Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2011, 01:46   #62
Cytryn
 
Cytryn's Avatar
 
Reputacja: 1 Cytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetny
Kazama po wymianie zdań z Yatsuro długo przesiadywał w swoim pokoju w stanie przypominającym medytację lub letarg. Nie dawało mu spokoju co się dokładnie dzieje w tym dziwnym miasteczku. Mimo że Jinbei był całkowicie wyciszony to i tak nie nawykły do głebokiego snu Sogetsu jedynie lekko drzemał gdy całkowicie rozbudziły go dźwięki czegoś poruszającego się po korytarzu. Dało się wyraźnie wyczuć że coś się szykuje ktoś zbierał się przed wejściem do jego pokoju. Jounin przechylił lekko głowę nasłuchując jedynie dźwięków z korytarza, jedyne czego był pewien że coś co znajduję się na korytarzu nie jest do niego dobrze nastawione. Nie była to jednak pierwsza zasadzką która próbowano zastawić na strażnika miecza, atakowano go już we śnie próbując ukraść miecz dlatego Kazama wiedział jak ma się zachować. Wstał z łóżka ustawiając się w pozycji do ataku przed drzwiami. Plan był prosty dać wtargnąć pierwszemu napastnikowi, oszacować niebezpieczeństwo i kim on jest oraz w miarę możliwości utrzymać resztę przy wejściu do komnaty. Framuga drzwi nie była na tyle szeroka by przepuścić więcej niż jednego mężczyznę naraz, jednak nie był on pewien z czym lub z kim przyjdzie mu się potykać.

Gdy usłyszał hałas na korytarzu, wiedział że inni również zostali zatakowanii, odetchnął głęboko i przygotował się na atak. Gdy pierwszy z Yata-garasu wdarł się do pokoju szermierz od razu wiedział że nie należy mieć litości. Wiedział już że nie ma do czynienia z ludxmi tylko z demonami gdzie obowiązuje już tylko zasada “zabij aby żyć”. Pierwszego oni przywitał ukośnym cięciem skierowanym w bark demona, po cichu liczył że pierwsza śmierć przeciwnika rozbudzi uśpionego jak dotąd Jinbeia.
Jinbei jednak milczał, mimo że ostrze pokryła krew. Od dawna nie pamiętał by walczył w ten sposób... w ciszy. Rozrąbany yata-garasu upadł do przodu na ziemię tarzając się w przedśmiertnych drgawkach. A jego śmierć, sprawiła że ból żeber stał się bardziej znośny.
Pozostali wykorzystali zasięg yari by zmusić Kazamę do cofnięcia się od drzwi.Pokraki nie były biegłe w walce. Ale widać doświadczone w takich zasadzkach. Szybko rozbiegły się po pokoju osaczając Kazamę. Uzbrojone we włócznie yata-garasu dźgały ostrożnie, utrudniając manewry i spychając jounina wprost na sieci, a uzbrojone w kije jo wyczekiwały okazję, by ciosami zmusić Sogetsu do uległości.
Sytuacja nie była zbyt korzystna dla jounina, zbyt łatwo dał się otoczyć i wciągnąć w zasadzkę demonom. Otoczony stracił szansę by kontrolować walkę przy wejściu do pokoju, szybko jednak rozpoznał które z demonów są uzbrojone w bardziej niebezpieczną dla niego broń. O ile kije jo mogły go dotkliwie poobijać to ból mógł wytrzymać, dźgnięcie włócznią lub złapanie w sieć mogło jednak bardzo szybko zakończyć tą potyczkę. Należało zatem najpierw wyeliminować bardziej niebezpiecznych przeciwników. Po szybkim rekonesansie zauważył że demony rozstawiły się dość chaotycznie, widać było że nie jest to ich pierwsza tego typu zasadzka ale i tak brakowało im zgrania i taktyki by zaatakować przygotowanego na to przeciwnika. Jeden z włóczników ustawił się zbyt blisko demona z siecią co dawało Sogetsu szansę na wyeliminowanie dwóch niebezpiecznie dla niego uzbrojonych przeciwników za jednym razem. Wiedział jednak że musi działać szybko, jeżeli demony zaatakują go jednocześnie nie miał szans by się obronić. Nie dając yata-garasu czasu na reakcję zaatakował włócznika, który ustawił się po jego prawej stronie szybkim niezbyt lekkim cięciem by miał szansę je jeszcze wyhamować przeciął yari demona na pół, mimo że włócznia została pozbawiona metalowego grotu to nadal demon dzierżył naostrzony kij który był równie niebezpieczny dla nieopancerzonego przeciwnika. Kazama chwycił jednak wolną ręką przeciętą połowę włóczni nim ta upadła zdążyła upaść na ziemię. W tym samym momencie wyhamował miecz po cięciu włóczni i starał się dźgnąć demona by go do końca unieszkodliwić, odwracając się jednocześnie cisnął odciętą włócznią yari celując w głowę przeciwnika trzymającego siatkę. I to się udało, prawie...bezboleśnie. Ciśnięty pocisk, wbił się w oko, a potem dotarł do mózgu. Ale inni przeciwnicy nie czekali. Potężne ciosy kijów, spadły na plecy Sogetsu. Nie zaleczone do końca żebra, sprawiły że jego ciało zapłonęło bólem. Wytrzymał to..a jego manewr pozwolił mu wyhamować impet własnego ciała po dźgnięciu oraz ustawić się z powrotem tyłem do ściany co eliminowało demonom możliwość ataku od tyłu.
Trzymający uciętą w połowie włócznię stworek, spoglądał wściekle na Kazamę, czując ból ze ranionego boku. Cios go tylko drasnął, był za płytki by zabić. Ale jedno dodatkowe ciało na ziemi i podleczone rany Sogetsu świadczyły o pewnym sukcesie.
W kierunku Sogetsu poleciała sieć i włócznicy ustawili w swój oręż poziomo, czekając aż odsłoni przy rozcinaniu sieci.
Szermierz uśmiechnął się lekko po tym jak jego manewr zakończył się sukcesem, jednak nie była to pora by spocząć na laurach. Lecąca w jego stronę sieć jeżeli dosięgnęła by celu oznaczałaby koniec walki. Kazama wykonał szybki skok w przód kierując się w stronę ranionego oni, liczył że albo uda mu się uskoczyć przed siecią albo zasłoni go przed nią ranny demon. Po skoku wykonał przewrót jednocześnie starając się ciąć już rannego demona po wiązadłach by można go uznać za prawie całkowicie wyeliminowanego. Zdawał sobie sprawę że nawet demon nie może chodzić gdy mięśnie odmówią mu posłuszeństwa (oczywiście pod warunkiem, że ma mięśnie).
Uskoczył, sieć ze świstem przeleciała obok, a on uderzył...oni zresztą też. Drewniana obecnie dzida wbiła się w bark. Niezbyt głęboko, bowiem bez ostrza nie wchodziła tak gładko. Potworek był łatwym celem. Jeden cios i leżał na podłodze. Ale pozostałe stwory z kijami rzuciły się na raz do ataku, chcąc przewagą liczebną przygnieść przeciwnika.
Kawałek dzidy wbity w bark wywołał kolejna falę bólu, jednak Sogetsu zaczął już odczuwać powoli amok wywołany walką ból był obecny ale ignorowanie go przychodziło znacznie łatwiej niż gdyby cios został zadany na początku walki. Gdy usłyszał upadającego obok demona oraz chybiającą sieć momentalnie porwał się do biegu w kierunku z którego przed chwilą uskakiwał, porwał sieć w osłabioną rękę i wykorzystując własny rozpęd cisnął go w jednego z demonów które pędziły ku niemu. Nie zatrzymując się chciał przebić demona mieczem gdy ten będzie starał się odplątać. Tym manewrem jednocześnie uwolniłby sobie drogę do stwora który po wyrzuceniu sieci w tym momencie był bezbronny. Ciało nabite na miecz dałoby mu też przez moment ochronę przed ciosami skierowanymi w niego od frontu.
Sieć rzucona była z trudem, ranione ciało promieniowało bólem i trudno je było zmusić do posłuszeństwa. Jednak sieć, owinęła się wokół jednego z naganiaczy uzbrojonych w jo. Upadł.
Nie dało się go pchnąć mieczem ale szybki cios zakończył żywot, przeciwnika, choć cios jednego z kijów spadł znów na plecy Sogetsu. Sieciarz nie był do końca bezbronny. Te yata-garasu miały przy pasie kamę. Za to był zaskoczony, bowiem sięgał po drugą sieć, martwego towarzysza.
Kazama postanowił wykorzystać to że nie wytracił pędu podczas dobijania oni oplątanego w sieć i dalej szarżował w kierunku schylającego się po sieć demona. Nie miał zamiaru tym razem go przebijać tylko wykorzystać to że schylał się po sieć martwego kompana i prostym cięciem pozbawić go szybko głowy. Ciosy kijami okazały się jednak bardziej bolesne niż początkowo zakładał, zdawało mu się że jego kości są miażdżone za każdym razem gdy cios dosięgał celu. Wiedział jednak że teraz nie może się zatrzymywać i przejść do obrony bo musiał wykorzystać maksymalnie swoją chwilową szansę na zabicie kolejnego oni. Po ciosie wycelowanym w zaskoczonego sieciarza starał się wyhamować ślizgiem by zatrzymać się przed ścianą i z powrotem ustawić się tyłem do niej. By miał szansę sparować kolejne ciosy kijów. Nie mógł pozwolić by demony dalej obijały mu plecy gdyż mogło to prowadzić do poważnych obrażeń wewnętrznych a jego żebra i tak nie były jeszcze do końca wyleczone.
Ciało... płoneło bólem od ciosów kijów, bark krwawił. A energia umierających pokrak nie była w stanie nadrobić ran. Brakowało mu... wsparcia. Niełatwo było walczyć samemu. Udało się sparować kolejne ciosy kijem, ale włócznia z żelaznym grotem przypomniała mu o największym zagrożeniu. Drugi włócznik nadal stał na nogach.
Zostało mu już tylko trzech przeciwników, jednak zaczynało mu brakować i sił i pomysłów na wykończenie pozostałych oni. Zdawał sobie sprawę że mimo bólu zadawanego mu przez jo to ciągle yari jest jego największym zmartwieniem. Musiał wyeliminować tą broń jak najszybciej póki pozostały mu jeszcze resztki sił. Zaatakowanie jednak włócznika równałoby się jednak wystawieniu na bezlitosne ciosy kijami, a nie mógł sobie pozwolić żeby przyjąć ich jeszcze kilka. “Przeklęty demon...” przeszło mu przez myśli, liczył że Jinbei to usłyszy. Jego amok którego zawsze tak unikał byłby tu teraz jak najbardziej na miejscu. Nie miał zamiaru prosić go o pomoc jednak rzucił do niego w myślach “Co się stanie, jeżeli miecz z zaklętym demonem przejmie inny demon ? Pozostaniesz więźniem na zawsze...
Milcz psie... nie wiesz, kto tu się ukrywa. Ani przed kim ja się ukrywam. Tu jest złodziejka skór, pani mgieł.”-Jinbei odezwał się raz i zamilkł. Widać nawet on drży przed kimś ze strachu.
Nie miał zamiaru tu umierać, ale udręka Jinbeia w takiej sytuacji była jedyną pozytywną myślą jaka mu została. Słysząc odgłosy walki z innych części domu raczej nie miał co liczyć na pomoc z zewnątrz. Przecięcie kija jo nie wchodziło w rachubę a drugi włócznik nie był na tyle głupi by dać się zaskoczyć tak samo jak pierwszy. Sytuacja wyglądała beznadziejnie, mimo że szermierz mógł się jeszcze chwilę blokować to wiedział że w końcu zabraknie mu sił na parowanie ciosów. Kazama jednak nie zamierzał tanio sprzedać swojego życiu, nie tu i nie w ten sposób. Pogodził się z widmem własnej porażki w roli strażnika, jednak nie miał zamiaru zginąć zatłuczony przez kilka pożeraczy ciał. Chwycił kij którym jeden z demonów miał zamiar go dźgnąc i jednocześnie wypychając go do boku wykonał obrót z mieczem skierowanym w przedramię demona, jednocześnie starając się by pod koniec obrotu znaleźć się za jego plecami.
Plan prawie się udał, gdyby nie uderzenie yari w nogi jounina gdyby nie upadek na ziemię...
Gdyby nie...ogień
Sufit i ściana gospody o którą opierał się Kazama stanęły w płomieniach. Widać ktoś (zapewne Kohen) wywołał pożar. Szczęściem dla Sogetsu, ten ogień zaskoczył yata-garasu. Stali zdziwieni.Czyż to nie doskonała okazja?
Ogień był zaskoczeniem również dla niego, okazał się jednak również jego sojusznikiem. Demonom zajęło kilka chwil dłużej w zorientowaniu się w nowej sytuacji. Włócznik nie wykorzystał swojej szansy by przybić do ziemi powalonego na chwile Kazame, ten jednak nie miał zamiaru marnować swojej szansy i tych kilku chwil przewagi które przypadkowo uzyskał. Wstając ciął od dołu znajdującego się obok niego oni starając się wręcz go przepołowić, gdy udało mu się podnieść do klęczek skierował swój miecz jednak w bok by szybciej wyciągnąć go z demona, zdawał sobie sprawę że taka rana i tak już będzie śmiertelna. Gdy wyszarpywał miecz z demona minął minimalnie obok włócznię yari która chybiła go niemal o włos i zadał cios lekko powyżej bioder przeciwnika gdzie ciało jest najbardziej miękkie starając się wykończyć demona niemal przecinając go na pół.
Przerażony... ostatni z yata-garasu zaatakował na oślep kijem jo. Nerwowo, panicznie, niecelnie.
Był sam i nie stanowił zagrożenia, tak jak ogień który z wybawcy zmieniał się w agresora.
Uśmiercone potworki złagodziły nieco ból od żeber i zlikwidowały sińce od kijów.
Sogetsu bez większych problemów wykończył szarżującego na ślepo oni, uchylił się lekkim krokiem w bok od ciosu kija i ciał na skos mijającego go napastnika. Po wykończeniu ostatniego z demona pozostało mu już tylko dobić obezwładnionego wcześniej włócznika, który nieudolnie starał się doczołgać do drzwi. Idąc do niego nie zważając na płonący za nim ognień wyrwał z barku pozostawioną tam wcześniej część włóczni, podniósł yari świeżo zabitego oni i przybił głowę ostatniego pół-żywego demona do podłogi. Rozejrzał się na szybko po pokoju czy nie zostawił jakiegoś żywego yata-garasu po czym wybiegł na korytarz starając się oddalić jak najdalej od szalejącego ognia który w każdej chwili mógł zawalić tą część gospody.
 
__________________
I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią...
Cytryn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem