Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2011, 17:06   #46
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Przez następne trzy godziny Milada nie odezwała się już słowem, za to poprowadziła tak, że szybko znaleźli się na starej, nieużywanej już najwyraźniej od dość dawna, polnej drodze. Nie uniknęli w ten sposób błota, wysokiej trawy czy mniejszych zarośli, ale nie było tu drzew, większych krzaków czy atakujących z każdej strony gałęzi i korzeni. No i nie musieli sprawdzać drogi, ta prowadziła wprost do wioski dziewczyny, położonej całkiem podobnie do poprzedniej. Las wykarczowano, aby obsiać pola. Niedaleko widać było hale, na których zapewne wypasano owce, a sama wioska utrzymana była w znacznie lepszym stanie. Nie licząc trupów, które widzieli nawet z dużej odległości. Napastnicy nie spalili tego miejsca, dymił się tylko jeden, stojący na uboczu dom, na który wskazała Milada.
- Tam mieszkałam. Nie chcę tam wchodzić... Oglądać ich twarzy. Weudtor jest jeszcze daleko, szybkim marszem będziemy tam dopiero późno w nocy.
- Dziwne, że nikt nie zajmuje się martwymi
- Arina popatrzyła z zaskoczeniem na wioskę - Milado czy nikt z twojej wioski nie przeżył?
Pokręciła głową, gryząc mocno dolną wargę.
- Część próbowała uciec, innych zabili, a jeszcze innych wzięli ze sobą, jak mnie. Nawet jak komuś się udało... to chyba boją się wrócić. To miejsce... jest teraz przeklęte.
- Przeklęte? Co przez to rozumiesz? Używali jakichś czarów? Rytuałów?

Jeszcze jeden ruch głową.
- Ciała... gdy je zobaczycie, zrozumiecie. Nawet jak ktoś wrócił, bałby się ich dotknąć. Ludzie są przesądni, a znaki były. Byłam uczennicą tutejszej... zielarki. Dużo mówiła.
Zaintrygowana Orla popatrzyła na Marka. Potem w kierunku wioski:
- Myślę, że powinniśmy to zobaczyć by dokładnie opowiedzieć Rodmiłowi. - Popatrzyła z powrotem na dziewczynę - Wiem że nie chcesz tam wracać i rozumiem to, ale może chciałabyś coś ze swego domu? Jakieś rzeczy? Nie jest łatwo nie mieć zupełnie niczego... człowiek potrzebuje wspomnień, a przecież po za tym ostatnim musiałaś mieć jakieś lepsze?

Mark westchnął, pocierając z niesmakiem brodę, która zdążyła mu wyrosnąć przez te dni bez golenia.
- Znowu trupy. Jak któreś uciekło to i tak mu już nagadało o jakichś swoich zabobonach. Ludzie są ciemnymi prostakami - splunął. - Bez urazy.
Zerknął na Miladę, która znowu kręciła głową, patrząc Arinie w oczy.
- Niewiele. Pamiętaj, że byłam dziwadłem. Ale chciałabym jakieś ubranie, na pewno coś znajdziecie. W innych domach. Chata zielarki doszczętnie spłonęła.
Zwróciła wzrok na wciąż dymiące zgliszcza.
- Tam pójdę sama, może znajdę choć trochę kości.
- Dobrze.
- Arina skinęła głową. - Zabaczę te znaki i poszukam ubrań, a potem idziemy dalej. Jeśli nie masz ochoty tego oglądać możesz zostać tutaj - Arina popatrzyła na Marka - będziesz sobie mógł chwilę odsapnąć od noszenia swojego żelastwa. Nie sądzę by groziło nam coś w tym miejscu.
Alez jednakże wstał, nie chcąc zostawać po tej stronie.
- I tak muszę się ruszyć w tamtym kierunku. A ciała przestały mnie ruszać już jakiś czas temu.
Ruszyli w kierunku wioski, Milada zaś odeszła nieco w bok, okrężną trochę drogą kierując się do spalonego domostwa.

Gdy doszli do pierwszych trupów, nie ruszyły ich szczególnie. Nie rozumieli tutejszych przesądów, a coś takiego jak całkiem czerwone oczy, takiż język oraz znajomy już symbol widniejący na czole, nie zrobiły odpowiedniego wrażenia.
- I to przeraziło tych kmiotków?
Wyraźnie zdziwiony Mark obszukał ciało, zaglądając jeszcze pod ubranie.
- Nic wielkiego, jak myślisz? Tyle, że ten znak dziwny, bo ani wycięty, ani nie wymalowany, ani nie wypalony...
- Może to magia. Można zrozumieć że przeraża ludzi prostych i karmionych całe życie zabobonami. Popatrz - wskazała na czerwony ślad na ciele - wygląda na krwiak wywołany uderzeniem, ale skoro jest w takim stanie to oznacza, że ci ludzie po jego otrzymaniu musieli jeszcze żyć przez jakiś czas. No i taki kształt to musiałby powstać od jakiegoś przedmiotu. Jakby pieczęci...
- Dziwne dzikusy, to na pewno. Patrz na rany, część z nich na pewno jest śmiertelna. I to błyskawicznie śmiertelna, nie ma możliwości, aby po tym żyć.

Wskazał na rozrąbaną pierś jakiegoś mężczyzny. Siekiera musiała wejść głęboko i przebić między innymi serce.
- Ale i tak uważam, że kmiotki przesadzają.

Po wejściu do pierwszego domu, ze zdziwieniem zauważyli, że wyglądał na splądrowany, ale przecież nie widzieli, by olbrzymy targały ze sobą jakieś zrabowane dobra.
- A to ciekawe.
- Myślisz, że ktoś się tu pojawił w międzyczasie i... posprzątał?
- Arina rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś odzienia dla Milady.
W tej chacie nie zostało nic cennego czy choćby sensownego, ale już następna była prawie nie ruszona. Znaleźli tam sporo ubrań, glinianych naczyń, a nawet zapasy pozostawione w ziemnej piwniczce.
- Najwyraźniej, każdy co uciekł, wrócił do swojego domu, zabrał wszystko a potem zwiał czym prędzej. Albo obrabował byłego sąsiada, teraz to cholera wie.
- Milutko prawda?
- Arina pokiwała ironicznie głową zbierając rzeczy, które uznała za przydatne. Kilka koszul, jakieś spódnice i ze dwie pary spodni. Znalazła nawet parę niezbyt eleganckich i mocno znoszonych butów, ale mogły pasować na drobną stopę dziewczyny.
- Chyba nic więcej tu nie znajdziemy. Chodźmy do Weudtor. Naprawdę mam ochotę na porządny nocleg w wygodnym łóżku.
Mark skinął głową, wskazując na czekającą już na nich Miladę, która usiadła przy trakcie, w tym miejscu już znacznie lepiej utrzymanym i oczyszczonym. Przynajmniej dalsza podróż wydawała się teraz milsza. Dziewczyna wzięła od Ariny ubrania, odwracając się i zrzucając z siebie koc i koszulę wiedźminki. Nie wydawała się przejmować obecnością Aleza czy tym bardziej Ariny i już po chwili ubrana była w zwykłą chłopską bluzkę i spódnicę. Na nogi wsunęła buty, a na nadgarstkach grzechotały jej kościane bransolety. Podniosła z ziemi małe zawiniątko, w którym z kolei miała inne kości, mniejsze i przeróżnych kształtów.
- Dziękuję. Moja nauczycielka mówiła, że jestem w tym dobra.
Zanim zdążyli zaprotestować, rzuciła kośćmi, przyglądając się im.
- Podążają za nami. Znak jest jasny.
Uniosła wzrok, kierując na nich swoje niebywale jasne oczy.
- Czyli musimy się śpieszyć - stwierdziła spokojnie Arina podnosząc z ziemi swoje rzeczy i zarzucając sobie podróżny worek na ramię. Nie komentując nawet jednym słowem działań Milady ruszyła w kierunku kolejnej wioski.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline