Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-01-2011, 00:13   #31
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Shimko znalazł się pośród ludzi i jak się okazało, nieludzi, wyczytanych z listy i przydzielonych pod komendę niejakiego Speriga, charakteryzującego się paskudnym ryjem i wzrostem, który jednak nie dorównywał wysokością Shimkowi. Gdy grupa się już zebrała, ktoś dokooptował do niej wiedźmina. Bort przyglądnął mu się uważnie, słyszał o tych zabójcach potworów, ale jak do tej pory nie widział żadnego. Nic szczególnego, ocenił, no może poza tym, że tamten nosił miecz na plecach. Na twarzy ich dowódcy zagościł wyraz niechęci. Shimko wzruszył tylko ramionami i zaczął wydłubywać brud spod paznokcia.

Zaokrętowali się na jakąś krypę, która płynąć miała do Grabowej Buchty. Barka była stara i nieco zdezelowana. Shimko, zaraz po wejściu na pokład znalazł sobie wygodne miejsce do siedzenia, pomiędzy zwojem liny, o który się oparł a jakąś starą beczką. Z obojętnością wysłuchał rozkazów. Tak jak się domyślał, robota miała polegać na ochronie statków Kompanii. Przy odrobinie szczęścia, otrzyma zapłatę za nic-nie-robienie, bo piraci czy cokolwiek innego, nie zaatakują akurat tej barki.

Niestety kłopoty się znalazły. Z mgły dobiegły odgłosy walki i krzyki rannych. Shimko tylko sprawdził czy ukradziony miecz dobrze wychodzi z pochwy i siedział spokojnie dalej, nie za bardzo reagując na zamieszanie jakie wybuchło na pokładzie. Szyper leżał bez czucia, a jego ludzie pospiesznie wykonywali rozkazy Speriga. Shimko musiał przyznać, że pomysł dowódcy był całkiem dobry. Gorzej, jeśli w kryjówce bandytów trafią na przeważające siły. Wtedy pewnie ktoś zginie, ale z pewnością nie będzie to on. Będzie się trzymał z tyłu, niech inni frajerzy nastawiają karków.
 
xeper jest offline  
Stary 30-01-2011, 11:55   #32
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Słodkie portowe zapaszki. Cedric odetchnął pełną piersią by zaraz zakaszleć i powstrzymać łzy napływające do oczu. Jakieś parchate portowe dziwki parsknęły na to śmiechem, ale on tylko pomachał im wesoło. Miał całkiem dobry nastrój i nic nie było go w stanie zepsuć.

Dotarł na miejsce, jako jeden z ostatnich i nie wiele czasu mu zostało by ocenić zebranych. Zdążył tylko uśmiechem obdarzyć wszystkie panny, co się zaciągnąć chciały i już wyczytali jego nazwisko. Stanął razem z innymi i uśmiechnął się ponownie; tym razem do jedynej towarzyszki wyprawy. A potem usłyszał o wiedźminie i skierował ciekawy wzrok. Nigdy żadnego z tych dziwolągów nie widział, ale słyszał o jednym. Ponoć miał jakieś powiązania z królewską rodziną i inne takie bajania dziadów na wsi. No, ale bądźmy szczerze; kto by takie coś na dwór wpuścił? No, ale teraz na dworze nie byli i chyba lepiej było mieć mutanta po swojej stronie. Cedric zdecydował się również obdarzyć go uśmiechem. Krótkim, żeby nie doszło do nieporozumień.

***

Rejs był leniwy i młody Veemer zaczął się zastanawiać czy tajemniczy pryncypał zapłaci mu jak powróci bez żadnych rewelacji. Znudzony wpatrywał się w fale roztrącane dziobem, gdy usłyszał okrzyki. Wlały one nadzieję w jego serce na ciekawszą relację i uczciwe zarobienie paru denarów. Wytężał wzrok, aby obaczyć, co i jak, ale niestety nawet jego sokole oko było niewystarczające. Mruknął rozeźlony. Nie za bardzo miał ochotę się zbliżać.
Ich dowódca na szczęście też nie i Cedric z ulgą przyjął jego rozporządzenie. Podpłyną sobie cichutko i wtedy sprawdzą co się dzieje. Ta opcja młodemu mężczyźnie zdecydowanie bardziej odpowiadała.
 
Nadiana jest offline  
Stary 30-01-2011, 13:50   #33
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Wiedźmin stawił się rano w porcie o umówionej godzinie. Miał ze sobą niewielki podłużny pakunek z niezbędnym ekwipunkiem. Głównie ze srebrnym mieczem jak to mówiono „tym na potwory”. Nie był jednak przekonany czy będzie mu on potrzebny.

Został wyczytany jako ostatni do grupy, która była i bez niego była niezła zbieraniną ciekawych egzemplarzy. Kilku z nich rzucało mu podejrzliwe spojrzenia, kilku innych przyglądało się z zainteresowaniem lub też pogardą. Wiedźmin nie dbał o to. Przyzwyczaił się już.

Płynęli jakąś podniszczoną barką, aż cud, że to się jeszcze utrzymywało na wodzie. Z początku rejs wydawał się spokojny. Większość z grupy do której został przydzielony Draug poznajdywała sobie jakieś miejsce na barce wygodne dla siebie i nie wadzące pozostałym. Wiedźmin siedział na samym końcu niby drzemiąc, a jednocześnie dość szczegółowo obserwował okolicę i nasłuchiwał odgłosów. Nie musiał się przy tym jakoś specjalnie wysilać. W jego przypadku zmysły wyczulone znacznie ponad przeciętność były czymś wręcz naturalny.

Kłopoty znalazły ich same. To znaczy znalazłyby ich gdyby dowodzący barką wydał rozkaz ruszenia z odsieczą zaatakowanemu okrętowi.

Plan śledzenia napastników może i był sensowny, ale zdaniem wiedźmina był również ryzykowny. Równie łatwo można było zdusić źródło kłopotów w jego siedzibie. Równie łatwo można było jednak dać się w ten sposób wciągnąć w pułapkę.

Wiedźmin był jednak pewien jednego. Tak jak przypuszczał nie maczał w tym palców, a raczej macek żaden potwór. Przynajmniej na razie.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 30-01-2011, 16:50   #34
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Młody skryba czuł się nieswojo.

Po pierwsze, po porządnym posiłku i wyspaniu się w łóżku z miękkim siennikiem, kupionymi za pieniądze z zaliczki, myślało mu się znacznie lepiej i doszedł do wniosku że chyba nawdychał się miejskiego powietrza i stąd ten durny pomysł z dołączeniem do najemników. Nie potrafił walczyć, nie lubował się w niebezpieczeństwie i nie lubił za dużo wypić, bo potem w wymiocinach odnajdywał jasnoczerwone rozpryski. Słowem, wszystkiego czym zajmowali się prawdziwi kombtanaci, on się nie imał – nie z lenistwa czy tchórzostwa, acz zwykłego ludzkiego powołania, które chciało by był przystojniejszy i mądrzejszy od innych, podczas gdy ich obdarowano siłą i głupotą zwaną odwagą. Cedat arma togae!

Po drugie zaś, nie stać go już było na śniadanie i fakt ten ciążył mu na pustym żołądku uporczywym żabim skrzekiem.

A po trzecie, gdy przemógł się w końcu i przekonał sam siebie że w razie nie stawienia się w punkcie zbornym mógłby mieć nieprzyjemności, przyszło mu poznać resztę drużyny.

Poza typami spod gwiazd tak ciemnych że zasysały światło okazało się że Kompania Delty Pontaru wyciągnęła rękę ku jeszcze większym dziwom i zakałom. Zygfryd nie znalazł sposobu by nie zauważać, tudzież nie wyczuwać, dwóch obmierzłych krasnoludów, kiwających się na swych krótkich nóżkach i nadając ich bezpośredniemu otoczeniu charakterystyczną woń piwa, kutego żelaza i krwi, która to musiała wtopić się w ich ubrania i brody i bez problemu wygrała z zapachem portowego miasta. Tępe, opuchnięte twarze straszyły zza ekscesywnego owłosienia, a świńskie oczka rzucały chciwe spojrzenia na wszystko co było nieprzyśrubowane do podłogi. Tak przynajmniej wydawało się skrybie, któremu jak każdemu szanującemu się człowiekowi nauki nie w smak było przebywanie w obecności istot które za najlepszą grę towarzyską uważają zawody w pierdzeniu. Nie pochwalał co prawda publicznego wieszania bogu ducha winnych nieludzi, pod warunkiem że nie byli bankierami, ale wydzielenie im odpowiednich kwartałów w większych miastach na pewno podniesie wartość nieruchomości i zwiększy poziom zadowolenia ludności.

Ale to było nic w porównaniu z tym co zobaczył później. Czytał o nich, chcąc nie chcąc, ale nie sądził że rozpoznałby takiego w tłumie. A jednak osobnik od razu rzucił mu się w oczy, niczym wilk wśród psiarni, uzbrojony a capite ad calcem, ponury i posiekany bliznami jak plecy niewolnika. Czuł moc wibrującą od jego amuletu i przestraszył się, że monstrum i jego rozpozna i zdemaskuje przedwcześnie, ale najwyraźniej nie na jego rodzaj nastrojony był artefakt, vedymin bowiem ni to drzemał, ni to wyobcowywał się z otoczenia, nie zdradzając się żadną emocją. Zygfryd przełknął cicho tłusta gulę która urosła mu w gardle. Cała sprawa coraz mniej mu się podobała – jeśli do sprawy wynajęto taką bezduszną maszynę do zabijania jak ów wiedźmin, którego usługi kosztowały zapewne tyle co całej reszty najemników razem wziętych, musiano spodziewać się czegoś więcej niż tylko rzecznych piratów albo topielców.

Wtem natrafili na odgłosy walki.
Faulker nie bez zażenowania stwierdził, że na myśl o nadchodzącej bitce żadnemu z obecnych nie drgnęła nawet powieka. Z wyjątkiem oczywiście krasnoluda, który się do niej rwał, i jego samego, na myśl o której zrobiło mu się słabo.

-Moment!- Jęknął młodzieniec widząc jak szyper pada pod ciosem Speriga. Czubek miecza sierżanta najemników wylądował na jego grdyce jeszcze zanim dokończył słowo, ale w przypływie niezwykłej odwagi, skryba delikatnie go odsunął. –Panie Sperig, proszę mnie wysłuchać. Uważam że kolejny tuzin martwych marynarzy nie przyda Kompanii dobrej opinii – czemu czekać? Piraci to nie śpiące niedźwiedzie – zajść do ich gawry z włócznią nie ujdzie. Nie lepiej powstrzymać tych tutaj, wziąć zakładników i wypytać ich o położenie i liczebność kamratów? Jeszczem nie widział człowieka, który nie sypnąłby własnego brata jak mu paznokcie obrywają. Będziemy mieli informacje i uratujemy transport, no i wybadamy czy to zwykłe szumowiny z miejsca czy jakaś grubsza sprawa, w razie czego pchniemy gońca z powrotem do Novigradu. Zły to pomysł? Nie żebym się palił do bitki, ale nie pchałbym się w nieznane ot tak. Periculum in mora, mawiał filozof- Skryba trząsł się cały, ale tylko w cichości swego umysłu. Mówił nerwowo, ale składnie, nieświadom że może właśnie nadejdzie dzień w którym jego młode gardło pozna prawo żeglarskie dotyczące odszczekiwania przełożonemu…

Ale pisarz miękkie serce miał, i nade wszystko krajało mu się ono na myśl o uczciwych marynarzach którzy mieliby oddać swoje życie żeby takie niedomyte szumowiny jak obecni na łodzi najemnicy mogli dostać swoje miedziaki za wykonane zadanie.
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 30-01-2011 o 17:47.
K.D. jest offline  
Stary 30-01-2011, 20:03   #35
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Marina szybko weszła na pokład. Znalazła miejsce nieco z boku, oparła się o burtę i wbiła wzrok w horyzont. Nie znosiła wody, im większa, tym większy budziła w niej niepokój. Nawet ta rzeka – hmm ściek, żeby być precyzyjnym – powodował w niej podenerwowanie. Jej imię było chyba jakimś ponurym żartem…

Wyczuła ruch za plecami i odwróciła się. Za późno, straciła czujność, gdyby miał złe zamiary miałby mnóstwo czasu na ich zrealizowanie. Wygladało na to, że nie ma, nie gadał tez nic, stanął obok niej i patrzył gdzies przed siebie.

-Strasznie cuchnie ten Novigrad, jo?- zapytał, po dłuższej chwili wpatrywania się w wodę. Poprawił płaszcz na barku.

- I dlatego się zaciągnąłeś?
zapytała tasując go wzrokiem. Rozwichrzona broda i włosy, przepaska nadawały mu wygład pirata. „Znów to morze …” pomyślała „jakieś fatum? A może znak? Ale przynajmniej wygląda na to, że nie stroni od balii....”

-Pieniądze, ot co. Byłem bez grosza przy duszy od wyjazdu z Poviss.- odpowiedział spokojnie, opierając się plecami o burtę. Jego jedyne oko prześlizgnęło się po niej od stóp do głów. Wyciągnął dłoń i uśmiechnął się lekko.- Jestem Amavet.

- Marina - uścisnęła mu dłoń. Zauważyła, że skórę ma stwardniałą, jakby od używania miecza. Podniosła ręce – ze świadomością, ze w tej pozycji jej biust prezentuje się wyjątkowo korzystnie - i powyciągała zapinki z włosów, pozwalając im opaść na ramiona - Tak dużo lepiej. - uśmiechnęła się do niego - Co robłileś w Poviss, Amavet?

Mężczyzna zaśmiał się, obserwując krążące nad nimi mewy.

-Cholera - poprawił przepaskę na oku po czym spojrzał na nią.- To ja miałem cię zapytać co taka filigranowa dziewoja robi na tej krypie, a to ty jakiś cudem wypytujesz o wszystko mnie.

Przerwał, poważniejąc.

-Tłuszcza mówi o mnie hycel, nieprzychylni ludzie, łowca głów. Ja osobiście lubię określenie łowca nagród. A ty? Co robisz na tej barce? Wyglądasz niepozornie jak na wojowniczkę, jo?

- Jakie szczęście, że nie wyznaczono za mnie nagrody – „chyba” dodała w myślach, zapamietując tez sobie, że nie odpowiedział na jej pytanie o Poviss, tylko zrecznie odbił pileczke - czy jeżeli ci powiem, ze lubię podróże i zawieranie nowych znajomości, to uwierzysz? - zapytała zagladajac mu w twarz.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 30-01-2011, 20:13   #36
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
-Nauczyłem się już że taka białogłowa to zmienna jest jak pierun, to też potraktowałbym twe słowa z dystansem.- odpowiedział uśmiechając się lekko. Jego wzrok znów zlustrował ją od góry do dołu.- Powiedzmy że uznaje że i tak może być, ale pewności nigdy mieć nie będę. Dobrze fechtujesz?
- Czy widzisz u mnie jakąś szpadę? - Marina okręciła się w kółko prezentując się Amavetowi ze wszystkich stron
Eilhart przechylił lekko głowę, niekoniecznie skupiając się tylko i wyłącznie na broni dziewczyny. Szybko wyprostował się, przywołując na twarz stoicki spokój.
-Nie widzę nic oprócz tego szpikulca co się sztylet zowie.- opowiedział, zakładając ręce na pierś.- W otwartej walce wiele nim nie zdziałasz, ale znam zalety takiego małego cholerstwa w sytuacjach nie pozwalających na swobodną rąbankę porządną klingą.
- Nie jestem wojowniczka - wyjaśniła Marina - dobry masz wzrok, sądziłam, ze schowałam go tak, ze trudno wypatrzyć.
Eilhart zaśmiał się, pozornie drapiąc się po karku. Gdy cofnął dłoń od głowy, w jego ręku był już krótki nóż o mocnym ostrzu.
-Mam jedno oko. Melitele jednak dała mi sokoli wzrok w drugim.- odpowiedział, podrzucając spokojnie broń w ręku po czym znów chowając ją w pochwie na karku. Zesztywniał, słysząc dźwięki bitwy.

Panna ta intrygowała go już od samego początku. Już w porcie, przy odprawie jego oko spoczęło przez chwilę na postaci nie pasującej do tego zbiegowiska. Dziewczynie. Sam fakt kobiety wojowniczki nie dziwił go. Bardziej fakt że wyglądała... cóż. Wyglądała jak młoda szlachcianka co lubi zabawę w wojnę. Podszedł do niej, gdy stała oparta o burtę. Była drobna, nawet bardzo, żeby nie powiedzieć filigranowa.
Potrząsnął głową, wybijając sobie ze łba kształtne piersi dziewczyny i skupiając się na tym co zaszło na pokładzie. Sperig przypieprzył jakiemuś wrzaskunowi i rozkazał śledzić piratów, krasnolud rozśpiewał się słynnym „Hou Hou Hou” lecz tym razem nie była to pieśń ani o piwie, ani o cyckach ani i złocie. Wiedźmin zaś...
No właśnie, wiedźmin. Eilhart szczycił się niemalże tym że nie był strasznie uprzedzony do innych ras. Krasnoludy łatwo było zrozumieć, tak samo jak niziołki. Gnomów nigdy nie spotkał, elfy zaś przelotnie. Wiedźmin stanowił dla niego świetny obiekt obserwacji. Legendy krążyły już o tym co łowcy potworów potrafią wyczyniać ze swoją bronią.
Uśmiechnął się ponuro do Mariny, po czym spojrzał na przemawiającego chudzielca w szkłach na nosie.
-Chyba nie będzie dane nam dłużej pogwarzyć…- czekała ich nożowa robota, taka jaką zabijaka wręcz uwielbiał.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...

Ostatnio edytowane przez Makotto : 30-01-2011 o 23:57.
Makotto jest offline  
Stary 30-01-2011, 23:32   #37
 
Rychter's Avatar
 
Reputacja: 1 Rychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodzeRychter jest na bardzo dobrej drodze
Rano Dallan stawił się na zbiórce. Człowiek, na którego polował był tutaj. Lyrijczyk usłyszał jego nazwisko, zobaczył jego twarz, wiedział gdzie został przydzielony. Sam też dostał przydział, z grupką niezwykle barwną. Kobieta, wiedźmin, krasnoludy, elf, kilku ludzi, w tym jeden, nie wyglądający na kogoś obeznanego z wojaczką.
Dallan znalazł wygodne miejsce na krypie, przyjął wygodną pozycję i zatopił się w myślach, wzrokiem omiatając wolno przesuwający się brzeg. Zastanowił się co robić dalej? Postanowił dać swojej ofierze nacieszyć się jeszcze życiem. Z zadumy wyrwało go poruszenie na pokładzie. Przed nimi trwała walka, statek Kompanii został napadnięty. Sperig wydał rozkaz odwrotu, części najemników wyraźnie się to nie spodobało, załodze również. W obronie marynarza wystąpił mężczyzna w okularach, z jego maniery wyraźnie widać było że wykształcony, budowa ani wykształcenie świadczyły że nic wspólnego z ciężkim chlebem najemnika nie miał. To co mówił miało sens, swoje słowa popierał mądrymi powiedzonkami, ale rację miał. Twarz Speriga na przemian bladła i oblewała się rumieńcem. Chciał zamachnąć się na buntownika i wtedy wkroczył Dallan.
-Wolnego panie Sperig! - rzekł chwytając go za spadające do ciosu ramię - Nasz wykształcony kompan całkiem pozbawion rozumu nie jest. Jak se pan wyobrażasz tropić ich we mgle i to jeszcze na rzece. Albo nas zauważą i zaatakują, albo znikną w swojej ciepłej melince. Tu, na rzece ciężko tropić. Jakby kazali konno krypę śledzić, jużci, do wykonania, choć żyć od kulbaki cierpnie, a tak, dupa panie Sperig! Wiem co mówię, jestem łowcą nagród, całe życie tropię i zabijam, znam się na tym. Taka zabawa w chowanego na rzece to pomysł nieudany. A jak nas później zauważą, zaatakują, jak dzikie świnie zarżną, ładunek porwą, łódź z dymem puszczą i tyle z tego będzie. Nie wiemy ile chłopa na ich łupinie, w dodatku sami wybiorą moment. Tu mamy sposobność by pierwsi użądlić. Z zaskoczenia, jeszcze w przewadze, przy okazji uratujem kilku marynarzy, a za to Kompania nam płaci. Dobrze nasz wykształciuch mówi, że jeńców można brać, a na torturach wyśpiewają wszystko jak ptactwo na wiosnę. Oj znam ja takie metody. Panie Sperig, nie trać pan okazji, każ pan łódź wrócić i łap za broń. Lepsze to niźli błądzenie w tym mleku, uczepieni ogona tych skurwieli, w nadziei że nam się we mgle nie rozpłyną albo pod wodę nie poślą.
 
Rychter jest offline  
Stary 31-01-2011, 00:04   #38
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Conor Storm

Trawił. Tym zajmował się z samego rana Conor. Trawił zarówno konsumowane właśnie śniadanie, jak i pozyskane wczorajszego dnia informację. W sumie poszło nieźle. Z Jonaszem i Olkiem pożegnał się z pół godziny temu. Nie sądził żeby byli jeszcze użyteczni, ale nigdy nic nie wiadomo, wiec pożegnał ich jak dobrych przyjaciół. Tak aby mogli mieć uzasadniona nadziej, ze jeszcze zdołają kiedyś go orznąć na darmowe ruchańsko i wódę. Teraz zaś, pałaszując jajecznice na boczku, zastawiał się, co pacząc dalej. Miał jeszcze trochę czasu. Nie pił wczoraj i jak na niego spać poszedł w miarę wcześniej. Dziś był jak nowo narodzony i gotowy do spodziewanej drogi. Została tylko jeszcze jedna sprawa. Trzeba było dobrze spożytkować wyniki wczorajszej inwestycji. W tym celu udał się do aktualnie szefującej „Rozpustnej Elfce”.

- To znowu Ty? -
- Tak, to znowu ja. Dzień dobry. –
Odrzekł Conor rozwalając się na ozdobnym fotelu. Na łańcuchy i więzy stanowiące część mebla i umieszczane w strategicznych jego częściach starał się nie zwracać uwagi. Łoże stojące po drugiej stronie pokoju, było o wiele lepiej wyposażone w podobne przyrządy, podobnie jak cały rozległy pokój. Wstawała z niego właśnie nie młoda już, ale wciąż piękna kobieta. Urodę psuł jedynie kwaśny grymas, który zagościł na jej twarzy na jego widok.
- Polemizowała bym w zaistniałych okolicznościach. Czego chcesz? –
- Urocza i subtelna jak zawsze. Pomocy oczywiście. –
- Jak zwykle... –
- Jak zwykle. Tyle, że tym razem, gotów jestem za nią zapłacić. Rozsądną cenę. –
- No popatrz, to coś nowego! –
- Prawda? Rainhard Stok i Olof Stygg. Potrzebuje widzieć o nich wszystko. Nie musze chyba dodawać, że nie chce aby oni widzieli, że mi na tym zależy prawda? –
- Och, ależ oczywiście. W NASZYM zawodzie, dyskrecja przede wszystkim. –
- W rzeczy samej. –
- Coś konkretnego jest ci potrzebne? –
- To oficjalna sprawa, z nadania Grubego. Jeśli uda mi się go, że tak powiem, zadowolić, to oboje na tym skorzystamy. Obaj są z Kompani Delty Pontaru. Mam sprawdzić czemu ich statki nagle znikają i po chuj zatrudniają armie najemników. –
- Może to zwykli piraci?–
- Może tak a może nie. Żeby zorganizować to w taki sposób, potrzebowali by kogoś wewnątrz kompani. Kogoś, kto wiedziałby kiedy i gdzie odchodzą baraki i co mają na pokładzie. –
- Myślisz, ze to któryś z nich? –
- Nie wiem, ale od czegoś musze znacząc a tylko oni są moim zasięgu i mogą mi dać dostęp do kogoś wyżej. –
- Może i tak, ale co kurwą do tego? –
- Cóż, kurwy to żaden grzech, ale ja właśnie grzechów potrzebuje. Oprócz rzeczy podstawowych, z gatunku adres, rodzina, znajomi, wrogowie i przyjaciele, potrzebuje czegoś co pozwoliło by się do nich zbliżyć. Może mają jakieś nietypowe potrzeby? Może jest coś, co chcieli by ukryć? Względnie niektóre znajomości nie są im na rękę a zerwać ich nie sposób? Małe dziewczynki albo młodzi chłopcy? Zwierzęta? Nieboszczycy? Czy coś mniej standartowego... No wiesz wspólne zainteresowania to dobry początek znajomości i podstawa do długiej przyjaźni. –
- Prawdziwy z ciebie skurwysyn Conorze Storm. –
- Ty o tym wiesz najlepiej, prawda mamusiu? –

*****

Godzinę później stawił się razem z innymi w wyznaczonym miejscu. Uważnie słuchał listy nazwisk z grupy, w której sam się znalazł, starając się zapamiętać przyporządkowane do gęby miana. Tak na wszelki wypadek. Też trzeba będzie ich sprawdzić, ale to już po ewentualnym powrocie. Na razie udał się z innymi na barkę. Szybko znalazł sobie miejsce na dziobie i umościł się na jakiś skrzyniach i innkszych paczkach, naładowaną kuszę opierając na kolanach.

Nawiązywał znajomości z załogą. Głownie za pomocą przemyconej na pokład flaszki. Niezawodna towarzyszka podróży, zawsze zjednywała mu przyjaciół. Sam nie pił, wiedząc, że musi zachować czujność, jednak wkrótce znał większość załogi po imieniu. Właśnie wymieniał poglądy z Czopem, chłopcem pokładowym stojącym najniżej w marynarskiej hierarchii. Co nie znaczy, że był dla niego całkiem bezużyteczny. Chłopak mógł mieć może z trzynaście lat i właśnie udawał, że zajmuje się jakimś zwojem liny, podczas gdy naprawdę wpatrywał się w kształty zadek ich towarzyszki podróży.

- Niezła dupa, nie? –
Zapytał uprzejmie, ściszając głos, aby tylko chłopak go słyszał.
- Ano. –
- Cycki też niczego sobie. Mogę was poznać, jak masz ochotę trochę... bliźniej się z nią zaprzyjaźnić. –
Chłopak mało się nie zachłysnął gwałtownie połykanym powietrzem i przybrał kolor dorodnego raka.
- Co?! Panie... -
- Wyglądam ci na jakiegoś Pana chłopcze? To jak chcesz ją wyruchać czy nie? –
- Tak! To znaczy nie! Znaczy ja.... Ehhhh, gdzie mi do takiego jak tamten... –
Conor zerknął dyskretnie na rozmawiającego z dziewczyną wspólnika, po czym uśmiechnął się pobłażliwie do chłopca.
- On? Nim nie masz się co przejmować. Nie ten asortyment, jeśli wiesz co mam na myśli. –
- Eeee... Co? –
- Woli chłopców, więc uważaj na tyłek jak będzie w pobliżu. -
Dorodny rak nabrał koloru przepiekanego na wolnym ogniu dorodnego raka.
- To jak będzie? W zamian za drobną.... –

Storm zamilkł w pól słowa słyszał odlegle jeszcze odgłosy walki. Wkrótce ukazała się i sama bitwa. Wyglądało to w istocie jak atak piratów ~~ Punkt dla ciebie mamusiu ~~. Obserwując szczepione statki, zastawiał się ilu piratów mógł przewozić ich kuter i czy łajba, na której on między innymi był gościem, może się równać z nim szybkością i zwrotnością. To mogło być decydujące przy przyjętej przez Speiriga strategii.

Conor generalnie w dupie miał życie obcych mu marynarzy, ale jak mus było to i gotów był pochlastać kogo trzeba. W końcu za to mu płacili. Z drugiej strony gryzipiórek miał sporo racji i Storm w zasadzie przyznawał mu słuszność. Tyle, że to też go gówno obchodziło. Speirig wydał rozkaz, więc trzeba było go wykonać. Za to gdy pojawiał się Dallan (chyba dobrze przyporządkował nazwisko do ryja), chwytając ich dowódcę za rękę, Conor wyczuł, że ma swoją szanse zrobić odpowiednie wrażenie na kim trzeba. Kusza wciąż była naładowana a on sam stał parę kroków od całego towarzystwa, więc pozycje miał wyśmienitą.

- Te, Panie leśnik! –

Storm wycelował kusze w Dallana, stając pewniej na pokładzie.

- Zabieracie z łaski swojej łapy do naszego kapitana, bo ci je do pokładu przybije. Byle nie za gwałtownie, bo się łódka kolebie nieco na wodzie i może mi się palec omsknąć. Za wykonywanie rozkazów nam płacą, to je z łaski swojej wykonajcie... –
 
malahaj jest offline  
Stary 31-01-2011, 00:49   #39
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
-Oj panie drogi, co w towarzysza celujecie, co?- zapytał Eilhart energicznie drapiąc się po karku. Mężczyzna z kuszą wyglądał na dobrego strzelca, ale z tymi dwoma brzeszczotami na plecach to była już przesada.-Z piratami mamy walczyć, a nie ze sobą nawzajem. Pan Sperig na pewno zachowa się jak na mężczyznę przystało, i nie będzie tłukł po pysku wszystkich co mu się przeciwstawią.
Milczał przez chwilę, dłubiąc językiem w zębie trzonowym.
-Moim zdaniem, szanowny nasz szczypior ma rację, tak samo jak pan Dallan, leśnikiem zwany. Popieram ich, bo co jeśli w owej dziupli pirackiej jeno więcej chłopa będzie, jo?
Przerwał, skupiając wzrok na unieruchomionym dowódcy oraz kuszniku w gorącej wodzie kąpanym. Uśmiechnął się równierz lekko do krasnoluda skorego do bitki.
-Rozkaz dowódcy rzecz ważna, ale co jeśli dla nas zgubna. Płyńmy do nich teraz, kiedy zajęci są marynarzami oraz najemnymi z drugiej barki. Podpłyńmy do nich w ciszy, gasząc latatarnię na dziobie. Weźmiem ich z zaskoczenia, zaś niedobitków ichnich przepytamy.- przerwał, jakby zamyślając się.-Chyba że już teraz chcecie bitki, strzelając do kamratów, panie Storm.
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 31-01-2011, 00:55   #40
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- O tym kto mi kamrat a do kogo mam strzelać Panie Eilhart, decyduje ten, kto mi płaci. W tym przypadku obecny tu Pan Sperig. Więc kaptanie, kogo robimy i w jakiej kolejności? -
 
malahaj jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172