Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2011, 16:50   #34
K.D.
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Młody skryba czuł się nieswojo.

Po pierwsze, po porządnym posiłku i wyspaniu się w łóżku z miękkim siennikiem, kupionymi za pieniądze z zaliczki, myślało mu się znacznie lepiej i doszedł do wniosku że chyba nawdychał się miejskiego powietrza i stąd ten durny pomysł z dołączeniem do najemników. Nie potrafił walczyć, nie lubował się w niebezpieczeństwie i nie lubił za dużo wypić, bo potem w wymiocinach odnajdywał jasnoczerwone rozpryski. Słowem, wszystkiego czym zajmowali się prawdziwi kombtanaci, on się nie imał – nie z lenistwa czy tchórzostwa, acz zwykłego ludzkiego powołania, które chciało by był przystojniejszy i mądrzejszy od innych, podczas gdy ich obdarowano siłą i głupotą zwaną odwagą. Cedat arma togae!

Po drugie zaś, nie stać go już było na śniadanie i fakt ten ciążył mu na pustym żołądku uporczywym żabim skrzekiem.

A po trzecie, gdy przemógł się w końcu i przekonał sam siebie że w razie nie stawienia się w punkcie zbornym mógłby mieć nieprzyjemności, przyszło mu poznać resztę drużyny.

Poza typami spod gwiazd tak ciemnych że zasysały światło okazało się że Kompania Delty Pontaru wyciągnęła rękę ku jeszcze większym dziwom i zakałom. Zygfryd nie znalazł sposobu by nie zauważać, tudzież nie wyczuwać, dwóch obmierzłych krasnoludów, kiwających się na swych krótkich nóżkach i nadając ich bezpośredniemu otoczeniu charakterystyczną woń piwa, kutego żelaza i krwi, która to musiała wtopić się w ich ubrania i brody i bez problemu wygrała z zapachem portowego miasta. Tępe, opuchnięte twarze straszyły zza ekscesywnego owłosienia, a świńskie oczka rzucały chciwe spojrzenia na wszystko co było nieprzyśrubowane do podłogi. Tak przynajmniej wydawało się skrybie, któremu jak każdemu szanującemu się człowiekowi nauki nie w smak było przebywanie w obecności istot które za najlepszą grę towarzyską uważają zawody w pierdzeniu. Nie pochwalał co prawda publicznego wieszania bogu ducha winnych nieludzi, pod warunkiem że nie byli bankierami, ale wydzielenie im odpowiednich kwartałów w większych miastach na pewno podniesie wartość nieruchomości i zwiększy poziom zadowolenia ludności.

Ale to było nic w porównaniu z tym co zobaczył później. Czytał o nich, chcąc nie chcąc, ale nie sądził że rozpoznałby takiego w tłumie. A jednak osobnik od razu rzucił mu się w oczy, niczym wilk wśród psiarni, uzbrojony a capite ad calcem, ponury i posiekany bliznami jak plecy niewolnika. Czuł moc wibrującą od jego amuletu i przestraszył się, że monstrum i jego rozpozna i zdemaskuje przedwcześnie, ale najwyraźniej nie na jego rodzaj nastrojony był artefakt, vedymin bowiem ni to drzemał, ni to wyobcowywał się z otoczenia, nie zdradzając się żadną emocją. Zygfryd przełknął cicho tłusta gulę która urosła mu w gardle. Cała sprawa coraz mniej mu się podobała – jeśli do sprawy wynajęto taką bezduszną maszynę do zabijania jak ów wiedźmin, którego usługi kosztowały zapewne tyle co całej reszty najemników razem wziętych, musiano spodziewać się czegoś więcej niż tylko rzecznych piratów albo topielców.

Wtem natrafili na odgłosy walki.
Faulker nie bez zażenowania stwierdził, że na myśl o nadchodzącej bitce żadnemu z obecnych nie drgnęła nawet powieka. Z wyjątkiem oczywiście krasnoluda, który się do niej rwał, i jego samego, na myśl o której zrobiło mu się słabo.

-Moment!- Jęknął młodzieniec widząc jak szyper pada pod ciosem Speriga. Czubek miecza sierżanta najemników wylądował na jego grdyce jeszcze zanim dokończył słowo, ale w przypływie niezwykłej odwagi, skryba delikatnie go odsunął. –Panie Sperig, proszę mnie wysłuchać. Uważam że kolejny tuzin martwych marynarzy nie przyda Kompanii dobrej opinii – czemu czekać? Piraci to nie śpiące niedźwiedzie – zajść do ich gawry z włócznią nie ujdzie. Nie lepiej powstrzymać tych tutaj, wziąć zakładników i wypytać ich o położenie i liczebność kamratów? Jeszczem nie widział człowieka, który nie sypnąłby własnego brata jak mu paznokcie obrywają. Będziemy mieli informacje i uratujemy transport, no i wybadamy czy to zwykłe szumowiny z miejsca czy jakaś grubsza sprawa, w razie czego pchniemy gońca z powrotem do Novigradu. Zły to pomysł? Nie żebym się palił do bitki, ale nie pchałbym się w nieznane ot tak. Periculum in mora, mawiał filozof- Skryba trząsł się cały, ale tylko w cichości swego umysłu. Mówił nerwowo, ale składnie, nieświadom że może właśnie nadejdzie dzień w którym jego młode gardło pozna prawo żeglarskie dotyczące odszczekiwania przełożonemu…

Ale pisarz miękkie serce miał, i nade wszystko krajało mu się ono na myśl o uczciwych marynarzach którzy mieliby oddać swoje życie żeby takie niedomyte szumowiny jak obecni na łodzi najemnicy mogli dostać swoje miedziaki za wykonane zadanie.
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 30-01-2011 o 17:47.
K.D. jest offline