Słodkie portowe zapaszki. Cedric odetchnął pełną piersią by zaraz zakaszleć i powstrzymać łzy napływające do oczu. Jakieś parchate portowe dziwki parsknęły na to śmiechem, ale on tylko pomachał im wesoło. Miał całkiem dobry nastrój i nic nie było go w stanie zepsuć.
Dotarł na miejsce, jako jeden z ostatnich i nie wiele czasu mu zostało by ocenić zebranych. Zdążył tylko uśmiechem obdarzyć wszystkie panny, co się zaciągnąć chciały i już wyczytali jego nazwisko. Stanął razem z innymi i uśmiechnął się ponownie; tym razem do jedynej towarzyszki wyprawy. A potem usłyszał o wiedźminie i skierował ciekawy wzrok. Nigdy żadnego z tych dziwolągów nie widział, ale słyszał o jednym. Ponoć miał jakieś powiązania z królewską rodziną i inne takie bajania dziadów na wsi. No, ale bądźmy szczerze; kto by takie coś na dwór wpuścił? No, ale teraz na dworze nie byli i chyba lepiej było mieć mutanta po swojej stronie. Cedric zdecydował się również obdarzyć go uśmiechem. Krótkim, żeby nie doszło do nieporozumień.
***
Rejs był leniwy i młody Veemer zaczął się zastanawiać czy tajemniczy pryncypał zapłaci mu jak powróci bez żadnych rewelacji. Znudzony wpatrywał się w fale roztrącane dziobem, gdy usłyszał okrzyki. Wlały one nadzieję w jego serce na ciekawszą relację i uczciwe zarobienie paru denarów. Wytężał wzrok, aby obaczyć, co i jak, ale niestety nawet jego sokole oko było niewystarczające. Mruknął rozeźlony. Nie za bardzo miał ochotę się zbliżać.
Ich dowódca na szczęście też nie i Cedric z ulgą przyjął jego rozporządzenie. Podpłyną sobie cichutko i wtedy sprawdzą co się dzieje. Ta opcja młodemu mężczyźnie zdecydowanie bardziej odpowiadała.