna być rozłożona przynajmniej na kilka miesięcy. Wizyta w teatrze to jednak już nie będą jedynie pogawędki między uprzejmymi detektywami i entuzjastami krwinek (Czy Silent zaakceptuje pseudonim Pijawka?), tam przejdzie prawdziwy chrzest bojowy, ale o ile nie zrobi czegoś głupiego, to powinna przeżyć.

Chociaż nie był tego już taki pewny, kiedy zobaczył czym Claire się wozi, tuż przed nim stało mocno podkręcone Suzuki Hayabusa z obciachowymi płomieniami dobrymi dla nastolatków. Kwintesencja kiczu i nieudanej próby szpanerstwa, Baldrick powstrzymał się jednak od komentarza widząc, że partnerka patrzy na maszynę jak na miłość swojego życia.

- Siadasz z tyłu Terry - poinformowała mentorskim tonem i wręczyła mu kask - A to by za wszelką cenę chronić twoją cenną wyjątkową główkę.

- Jeszcze się na tym nie zabiłaś?
- spytał niepewnie zerkając na kask. - Potrafisz to w ogóle obsługiwać Młoda?

- Wsiadaj to się przekonasz.
- Uśmiechnęła się jedną połową ust. - Chyba, że się boisz?

Obejrzał maszynę ze wszystkich stron od czasu do czasu spoglądając srogo na Claire. W końcu zabrał się za zakładanie kasku. Nie bał się, ale rzeczywiście przeszła mu przez głowę myśl, że jeśli zginąłbym w jakimś wypadku, to w porównaniu do okoliczności, w których mógł stracić życie w ciągu ostatnich miesięcy, była by to niewątpliwie wtopa.

- Zrobimy to przesłuchanie żeby Szkieletor nie poczuł się niekochany - rzekł poprawiając pasek - Potem teatr, nie wiem na ile zmieniła się twoja wizja świata Młoda, ale wciąż działamy według procedur. Mówię o tym, bo mam propozycję, chcesz wysłuchać czy zdajesz się na mnie?

- Nawijaj. - Usiadła okrakiem na motorze i opuściła przyciemnianą szybkę kasku, ciągle jednak nie odpalała silnika. - Jeśli masz jakiś plan to wolałabym go teraz usłyszeć.

- Oni mają rację
- zaczął - Nie sądzę żeby de Sade chciał mnie tam zabić, ale nie mogę wykluczyć takiej możliwości. Dlatego to ty będziesz musiała z nim rozmawiać. Założymy ci podsłuch, będziemy w kontakcie, cały czas będę szeptał ci do uszka. Weźmiemy wsparcie, które wkroczy, gdy tylko coś będzie szło nie tak. Będę pilnował twoich pleców, ale główne zadanie należy do ciebie. Czekam na opinię.

- Niech będzie. Ponoć ty tu jesteś mózgowcem. Ale chcesz zrobić klasyczne policyjne przesłuchanie czy bawić się w misję incognito?

- To już twoja działka Młoda, przez samym markizem i tak nie ukryjesz kim jesteś, ale lepiej będzie jeśli nie będziesz zaczepiała wszystkich klientów z klasycznym "Cześć jestem funkcjonariuszka Jenn, miło mi poznać".


Kobieta kiwnęła głową, więc Baldrick poprawił kask i zajął miejsce z tyłu, silnik Hayabusa odezwał się dumnie i po chwili ścigacz ruszył z piskiem opon.

***

Przesłuchanie pozostawił Claire, na początku przebywał w pokoju wraz z nią, ale jakoś średnio zainteresowała go opowieść mężczyzny, więc dalszej części przysłuchiwał się już zza lustra weneckiego. Generalnie można było powiedzieć, iż jegomość wpadł w niezłe bagno, ale przez myśl mu nawet nie przeszło by tak po prostu to zostawić. To niczego nie rozwiązywało, należało dalej drążyć temat.

Następnie zajęli się sprawą podsłuchu, dzięki temu wyposażeniu mieli być w stałym kontakcie, w razie czego Baldrick wiedziałby kiedy miał wkroczyć. Postanowił zabrać się z grupą, która miała mu towarzyszyć, doświadczeni ludzie, ale i tak jeśli doszłoby do walki to staliby się niczym więcej niż mięsem armatnim. Sam Terrence stanowczo oznajmił, że tylko on będzie obsługiwał sprzęt i komunikował się z Claire, niektórych treści lepiej by inni ludzie nie poznali.

- Jak dla mnie Terry - przerwała ciszę agentka - Mauller jest winny jak sam skurwysyn. Sprawdzimy twojego przyjaciela perwersa. Ale nie możemy tracić z oczu dowodów, a te aż za mocno wskazują na grubasa.

- Młoda po prostu pamiętaj żeby za bardzo nie szaleć, jak to spieprzysz to nie pomoże ci ani kamizelka ani spluwa, uwierz mi - rzekł poważnie choć na jego twarzy wciąż rozkwitał uśmiech - Powiem ci szczerze, że jestem dumny, może to zabrzmi głupio, ale czuję się jakbym znów posyłał dziecko na studia. - Skrzywił się lekko i na moment zrobił smutną minę. - Studia z demonami co prawda, ale jednak duma pozostaje. - Na chwilkę znów zapanowała cisza, którą w końcu przerwał Terrence wskazując palcem na swoje ucho. - Będziemy w kontakcie, ale jeśli podsłuch zawiedzie albo stanie się coś - wyglądał jakby szukał słów - niespodziewanego... po prostu uważaj na siebie i do licha nie spieprz tego. Zabieram się z grupą wsparcia.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=udyvXkANsyA&feature=player_embedded#at=147[/MEDIA]

Klepnął ją w ramię, nie po przyjacielsku, niezbyt też mocno, niczym starszy kolega, który ma nadzieję, że jego koleżanka sobie poradzi. W gruncie rzeczy tak właśnie było, to on podjął decyzję i posłał ją na spotkanie, wszystko zależało teraz już tylko od niej. Jednak jeśli coś nie wypali, pójdzie nie tak nawet przez jej impulsywność, to odpowiedzialność spadnie na niego. Z nich wszystkich tylko Terrence spotkał de Sade i tylko on mógł domyślać się jak może postąpić markiz. Nie miał dobrych przeczuć.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline