Wszystko zaczęło toczyć się dużo szybszym torem, jakby wizja płomieni i srebrnego Mercedesa spowodowała ogromną falę, która wyrwała się poza trzymającą ją tamę. Michael czuł, że nie mają zbyt wiele czasu i prawdopodobnie nie był odosobniony w tym odczuciu.
-
Nasz dalekowschodni przyjaciel ma rację, musimt się spieszyć. Jedźcie za mną i Sorayą – rzucił do pozostałych, wrzucając wyższe obroty w myśleniu; krótki czas nigdy nie był dobrym sojusznikiem, ale Crown w chwilach stresowych zaczynał czuć się jak ryba w wodzie – wbrew pozorom dawka adrenaliny nie była tak inna od tej, z którą stykał się na co dzień. –
Kto nie ma własnego samochodu niech się zabierze z moimi ochroniarzami, oni znają drogę. Jednak w razie problemów… – podał wszystkim numer ulicy swojej filii, chcąc być pewnym co tego, że wszyscy tam dotrą. Miał wrażenie, że nie był to moment na osobiste niesnaski, nawet w stosunku do
Ognickiego. Wsiadł do swojego samochodu, czekając na
Sorayę i aż pozostali zabiorą się do swoich pojazdów, po czym ruszył czym prędzej w stronę budynku firmy.
***
Dotarcie na miejsce zajęło im niecałe pół godziny. Włoska placówka Crown Technologies mieściła się niedaleko centrum miasta, otoczona przez sobie podobne budynki; Michael zaparkował Lamborghini na parkingu dla pracowników, przy bramie dając znać tutejszym strażnikom, żeby wpuścili także i jego towarzyszy jadących za nim. Gdy już wszyscy znaleźli się na miejscu, poprowadził ich do środka, wydając krótkie polecenia pracownikom, którzy wyszli go powitać – jedno dotyczyło zamiany Lambo na coś o większej ilości miejsc – i kierując się do swojego biura, na najwyższym piętrze oszklonego budynku.
-
Mam nadzieję, że teraz będziemy mieli trochę spokoju. Bez niespodziewanych wizji, obrazów i przepowiedni – zaczął na wstępie, jak tylko znaleźli się w niewielkiej sali negocjacyjnej, po środku której znajdował się długi stół przy którym zwykle siadali kontrahenci. Usiadł na jednym z miękkich, obrotowych foteli, czekając aż pozostali zajmą swoje miejsca i uśmiechając się do nich nieco krzywo. –
Przyznaję, że wyjątkowo nie mam pojęcia od czego zacząć, ale przydałoby się określić kilka rzeczy. Po pierwsze, dla tych z którymi nie miałem jeszcze przyjemności rozmawiać, nazywam się Michael. Ewidentnie coś nas wszystkich łączy – bo wytłumaczenie o masowej niepoczytalności przestało do mnie przemawiać – i dobrze by było ustalić co to takiego. Niektórzy z nas podjęli już tą kwestię wcześniej – tu Michael spojrzał wymownie w stronę detektywa –
i podejrzewam, że każdy doszedł do tych samych wniosków. Najwyraźniej skądś się znamy, chociaż nie mam pojęcia skąd. Soraya – Krótkie kiwnięcie głową w stronę rudowłosej kobiety -
twierdzi, że z poprzednich wcieleń i jestem skłonny jej wierzyć, biorąc pod uwagę to co widziałem w snach i wizjach, jakkolwiek to nie brzmi. Najpierw przydałoby się odpowiedzieć na pytanie „dlaczego?” i sądzę, że krótkie streszczenie tego co kto widział może temu pomóc, przynajmniej w jakimś stopniu. Pytanie „co dalej?” jest już łatwiejsze.
Michael sięgnął do kieszeni i wyciągnął komórkę. Wystukał coś na ekranie, odnajdując to co go interesowało i posuwając telefon po blacie stołu na środek, tak żeby każdy mógł do niego zajrzeć.
-
W samochodzie poszukałem trochę po necie a propos zagadki z listu. Wydawało mi się, że nazwa „złote wzgórza” brzmi znajomo i faktycznie. – Na ekranie telefonu wyświetlona była strona dotycząca starych zabytków włoskich, z wyszczególnionym przez Crowna kościołem San Pietro in Montorio. –
Wszystko się zgadza. Kościół został wybudowany na rozkaz hiszpańskiego króla Ferdynanda II, a w środku spoczywają szczątki Beatrice Cenci. Moim zdaniem to pierwsze miejsce gdzie powinniśmy się udać, jeżeli chcemy znaleźć jakieś odpowiedzi. A jeżeli tam ich braknie, zostaje nam jeszcze Newgrange, wspomniane w notatniku – dokończył, wskazując w stronę wyniszczonej książki, która była źródłem wizji. Spojrzał po zebranych pytająco, czekając na pomysły, opinie, zwierzenia – cokolwiek co pomoże im znaleźć się chociaż bliżej rozwiązania tajemnic.