Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-01-2011, 12:48   #61
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Niechciane łzy napłynęły do oczu Leiko i w mrugnięciach uczepiły się rzęs.
Rzadko kiedy płakała, raczej w wyjątkowych sytuacjach, kiedy coś takiego mogło jej pomóc w wyższym celu. Tym razem przyczyny były różne. Wprawdzie dopadła ją trwoga, ale owe łzy zostały bardziej z niej.. wyciśnięte, w pełnej dosłowności. Jej krtań była prawie miażdżona odcinając dopływ tlenu do organizmu oraz pozbawiając możliwości wydobycia z siebie głosu spomiędzy niespokojnie rozchylających się warg.
Miała nie wierzgać? Bez ruchu, bez słowa jednego przyjąć los jaki dla niej wyznaczyła ta plugawa istota? Naturalnym było, że nie zastosowała się do jej prośby.. bo któż przecie byłby w stanie zachować spokój w takim momencie? Może nie kopała, a wicie jej wiotkiego ciała zdawało się tylko zacieśniać dłonie na jej szyi, acz mimo to nie pozostawała uległa. Palce odruchowo zaciskała na duszących ją dłoniach starając się je odgiąć od siebie i dopuścić do swych płuc jakże życiodajne powietrze. Jednak Sumiko odznaczała się nienaturalną siłą dzięki której jej stalowy uścisk pozostawał nieporuszony, a dalsze, kurczowe próby jego rozluźnienia prędzej czy później zakończyłyby się wyłamaniem długich palców Maruiken.
Aczkolwiek początkowa panika traciła na swym znaczeniu i działaniu, stopniowo przyczyniając się do rozjaśniania umysłu kobiety. Jak zimna woda z wiadra z impetem wylana na głowę, tak samo stan zagrożenia wprawiał myśli w jaśniejsze i bardziej precyzyjne funkcjonowanie w poszukiwaniu sposobu wyrwania się z opresji.

W szamotaninie pukiel włosów zwyczajowo zasłaniający jedno oko Leiko popadł w nieład, dzięki czemu nienawistne ślepia kreatury skrzyżowały się w pełni ze szklącym spojrzeniem łowczyni. A bynajmniej Sumiko nie zobaczyła tam tego, czego by się spodziewała zastać u jednej ze swych ofiar. Tego rozkosznego przerażenia rozszerzającego źrenice , w których błyszczącej czerni, tam głęboko bardzo i ledwo dostrzegalnie zaczyna powoli gasnąc życie. Tego smakowitego widoku ciała jeszcze wijącego się w jej dłoniach, ale już niedługo mającego zawisnąć w nich bezwładnie…
Wiecznie oscylujące pomiędzy piwną, a pomarańczową barwą oczy skradły trochę blasku z kagankowego płomienia dodając do nich jeszcze złocisty odcień. Potęgowało to wrażenie zradzania się w nich czegoś obcego, czegoś niepokojącego. Zbliżało się z ich czeluści kotłując ze sobą koloryty tęczówek na podobieństwo płynnego złota lub piasków pustyni, w których bezkresie tak łatwo było się zagubić. Chwytały roztrzaskując wolę przeciwnika i nie pozwalały odwrócić wzroku. Nieprzerwanie wciągały w ich otchłanie potworną gospodynię pewną swej przewagi jak i kruchości śmiertelnej kobiety, a nieświadomej tego drapieżnika kryjącego się w Leiko. Drapieżnika łączącego w sobie cechy wielu, a przez to będącego tak zabójczym i dla niepoznaki czającego się w ciele jakże filigranowym. Zamanifestował swoje rozbudzenie i obecność zwężeniem źrenic łowczyni w pionowy sposób iście przywołujący na myśl węże.




Cały proces trwał niewiele jak sekundę, aby zaskoczyć końcowym efektem.
Ryk charkotliwy rozległ się w pokoju. Ryk, którego nijak nie dało się przypisać zarówno do nadobnej postaci Leiko, jak i smukłej Sumiko. Ale to właśnie ona go z siebie wydała, a raczej ohydny potwór kryjący się za pozornie niewinnym kobiecym obliczem. W jego odczuciu przyjmującego na tych kilka chwil rolę zwierzyny pochwyconej w potrzask tymi oczami, błysnęły one nagle jasnością godną dwóch małych, bezlitosnych słońc. Oślepiły i cierpienie sprawiły tej bestii nienawykłej do wystawiania się na działanie światła, a to z którym miała właśnie do czynienia było jeszcze wielokrotnie mocniejsze i bardziej rażące niż dzienny blask, jak gdyby prosto w ognistą kulę się zapatrzyła. Wynikły z tego paskudny grymas wykrzywił twarz gospodyni, która w tym swoim starczym wręcz ryku wypuściła z ust odór niczym bagienny opar skazujący na męki zmysł węchu łowczyni. Nie puściła jej, ale powodowana nagłymi eksplozjami rozbłysków przesłaniającymi jej wzrok oraz bólem temu towarzyszącym instynktownie poluźniła uścisk. Niedoszła ofiara wykorzystała okazję i płynnym ruchem strzepnęła jeden z rękawów, co zaowocowało pojawieniem się sztyletu w jej dłoni. Wyprowadzone cięcie było błyskawiczne , acz zaledwie powierzchowne. Ostrze przecięło materiał kimona Sumiko powyżej pasa i płytko zagłębiło się w jej ciele. Ale nie popłynęła krew. Ani czerwona ludzka, ani też ta w konsystencji i wyglądzie przypominająca smołę. Z rany popłynęła zielonkawa ciecz podobna do żywicy, a rozcięcie odsłaniało gnijącą skórę, jak gdyby kobietę trawił trąd.
Oślepiona oraz zaskoczona tym ruchem puściła dziewczynę i odskoczyła oddalając się od groźby bycia dotkliwej zranioną, sama Leiko zaś zatoczyła się w przeciwnym kierunku. Gdyby nie ciemność rozjaśniana księżycowym blaskiem wkradającym się przez okna, to na jej szyi dostrzegalne byłyby jeszcze świeże, czerwone ślady po zaciskających się na niej szponiastych palcach poczwary. Uciążliwa walka nie tyle o niemiłosierną potrzebę ubicia demonicznego pomiotu, co o każdy jeden kolejny, upragniony łyk powietrza i chęć przeżycia odbiła na niej swe piętno. Nie było ono głębokie, pozostawiające ślad na jej duszy, acz wystarczająco zaburzyło jej wygląd na ogół zahaczający o dokładność w każdym drobiazgu. Materiał kimona zsuwający się z ramion i niebezpiecznie powiększający dekolt nie był gestem zaplanowanym, a jedynie tworem mnogich gwałtownych ruchów jakie wykonywała będąc duszoną. W tym wszystkim migająca czasem czerń halki ratowała ciało przed przekroczeniem granicy obnażenia i nieprzyzwoitego ukazania czegoś więcej niż nagość jeszcze ocierającą się o względną gustowność. Przewiązane zaś w talii obi szczęśliwe trzymało w ryzach ten cały sponiewierany całokształt kobiecy, która ni miejsca, ni czasu, ni uwagi nie miała wystarczająco, aby zadbać o swą prezencję bądź pamiętać o zawstydzeniu.

Oszołomiona Sumiko zagradzała jej jedyne sensowne wyjście z pokoju, zaś wspomnienie jej uścisku było jeszcze nazbyt bliskie, aby Maruiken miała pozostać z nią znowu sam na sam w niewielkim pomieszczeniu. Pamiętała szybkość z jaką rzuciła się na nią i czuła też dotkliwe jej niewyobrażalną siłę, a były to cechy z którymi samotnie nie mogła igrać w otwartej walce. Tylko kwestią sekund było nastąpienie kolejnego skoku kreatury, a świadoma już niektórych sztuczek jakie jej ofiara posiadała w rękawie mogła już nie dać kolejnej szansy na ucieczkę. Skoro drzwi były dla niej niedostępne, bo nie miała zamiaru zmniejszać odległości pomiędzy nimi, to Leiko zmuszona była zaimprowizować. Ni razu jednego od wkroczenia do wioski nie pozwoliła sobie zostać bez broni, więc i teraz u jej pasa zaczepiona była parasolka, a dłoń po schowaniu sztyletu w zamian sięgnęła po wakizashi.




Nie zaatakowała jednak Sumiko. Skośnie poprowadzone ostrze rozpłatało papier w dużej mierze tworzący ścianę oddzielającą będącą dotychczas w pułapce łowczynię od przylegającego pokoju. Najpierw ręką, a potem całym swym ciałem rozszarpała naruszone tworzywo, kiedy z impetem postanowiła się przez niego przebić.
W nowym miejscu nogi na moment sprzeciwiły się woli kobiety, gdy drewniane zęby geta choć nastąpiły na podłogę, to natrafiły na coś ją od nich oddzielającą cienką warstwą. Poślizgnęły się nań pozbawiając kroki rytmu. Łapiąc równowagę wsparła się wolną dłonią o najbliższą niej ścianę, ale i tam opuszkami poczuła coś o fakturze odbiegającej od papieru czy drewna. Szorstkość była myląca, albowiem gdzieniegdzie lub przy mocniejszym nacisku była wyczuwalna nieprzyjemna lepkość. Leiko cofnęła pośpiesznie rękę od makabrycznych zdobień jakie na ścianie wykonała czyjaś krew. I nie tylko na tej jednej. Po uważniejszym rozejrzeniu okazało się, że całe pomieszczenie wyglądało jak rzeźnia. Chociaż nie było nigdzie ludzkich ciał, a przynajmniej ich większych i łatwiejszych do rozróżnienia części, to ślady zakrzepniętej krwi i strzępki ubrań wskazywały na wyjątkowo złe zakończenie pobytu w wiosce.
Poczuła jak gorycz podburzona tym odkryciem oraz obrzydzeniem i strachem pragnącymi zawładnąć chłodnym umysłem podrapała ją w gardle chcąc się wydostać na zewnątrz. Czym innym było czyjeś zagrożenie, śmierć kogo innego choćby najbardziej brutalna, a czym zgoła odmiennym bycie samą postawioną w takich nieprzychylnych okolicznościach, czującą zimny dreszcz grozy sunący kręgosłupem. A choć było to upiorne doświadczenie, to kazało Leiko mieć się na baczności, ni na moment nie dać się pokonać słabościom. Wszak była zabójcą takich pokrak, a ta tutaj była chytrym wyzwaniem… które stało się osobiste, gdy tylko kreatura zamarzyła o przywłaszczeniu sobie jej cennej skóry.
Ze stanowczością przełknęła zbierającą się żółć. Uniosła rękę i dłonią w długim rękawie kimona zasłoniła swój nos oraz usta broniąc się przed smrodem rozkładu resztek ludzkiego ciała oraz krwi tworzącej ciemne plamy na podłodze i ścianach. Zamknęła bramy umysłu przed paraliżującym ruchy lękiem i podjęła spacer przez tę scenę mordu, aby i w przeciwległej ścianie utworzyć sobie przejście.
Co zaś się tyczy kolejnego pokoju to wcale nie zaprezentował się lepiej. Wszystko składało się na obraz tego co się wydarzyło z innymi gośćmi tej gospody.. i co dzisiaj mogło pozostać po ich grupce. Nie biegła, ale sunęła przed siebie dość żwawym krokiem pchana zarówno chęcią opuszczenia tego miejsca, jak i niepokojącą wizją potworzycy mogącej ją ponownie zaatakować z każdej strony. Czasem omijała leżące na podłodze zbitki bliżej niezidentyfikowanych pamiątek po osobach tutaj niegdyś goszczących, ale generalnie to starała się nie rozglądać zbyt uważnie w około.

Delikatna ścianka ostatniego opustoszałego pokoju ustąpiła pod wpływem naporu ze strony Leiko, jak i wspomagającego go wcześniejszego cięcia wakizashi. Papier rozerwał się wypuszczając ją z pomieszczeń rzezi, których zapach i ciągłe wspomnienie bycia pozbawianą oddechu wywoływało pokasływanie tłumione rękawem zakrywającym jej wargi. Zza niesfornie opadających na twarz pukli włosów wychynęły oczy, a dłoń zaciskała się na rękojeści krótkiego miecza, będąc w pełnej gotowości wyrządzić krzywdę pierwszemu napastnikowi jaki się zbliży.
-Yasuro-san – nie krzyczała starając się zachować opanowanie, chociaż wypowiedziane przez nią imię samuraja zadrżało lekko, gdy płuca jak gdyby chcące się teraz nacieszyć powietrzem, raz po raz w szybszym tempie przyprawiały usta o rozchylanie się i jego spragnione łapanie.
A Yasuro...nie był sam. Dwie pokraczne sylwetki yata-garasu leżały na podłodze i kopały ziemię w przedśmiertnych drgawkach. Kolejny właśnie upadał na ziemię brocząc posoką. Pozostałe otaczały młodego samuraja próbując go osaczyć.
Ale nie było to takie łatwe, Dasate Yasuro najwyraźniej potrafił biegle władać kataną. A jego styl, jego postawa kogoś Leiko przypominała.




Kojiro.. podobieństwo do wyważonego, pełnego niezachwianego spokoju sposobu walki ronina i jego wyczekiwania na odsłonięcie się przeciwnika było uderzające. I zastanawiające, więc nie było sposobu, aby przeszło bez echa i popadło w zapomnienie u tej kobiety. Jednakże zgłębianie tego zjawiska musiało poczekać na bardziej przyjazne chwile, tak jak i próby rozwikłania skomplikowanej natury tamtego zuchwałego, acz jakże intrygującego mężczyzny.

Tymczasem bliżej znajdujący się młodzieniec zerknął w kierunku głosu wołając nerwowo.- Leiko-san, czy ci nic nie jest ? Wiesz co się stało z resztą?
Ciche kroki, które Leiko słyszała tuż za sobą, świadczyły, że Sumiko nie odpuściła sobie łowów na jej skórę.
-Nic, ale to zaraz może się zmienić – widok znajomej twarzy, choć otoczonej zgrają mniej lub bardziej martwych stworów, przywołał cień ulgi na licach kobiety. Ale zaraz umknął robiąc miejsce wpierw dla skupienia , a potem dla czujności zauważalnej w ściągnięciu brwi. Obróciła się lekko wpatrując się w mrok dopiero co opuszczonego przez siebie pokoju i przyglądając się co bardziej podejrzanym jego cieniom. Słowa swe kolejne dalej kierowała ku Yasuro wierząc, że należy mu się wyjaśnienie choćby pokrótce zdarzenia i związanego z nim niebezpieczeństwa -Najwyraźniej duch z Twojej opowieści wybrał postać naszej gospodyni żądnej posiadania mej skóry. Zaskoczyła mnie, lecz zdołałam tutaj uciec. Jednak..
Zamilkła nasłuchując. Stała pomiędzy jednymi kreaturami skutecznie odwracającymi uwagę pewnie także i innych jej towarzyszy od głównego, zbliżającego się z drugiej strony zagrożenia.
-To demon potężniejszy od tych poczwar i od oni w Nagoi, zarówno walka z nim w pojedynkę jak i ciągła ucieczka na niewiele mi się zdadzą – dopowiedziała i mając zamiar wyeliminować z gry problematyczne yata-garasu, wybrała sobie plecy jednego z nich jako swój cel.
Potworek był zaskoczony. Nie spodziewał się... Nie spodziewał się ataku. Nie spodziewał się, że Leiko jeszcze żyje. Była wszak zdobyczą jego pani. Zdobyczą, której każdy fragment skóry był ważny. Pani byłaby niezadowolona, gdyby w walce oszpecono jej piękny skarb. A chociaż jego aktualna właścicielka nie kryła się i otwarcie mówiła do swojego kompana, to.. to nie powinno jej tu być. Ich celem byli mężczyźni, którymi mogliby się pożywić. Kobiety nie powinno tu być..
Dlatego takie zdziwienie rozszerzyło wyłupiaste oczy pokurcza, gdy zezował nimi na ostrze sterczącego z jego wątłej klatki piersiowej. Przeciął powietrze swoją kamą i zacharczał starając się wyrwać, jednak kobieca dłoń zacisnęła się na jego wykręconym ramieniu. Palce weń wpiła skutecznie uniemożliwiając wykonywanie gwałtowniejszych ruchów i mocniej nabiła wychudzone ciałko na krótki miecz. Jego rękojeść leniwie przekręcała, na co w odpowiedzi usłyszała bulgotliwy odgłos, kiedy gardło jej przeciwnika wypełniała ciecz z poranionych trzewi.
Samuraj zaś natarł na stworka uzbrojonego w yari, by podbić czubkiem katany grot włóczni. Poziome cięcie miecza chwilę później rozpłatało brzuch yata-garasu. Potworek pisnął chwytając się za brzuch, a Leiko poczuła jak siniaki i otarcia na jej szyi szybko się goją. Jej oko pochłaniało energię życiową owych umierających oni. Yasuro chwycił umierającego stwora i pchnął w stronę jego towarzyszy, torując sobie drogę do drzwi. Odezwał się do dziewczyny, mówiąc gorączkowym tonem głosu.- Musimy więc przebić się do moich bushi i pozostałych łowców. Za mną Leiko-san.
-Hai, Yasuro-san. Ale musimy być ostrożni – mruknęła i szarpnięciem uwolniła swe wakizashi z przebrzydłej kreatury, która pozbawiona tego wsparcia padła ciężko i bez życia na podłogę. Następnie odsunęła się od drgającego truchła i lawirując pośród pogrążonych w zamieszaniu niedobitków yata-garasu dopadła do mężczyzny by wraz z nim opuścić pokój.

To był dobry pomysł, a nawet już któryś z kolei podjętych tej nocy. Zadaniem Yasuro było sprowadzenie ich trójki do zamku całych i zdrowych, a sądząc po jego sumienności to i przy ataku ze strony oni nie mógł sobie pozwolić na pozostawienie kogoś z nich. Tak, to był dobry wybór z tym przedostaniem się akurat do jego pokoju. Nie była pewna pozostałych łowców, czy tak przypadkiem zupełnie jeden z drugim konkurencji nie chciałby zlikwidować. Zaś ich dowódca w tej podróży ze swoim oddaniem sprawie i niebywałymi umiejętnościami w posługiwaniu się kataną jawił się Leiko jako osoba, która nie zostawiłaby jej na pastwę Sumiko. A to oznaczało, że był przydatny i obecność Yasuro zwiększała szanse przeżycia do rana. Winą za jego nerwowość obarczała przebywanie w położeniu wręcz wyjętym z jakiego koszmaru, z którego demonicznymi marami samuraj mógł się jeszcze nigdy nie spotkać i to był brutalny pierwszy raz. Niewątpliwie fascynującym musiało być słuchanie opowieści łowców o ich dzielnych polowaniach na krwiożercze oni..
Jednakże mało kto ze słuchających pragnąłby osobiście znaleźć się w samym środku tej walki o przetrwanie. A chociaż Leiko nie była nowa w tym fachu to.. nie mogła sobie zlekceważyć tutejszej zwierzyny z powodu jej złudnego śmiertelnego wyglądu. Kto jak kto, ale ona po tamtych kilku chwilach już wiedziała, że ignorancja byłaby głupotą.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 19-05-2020 o 00:28.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-01-2011, 01:46   #62
 
Cytryn's Avatar
 
Reputacja: 1 Cytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetny
Kazama po wymianie zdań z Yatsuro długo przesiadywał w swoim pokoju w stanie przypominającym medytację lub letarg. Nie dawało mu spokoju co się dokładnie dzieje w tym dziwnym miasteczku. Mimo że Jinbei był całkowicie wyciszony to i tak nie nawykły do głebokiego snu Sogetsu jedynie lekko drzemał gdy całkowicie rozbudziły go dźwięki czegoś poruszającego się po korytarzu. Dało się wyraźnie wyczuć że coś się szykuje ktoś zbierał się przed wejściem do jego pokoju. Jounin przechylił lekko głowę nasłuchując jedynie dźwięków z korytarza, jedyne czego był pewien że coś co znajduję się na korytarzu nie jest do niego dobrze nastawione. Nie była to jednak pierwsza zasadzką która próbowano zastawić na strażnika miecza, atakowano go już we śnie próbując ukraść miecz dlatego Kazama wiedział jak ma się zachować. Wstał z łóżka ustawiając się w pozycji do ataku przed drzwiami. Plan był prosty dać wtargnąć pierwszemu napastnikowi, oszacować niebezpieczeństwo i kim on jest oraz w miarę możliwości utrzymać resztę przy wejściu do komnaty. Framuga drzwi nie była na tyle szeroka by przepuścić więcej niż jednego mężczyznę naraz, jednak nie był on pewien z czym lub z kim przyjdzie mu się potykać.

Gdy usłyszał hałas na korytarzu, wiedział że inni również zostali zatakowanii, odetchnął głęboko i przygotował się na atak. Gdy pierwszy z Yata-garasu wdarł się do pokoju szermierz od razu wiedział że nie należy mieć litości. Wiedział już że nie ma do czynienia z ludxmi tylko z demonami gdzie obowiązuje już tylko zasada “zabij aby żyć”. Pierwszego oni przywitał ukośnym cięciem skierowanym w bark demona, po cichu liczył że pierwsza śmierć przeciwnika rozbudzi uśpionego jak dotąd Jinbeia.
Jinbei jednak milczał, mimo że ostrze pokryła krew. Od dawna nie pamiętał by walczył w ten sposób... w ciszy. Rozrąbany yata-garasu upadł do przodu na ziemię tarzając się w przedśmiertnych drgawkach. A jego śmierć, sprawiła że ból żeber stał się bardziej znośny.
Pozostali wykorzystali zasięg yari by zmusić Kazamę do cofnięcia się od drzwi.Pokraki nie były biegłe w walce. Ale widać doświadczone w takich zasadzkach. Szybko rozbiegły się po pokoju osaczając Kazamę. Uzbrojone we włócznie yata-garasu dźgały ostrożnie, utrudniając manewry i spychając jounina wprost na sieci, a uzbrojone w kije jo wyczekiwały okazję, by ciosami zmusić Sogetsu do uległości.
Sytuacja nie była zbyt korzystna dla jounina, zbyt łatwo dał się otoczyć i wciągnąć w zasadzkę demonom. Otoczony stracił szansę by kontrolować walkę przy wejściu do pokoju, szybko jednak rozpoznał które z demonów są uzbrojone w bardziej niebezpieczną dla niego broń. O ile kije jo mogły go dotkliwie poobijać to ból mógł wytrzymać, dźgnięcie włócznią lub złapanie w sieć mogło jednak bardzo szybko zakończyć tą potyczkę. Należało zatem najpierw wyeliminować bardziej niebezpiecznych przeciwników. Po szybkim rekonesansie zauważył że demony rozstawiły się dość chaotycznie, widać było że nie jest to ich pierwsza tego typu zasadzka ale i tak brakowało im zgrania i taktyki by zaatakować przygotowanego na to przeciwnika. Jeden z włóczników ustawił się zbyt blisko demona z siecią co dawało Sogetsu szansę na wyeliminowanie dwóch niebezpiecznie dla niego uzbrojonych przeciwników za jednym razem. Wiedział jednak że musi działać szybko, jeżeli demony zaatakują go jednocześnie nie miał szans by się obronić. Nie dając yata-garasu czasu na reakcję zaatakował włócznika, który ustawił się po jego prawej stronie szybkim niezbyt lekkim cięciem by miał szansę je jeszcze wyhamować przeciął yari demona na pół, mimo że włócznia została pozbawiona metalowego grotu to nadal demon dzierżył naostrzony kij który był równie niebezpieczny dla nieopancerzonego przeciwnika. Kazama chwycił jednak wolną ręką przeciętą połowę włóczni nim ta upadła zdążyła upaść na ziemię. W tym samym momencie wyhamował miecz po cięciu włóczni i starał się dźgnąć demona by go do końca unieszkodliwić, odwracając się jednocześnie cisnął odciętą włócznią yari celując w głowę przeciwnika trzymającego siatkę. I to się udało, prawie...bezboleśnie. Ciśnięty pocisk, wbił się w oko, a potem dotarł do mózgu. Ale inni przeciwnicy nie czekali. Potężne ciosy kijów, spadły na plecy Sogetsu. Nie zaleczone do końca żebra, sprawiły że jego ciało zapłonęło bólem. Wytrzymał to..a jego manewr pozwolił mu wyhamować impet własnego ciała po dźgnięciu oraz ustawić się z powrotem tyłem do ściany co eliminowało demonom możliwość ataku od tyłu.
Trzymający uciętą w połowie włócznię stworek, spoglądał wściekle na Kazamę, czując ból ze ranionego boku. Cios go tylko drasnął, był za płytki by zabić. Ale jedno dodatkowe ciało na ziemi i podleczone rany Sogetsu świadczyły o pewnym sukcesie.
W kierunku Sogetsu poleciała sieć i włócznicy ustawili w swój oręż poziomo, czekając aż odsłoni przy rozcinaniu sieci.
Szermierz uśmiechnął się lekko po tym jak jego manewr zakończył się sukcesem, jednak nie była to pora by spocząć na laurach. Lecąca w jego stronę sieć jeżeli dosięgnęła by celu oznaczałaby koniec walki. Kazama wykonał szybki skok w przód kierując się w stronę ranionego oni, liczył że albo uda mu się uskoczyć przed siecią albo zasłoni go przed nią ranny demon. Po skoku wykonał przewrót jednocześnie starając się ciąć już rannego demona po wiązadłach by można go uznać za prawie całkowicie wyeliminowanego. Zdawał sobie sprawę że nawet demon nie może chodzić gdy mięśnie odmówią mu posłuszeństwa (oczywiście pod warunkiem, że ma mięśnie).
Uskoczył, sieć ze świstem przeleciała obok, a on uderzył...oni zresztą też. Drewniana obecnie dzida wbiła się w bark. Niezbyt głęboko, bowiem bez ostrza nie wchodziła tak gładko. Potworek był łatwym celem. Jeden cios i leżał na podłodze. Ale pozostałe stwory z kijami rzuciły się na raz do ataku, chcąc przewagą liczebną przygnieść przeciwnika.
Kawałek dzidy wbity w bark wywołał kolejna falę bólu, jednak Sogetsu zaczął już odczuwać powoli amok wywołany walką ból był obecny ale ignorowanie go przychodziło znacznie łatwiej niż gdyby cios został zadany na początku walki. Gdy usłyszał upadającego obok demona oraz chybiającą sieć momentalnie porwał się do biegu w kierunku z którego przed chwilą uskakiwał, porwał sieć w osłabioną rękę i wykorzystując własny rozpęd cisnął go w jednego z demonów które pędziły ku niemu. Nie zatrzymując się chciał przebić demona mieczem gdy ten będzie starał się odplątać. Tym manewrem jednocześnie uwolniłby sobie drogę do stwora który po wyrzuceniu sieci w tym momencie był bezbronny. Ciało nabite na miecz dałoby mu też przez moment ochronę przed ciosami skierowanymi w niego od frontu.
Sieć rzucona była z trudem, ranione ciało promieniowało bólem i trudno je było zmusić do posłuszeństwa. Jednak sieć, owinęła się wokół jednego z naganiaczy uzbrojonych w jo. Upadł.
Nie dało się go pchnąć mieczem ale szybki cios zakończył żywot, przeciwnika, choć cios jednego z kijów spadł znów na plecy Sogetsu. Sieciarz nie był do końca bezbronny. Te yata-garasu miały przy pasie kamę. Za to był zaskoczony, bowiem sięgał po drugą sieć, martwego towarzysza.
Kazama postanowił wykorzystać to że nie wytracił pędu podczas dobijania oni oplątanego w sieć i dalej szarżował w kierunku schylającego się po sieć demona. Nie miał zamiaru tym razem go przebijać tylko wykorzystać to że schylał się po sieć martwego kompana i prostym cięciem pozbawić go szybko głowy. Ciosy kijami okazały się jednak bardziej bolesne niż początkowo zakładał, zdawało mu się że jego kości są miażdżone za każdym razem gdy cios dosięgał celu. Wiedział jednak że teraz nie może się zatrzymywać i przejść do obrony bo musiał wykorzystać maksymalnie swoją chwilową szansę na zabicie kolejnego oni. Po ciosie wycelowanym w zaskoczonego sieciarza starał się wyhamować ślizgiem by zatrzymać się przed ścianą i z powrotem ustawić się tyłem do niej. By miał szansę sparować kolejne ciosy kijów. Nie mógł pozwolić by demony dalej obijały mu plecy gdyż mogło to prowadzić do poważnych obrażeń wewnętrznych a jego żebra i tak nie były jeszcze do końca wyleczone.
Ciało... płoneło bólem od ciosów kijów, bark krwawił. A energia umierających pokrak nie była w stanie nadrobić ran. Brakowało mu... wsparcia. Niełatwo było walczyć samemu. Udało się sparować kolejne ciosy kijem, ale włócznia z żelaznym grotem przypomniała mu o największym zagrożeniu. Drugi włócznik nadal stał na nogach.
Zostało mu już tylko trzech przeciwników, jednak zaczynało mu brakować i sił i pomysłów na wykończenie pozostałych oni. Zdawał sobie sprawę że mimo bólu zadawanego mu przez jo to ciągle yari jest jego największym zmartwieniem. Musiał wyeliminować tą broń jak najszybciej póki pozostały mu jeszcze resztki sił. Zaatakowanie jednak włócznika równałoby się jednak wystawieniu na bezlitosne ciosy kijami, a nie mógł sobie pozwolić żeby przyjąć ich jeszcze kilka. “Przeklęty demon...” przeszło mu przez myśli, liczył że Jinbei to usłyszy. Jego amok którego zawsze tak unikał byłby tu teraz jak najbardziej na miejscu. Nie miał zamiaru prosić go o pomoc jednak rzucił do niego w myślach “Co się stanie, jeżeli miecz z zaklętym demonem przejmie inny demon ? Pozostaniesz więźniem na zawsze...
Milcz psie... nie wiesz, kto tu się ukrywa. Ani przed kim ja się ukrywam. Tu jest złodziejka skór, pani mgieł.”-Jinbei odezwał się raz i zamilkł. Widać nawet on drży przed kimś ze strachu.
Nie miał zamiaru tu umierać, ale udręka Jinbeia w takiej sytuacji była jedyną pozytywną myślą jaka mu została. Słysząc odgłosy walki z innych części domu raczej nie miał co liczyć na pomoc z zewnątrz. Przecięcie kija jo nie wchodziło w rachubę a drugi włócznik nie był na tyle głupi by dać się zaskoczyć tak samo jak pierwszy. Sytuacja wyglądała beznadziejnie, mimo że szermierz mógł się jeszcze chwilę blokować to wiedział że w końcu zabraknie mu sił na parowanie ciosów. Kazama jednak nie zamierzał tanio sprzedać swojego życiu, nie tu i nie w ten sposób. Pogodził się z widmem własnej porażki w roli strażnika, jednak nie miał zamiaru zginąć zatłuczony przez kilka pożeraczy ciał. Chwycił kij którym jeden z demonów miał zamiar go dźgnąc i jednocześnie wypychając go do boku wykonał obrót z mieczem skierowanym w przedramię demona, jednocześnie starając się by pod koniec obrotu znaleźć się za jego plecami.
Plan prawie się udał, gdyby nie uderzenie yari w nogi jounina gdyby nie upadek na ziemię...
Gdyby nie...ogień
Sufit i ściana gospody o którą opierał się Kazama stanęły w płomieniach. Widać ktoś (zapewne Kohen) wywołał pożar. Szczęściem dla Sogetsu, ten ogień zaskoczył yata-garasu. Stali zdziwieni.Czyż to nie doskonała okazja?
Ogień był zaskoczeniem również dla niego, okazał się jednak również jego sojusznikiem. Demonom zajęło kilka chwil dłużej w zorientowaniu się w nowej sytuacji. Włócznik nie wykorzystał swojej szansy by przybić do ziemi powalonego na chwile Kazame, ten jednak nie miał zamiaru marnować swojej szansy i tych kilku chwil przewagi które przypadkowo uzyskał. Wstając ciął od dołu znajdującego się obok niego oni starając się wręcz go przepołowić, gdy udało mu się podnieść do klęczek skierował swój miecz jednak w bok by szybciej wyciągnąć go z demona, zdawał sobie sprawę że taka rana i tak już będzie śmiertelna. Gdy wyszarpywał miecz z demona minął minimalnie obok włócznię yari która chybiła go niemal o włos i zadał cios lekko powyżej bioder przeciwnika gdzie ciało jest najbardziej miękkie starając się wykończyć demona niemal przecinając go na pół.
Przerażony... ostatni z yata-garasu zaatakował na oślep kijem jo. Nerwowo, panicznie, niecelnie.
Był sam i nie stanowił zagrożenia, tak jak ogień który z wybawcy zmieniał się w agresora.
Uśmiercone potworki złagodziły nieco ból od żeber i zlikwidowały sińce od kijów.
Sogetsu bez większych problemów wykończył szarżującego na ślepo oni, uchylił się lekkim krokiem w bok od ciosu kija i ciał na skos mijającego go napastnika. Po wykończeniu ostatniego z demona pozostało mu już tylko dobić obezwładnionego wcześniej włócznika, który nieudolnie starał się doczołgać do drzwi. Idąc do niego nie zważając na płonący za nim ognień wyrwał z barku pozostawioną tam wcześniej część włóczni, podniósł yari świeżo zabitego oni i przybił głowę ostatniego pół-żywego demona do podłogi. Rozejrzał się na szybko po pokoju czy nie zostawił jakiegoś żywego yata-garasu po czym wybiegł na korytarz starając się oddalić jak najdalej od szalejącego ognia który w każdej chwili mógł zawalić tą część gospody.
 
__________________
I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią...
Cytryn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-01-2011, 20:27   #63
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Śmiertelne pułapki pokojów, okazały się być śmiertelnymi pułapkami, ale dla napastników.
Tym razem w paszcze yata-garasu trafiła zwierzyna większa niż mogli ją przełknąć.

Wydostali się na korytarz...Yasuro pierwszy, przebijając się przez yata-garasu, osłaniany przez Leiko. Samuraj upewniwszy się, że dziewczyna opuściła pokój, stanął pomiędzy nią, a napastnikami. Rozglądał się nerwowo i cofał. Nie krzyczał. Nie wołał towarzyszy zaciskając dłoń na katanie... nie musiał.
Wkrótce bowiem z płonącego pokoju, osmalony wyskoczył Takami. Zadowolony z tego, że zdołał swą ognistą strzałą dobić ostatniego z yata-garasu. Ale uśmiech szybko znikł z twarzy youjutsusha.
Został bowiem nagle i podstępnie zaatakowany przez swego największego wroga. Przeciwnika z którym zmagał się od lat. I którego nie mógł pokonać żadnym ze znanych sobie zaklęć.

Ciałem Kohena wstrząsnęły drgawki i duszności. Kaszląc osunął się na kolana odruchowo zasłaniając usta dłonią. Przez chwilę trwał tak w tej pozycji, bezbronny i zdany na łaskę wrogów. Przez chwilę szarpiący płuca i męczący kaszel był jedyną rzeczą którą mógł robić Takami. Gdyby był sam, byłby martwy. Ale nie był sam.
Wkrótce do trójki stojącej na korytarzu karczmy, dołączył poraniony Sogetsu. Wyszedł zwycięsko z walki, ale stworki okazały się większym wyzwaniem niż sądził.

A po drugiej stronie, wyszła główna przeciwniczka. Filigranowa postać pod którą kryło się zło. Sumiko.


Wyszła na korytarz w otoczeniu niedobitków z pokoju Yasuro. Jej prawe oko świeciło zielonkawym blaskiem. Już nie było sensu ukrywać się za maską słabej samotnej kobiety.
Sumiko uśmiechała się złowieszczo.- Ara, ara... czy wypada tak nagle mnie opuszczać? A już zaczęliśmy się zaprzyjaźniać.
Spojrzała w kierunku rozprzestrzeniającego się ognia... i wokół niej zaczęła się tworzyć mgła.
Ów opar powoli wędrował w kierunku pożaru, próbując zdusić płomienie, lecz na to było już za późno...ogień za bardzo się rozniósł.
-Zwołaj resztę i zacznijcie gasić mój dom.- Sumiko zwróciła się do jednego ze swych podwładnych. Stworzenie zadrżało ze strachu i pognało w drugą stronę korytarza kierując się do najbliższych wyjścia z karczmy.
Kobieta przyglądała się czwórce przeciwników, w tym podnoszącym się z kolan Kohena.
Takami spojrzał na dłoń, którą zakrywał usta. Na krew, na owej dłoni. Teraz nie miało to znaczenia. Atak choroby ustał. Na razie.

Tymczasem z pokoju, obecnie za plecami Sumiko i jej małych pokracznych sługusów, wyszedł chwiejnym krokiem, broczący krwią z rozciętego łuku brwiowego Huro. Nie była to też jego jedyna rana. Kimono samuraja barwiło się na szkarłat tuż powyżej obi.
Kobieta spojrzała za siebie i spojrzała na czwórkę przeciwników przed sobą.
-Chyba czas dokończyć naszą małą rozmowę szlachetni goście ,ne ?- rzekła Sumiko zerkając za siebie. Po czym ...


... wyciągnęła katanę ukrytą w swych szatach, dodając ironicznie.- Naprawdę mi przykro że zakończymy sprawę w tak bolesny sposób. Planowałam dla was inną śmierć.
I jej sylwetka, a także najbliższe jej otoczenie spowiły mleczne opary mgły.
I dwóch yata-garasu... Jednego z włócznią, drugiego z kamą.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-01-2011 o 00:20.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-02-2011, 15:51   #64
 
Cytryn's Avatar
 
Reputacja: 1 Cytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetny
Dym z pożeranego przez płomienie drewna i papieru szczypał w oczy. Przez usta wkradał się nikczemnie do gardła, płuc i drażniąc je wywoływał głuchy kaszel.
Ogólnie rzecz biorąc przeszkadzał jej, wielce przeszkadzał. Leiko trzymająca się z tyłu i zza Yasuro obserwująca sytuację w korytarzu, po raz wtóry tej nocy wargi oraz nos przesłoniła długim rękawem. W nim to też chowała się rękojeść wakizashi, którego smukłe ostrze wznosiło się w obronnym geście.
-Jeśli ogień się rozprzestrzeni, to będziemy w potrzasku i ta kreatura nie będzie naszym jedynym zmartwieniem – powiedziała nie kierując tego stwierdzenia do nikogo konkretnego i wzroku przy tym ni na chwilę nie odwracając od mgły. Pomimo dymu próbowała ogniskować na niej spojrzenie, aby przebić się przez ten gęsty kamuflaż lub chociaż dostrzec rozświetlony zarys schowanych w niej postaci – Powinniśmy najpierw się stąd wydostać, mieć jeden kłopot mniej.
Yasuro zacisnął dłoń na katanie, spojrzał na Kohena i Sogetsu Po czym zerknął w kierunku mgielnego oparu zbliżającego się do czwórki podróżników. I zaczął wydawać rozkazy.- Masz rację Leiko-san. Zabierz stąd Takami-san. A ja z Kazama-san będziemy osłaniać was. Przebijcie się do wewnętrznego ogrodu karczmy. To jedyna bezpieczna droga.
Jego głosowi towarzyszył huk gromu... wyglądało na to że na zewnątrz rozpęta się wkrótce burza. A tymczasem z mgielnego oparu odezwał się drwiący kobiecy głosik. -Ara, ara...chyba nie chcecie nas tak szybko opuszczać.
Dwa yata-garasu wyskoczyły z mgły. Ostrze yari niczym piorun uderzyło w kierunku głowy młodego samuraja z klanu Hachisuka. Jednak zdołał go uniknąć. Zaś na Kazamę natarł drugi yata-garasu machając niewprawnie kamą. Lecz sama Sumiko nadal otulona mgiełką...czekała swej okazji.
Łowczyni bez słowa skinęła głową, przy czym z pełną świadomością zignorowała wtrącenie się niedawno ją duszącego demona. Nie to, żeby była przyzwyczajona do wykonywania cudzych poleceń. Wprawdzie bliższe Leiko były własne kocie ścieżki, acz jej krokami kierowała i mogła kierować tylko jedna osoba... jednak wydarzenia w gospodzie rządziły się własnymi prawami. Jeśli wszyscy mieli ujść z życiem to ktoś musiał się wykazać rozsądną inicjatywą, a skoro żaden z reszty mężczyzn się do tego nie kwapił, zatem szczęśliwie mogła zawierzyć umiejętnościom dowódczym Yasuro.
Obróciła się, po czym ruszyła korytarzem odchodząc nieco od nich i wymijając pokój samuraja. Dopadła za to do drzwi kolejnego, teoretycznie niedostępnego i rozsunęła je szybkim, niecierpliwym ruchem, po którym zerknęła w bok.
-Tędy, Takami-san – rzuciła krótko i sama zastosowała się do swoich słów wchodząc do niewielkiego pomieszczenia. Chociaż pierwsze wrażenie związane z jego wystrojem miała już za sobą, to ponowne przebywanie w miejscu takiej rzezi nie należało do przyjemnych.
- Pani mgieł - mruknął Sogetsu gdy Sumiko zaczęła rozpościerać swoją zasłonę. Wiedział teraz już czego Jinbei tak mocno się bał. Nie wiedział ciągle czemu, ale był pewien że tego przeciwnika nie można zlekceważyć. Przez moment stał dziwnie zamyślony rozważając w jakiej sytuacji się znaleźli. Zdawał sobie sprawę ze kobieta ma rację z tym że ogień może stać się dla nich śmiertelną pułapką, ale wyjście na zewnątrz gdzie mogło znajdować się jeszcze więcej demonów też nie wyglądał zbyt optymistycznie. Przebicie się na zewnątrz może było jednak ich jedynym wyjściem jednak oznaczałoby to również że musieli pozostawić Huro na pastwę demonów. Jego rozmyślania przerwał nagły atak yata-garasu, zdołał odparować atak wyprowadzony widocznie niewprawną ręką. Mimo że był już zmęczony i mocno potłuczony to ciągle wiedział jak poradzić sobie z niewyćwiczonym przeciwnikiem. Po sprawnym bloku rzucił w stronę Yasuro szybkie pytanie - Co z Huro ? - nie spojrzał jednak nawet w stronę samuraja skupiony na atakującym go oni.
-Nie możemy mu teraz pomóc, może jego szwagier...- odpowiedź Yasuro była prosta, acz okrutna w swej wymowie. Niemniej, miał rację. Poza tym, możliwe Huro został użyty przez Sumiko, jako przynęta. “Ratujcie go i wejdźcie prosto w mą pułapkę.”
Podczas walki jednak cały czas chodziły mu po głowie słowa Jinbeia “Pani mgieł, złodziejka skór” i nagle przez jedną krótką chwilę wydawało mu się że wie co należy zrobić. Nagle naparł na demona ze zdwojoną siłą, zamarkował krótkie cięcie i znienacka naparł barkiem na demona. Manewr ten nie był wykonany by zabić, ale liczył jedynie że upadający ścierwojad da mu chwilę czasu. Popiskując stworem upadł na ziemię próbują się jak najszybciej pozbierać. A Sogetsu, nagle zerwał się w stronę ciągle klęczącego Takamiego, po drodze krzycząc do Yasuro - Nie daj się wciągnąć w mgłę - Gdy dotarł do Kohena szybkim zdecydowanym ruchem podniósł go z klęczek nie zważając na to że dopiero co kaszlał krwią i zadał mu pytanie jednocześnie lekko popychając go w stronę Leiko która już powoli znikała w sąsiednim pomieszczeniu - Dasz radę rozpędzić mgłę ? - zostawił go przy wejściu do pomieszczenia w którym dopiero co zniknęła łowczyni. Sam ruszył biegiem z powrotem by stanąć obok Yasuro licząc na to że przez tą krótką chwilę niewyćwiczony yata-garasu nie zdążył się pozbierać. Nie było dla niego zagadką że demon nazywany “Panią mgieł” będzie najsilniejszy w stworzonym przez siebie środowisku, dlatego tak ważne zdawało mu się rozpędzenie tej zasłony. Jeżeli czarownik wyrobiłby się dość szybko możliwe że dałoby się wyciągnąć Huro spod łap Sumiko, nie miał jednak zamiaru zbytnio ryzykować ta decyzja należała do Yasuro.
Zbroja...nie pokonasz jej dopóki nie zniszczysz jej zbroi. Nie pokonasz jej, dopóki nie zedrzesz jej maski”-krótki i cichy szept Jinbei’a. Po czym oni uwięzione w ostrzu znów zamilkło. Dziwne było, że się krył. Dziwniejsze jednak było, że pomagał.
Skupiony na walce Yasuro uskoczył przed kolejnym ciosem yari. Wyćwiczonym ruchem, katana samuraja zatoczyła poziomy łuk, pozbawiając głowy yata-garasu. Drgające ciało upadło w jedną, a głowa w drugą stronę.
A Sumiko nagle uderzyła...Szybki zamach trzymaną w jednym ręku kataną. Yasuro zdołał jakimś cudem, zablokować cios swym mieczem i tyle... Siła ciosu odrzuciła do tyłu samuraja i powaliła go na podłogę. Czarny duszący dym płonącej gospody znacznie utrudniał oddychanie i zasnuwał pole widzenia. Ale nie oni. Pokraczny mały yata-garasu ruszył z kamą w kierunku leżącego samuraja. Licząc, że Yasuro stanie się teraz łatwym celem...
Maskę ?” - patrząc na demonicę nie miał pewności o co dokładnie może chodzić Jinbeiowi, czym może być ta maska. Widząc jednak jej nagły atak na Yasuro był pewien że w tej chwili nie ma czasu zastanawiać się nad tym czym może okazać się ta “maska”. Przyspieszył jeszcze mocniej by zdążyć zastawić drogę małej pokrace nim ta dojdzie do samuraja. Nie dając czasu na zorientowanie się w sytuacji zaatakował ścierwojada z boku starając się zamienić impet biegu w jedno sprawne cięcie.
Kohen dochodził do siebie, po ataku choroby. Wiedział, ze tym razem był on poważniejszy, niż wcześniejsze objawy. Niemniej zdołał wychwycić nieco z otaczającej go sytuacji. Która nie była za ciekawa. Poczuł szarpnięcie, kiedy Kazama poderwał go z klęczek. Na pytanie czy zdoła rozpędzić mgłę, pokręcił głową.
- Może nie dam rady jej rozpędzić... - powiedział, łapiąc równowagę - Ale...
Mag spojrzał w stronę nadchodzącej mgły. Wiedział, ze jeśli nie pozbawią demona jego naturalnego środowiska, będzie ciężko go pokonać. Takami zdążył już zauważyć, że fizyczny atak ich dowódcy na niewiele się zdał. Do tej pory jedynymi ofiarami po stronie przeciwnika były te małe potworki.
Kohen stanął na nogach, spoglądając na płonący budynek. Następnie na mgłę, która zaczęła zbliżać się do źródła ognia. To podsunęło mu pewien pomysł.
- Mauriken-san - krzyknął do Leiko, zatrzymując się - Proszę, daj mi chwilę do koncentracji . Być może uda mi się dopomóc w walce z demonem. Jednak nic, powtarzam, nic, nie może mnie wytrącić z koncentracji!
Nie czekając na jej odpowiedź, Takami usiadł w pozycji lotosu. Zawierzał życie teraz swoim towarzyszom. Choć czar defensywny nadal go chronił, nie miał do końca pewności, czy wystarczyłby on do tego, co zamierzał uczynić.
Siedząc na wilgotnej ziemi i czując żar od płonącego budynku, Kohen pogrążył się w medytacji. Musiał wczuć się w ogień, dotknąć jego prawdziwej formy, tak aby osiągnąć z nim jedność. Tak, aby móc pokierować jego niszczycielską potęgą.
Zamknął oczy, a jego dłonie zaczęły poruszać się miarowo, powoli, jak gdyby sam mag znajdował się pod powierzchnią wody. Ruchy były spowolnione, jednak płynne. Na opuszkach palców pojawiły się małe ogniki, znacząc ślad dłoni youjutsusha. Jednak ważniejszym było to, co Takami “widział” za zamkniętych powiek. Im dłużej pozostawał w koncentracji, tym ostrzejsze kształty pojawiały się w jego umyśle. Płonący budynek stał się jedną wielką świecącą kulą. Magiczna mgła, była rozproszoną błękitną wstęgą, powiększającą się z sekundy na sekundę. Jednak tym, co najbardziej zwróciło uwagę maga, była czerń. Czerń, która wyróżniała się nawet na tle mroku panującego u ślepca. Czerń ta pochłaniała znajdujące się dookoła odcienie jasności. Kohen wiedział, że to aura demona. Nie miała ona określonego kształtu, gdyż raz była owalna, następnie wydłużała się na wzór kija.
Mag rozpoczął szeptanie zaklęcia. Nie miał pojęcia, ile czasu zajęło mu znalezienie się w tym stadium, lecz sądząc po aurach panujących dookoła, niewiele. Teraz musiał jedynie “wejść” w ogień. Jego jaźń sunęła ku jasnej kuli, okrążając ją kilkakrotnie, przypatrując się jej, starają się znaleźć punkt w którym mógłby przeniknąć do środka.
Sogetsu, dopadł przeciwnika. Silny ruch nadgarstka, sprawne cięcie podzieliło zaskoczonego potworka na dwie połowy, z których jedna powoli zsunęła się w dół. A Yasuro krzyknął.- Za tobą !
Kazama odwrócił się odruchowo zasłaniając mieczem. Sumiko zadała poziome cięcie. Zderzenie ostrzy dwóch katan. Sogestu zadrżały ręce...impet uderzenia odsunął go do tyłu.Niemniej zdołał się utrzymać. Hario był silny, ale... przy Sumiko, jego ciosy wydawały się być leciutkie.
-Jinbei, a więc tu się ukryłeś.- kobieta uśmiechneła się po zderzeniu ciosów.- Jednak wróciłeś do mnie, choć pod przymusem.
Yarasu natarł. Szybkie pchnięcie katany w ciało kobiety. Cios w okolice wątroby, który powinien ją przebić na wylot. Nie przebił. Katana zatrzymała się na czymś. Samuraj odskoczył widząc sytuację i stając w podstawie szermierczej. W miejscu które trafił...skóra Sumiko pękła, a pod nią widać było coś zielonego, niczym przeżarte zielonym trądem ciało.
 
__________________
I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią...
Cytryn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-02-2011, 17:06   #65
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Znalazł! Małe przejście prowadzące do prawdziwej natury płomienia. Takami dotknął szczeliny, a jego umysł natychmiast dostał się do wnętrza ognia. Dla kogoś, kto nigdy nie widział prawdziwej formy płomienia, nie można było tego opisać. Jaźń maga spoglądała teraz na wszystko i wszystkich z różnych stron. Raz ze środka płonącego budynku, to z jednego, to z drugiego końca płomieni. Widział Huro, walczącego o życie. Widział swoich towarzyszy w materialnej, jak i magicznej, prawdziwej formie. Yasuro i jego podwładni wyglądali tak, jak zawsze wyglądali ludzie. Małe ogniki, podobne do błędnych ogników, które zwodziły na śmierć nieopatrznych wędrowców. Co ciekawe, widok Leiko i Sogetsu był inny. Otaczała ich aura czerni, ta sama, jaka towarzyszyła Sumiko. W kwestii Kazamy, wiedział czym to może być. Ów tajemniczy Jinbei, demon, którego esencja spoczywała w ostrzu szermierza. Jednak Leiko? Nie wiedział dlaczego jej aura zlewa się z demoniczną czernią.
Takami spojrzał na siebie. A raczej na swoją powłokę. Tym razem przypominała ona aurę Yasuro i samurajów. Jednak ognik maga był mały, błyszczący na granicy wzroku. Wiedział, że tak musi wyglądać osoba, której umysł opuścił ciało.
Kohen nie miał jednak więcej czasu na przyglądanie się światu. Czas leciał, a on już i tak dostatecznie zwlekał ze swoim planem.
Skupił płomienie wokół swojego umysłu. Poczuł, jak otaczająca go natura ognia kumuluje się w postaci skondensowanej energii. Energii, którą Takami mógł teraz kierować. Pierwszą rzeczą, jaką musiał zrobić, to zniszczenie mgły. Kohen wyciągnął astralną dłoń, będącą teraz słupem jasnej energii i sięgnął w sam środek błękitnej wstęgi. Energia rozlała się, wędrując we wszystkich kierunkach Skierował część z niej w stronę ognika Huro, otaczając go, próbując oddzielić go od przeklętej mgły. Następnie skupił większą część pozyskanej energii, by cisnąć ją w stronę Sumiko. Miał tylko nadzieję, że nikt nie będzie na tyle nierozważny, by zaszarżować na demona, gdy Kohen zacznie swój płomienny taniec...
***
Wraz z rozpoczętym zaklęciem, kiedy to Kohen dostał się do środka ognia, płomienie trawiące budynek zaczęły zachowywać się... dziwnie. Wcześniej, wybuchające to tu, to tam, tym razem płonęły... inteligentnie? Ciężko było to stwierdzić, do czasu, gdy nagle cały ogień nie skumulował się do postaci dwumetrowej średnicy kuli ognia. W kilku kolejnych chwilach, wiązka płomienia wystrzeliła w stronę mgły, uderzając o ziemię, po czym rozpełzła się niczym węże we wszystkich kierunkach. Część z nich otoczyła Huro, i wzbiła się wysoko w niebo. W chwilę później, pozostała część ognia przybrała kształt włóczni i wystrzeliła w stronę Sumiko.
***
Kohen spoglądał spomiędzy płomienia, jak jasność zbliża się do nieprzeniknionej czerni. W chwili, gdy miała ona się zderzyć z magicznym pociskiem, wyskoczył z płomienia, przenosząc się do ciała. Otworzył oczy w momencie, kiedy ognista włócznia sunęła w stronę demona.
Kobieta oberwała ognistą włócznią na moment stając w ogniu, który spalił jedynie jej szatę i uszkodził skórę, nie sięgając jednak głębiej. W miejscach gdzie ogień przepalił skórę, gdzie przecięły ją stalowe ostrza, widać było zielonkawą guzowatą i pełną narośli tkankę, zupełnie nie pasującą do ludzkiej postaci Sumiko.
- Do ogrodu..szybko. Zanim ogień się rozprzestrzeni i nas odetnie - krzyknął Yasuro cofając się tak, by być miedzy Sumiko, a łowcami.
Takami podniósł się, czując lekki niedowład nóg. Spojrzał na swoje dzieło. Przynajmniej udało się nieco ją przypiec, pomyślał z przekąsem. Na szczęście mgła została rozproszona, a Huro uwolniony. Miał teraz drogę wolną do Yasuro. Mag rzucił jeszcze jedno spojrzenie na demona i ruszył w stronę ogrodu. Tam mógł pomyśleć nad dalszym planem walki z oni.
Sogetsu przez moment gdy dochodził do siebie po ciosie kobiety obserwował dziwny spektakl który rozegrał się przed jego oczami, demon mimo że oberwał już całkiem solidnie stał niewzruszony jakby w ogóle nie dochodziły do niego ciosy. Musiał szybko zrozumieć czym jest “maska” o której wspomniał mu Jinbei, od tego zależeć mogło ich przeżycie najbliższych chwil i dotarcie do ostatniego aktu tego spektaklu.
Wycofywał się powoli rzucając do swojego demona natarczywe myśli “Czym jest maska? Jeżeli nie chcesz się znów spotkać ze swoją przyjaciółką, muszę to wiedzieć. Chociaż wygląda jakby za tobą tęskniła.”. Wycofując się nie odwracał się ani na chwilę do demona plecami, wiedział że przeciwnik z taką siłą musi być równie szybki jak silny, gdy jednak dotarł do pomieszczenia oddzielającego hol od ogrodu rzucił ostatnie spojrzenie demonicy i pognał ile sił w nogach do ogrodu by dołączyć do reszty towarzyszy.

A Leiko, po przebiciu się na zewnątrz poprzez papierowe ściany, dotarła do ogrodu. Do zadbanego ogrodu. Było w nim kilka drzew i krzewów, posadzonych z wyraźnym wyczuciem piękna i harmonii. Starannie dobrane kwiaty świadczyły o dużym wysiłku włożonym w jego pielęgnację. Ty niemniej... blask ognia płonącej gospody ujawniał makabryczne dodatki . W toni małego stawu, zarośniętego liliami, gniły zwłoki kobiet... trudno powiedzieć, czy były piękne za życia. Wszak wszystkie trupy były w stanie zaawansowanego rozkładu. Mięśnie i ścięgna odpadały już od kości. Niemniej wyprostowane sylwetki, świadczyły że za życia były młode. I po śmierci zostały obdarte ze skóry. Leiko zobaczyła w jeziorku, miejsce do którego trafi, jeśli Sumiko zatriumfuje tej nocy.

Takami biegł ile sił w schorowanych płucach, nie oglądając się za siebie. Wiedział mniej więcej z czym mają do czynienia. I nie podobało mu się to ani trochę. Sądził, ze ogień może zabić tę poczwarę, lecz zniszczył tylko jej zewnętrzną powłokę. Choć tyle, to i tak otworzyło to drogę do niejakich słabych punktów złodzieja skór. Spojrzał na Leiko, która biegła przed nim. Kiedy dołączył do niej nad oczkiem wodnym, zmarszczył brwi, spoglądając na truchła unoszące się na wodzie. Wiedział już, że jedna z nich musiała wyglądać kiedyś tak jak ich felerna gospodyni. Mimowolnie zerknął na Leiko i jej rozdarte kimono.
- Najwyraźniej doznałaś wątpliwego zaszczytu bycia kolejnym wcieleniem złodzieja skór, Mauriken-san - rzucił szybko, zaraz po tym odwracając się twarzą w stronę płonącego budynku i nadciągających towarzyszy. Chciał jak najszybciej ustalić kiedy i w jaki sposób mogą zabić tę poczwarę.
- Maruiken – poprawiła tylko w chłodnym odmruknięciu kobieta, nie kwapiąc się na wykrzesanie u siebie zainteresowania tą zaskakującą oczywistością jaką się z nią podzielono.
Wizja pozostania wypatroszoną przez demona, a potem rzuconą niedbale by dołączyć do innych trucheł w agonalnych pozach była obecna w myślach Leiko. Mimo to nie obróciła się od odrażającego widoku przed nią, nie zemdlała też, a nogi odmówiły jej posłuszeństwa na niedostrzegalny ułamek sekundy, o którego istnieniu i zawahaniu kroku tylko łowczyni była świadoma. Powoli obchodziła jeziorko, a poluzowane nieco we wcześniejszej szamotaninie i pozbawione jakichkolwiek wyimaginowanych rozdarć kimono znowu wykazywało się użytecznością sięgającą dalej niż zaledwie zakrywanie ciała przed niechcianymi spojrzeniami. Rękaw chronił ją przed odorem śmierci, a świat przed cieniem grymasu malującego się na jej licach, gdy nachylała się lekko i z niejakim zaciekawieniem przyglądała się trupom.
 
Feataur jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-02-2011, 17:37   #66
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Bystre oczy kobiety zwróciły uwagę na uzębienie czaszek... bo to jedyna część ciała, która mogła powiedzieć o ofiarach. A miały one zazwyczaj ładne zęby. Zadbane, czasem białe... czasem lekko przyczernione, hołdując bezmyślnie modzie. Zęby kobiet, które stać było na kaprysy przy posiłkach. I dbanie o swe ciało. Zęby kobiet bogatych, szlachcianek...córek i żon bogatych kupców. Nie znajdzie się takich na bagnach. Musiała na nie polować poza nimi. Musiała wyruszać na łowy na cywilizowane ziemie. A wojna ukrywała dotąd jej zbrodnie.

Broniący się przed atakami Yasuro i Sogetsu wpadli do ogrodu chwilę później. A Sumiko szła za nimi. Naga i przez to odrażająca. Prawdziwa Sumiko była zapewne piękną kobietą, ale jej skóra już odchodziła płatami, od zielonkawego, rakowego ciała oni, kryjącego się pod nią.
Ryknęła gniewnie.-Niegrzeczni chłopcy, tak skrzywdzić gospodynię. Ale zemszczę się za to. Rozerwę was na strzępy.




I zaczęła zdzierać z siebie skórę by odsłonić swą prawdziwą odrażającą postać. Gdy skóra odchodziła od ciała, kobieta mogła się wyprostować i cała czwórka ujrzała trzy metrową chudą postać, w której Kohen rozpoznał stwora z klasztornych opowieści.
-Baba-numa, sama matka ogrów. - wyrwało się z jego ust.

Leiko uniosła głowę znad swego odkrycia i spomiędzy niesfornie opadających kosmyków spojrzała na te dziejące się w ogrodzie dziwa. Wzrok jej powoli sunął ku górze wraz z prostującą się poczwarą, by finalnie zawiesić się jej mordzie tak odbiegającej urokiem od twarzy niedawno ich witającej gospodyni. Gwałtownym, przypadkiem wypuszczonym spomiędzy warg westchnieniem łowczyni podsumowała pełny majestat ich przeciwniczki w swej obrzydliwości prezentujący się na tle płonącego budynku. Zaś tytuł jaki towarzyszył posłyszanej nazwie stwora nie sugerował jego słabości, póki jednak to miano nie szło w parze z informacjami o czułych punktach, póty pozostawało mało użyteczne. Ot ciekawostka nie mająca wiele wspólnego z planem ich przeżycia.. a wokół takiego już zaczynały się wić jej myśli, podjudzane dodatkowo przez zapierającą dech w piersiach scenę godną koszmaru. Ich początkowym owocem okazał się być zamiar polegania na igraniu pomiędzy własnymi przeczuciami, podejrzeniami.. i szczypcie prostodusznej nadziei.
Podejrzeniami, że Sumiko nie zrezygnowała z położenia swych łapsk na jej porcelanowej skórze, by potem zakryć nią to zielone, oślizgłe ciało. Jeśli to była prawda, to rozszarpanie i tym samym zniszczenie takiego trofeum byłoby ostatnią rzeczą jaką chciałaby zrobić z Leiko.
Przeczuciami, że kreatura będzie nazbyt zaaferowana tak bezczelnie dokuczliwymi mężczyznami odpowiedzialnymi za zniszczenie jej przebrania, aby jeszcze dodatkowo uwagę poświęcać swej pierwotnej ofierze.
Aż w końcu i nadziejami, że to wszystko da kobiecie czas na obserwacje i następnie wykonanie jej ulubionego ataku - szybkiego, niespodziewanego i możliwie okulawiającego.
Powodowana taką chwilową namiastką taktyki trzymającej ją z dala od bezpośredniej walki, Leiko korzystając z odległości jaką dawało jej jeziorko.. kroczek do tyłu zrobiła, jeszcze bardziej zwiększając ją pomiędzy sobą i Sumiko. I kolejny jeden, i drugi.. ciche i spokojne takie, subtelnie starające się ją usunąć z pola widzenia bądź chociaż gniewnego zainteresowania bestii.

Sogetsu wpadł rozpędzony do ogródka jedynie przez chwilę podziwiając jego urokliwy wystrój, zdążył jednak zauważyć jeziorko pełne trupów. Wiedząc jednak z czym już mają do czynienia nie zaskoczyło go ono zbytnio. Wbiegając do ogrodu odwinął się od razu by stanąć lekko przed pozostałymi towarzyszami, znał już siłę ciosów demona by wiedzieć, że z ogromnymi trudnościami ale będzie je w stanie sparować, jednocześnie wiedział też że nie może sobie pozwolić na zbyt dużą utratę sił na samo blokowanie, należało unieszkodliwić demona w jak najszybszy i jak najbardziej efektywny sposób. Nie był ciągle pewien o jakiej zbroi wspominał Jinbei i jak zabić tą poczwarę ale wiedział że prawie każdy umiera gdy przebić mu serce. Nie miał zamiaru jednak ryzykować, należało poczekać na odpowiednią ku temu okazję.
Gdy Sumiko wysunęła się z ciemnego pomieszczenia przez moment z zafascynowaniem obserwował jak demon mógł ukrywać się tak skutecznie w niczym nie zwracającym na siebie uwagi ciele. Ujrzenie demonicy w swej prawdziwej postaci nie zrobiło jednak na Kazamie szczególnego wrażenia jedyne co mu przyszło do głowy to sarkastyczna kpina rzucona do Jinbeia “Niezły masz gust do kobiet...” która jednocześnie nawet lekko go rozbawiła. Uśmiechnął się lekko stając jednocześnie w postawie szermierczej naprzeciw 3 metrowej poczwary, patrząc na posturę ich przeciwniczki wiedział już w jaki sposób ma zamiar z nią walczyć. Może nie był tak szybki i silny jak ona ale tak chude ręce nie mogły raczej wytrzymać zbyt dużo bezpośrednich cięć mieczem. Postanowił wpierw skupić się na dłoniach i nadgarstkach pozbawiona szponów Sumiko nadał będzie bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem ale liczył że chociaż wyeliminuje szansę rozszarpania z listy ewentualnych zgonów.
- Oto prawdziwa postać demona - powiedział Takami, obserwując tę przerażającą przemianę - I tylko w tej formie możemy ją pokonać...
Mam nadzieję, dodał w myślach. Stanął nieco za Kazamą. Z jednej strony mogłoby to wydawać się nieco tchórzliwe, ale Kohen wiedział, że prędzej to szermierz odeprze fizyczny atak Sumiko, niż cherlawy mag. Z drugiej zaś strony, stojący na drodze Baba-numa Sogetsu, da youjutsusha czas na kolejne zaklęcie. Problem polegał na tym, czym potraktować tę poczwarę. Takami spodziewał się, że czar pozyskany dzięki ogniu panującemu w budynku, powstrzyma Sumiko. Jednak się pomylił. Lecz i tamten atak miał przynajmniej jeden pozytywny skutek - wyjawił prawdziwą twarz bestii.
- Walczyć z tym możemy jedynie ogniem... - powiedział do pozostałych - Jednak pozbawienie jej kilku kończyn na pewno nie zaszkodzi.
Mag zaczął wyszukiwać w umyśle przydatnych zaklęć. Cóż, każda magia zawierająca ogień byłaby dobra, jednak na tę bestię potrzebował czegoś specjalnego. I w tym wypadku nie mogło się obejść bez pomocy “tego”. Takami pogrążył się w koncentracji. Potrzebował dopasować moc nekromancji, czarnej kuchiyose i maho ognia, aby rozpędzić nieco siły swojego przeciwnika...
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-02-2011, 23:11   #67
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Zaczęło padać. Z chmur wypełniających nocne niebo lunął deszcz.
A czwórka adwersarzy stanęła naprzeciw monstrum. Z przodu Yasuro i Sogetsu. Tuż za nimi przyczajona niczym tygrysica, Leiko. A całkiem z tyłu Kohen szykujący się do użycia mrocznej maho.
Piorun rozświetlił niebo...

[media]http://www.youtube.com/watch?v=---dxu2Q1hg[/media]

Dwójka wojowników natarła na bestię. Ostrza katany i tachi przecięły powietrze i spadające krople deszczu. Atakowali z dwóch stron osaczając potwora. I żaden z nich nie trafił.
Sumiko mimo swego wzrostu była nie tylko silna, ale i zwinna. Uciąć jej dłoń nie było łatwą sztuką. Tym bardziej, gdy jednocześnie trzeba unikać pazurzastych łap.
To była silna, to była zwinna oni. Yasuro balansując raz na jednej raz na drugiej swej stopie., uniknął pazurzastej łapy. I zaatakował, szybkie cięcie, zamaszyste. Niecelne.
Potwór uskoczył niemal nadziewając się miecz Sogetsu, niemal... ostrze tachi, też przecięło powietrze. I obaj mężczyźni musieli uskoczyć przed szponami bestii.
Przyczajona tygrysica jednak czekała właśnie na taką okazję.


Ostrze wakizashi błysnęło w świetle błyskawicy. Koncentracja, uderzenie... Ciało Leiko wystrzeliło ku celowi niczym pocisk. Mknęła nisko, mknęła cicho. Jeden cios, staw kolanowy bestii, został rozharatany. Teraz wymknąć się z obszaru zagrożenia. Za późno.
Maruiken nie zdołała szybkości bestii, ani zasięgu jej łap. Szponiasta łapa chwyciła za fragment kimona i przyciągnęła Leiko do siebie. – Ara, ara. Tak szybko chcesz...
"Sumiko" nie miała czasu powiedzieć nic więcej. Tą chwilę postanowili wykorzystać i Yasuro i Sogetsu. Tachi łowcy oni cięło pionowo, szerokim zamachem. Osłaniająca się wolną prawą ręką, bestia poczuła jak ostrze tachi odcina ją od reszty ciała.
Huk pioruna zagłuszył jej wrzask bólu. Odrzuciła Leiko jak szmacianą lalkę i natarła znienacka na Kazamę. Jednak rana w nodze nie pozwoliła jej być tak szybką.
Pazurzasta łapa nie dosięgła celu.
A Leiko, podniosła się z rozmiękłej ziemi, widząc jak Yasuro wykonuje błyskawiczne pchnięcie. Ostrze wbiło się w jednak poniżej serca bestii i ten cios jej nie zabił. I samuraj ledwo uskoczył przed odwetem „Sumiko”.
Dziewczyna spojrzała na pokryte zieloną krwią ostrze swej broni. Te ataki, mimo niebezpieczeństwa jakie niosły dla atakujących, nie były jednak
daremne. Baba-numa była ranna, a Kohen zyskał cenny czas.
Bestia zajęta walką z dwoma uzbrojonymi przeciwnikami, nie zauważyła największego zagrożenia. A teraz już było za późno.

Za gaszonego deszczem i rękami yata-garasu pożaru, wystrzelił w górę struga, która oblała płomieniami bestię. Baba-numa wrzasnęła z bólu i strachu oplatana ognistymi płomieniami, niczym gąsienica jedwabnika swym kokonem. A z pożaru przeskakiwały kolejne płomienie, powoli wygaszając płonącą karczmę.
Matka ogrów wyjąc z bólu upadła na ziemię i tarzając się próbowała ugasić płomienie. Jednak było za późno, ogień trawił jej ciało, niczym wygłodzone zwierzę. Wkrótce bestia znieruchomiała oddając się na pastwę płomieni.
A Takami... zemdlał. Ciało yōjutsusha wytrzymało tak dużego obciążenia, jakie wziął na siebie umysł.

Wraz ze śmiercią „Sumiko” rany trójki łowców zagoiły się, ciała odzyskały siły. A nawet zyskały coś więcej.
Lecz na razie liczyło się coś innego. Yasuro z pomocą Kazamy zaciągnął nieprzytomnego Kohena do ocalałego pokoju w karczmie. A potem poszukali pozostałych samurajów.
Huro był w ciężkim stanie. Zadana mu przez yata-garasu rana była poważna. I w tej chwili to nim się trzeba było zająć. Jego szwagier, leżał skrępowany siecią w swym pokoju. Drobny uraz na czaszce, świadczył o tym, że go ogłuszono.
Zaś sama yata-garasu uciekły na bagna, zapewne przerażone śmiercią ich pani. Yasuro udał się konno, by odszukać Masame i Tasade.
Nie znalazł nic, oprócz śladów zaciętej walki. Trzeba więc było pogodzić się z fakt, że prawdopodobnie nie żyją. Nie można też było na nich czekać. Jeśli Huro miał przeżyć, musiał trafić pod opiekę medyka.

Opuścili więc fałszywą wioskę następnego dnia. Z Huro jadącym na grzebiecie konia. Z Huro słaniającym się na boki. Opuścili wioskę w pośpiechu i tak samo pospiesznie przemierzali bagna. Każda chwila bowiem przybliżała rannego samuraja do grobu. Yasuro szedł wyraźnie zamyślony i ponury. Młody bushi zapewne w sercu rozważał wydarzenia jakie rozegrały się w pobliżu wioski, jak i w niej samej. Szukał popełnionych błędów, które doprowadziły wszak do śmierci aż dwóch z jego podwładnych. I być może, trzeciego. To był duży ciężar, jak na tak młody wiek.

Trzeciego dnia dotarli na obrzeża dużego ufortyfikowanego miasteczka otoczonego polami ryżowymi, na których chłopi dokonywali prac polowych. A tuż obok ćwiczyli ashigaru, pod czujnym okiem wąsatego samuraja.


Kilka dni temu, trójkę łowców zdziwiła by obecność ashigaru i fortyfikacje na granicy z bagnami.
Ale ostatnie dni pokazały dobitnie, jak wielkie zagrożenie skrywają bagna.
Yasuro podszedł do owego samuraja i zamienili ze sobą kilka słów. Młody bushi pokazał wąsaczowi list, który niósł ze sobą. I to wystarczyło by wąsacz giął się w pokłonach.
Po czym szybko wysłał podwładnych do miasteczka. A Yasuro podszedł do grupki i rzekł.
-Tsukade Yamasu-san jest tutejszym karo.- mówiąc to wskazał na nerwowo kręcącego się wąsacza.- Jego ludzie poślą po medyka dla Huro i przygotują miejsca w gospodzie. Jest też... Do miasta zawitała wędrowna grupa aktorów kabuki. Dziś wieczorem ma być przedstawienie. Na które możecie pójść, w ramach zadośćuczynienia za trudy podróży.

I rzeczywiście...
Gdy wędrowcy podążali za przysłanym przez Tsukade przewodnikiem. Po drodze do karczmy, mijali właścicielkę trupy aktorskiej i jej aktorów, zachęcających do pójścia na ich przedstawienie.


Wzbudzali swymi działaniami zarówno zainteresowanie miejscowych jak szóstki podróżników. Choć spojrzenie Leiko wykazywało inny rodzaj zainteresowania, gdy spotkało się ze spojrzeniem młodej organizatorki przedstawienia.
Ale ten fakt mogło wypatrzyć jedynie wyjątkowo bystre oko. Podobnie jak to, że Kohen z pewnym zaskoczeniem na twarzy, spojrzał na jednego starców zainteresowanych przedstawieniem.


Na niskiego buddyjskiego pielgrzymującego mnicha, wyjątkowo starego mnicha. O wyłupiastych oczach, krótkiej siwej i szpetnej twarzy. Którą skrywał pod słomianym kapeluszem. Opierał się o żelazną laskę i nosił czarne obszarpane kimono.
Ale póki co...

Karczma, z możliwością kąpieli i wypoczynku. I możliwością doprowadzenia swego wyglądu do porządku. Okazja bezcenna dla kobiety. Ale i mężczyźni mieli okazję do odpoczynku.
No i podano posiłek.


Obfity posiłek, sycący posiłek.
Po przejściach na bagnach, każdy kęs rozpływał się w ustach. Huro trafił do medyka, pod opieką Tsume. Tak więc przy posiłku, trójce łowców tylko Yasuro dotrzymywał towarzystwa.
I właśnie wtedy, do pokoju w którym spożywali posiłek, wszedł ashigaru. Upadł na twarz przepraszając za naruszenie spokoju posiłku. Po czym przybliżył się do Yasuro i szepnął mu coś na ucho. Ten zdziwił się wyraźnie, zmarszczył brwi. Przez chwilę się zamyślił, po czym rzekł.- Na skraju bagien zauważono trupy czterech oni.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-02-2011 o 23:17.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-02-2011, 09:24   #68
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Nie potrafiła od tego uciec. Zresztą, nawet nie próbowała, gdy już tak wpadła aż po samą szyję. Dosłownie, bo prawie aż po samą szyję była zanurzona w gorącej wodzie. Trafiła na tą przyjemną pułapkę jaką była duża wanna z unoszącą się nad nią parą o lawendowym zapachu i.. zniewoliła ją ta błogość rozpływająca się po ciele. Przyciągnęła, otuliła miękko i nie wypuszczała ze swych odurzających objęć, w których Leiko pozostawała tak bezwolna. Sama się prawie rozpływała, jeśli jeszcze to się nie stało, bo kończyny swe ledwo czuła. Ni jeden mięsień nie dawał się już jej we znaki, nie było napięcia, jakby rzeczywiście jej ręce i nogi przemieniły się w ciecz dołączając do wody i pływających w niej kwiatowych płatkach. Całość składało się na niesamowite, wręcz duchowe doświadczenie.
Przepaska w fioletowym kolorze tak uwielbianym przez łowczynię, bo przecież podkreślającym jej oczy i kontrastującym z jaśniutką skórą, podtrzymywała ku górze wilgotne włosy.




Zaś w innej części łaźni kobieta pozostawiła po sobie osobliwą ścieżkę. Od prawie samego wejścia do pomieszczenia, aż po miejsce gdzie obmyła swe ciało z trudów podróży, rozkładało się w nieładzie jej kimono też wymęczone po urokach przedzierania się przez bagna. Już po samym przekroczeniu progu, podstępnie skuszona bliskością kąpieli Leiko musiała pewnie niecierpliwie wręcz rozwiązać obi, a potem idąc powoli, jak w amoku wręcz, zsuwać z siebie niemile w takiej chwili widziane odzienie.

Podróż ją zmęczyła. Wprawdzie nie okazywała tego w trakcie jej trwania, ale walka z tak silnym demonem, a potem kilkudniowy ostry marsz z zaledwie namiastkami odpoczynku, odbiły się na jej samopoczuciu. Nie należała do kruchych dziewczątek, ale jednocześnie ze swoją kondycją nie sięgała też i ku drugiej skrajności. Wieloletnie, żmudne i nierzadko przez nią za młodu w ciszy wyklinane treningi zaowocowały stworzeniem smukłej, kociej sylwetki o delikatnie zarysowanych liniach mięśni. I to wystarczyło do tego co jej było przeznaczone oraz chroniło jej organizm przez szybkim wyczerpaniem, pozwalając wytrzymywać wiele w tym i akrobatyczne ruchy.
A czyż nie mogła sobie pozwolić na takie bezmyślne chwile nieuwagi raz na jakiś czas? Choć dopiero niedawno dotarli do miasteczka, to ona już miała dokładny plan na resztę swojego dnia. Tamto spotkanie spojrzeń na ulicy, mignięcie zaledwie krzyżujących się ze sobą tęczówek niosące za sobą wiele porozumiewawczych słów, było impulsem odsuwającym na bok odgrywaną łowczynię oni. Niewątpliwie sprawdzała się w tej roli, ale pośród pojedynków z demonami działo się o wiele więcej niż nienawykły do tak wielu sekretów i niejasności umysł mógłby ogarnąć. Kiedy akurat w pobliżu żadna kreatura nie starała się jej zranić, to właśnie te mroczne labirynty ludzkich intryg były dla niej ważne. Ale.. to później, to później. Skoro jej ciało było bronią samą w sobie, to każdemu jego fragmentowi należało się specjalne traktowanie i luksus jakim była tak odprężająca kąpiel, aby się dobrze później spisywało w akcji.

Plecami wsparła się o ściankę wanny, a przy ruchu tym leniwym parka jej jędrnych piersi ciekawsko wychynęła odrobinę ponad wodną taflę.
Specjalnie wybrała taki czas, aby być całkiem samą w łaźni. Bez napastliwych służek, bez innych osób zażywających kąpieli, bez przesuwających się z wolna po jej ciele spojrzeń zarówno kobiecych i męskich, a także bez zaburzania jej harmonii. Nadszarpnięta przez próby zdarcia z Leiko skóry, teraz była na etapie stopniowego kojenia się, czego dowodem było głośne i ciężkie westchnienie zadowolenia kobiety. Gdyby kto nieopatrzne się zagubił w korytarzach gospody i ucho swe przykładał do ściany łaźni lub po prostu natrafił gdzieś w niej na szczelinę, a do tego posiadał nadwyżkę rozbuchanej wyobraźni, to owy odgłos z łatwością mógłby podciągnąć do grupy tych soczystych, oznajmiających przyjemność niepomierną. Chociaż samotnej kąpieli nie można było zaliczyć do prawdziwe erotycznych przeżyć, to wciąż robiła prawdziwe cuda z ciałem i duszą.
Dawała złudzenie zapomnienia i uspokajała stado węży w czarnowłosej głowie.
Zacierała granicę pomiędzy jawą i snem.
A Leiko nie zamierzała być osobą zbyt odporną na tak tajemne doznania.



***



Kami ponownie byli po jej stronie.
Wprawdzie ich rola ograniczyła się do bycia usprawiedliwieniem, ale.. życie Leiko polegało na wiecznym igraniu z niebezpieczeństwem, także i z tym nadprzyrodzonym jeśli tego wymagała sytuacja. Po posiłku po raz wtóry pozwoliła sobie wykorzystać bogów do wytłumaczenia swej niechęci na spacer do trucheł demonów. Ah, bo przecież istota tak delikatna jak cudne kwiecie, po przejściach na bagnach miała prawo się czuć brudną na duszy, a tylko modlitwa w samotności była w stanie ją oczyścić z tego ciężaru..
Faktem całkiem pobocznym i znanym tylko wtajemniczonym było to, że owi bogowie w mniemaniu Leiko byli całkiem ludzką postacią, która chociaż z pewnością wiele masek w swym życiu zakładała to.. ciągle pozostała jedną, niepozorną kobietą bez potrzeby wznoszenia do niej modłów. Także i wizyta w świątyni nie była w takim przypadku wymagana, więc łowczyni znalazła się w budynku zgoła odmiennym, bo w Kwiecie Lotosu będącym największą karczmą tego miasteczka. A miejsce to było barwne, nie tylko przez kolory transparentów zapraszających na przedstawienie i mnogość strojów znajdujących się w nim person, ale i sam charakter tego towarzystwa był malowniczy. Zawsze postrzegała aktorów jako jednych z co bardziej ekscentrycznych rodzajów ludzi mających swe własne, zwykle dość fantazyjne sposoby postrzegania otaczającego ich świata. Nietypowi, w swej beztrosce zdający się żyć na przekór wszelkim prawom.. także i natury, jeśli pamiętać o ich zwyczaju nieograniczania się w kwestiach stosunków nie tak całkiem międzypłciowych. Hai, byli interesujący. Nie w ten sposób, który na kształt fetyszu fascynował czasem Leiko, ale z pewnością się wyróżniali na szarym tle osób całkiem zwyczajnych.

Przygotowania trwały w najlepsze, więc w powietrzu unosił się gwar rozmów i łowczynię zewsząd otaczały postacie w pełnej charakteryzacji przesadnie podkreślającej rysy twarzy bądź dopiero będące na etapie ozdabiania. I właśnie lawirując przez to zamieszanie kobieta poszukiwała jednej znajomej sobie osoby. Ale to przecież było na darmo. Jej siostrzyczka tak samo jak ci tutaj mogła już wyglądać całkiem inaczej niż kiedy minęły się na ulicy. Najważniejszym jednak było to, że takie poszukiwania były po prostu problematyczne, a ona nie miała na nie czasu. Dlatego też przystanęła i dłonią sięgając ku ramieniu najbliższego niej aktora oraz słowami postarała się zwrócić na siebie jego uwagę – Sumimasen, ale szukam organizatorki waszego przedstawienia. Może wspominała, że niejaka Leiko ma ją odwiedzić…?




Wysoki potężnie zbudowany mężczyzna na sam widok Leiko uśmiechnął się nieśmiało. Lecz ten zniknął, gdy tylko podała swe imię.
-Tędy pani...-rzekł prowadząc kobietę na zaplecze karczmy.
W pokoju ukrytym z tylu, wśród kostiumów i przedmiotów do makijażu, siedziała dziewczyna o krótko ściętych włosach, zbyt jasnych by uznać je za ładne.



Gdy Leiko weszła, Iruka odprawiła aktora ruchem dłoni i rzekła po jego wyjściu.- Cieszę się widząc cię bezpieczną. Ziemie Hachisuka, to groźne miejsce siostrzyczko. Groźniejsze niż się może wydawać.
Maruiken przekrzywiła głowę nasłuchując oddalających się kroków mężczyzny, a gdy te całkiem ucichły to rozciągnęła wargi w uśmiechu.
-Hai. Tylko odrobina mniej szczęścia.. iye, wyszkolenia i byśmy wcale się nie spotkały, nasza droga matka miałaby o jedną córę mniej, a pewien paskudny demon nosiłby się w mojej skórze. A jeszcze nawet nie dotarłam do zamku ze wszystkimi jego brudnymi sekretami – w ustach kogoś innego te stwierdzenia mogłyby zostać uznane za utyskiwanie. Ale nie u Leiko. Ni nuty zmęczenia lub robienia wyrzutów światu z powodu takiego narażania się nie było w jej głosie. Była kobietą oddaną swej pracy, a w fachu którym się parała byle zwątpienie mogło zepsuć misternie budowane plany.. i tym samym być ostatnim, co zrobiłaby w swoim życiu.
Zbliżyła się i przysiadła naprzeciwko Iruki, spoglądając na nią zza kurtyny jaką tworzyły jej włosy przesłaniając jedno oko –Ale nic to. Masz dla mnie jakieś ciekawe smaczki?
-Nie tylko oni, są zagrożeniem na ziemiach Hachisuka. Jeszcze są buntownicy, ronini lojalni dawnym wasalom Hachisuka Sonoske. Dawnym doradcom którzy zostali ścięci za spiskowanie miesiąc po masakrze w klasztorze "Czterdziestu i Czterech". Dziwna nazwa jak na buddyjski klasztor, ne?- Iruka na razie nie zagłębiała się w szczegóły, wyciągając kolejne ploteczki, aby potem Leiko mogła wybrać z tego pudełka przysmaków, to co na tę chwilę szczególnie ją interesuje.- Oprócz tych bandytów, jak ich zwą lojalni klanowi samuraje, oprócz oni są także inne zagrożenia. Na ziemiach Hachisuka roi się od ninja klanu Koga. Ponoć Sonoske kupił sobie ich lojalność wozem złota. Uważaj więc, gdyż służą mu za szpiegów. Zresztą jedna ich kunoichi nie odstępuje daimyo klanu nawet na krok. A złota to Hachisuka mają pod dostatkiem, co ponoć zawdzięczają mędrcom z Chin i odkrytym przez nich kopalniom złota. Zastanawiające jest to że choć Chińczyków i złoto wielu widziało, owych kopalni nie widział nikt. A przynajmniej nikt się tym nie chwali. Hachisuka ściągają ludzi z innych prowincji do tych kopalń, ale nikt kto tam poszedł, nie wrócił. Ludzie na tych ziemiach znikają Leiko-chan. I nie wszystkie zniknięcia da się zrzucić na oni.- Iruka spojrzała w oczy siostry mówiąc te słowa. Po czym przymknęła i rzekła cicho, pocierając podbródek.- Mówią że wojna zmieniła Hachisuka Sonoske. A na pewno zmieniła jego zwyczaje. Oddalił starych doradców, całkowicie powierzając zaufaniem sprowadzonym przez siebie Chińczykom. Odseparował się od większości swych ludzi, otaczającym się jedynie tymi którym najbardziej zaufał. Ale czyż to dziwi, zważywszy na zdradę jaką wykrył? Na ziemiach Hachisuka znajdziesz ogłoszenia na słupach. Wyznaczono nagrody za głowy wielu osób. Tashiru Taipan, przywódca buntowników jest warty trzysta ryo. Hachisuka Yokimura, młodszy brat daimyo jest wart tyle samo. Za pięćset ryo można dostać za złapanie żywcem tajemniczego ronina walczącego stylem dwóch mieczy i o rękach oplecionych bandażami opisanymi kanji. Nikt nie wie czemu go ścigają.
Znów spojrzała na Leiko, szepcząc. -Jest jeszcze jedna sprawa. Niektórzy z Koga działający na ziemiach Hachisuka poddali się rytuałom Tamashī o utsu. Dlatego musisz być szczególnie ostrożna.
Maruiken skinęła głową przypominając sobie czym jest Tamashī o utsu. Była to dziewiętnasta ninpo. Zakazana i mało rozpowszechniona technika. I nie bez powodu. Tamashī o utsu były rytuałami które pozwalały wchłonąć w siebie esencję oni. By zyskać nadnaturalne moce i możliwości. Za straszliwą cenę. Esencja oni z czasem pożerała duszę nosiciela i pozbawiała człowieczeństwa. Prędzej czy później ninja poddany tej technice zmieniał się w oni. Dlatego niewielu decydowało się na tak drastyczny krok.
-O mnichach z Chin już nieco wiedziałam. Matka mi o nich wspominała, w Nagoi i potem w podróży też się dowiedziałam o ich wyjątkowym wpływie na decyzje daimyo Hachisuka. Do tego krótko spotkałam jednego z nich. Bardzo tajemnicza postać i równie trudna do odczytaniaLeiko uniosła rękę i opuszczając na moment powieki, kulistymi ruchami dwóch palców rozmasowała swą lewą skroń. Przyswajała sobie dopiero co usłyszane informacje i magazynowała je w umyśle, rozstawiając po jego kątach w odpowiednich kategoriach i starając się dopasować do już sobie znanych faktów. A tych jej myśli było wiele, wijących się, łączących i przeplatających ze sobą jak młode węże w gnieździe -Hachisuka Sonoske wydaje się igrać z mocami, o których pewnie sam ma niewielkie pojęcie. Może być tylko marionetką w innych, zręczniejszych dłoniach. A duże ilości ninja pod jego władzą mogą mieć na celu dawanie mu wrażenia, że panuje nad wszystkim i żaden możliwy kolejny spisek tworzony przeciwko niemu nie dojdzie do skutku… albo ukrywa coś znaczącego, a szpiegujący Koga będą mogli pozbyć się każdej za bardzo węszącej osoby..
Pokręciła nieznacznie, przecząco głową na jakieś swe własne dodatkowe przemyślenia.
-Wiele samych podejrzeń, pytań bez odpowiedzi, a w to wszystko gdzieś wplątała się Yuriko – spod długich rzęs błysnęły piwne tęczówki, gdy czujnie otworzyła oczy -I opowiedz mi więcej o buntownikach.. oraz co wiesz o tej kunoichi. Nie wątpię, że zamek będzie niczym pułapka z dużą ilością ninja klanu, jednak ona może stanowić największy problem skoro jest tak blisko daimyo.
-Buntownicy trzymają się bliżej twierdzy Chińczyków. Starego zamku klanu Hachisuka i klasztoru Czterdziestu i Czterech. Czyli w północno zachodnich ziemiach klanu. Przewodzi im Tashiru Taipan, a na główne jego siły składają się zbuntowani ronini i sohei którzy przeżyli masakrę klasztoru. Poza tym zebrał trochę wieśniaków. Ich cele są nieznane. Raczej sabotują działania Chińczyków z klasztoru. - Iruka rozpoczęła powoli wykładać przed Leiko kolejne znane jej fakty.- O kunoichi wiem niewiele. Nazywa się Isako. Ale dobrze wiemy, że imię nie ma dla ninja znaczenia. Wiem, że jest znawczynią trucizn i zaklinaczką węży. Co jeszcze potrafi, można tylko zgadywać. Jest jednak dobra. Udaremniła trzy zamachy na daimyo i... szczątki zamachowców wiszą teraz na murach zamku.
-Póki co nie planuję żadnych zamachów. Chciałabym to zadanie wykonać możliwie jak najsubtelniej, bez potrzeby zwracania na siebie uwagi większej niż na to zasługuje po prostu łowczyni oni. Podawanie się za taką jest wprawdzie niebezpiecznym, acz dobrym zagraniem skoro klan z własnej woli ściąga mnie do swego zamku i samego Sonoske.. – czarnowłosa opuściła trochę rękę zawieszając dłoń na wysokości swych ust i zaraz dołączyła do niej drugą. Splotła ze sobą długie palce i w konsternacji powiodła bezwiednie paznokciami kciuków o swą dolną wargę -Chociaż nie zdziwię się, jeśli Koga będą śledzić i obserwować także taką osobą, która przecież ma pomóc w pozbyciu się plagi demonów. To ograniczy nieco moje działania. Dlatego powiedz, masz wiadomości o jakichś innych co bardziej charakterystycznych ninja, na których powinnam szczególnie uważać? I od kiedy Isako jest tak blisko daimyo?
-Od czasu negocjacji daimyo z przywódcą ich klanu, choć ponoć więź klanu Koga z klanem Hachisuka jest starsza. Ten młody samuraj z którym podróżujesz. Wiesz, że jego ojciec był ponoć szkolony w niektórych ninpo tego klanu?- uśmiechnęła się wesoło Iruka i po chwili rozejrzała się po pomieszczeniu dodając.- Choć za prawdziwość tej plotki nie daję gwarancji. Z innych spraw. Potrzebujesz jakiegoś sprzętu bądź broni? To dobra okazja by się dozbroić Leiko-chan.
Następnie czekając aż się siostrzyczka namyśli, podeszła do jednej ze skrzyń odsłaniając spory arsenał.- Wiesz dobrze, że dobry ninja to niewidoczny ninja. Więc niewielu rzuca się w oczy. Niemniej jeden o imieniu Kuno... odrażający i wzbudzający strach garbus. Zwą go także Inu-łowca. Bo stał się łowcą ludzi na usługach daimyo. Nie spotkasz go na dworze. Przemierza ziemie klanu tropiąc ludzi.
-Oh? Sprawdzałaś też i rodzinę Dasate? Coś przydatnego? – zapytała Leiko i urwała tę myśl, kiedy zerknęła w stronę skrzyni. Przywołało to rozbawienie na jej lica i żartobliwy ton głosu -Kto by się spodziewał, że teatr potrzebuje tak wielu, wielu rzeczy mogących kogoś zranić, pani właścicielko.
Idąc za przykładem Iruki też wstała, aby przejść kilka kroków i stanąć przy niej. Wzrokiem konesera spoglądała na odsłonięte przed nią skarby mogące w odpowiednich rękach wyrządzić sporą krzywdę.
-Nada się wszystko co tylko będę w stanie schować w kimonie bez potrzeby obciążania siebie albo po prostu będzie łatwe do wniesienia tam, gdzie uzbrojenie jest niemile widziane i nie zwróci uwagi ninja. Wachlarz równie niepozorny co moja parasolka.. – odparła w zamyśleniu, po czym pochylając się lekko mruknęła -Będę mogła Cię prosić o zebranie informacji na temat kilku osób?
-To będzie trudne do zrealizowania w krótkim czasie. Jakież to osoby przykuły twą uwagę siostrzyczko?- spytała Iruka wyjmując wachlarz. Piękny i delikatny... z pozoru.




Żelazne żebra wachlarza stanowiły jednak broń, którą wprawny zabójca mógł się obronić przed atakiem katany, więżąc ostrze między nimi. Jak i użyć w celach ofensywnych, korzystając z zaostrzonych końcówek żeber skrytych pod rozpiętym na nich materiałem.
Leiko wzruszyła obojętnie ramionami, jednocześnie w odmętach swych rękawów znajdując chwilowe miejsca dla odbieranego od siostry sprzętu -Tylko kilka imion zaledwie posłyszanych w Nagoi. Mogą nie mieć większego znaczenia, acz.. Przecież nie byłabym sobą, gdybym pozwoliła im tak po prostu przejść bez echa. Akage. Jing-Fei.
Zamaszystym ruchem ręki przecięła powietrze wachlarzem. Jego trzask przy tak gwałtownym otworzeniu się wymalował radosny, promienny uśmiech na wargach łowczyni, skrywając ten enigmatyczny tworzący się na nich przy wypowiadaniu kolejnego imienia - Sasaki Kojiro. Bądź każda inna osoba z tej rodziny.
-Oooo to ciekawe imiona wymieniasz.- zachichotała Iruka, potarła podbródek.-Imię Akage gdzieś słyszałam, ale jakoś... podeślę ci list rankiem. Myślę, że do tego czasu przypomnę sobie gdzie.- po czym mówiła dalej .-Jing-Fei. Tego imienia nie kojarzę. Ale niewielu Chińczyków jest znanych po imieniu. Każdy wozi ze sobą tłumacza. Kojiro natomiast jest legendą. Był jednym z najbardziej obiecujących szermierzy klanu Hachisuka, był też najmłodszym yojimbo jednego ze spiskujących przeciw daimyo klanu, lordów. I to przypieczętowało jego los. A szkoda... ponoć mógł zajść wysoko. Co do rodziny Kojiro. Na początku wojny Onin, najechano ich rodzinny dom. Nie wiem co się stało z tymi, co przeżyli. Ale się dowiem.
-Ne, widzisz siostrzyczko? Nie pozwolę, abyś się nudziła, a ja będę wdzięczna za każdą wieść o nich, nawet najdrobniejszą – powiedziała beztrosko Leiko, jak gdyby obie kobiety się spotkały i plotkowały na tematy jakże trywialne, godne przekupek na targu bądź młodziutkich dziewek o łatwo wpadających w zachwyt serduszkach - Tak jak i jestem za te dzisiejsze. Jesteś nieoceniona.
Wyrażając swe podziękowanie, wargami musnęła policzek Iruki w tej niewielkiej, pozbawionej drugiego dna ekspresji siostrzanego uczucia. Następnie odstąpiła od niej i podziwiając zdobienia wachlarzu, złożyła go powoli, by potem zaczepienia dla niego zacząć szukać przy pasie obi, mówiąc przy tym dalej -A jeśli będziesz się kontaktować z naszą matką, to póki co możesz jej przekazać, że żyję i zmierzam do zamku Miyaushiro. Potem może już nie być zbyt wiele łatwych możliwości przesyłania wiadomości.
-Bądź ostrożna Leiko-chan. A i...czekam na twe recenzje mojego przedstawienia. Liczę, że przekażesz słowa posłańcowi, jutro rano.- rzekła Iruka z wesołym uśmiechem na twarzy.
-Pragniesz usłyszeć moją opinię o jednej z Twych miłości? Dobrze, zatem Cię nie zawiodę. Niech tylko Twój człowiek będzie dyskretny.. - na uśmiech siostry odpowiedziała swym własnym, choć bardziej figlarnym w wyrazie, jak gdyby właśnie miała opowiedzieć jakiś żart rozumiany tylko przez nie obie. W oczach jej zaś zalśniły szczwane, roztańczone iskierki -Wszak mnie tutaj teraz nie ma. Jestem w świątyni.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 19-05-2020 o 00:40.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-02-2011, 16:59   #69
 
Cytryn's Avatar
 
Reputacja: 1 Cytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetny
Od ostatniej walki Sogetsu stał się bardziej milczący niż zwykle, walka z demonem jakim okazała się nagle ich gospodyni dała mu sporo do myślenia. Chwilę wcześniej był w stanie oskarżać klan Hachisuka o zaniedbywanie swoich włości by w następnej chwili być jedną z potraw dla demonów. Stał się słaby, zbyt ufny, zbyt łatwo dał się omamić, ciosy które otrzymał nadal były boleśnie odczuwalne. Gdyby tylko zachowali czujność ludzie Yatsuro mogli żyć, zasadzka upewniła go tylko w swoich poglądach że raz opętanego człowieka już nie da się uratować. Oni były zbyt podstępne i zawistne by łatwo dać za wygraną, drugi raz nie popełni już takiego błędu. Całe szczęście szybkie tempo marszu które narzucił Yatsuro nie sprzyjało rozmowom, co całkowicie mu odpowiadało. Atmosfera po tych wydarzeniach była zbyt ciężka by się wdawać w bezsensowne rozmowy. Nawet Jinbei milczał nie komentując z uciechą nieszczęść innych jak to miał w zwyczaju. Walka jednak nauczyła go czegoś nowego, poczuł to od razu po tym jak Baba-numa wydała ostatni agonalny jęk . Musiał jednak na razie jeszcze poćwiczyć doskonale wiedział że nic co dobre nie przychodzi samo a rodzi się jedynie z połączenia talentu z ciężką pracą. Na razie jednak nie było na to czasu, postanowił poczekać z ćwiczeniami na odpowiednią chwilę.

Po dotarciu do miasta nie zdziwił go zbytnio widok zbrojnego oddziału ashigaru ani ich reakcja na list pokazany przez Yatsuro. Dalej szedł ponury ulicami miasteczka prowadzony przez przewodnika zatopiony w swoich rozmyślaniach. Rozbudził go dopiero widok oraz hałasy powodowane przez kolorową grupkę aktorów, było to coś innego niż szary szlak wędrówki i cieniste kolory bagien. Zanotował sobie w pamięci umiejscowienie trupy i po chwili przyglądania się wrócił by dogonić przewodnika, postanowił jednak że wróci tam później. W karczmie ukłonił się gospodyni i zajął od razu wskazany przez nią pokój. Odłożył miecz spokojnie koło łóżka i zasiadł w pozycji lotosu by oddać się chwili medytacji i poukładać wszystkie wydarzenia ostatnich dni. Z medytacji wyrwały go zapachy przygotowywanego przez gospodynie posiłku, żołądek głośnym burczeniem przypominał że od dłuższego czasu nie jadł porządnego posiłku. Poukładał wszystko w pokoju by zostawić go w takim stanie w jakim go zastał przytoczył z powrotem miecz do boku i udał się do głównej sali skąd wydobywały się te zachęcające zapachy. Rozkoszował się posiłkiem powoli przeżuwając każdy kęs i popijając małymi łyczkami sake gdy posiłek przerwał jeden z ashigaru. Który po krótkiej wymianie zdań z Yatsuro oddalił się równie szybko co przybył. Młody bushi jednak szybko przekazał im dziwną nowinę o czwórce martwych oni odnalezionych za wioską. Kazama zdębiał przez chwilę na wieść o tej informacji, jednak nie planował nic zrobić z tym faktem. Szybko jednak wrócił do rozkoszowania się posiłkiem jakby nie doszła zupełnie do niego ta wiadomość. Oni były martwe, była to dobra wiadomość a bazując na swoim doświadczeniu jeżeli ktoś jest w stanie zabić cztery oni to nie odnajdą go szybko chyba że sam będzie chciał się ujawnić. Po posiłku miał zamiar udać się na występy wędrownej trupy aktorskiej jako odskocznia od ciągłego widoku martwych demonów oraz szarości bagien. Pokręcił jedynie lekko głową cały czas jedząc żeby dać znać że nie ma zamiaru nic z tym faktem robić. Wiedział że jeżeli Yatsuro powie mu żeby sprawdził te dziwne trupy to choć nie miał tego w planach to z samej uprzejmości zrobi to. Pozostawało jedynie liczyć na to że wyrywczy czarownik znów uda się na badanie zwłok.
 
__________________
I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią...
Cytryn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-02-2011, 18:29   #70
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Stukot zębów geta wraz z szelestem długiej części kimona sunącej za kobietą jak ogon lub tren sukni powiadamiały otoczenie o jej obecności. Bez pośpiechu przemierzała korytarz gospody kroczkami, których przyczyny drobności trzeba było poszukiwać tam, gdzie nie wypada nazbyt długo zawieszać spojrzenia. Jak zawsze skrupulatnie dobrana pod wieloma względami kreacja na przedstawienie w swej dolnej części była wąska, co dobitnie zaznaczane było poprzez podkreślenie bioder oraz ud łowczyni. Oczywiście, sugerowało to niewygodę, niepraktyczność w chwili zagrożenia i pewnie jaką kobiecą pustą próżność, acz.. nie wszystko bywało tak oczywiste jak się zwykło wydawać.
Długie nogi, których łydki prezentowane były światu poprzez rozchodzący się niewiele poniżej kolan materiał, zaprowadziły ją tuż przed pokój przeznaczony dla przewodnika ich grupki. I tam się zatrzymały w pół kroku, gdy zainteresowanie Japonki zwrócił jakiś ruch, a potem i jej oczy krótko zerknęły w szczelinę stworzoną przez uchylone drzwi. Może to był zaledwie zbieg okoliczności. A może to zdarzenie było nieuniknione. Albo zwyczajnie w swej pokrętnej naturze Leiko wyczekiwała skrycie jego pojawienia się, zaś sama przypadkowość była tylko niewinną grą. Jeśli tak właśnie było to po otworzeniu szerzej wcześniej tylko rozchylonych drzwi, umiejętnie nadała swemu głosowi nutę zdziwienia zaplątanego pośród wyraźniej słyszalne zadowolenie – Yasuro-san, też już wróciłeś.. cudownie.
Nie przekroczyła progu pomieszczenia stojąc tylko w jego wejściu z rozłożonymi lekko na boki rękami i dłońmi muskając krawędzie drzwiowych skrzydeł. Być może zahaczało to o bezczelność, ale ona pragnęła odpowiedzi, miała pytania, więc pozwoliła im wypłynąć na swe wargi bez czekania na reakcję dotyczącą jej pojawienia się, czy to uprzejmego wyproszenia, czy też zaproszenia do środka -Jak powiodły się oględziny demonów? Owocne w informacje, warte uwagi?




Samuraj był zbyt zaskoczony widokiem Leiko by protestować. I po chwili uśmiechnął się delikatnie rozluźniając się nieco. Skinął głową pozdrawiając ją.
- Dobrze cię widzieć w dobrym humorze Maruiken-san.
Po czym wspomniał krótko.- Oni zostały zabite przez kogoś zręcznie władającego kataną. Napadły na podróżnika i... widać on okazał się lepszy. Nie wiadomo jednak kto to był. Tropiciele pana Tsukade zgubili jego trop i towarzyszącej mu młodej dziewczyny na trakcie. Udeptana ziemia drogi ukryła ich przed nimi.
-Hai, wizyta w świątyni oczyściła me ciało i duszę pozwalając zrzucić z serca ciężar tamtej felernej nocy – cień uśmiechu zabłąkał się na ustach kobiety, kiedy skromnie przymknęła oczy i pochyliła głowę w podzięce za to zainteresowanie. Nie trwało to długo, bo i zaraz uniosła ją by z dźwięcznym brzdękiem kolczyków przechylić w zaciekawieniu - Jest coś pocieszającego w tym, że te oni zginęły z ludzkich rąk, a nie jakiejś kolejnej odrażającej kreatury. Ale ta tajemnicza para po przebyciu mokradeł nawet nie zawitała do miasteczka? Wydawać by się mogło, że po Trzęsawisku ze wszystkimi jego wątpliwymi urokami napotkanie na swej drodze takiego miejsca jest zbawienne. Może w swej podróży z jakiegoś powodu stronią od większego towarzystwa.
-Na to wygląda.-potwierdził Yasuro kiwnięciem głowy. Przesuwając palcem po dolnej wardze dodał.- To zastanawiające, że nie próbowali zgłosić tutejszemu karo faktu ubicia stworów. Mogli wszak liczyć na jakąś nagrodę z jego strony.
Uśmiechnął się do dziewczyny mówiąc.- Niewiele jednak straciłaś, nie idąc z nami. Zwłoki były w paskudnym stanie i te zapachy. Pewnie jako łowczyni, już przyzwyczaiłaś do smrodu martwych demonów. Ale nie sądzę by dało się taki zapach polubić.
-Jeśli rzeczywiście nie chcieli nikogo o sobie zawiadamiać, to i nawet nagroda ich nie skusiła. Napotkanie oni mogło być czymś całkiem niezaplanowanym, może nawet naruszającym ich plany, więc czym prędzej się oddalili by nikt ich nie niepokoił – odparła w zamyśleniu, acz słowa mężczyzny o odorze trucheł przywołały melancholię na twarz Leiko - Przyzwyczajenie przyzwyczajeniem, ale demony w żaden sposób nie grzeszą czarem zarówno za życia, co i po ich śmierci. Zapach, te głosy wydobywające się z ich gardzieli, wygląd.. tylko poprzez przywłaszczenie sobie cudzej skóry są w stanie ukryć swoje wynaturzone ciała. Wyjątkowo plugawe stworzenia.
Westchnęła dość sugestywnie ze smutkiem i żalem, że takie istoty kalają świat swoją obecnością naruszając jej własną estetykę. A następnie.. kroczek jeden, dwa może nawet przed siebie uczyniła na tyle tylko wchodząc do pokoju, by móc za sobą rękami płynny ruch wykonać. Z cichym trzaskiem tuż za plecami kobiety spotkały się ze sobą obie części drzwi, a ona sama jakby nieświadoma tego zagradzania przez siebie wyjścia, przyglądała się tylko samurajowi -Czy tam na bagnach to było Twoje pierwsze spotkanie z oni, Yasuro-san?
-Hai.- mężczyzna sposępniał słysząc to pytanie.-W każdym razie, z takimi oni, jak ta poczwara. Bowiem zdarzało mi się mierzyć swe siły z bakemono. Ale zapewne sama wiesz, jak niewielkim one są zagrożeniem.
Bakemono, zwane też goblinami, było często spotykanym oni. I mało groźnym, dla wprawnego szermierza. Więc nic dziwnego, że złodziejka skór była takim szokiem dla młodego bushi.
-I dla mnie ona nie była czymś powszednim, co często spotykałabym na mych łowach. A nawet jeśli to było Twoje pierwsze starcie z demonem takiego pokroju to z pewnością niewielu osobom, które trafiły na gościnę Sumiko było dane mieć szansę na jakiekolwiek kolejne spotkania. Mieliśmy szczęście, pomimo strat jakich doznała nasza grupa – powiedziała, a w międzyczasie nogi zaczęły ją powoli i nieubłaganie prowadzić przez pomieszczenie -Ale jeszcze zanim dotarliśmy do wioski to wydawały się Ciebie nękać jakie myśli ponure, tak jak i potem w czasie naszej wędrówki tutaj. Tak bardzo się martwisz, tak wiele na sobie dźwigasz…
Zatrzymała się przed Yasuro i rękę wyciągnęła, by móc palcami musnąć jego policzek i później pieszczotliwie zawędrować nimi na kontur jego szczęki. Zawtórowało temu cmoknięcie kilkukrotne, po którym zaś nadszedł szept -Tak brzydkie emocje na tak przystojnej twarzy..
Opuszki zsunęły się gładko ku podbródkowi i tam ich zwiedzaniu nastał koniec, gdyż Leiko dłoń cofnęła jak speszona. I uśmiechnęła się dziewczęco, czarująco sięgając swoją mimiką ku zakłopotaniu.
Był zaskoczony jej zachowaniem, a jego oblicze zarumieniło się w zawstydzeniu. Przez chwilę milczał nim rzekł.- Wybacz Maruiken-san.
Uśmiechnął się, najpierw delikatnie, potem szeroko.- Myślę, że teraz będę o wiele bardziej weselszym kompanem, podczas naszej dalszej podróży do zamku. Bagna były najtrudniejszym odcinkiem. Tu, na ziemiach w pełni kontrolowanych przez bushi mego klanu, jesteśmy bezpieczni.
-Iye, jesteś tylko trochę zbyt spięty, Yasuro-san. Cóż się jednak dziwić po takich wydarzeniach.. – mruknęła Leiko, po czym znowu, jak gdyby ustać w jednym miejscu dłużej nie mogła, zbliżyła się jeszcze do mężczyzny i okrążać go poczęła z długim krańcem kimona posłusznie się za nią wlokącym. Dłonią na tych kilka chwil zawieszoną w powietrzu powiodła po jego ramieniu, ściskając je lekko .
-Acz jeśli usiądziesz to i na to coś poradzę, abyś mógł w pełni czerpać przyjemność z przedstawienia. Wszak i Tobie należy się choć krótki odpoczynek od ciągłych obowiązków, ne? -zaśmiała się, a gdy znalazła się mniej więcej za plecami samuraja, po których jej smukłe palce sobie przetańczyły, to pytanie na inny temat zadała – Jak stąd daleko nam jeszcze do zamku?
Yasuro usiadł odprężając się i po chwili zastanowienia rzekł.- Dojedziemy tam w ciągu trzech dni. I zatrzymując się w karczmach. Czeka nas raczej spokojna podróż.
Kobieta wniosła w uśmiechu kącik ust w reakcji na takie przyzwolenie poddania się jej niecnym zabiegom. Przysiadła tuż za mężczyzną na podkulonych nogach i dodała -Oh, brzmi dobrze. W końcu dość już nam było wrażeń.

Jedną dłoń wplotła na moment wśród długie, gęste kosmyki włosów samuraja, by zaraz odgarnąć je na bok co by jej nie zawadzały. I poszukiwała, rękami wodząc po ramionach i łopatkach Yasuro, żeby trafić na fragment jego ciała najbardziej w jej mniemaniu spragniony rozluźnienia jaki niósł za sobą masaż. A chociaż zdecydowanie odbiegał od tego, którego sama Leiko doświadczyła w Tańcu Zmysłów, to w swej subtelności wciąż pozostawał paskudnym zagraniem z jej strony. Szczególnie, gdy jej zręczne palce znalazły już dla siebie wygodne miejsca na męskich barkach. Ugniatały je i uciskały mocno, aby siły jej dotyku, wprawdzie przez materiał odzienia młodego bushi, zakosztowały jego mięśnie.
-Wiesz, Yasuro-san, masz intrygujący styl walki, taki.. spokojny, opanowany nawet w momencie tak dużego zagrożenia. Pozbawiony niepotrzebnych ruchów, jakbyś tylko czekał na odsłonięcie się przeciwnika by wtedy uderzyć. Jak drapieżnik wypatrujący słabego punktu u swej ofiary – powiedziała po niedługim czasie ciszy, gdy to uwagę skupiała na pracy swych rąk -Czy to sztuka Twojego klanu?
-Nie musisz tego robić Maruiken-san.- młodzieniec zaprotestował wyjątkowo niemrawo i bez entuzjazmu na działania dziewczyny. I cicho. Z każdym ruchem palców Japonki, słaby i tak opór samuraja topniał jak śnieg w promieniach wiosennego słońca.- I tak i nie. Styl ten, zwany Ślepym Smokiem jest "własnością" jednej rodziny w klanie Hachisuka. Rodziny Tashiro. Niemniej... tradycją tej rodziny jest udzielanie nauki najbardziej obiecującym bushi z całego klanu. Tak więc co cztery lata przyjmowali w podwoje swego dojo czterech najlepiej zapowiadających szermierzy Hachisuka. I mnie też spotkał ten zaszczyt.
-Ale chcę – odpowiedział mu dziwnie prawie złowieszczy w swej stanowczości pomruk kobiety - Mi to nie uwłacza, a Twoje wytchnienie będzie moim zadowoleniem. Chyba że.. – urwała i nawet w przestrachu jej dłonie zamarły chwilowo zaprzestając swych nikczemności. Głowę przekrzywiła, by móc spojrzeć na profil mężczyzny - Przykrość lub krzywdę Ci tym sprawiam i powinnam przestać?
Usta jej mówiły jedno, palce zaś ponownie wprawiła w ruch, w którym to powłóczystym gestem musnęła koniuszkami jego szyję. I pytała, głos swój stopniowo zniżając do szeptu -Mam przestać?
Podjudzała go, wręcz wyzywała jego silną wolę na pojedynek. Ale było to jednocześnie bezwstydne i rozkoszne rzucanie mu rękawicy, a przeciwniczka nowe zagranie wybrała ze swego arsenału. Kiedy masażem wyruszyła na podbój karku młodziana, tedy jeszcze dmuchnięciem odgoniła z niego jaki zagubiony kosmyk włosów. A tchnienie to było tak ciepłe i wyraźnie odczuwalne na skórze, że dawało wizję zatrważającej bliskości z jakiej wargi łowczyni je spomiędzy siebie wydostały, tak jak i kolejne jej słowa - Mam, Yasuro-san?
-Nie...-szepnął po dłuższej chwili. Widać było, że walczył ze sobą. Ale pokusa jaką sprawiała mu Leiko, przekraczała jego siłę woli. Był wszak młodym mężczyzną, nieobytym z kobiecymi sztuczkami.
- Twój dotyk jest... przyjemny.- ostatnie słowo wypowiedział bardzo cicho, ostatecznie kapitulując.
Ponad ramieniem samuraja błysnęły w chytrym uśmieszku perełki białych zębów łowczyni, przedstawiając jej satysfakcję z tego triumfu płci pięknej.





-Przyjmowali.. zatem już zaprzestali tych praktyk? – spytała po przeanalizowaniu w myślach tego co jej powiedział i dopasowując do własnej rzeczywistości, w której martwi roninowie byli całkiem żywotni i bezczelni.
-Spotkałam niegdyś, dwa może trzy lata temu pewnego samuraja, który zdaje się też tym stylem umiejętnie walczył.. albo przynajmniej łudząco podobnym. Może był właśnie z tej rodziny, albo tak samo jak Ty dostąpił zaszczytu poznania ich sekretów. Młody był, może nawet okazałoby się wtedy, że był w tej samej czwórce wybrańców – roześmiała się melodyjnie i psotnie w brzmieniu na takie swoje dywagacje - Ah, to dopiero byłby zbieg okoliczności, ne?
-Jakie było jego imię? Może go znam?- spytał zaciekawiony Yasuro relaksując się całkowicie pod jej dłońmi.
-Kyou.. Kishiro.. Koji.. Kurou.. Katsuro? Iye, to ciągle nie tak – mruczała do siebie Leiko pod nosem, gdy tak perfidnie przecież w odmętach swojego umysłu nie mogła odnaleźć odpowiedniego imienia. Palce okazały jej niezadowolenie tym faktem poprzez pełne rozdrażnienia wystukanie jakiegoś rytmu w trakcie masażu. Gdy już jasnym było, że pamięć co do tamtych zdarzeń odpłynęła hen daleko, tedy kobieta westchnęła z rezygnacją - Gomen nasai Yasuro-san, ale nie pamiętam. Nie był dla mnie jakąś ważną postacią, może tylko kimś ledwo wykraczającym poza miano nieznajomego skoro kiedyś znałam jego imię. Przemknął zaledwie.
Drobne kłamstewka z łatwością, bez napotykania na swej drodze jakichkolwiek przeszkód w postaci gryzącego sumienia lub innych dziwów opuszczały usta łowczyni, zaś okrężne ruchy jej rąk wprawiające w błogi stan tylko zwiększały ich prawdziwość -Ale jego wygląd łatwiej jest mi sobie przypomnieć. Miał długie włosy, których ciemny kolor zaskakująco mieszał się z niebieskawym odcieniem. Natomiast spojrzenie.. przenikliwe i czujnie niesamowicie, jakby ciągle rozważał zachowanie swego rozmówcy. Równie przywodzące na myśl drapieżnika co ten styl walki.
-Kojiro.... z rodziny Sasaki.- rzekł Yasuro po chwili namysłu.- Widziałem go dawno temu. Był moim sempai, dawno temu. A potem... Kojiro już nie żyje. Rodzina Tashiro została pozbawiona czci i majątku. - zamyśliwszy się rzekł po chwili z smutkiem w tonie głosu -Wojna zmieniła wiele.... czasami na gorsze.
- Nie żyje? To.. smutne, chociaż ja go przecież nie znałam. Ale wydawał się być czarujący. Strata – powiedziała z nutą przygnębienia. Odzwierciedliło się to też w jej dłoniach, które jak bez życia zsunęły się kawałek wzdłuż kręgosłupa samuraja. Zatrzymały się jednak na wysokości jego łopatek i początkowo leniwie rozmasowały to miejsce pomiędzy nimi, a dopiero potem sięgnęły ku każdej z osobna - Tym większa, jeśli był uzdolnionym szermierzem. A takim był, ne? Skoro nie pochodził z rodziny Tashiro to znaczy, że tak jak i Ty był wyjątkowym bushi. Czy choć zginął godnie?
-Ponoć napadli go bandyci w górach. Musiał zabić wielu. Jego ciała nigdy nie odnaleziono. Jedynie miecze.- przypomniał sobie Yasuro poddając się jej dotykowi. - A te wróciły do jego rodziny.
-Nie wygląda to na zbyt szlachetną śmierć – odparła trochę zawiedziona brakiem epickości, a tak przecież łasa na słuchanie o bohaterskich czynach wojowników. Jak każde dziewczę, czyż nie?
Otwartymi dłońmi zawędrowała wpierw niżej po plecach samuraja, a następnie ponownie nimi przesunęła ku górze, rozcierając skórę schowaną pod ubraniem i tak przyjemnie rozgrzewając mięśnie. Powtarzała to raz po raz, czasem i bardziej kuliste ruchy wykonując, a na celu swym mając nie tylko rozluźnienie ciała mężczyzny, ale także i umysłu. Aby myśli jego płynęły spokojnie, beztrosko wręcz ulatywały, jej samej dając możliwość wyławiania z nich ciekawostek.
-Co się z nimi wszystkimi działo, Yasuro-san? Z Kojiro nim zginął i z rodziną Tashiro, że tak nieszczęśliwie skończyła? – pytaniom swym nadała ton uprzejmego zainteresowania, jak gdyby była złakniona bycia zabawianą jego historiami. I tylko jego, o czym świadczyła cała tak nastrojowa sytuacja, jak i charakterystyczny, nieco „mruczący” sposób w jaki za każdym razem wymawiała jego imię.
-To wynik zdrad wasali. Zbuntowali się oni przeciw daimyo klanu, sprzeciwiając jego decyzjom. Hachisuka Sonoske-sama skazał ich na śmierć niegodną samuraja. Bo czyż zdrajcy nie zasługują na inną. W swej łaskawości zezwolił ich bushi na zachowanie statusu samurajów, w zamian za przysięgę wierności. A oni, albo wybrali honorową śmierć, albo skorzystali z łaski daimyo, albo uciekli tracąc imię. Jak Kojiro właśnie. Rodzina Tashiro wybrała bunt i dlatego została...- tu przerwał i zamyślił się.- Nie chcę cię wprowadzać w błąd. I nie chcę mówić nic złego o... moim sensei i sempai. Nie byłem naocznym świadkiem wielu zdarzeń.
-Jeśli nie chcesz, to nie musisz, Yasuro-san – niedostrzegalnie dla niego brew jej drgnęła lekko odzwierciedlając wewnętrzne niezadowolenie, że coś jej właśnie próbowało umknąć.
Palce kobiety zawitały raz jeszcze na kręgosłup samuraja i tym razem zmysłowo powiodły po jego linii w stronę karku i barków. Zabawiły na dłużej na obojczyku i tworzonym przez niego zagłębieniu. Dopiero gdy poświęciły tym miejscom skwapliwie wystarczająco dużo uwagi, to wyciągnęły się ku jego klatce piersiowej i zaczęły ją gładzić z wolna.
-Wszak nie będę Cię do niczego zmuszać tylko po to, by nakarmić mą niemądrą, niewieścią ciekawość – powiedziała Leiko z rozbawieniem nieumiejętnie, choć niekoniecznie nieświadomie, skrywającym jej rozczarowanie w głosie.
Z racji tego, że swoimi rękami dalej sięgała, to niejako tłumaczyło powód dla którego pochyliła się trochę do przodu. Dodatkiem do tego tylko było całkiem bezinteresowne posłanie szeptu, który połaskotał mężczyznę w ucho -Ne?
-Rodzina Tashiro została w większości wybita. Bez litości. I starcy i kobiety i dzieci. Ponoć zginęli bez wiedzy daimyo.- szepnął cicho i bardzo smutnym głosem. Najwyraźniej ten fakt, był bolesnym cierniem w sercu samuraja.
-Kto… - jęła wypowiadać już kolejne pytanie, acz przerwała i z westchnieniem głową potrząsnęła przypominając sobie o tak ludzkich odruchach jak współczucie, na które czasem przychodził czas w rozmowach. A ono wraz z wiernie oddaną skruchą bywało w stanie dalej przebiegle popchnąć wysysanie informacji - Iye, znowu tylko przywołuje do Ciebie przykre wspomnienia. Nie powinnam, gomen.
W ponurym milczeniu kontynuowała jeszcze to swoje prawie oplatanie go rękami, aż w końcu od niechcenia, z wyczuwalnym ociąganiem zaczęła je cofać ku sobie. Jedną zatrzymała na ramieniu Yasuro, ledwo co muskając opuszkiem kciuka jego szyję.
-Gome że pozwoliłem zejść rozmowie na tak smutne tematy.- rzekł znienacka Yasuro, przepraszając.- Jestem jednakże pewien, że występ aktorów dziś wieczorem pozwoli ci zasnąć z uśmiechem na ustach. Namiestnik tego miasta, mówił że ich przedstawienie jest wzruszające.
No tak. Biedny młody samuraj naiwnie wierzył, że to on nadawał ton rozmowie. To przypomniało Leiko o Kirisu. Płomień i samuraj bardzo się od siebie różnili, ale w jednym byli podobni. Zupełnie nie znali natury kobiet i sztuki flirtu.
-Oh, nie mogę się już doczekać ich przedstawienia. Wszak należy nam się taka beztroska chwila rozluźnienia i zapomnienia – odparła tworząc swym dotykiem kółeczka i wszelkie bliżej nieokreślone, bezwiedne kształty na skórze mężczyzny -Bo też się wybierasz, prawda? Yasuro-san?
Przechyliła się swym ciałem i podparła się drugą ręką o matę na podłodze, aby móc z nieśmiałych uśmiechem spojrzeć na jego twarz – I czujesz się jeszcze gdzieś spięty?
Młodzian zaśmiał się tuszując zażenowanie.- Czuję się spięty, ale są to miejsca, gdzie nie sięgają twoje paluszki Leiko-san.
-To brzmi prawie jak wyzwanie.. – mrukliwie i z lekkim rozbawieniem wymieszanym z zaintrygowaniem odrzekła łowczyni, tym razem bawiąc się w zaplatanie kosmyka włosów samuraja na swój palec wskazujący -I gdybym nie zabrała Ci już wystarczająco dużo czasu, to z chęcią bym je podjęła.
Podniosła się i kilkoma szybkimi ruchami wygładziła kimono. Następnie obeszła Yasuro i stając przed nim skłoniła się wdzięcznie, dłonie wspierając delikatnie o swe uda -Tymczasem jednak zbliża się sztuka, a przecież nie wypada się spóźnić.
Sugestie Leiko wyraźnie peszyły młodego samuraja, a może i coś więcej. Przecież nie wszystkie spojrzenia Yasuro na Leiko były uprzejme. Niektóre wędrowały po jej ciele z utajoną lubieżnością. Był jednak zbyt dobrze wychowany by zrobić coś śmiałego i zbyt niedoświadczony by zrobić coś prowokującego, acz w granicach etykiety.
-Dlatego pozwolisz, że będę ci towarzyszył podczas tego wieczoru Leiko-san.- rzekł w końcu, dodając po chwili.- Oczywiście by mieć pewność, że się nie spóźniłaś.
O tak... nie miał pojęcia, jak postępować z kobietą. I jak niedomówienia mogą budować gorącą atmosferę. Taki Płomyczek, dla przykładu, pewno nie omieszkały napomknąć dwuznacznie o tym, że towarzyszyłby jej tego i każdego innego wieczoru, zaś Kojiro.. on sam w sobie był podniecającym niedomówieniem. I o ile ten pierwszy nie bawił się w zbyt wiele subtelności, to gatunek męski zyskałby więcej, gdyby Yasuro brał w tej kwestii przykład z ronina. Jakże o wiele bardziej te słodkie gierki byłyby fascynujące, ale… jednocześnie o wiele bardziej skomplikowane w poszukiwaniu odpowiedniej dźwigni w jego umyśle.
Sama Leiko będąca ponętnym źródłem jego zakłopotania, była w pełni świadoma tych niezręcznych reakcji jakie wywoływała w może nienawykłym do takiego traktowania samuraju. A chociaż nie odczuwała do niego jakiegoś głębokiego pożądania i jej zainteresowanie nim było czysto praktyczne, to takie ataki z jej strony jak ten jej masaż, były całkiem dobrymi krokami prowadzącymi do ugniecenia sobie glinki.
Trwając w lekkim pochyleniu przyciągnęła spojrzenie Yasuro ku głębiom swych własnych oczu i rzekła z niewinnością, której odbicia brakowało w jej tęczówkach -Ależ oczywiście. I jakże mogłabym odmówić takiej kuszącej propozycji?
Wyprostowała się i obróciła, po czym wyswobadzając pojedynczo stopy z zakotłowanego w tym ruchu ogona tworzonego przez koniec jej stroju, ruszyła ku drzwiom. Nim jeszcze je choćby uchyliła, to przez ramię zerknęła na mężczyznę z tymi to słowami -Miło, że tak o mnie dbasz w tej naszej niedługiej podróży, Yasuro-san.
-Hai...to mój obowiązek.- odparł samuraj uśmiechając się do łowczyni.
Leiko nic więcej nie powiedziała, tylko spojrzenie opuściła oraz kącik warg wzniosła w smutnym zawodzie. Obowiązki obowiązkami, a umiejętnie prowadzona rozmowa z kobietą była już innym kunsztem, nie dla wszystkich dostępnym. Taka jej reakcja nasuwała na myśl wrażenie, że młody samuraj w pełni oddany swej służbie klanowi kiedyś może się obudzić i stwierdzić z żalem, że z jego winy umknęła mu tak kusząca i pociągająca istota. Umknęła, podobnie jak w tym momencie, gdy rozsunęła obie części drzwi i cicho wysunęła się na korytarz, aby na zewnątrz poczekać na swego dzisiejszego towarzysza.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 25-02-2011 o 19:07.
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172