Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2011, 00:00   #41
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ktokolwiek wymyślił portale, uczynił je także rzeczą nieprzewidywalną. To było jak wejście na most, którego drugą stronę zasnuwała bardzo gęsta mgła, a pierwszy krok po tamtej stronie sprawiał, że droga powrotna waliła się w przepaść. Tak było i tym razem. Gdziekolwiek się znaleźli, nie była to ta sama magiczna dolina. Raczej zwyczajna łąka, choć i na niej znajdowały się niewielkie ruiny, pomiędzy którymi obecnie stali.
Słońce wisiało na niebie, wciąż całkiem wysoko, a wszędzie wokół widać było tylko las. Temperatura nie różniła się zbytnio od tej, którą zapamiętali, jeśli zaś byli w miejscu choć przybliżonym, należałoby kierować się na południe. Ale ten las także różnił się od tamtego.
- No to ładnie. Te drzewa są inne, chyba większe. Mniej tu iglaków. Pieprzona magia.
Wiedźminka wzruszyła ramionami:
- Przynajmniej jesteśmy na powierzchni. Wolę to niż przejście w jedną stronę. Wyobraź sobie, że nie byłoby żadnego portalu...
Usiadła na ziemi i sięgnęła do sakwy:
- Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałam. Może zjemy, a potem poszukamy jakiejś bardziej otwartej przestrzeni i poczekamy na gwiazdy?
Mark wzruszył ramionami, kładąc na ziemi swoje bagaże.
- Czemu nie, nie widzę lepszego sposobu na orientację w terenie, chociaż z gwiazd pamiętam głównie widziane wczoraj układy. Pójdę po jakiś chrust, nikt nie powiedział, że musimy marznąć.
Wszedł do lasu, ale niezbyt daleko. Wkrótce już wracał z naręczem gałęzi.
- Wszystko tu mokre, jakby jeszcze po zimie nie wyschło, albo niedawno przeszła ulewa. Czyli niewiele nam to daje.
Wziął się za rozpalanie ognia, co wcale nie było łatwe w tych warunkach.
- Myślę, że wystarczy nam ta wiedza. Mam nadzieję, że rozpoznamy coś znajomego i będziemy się mogli zorientować gdzie iść. Jeśli nic nie rozpoznamy... - wzruszyła ramionami pomagając mu rozniecić ogień - to będzie znaczyło, że wywaliło nas po drugiej stronie kontynentu. Ciekawe czy sprzedadzą nasze konie zanim wrócimy z powrotem?
Uśmiechnęła się do niego lekko:
- Jakoś by mnie to bardzo nie zaskoczyło.
- Gdy tak się uśmiechasz, wyglądasz niezwykle drapieżnie. Chyba mi się to podoba.


Zaśmiał się, gdy wreszcie udało się rozpalić ogień i podłożył jeszcze więcej drewna. Dymiło się mocno, ale dawało ciepło, którego wciąż brakowało tej wczesnej wiosny.
- Daleko nie możemy być, w końcu musiał zrobić ten portal dla wygody. A po wilkolaku można sądzić, że ostatnio wychodził przynajmniej raz. Miejmy więc nadzieję, że potworni i zachłanni ludzi nie zdążą sprzedać naszych drogocennych wierzchowców.
Mrugnął do niej i usiadł tuż obok, zaglądając do swojej sakwy i wyjmując z niej prowiant. Popatrzyła na niego:
- Myślisz, że się za bardzo uprzedzam?
Przechyliła się do tyłu i oparła na łokciach:
- Chyba staję się cyniczna... i chyba trochę za wcześnie. Mówiłam Ci, że dopiero niedawno skończyłam osiemnaście lat? Aż się boję jaka będę zanim minie kolejne... oczywiście zakładając optymistycznie, że tyle dożyję.
Mark, który właśnie próbował ugryźć kęs twardego, wędzonego mięsa, prawie się zakrztusił i spojrzał na nią, wciąż rozbawiony.
- Nadal jesteś w miarę młodą panną na wydanie!
Pokręcił głową z czymś na kształt niedowierzania.
- I nie wiem dlaczego się uprzedzasz. Przecież to oczywiste, że ludzie to ciemna, głupia masa, która wszędzie pójdzie za złotem. Trzeba to uznać za fakt i się nim nie przejmować, zwłaszcza, gdy nie jest to istotne w danej chwili.
- Pewnie masz rację
- Dziewczyna usiadła i wgryzła się w pasek mięsa. - Może po prostu chciałabym, by było w nich trochę więcej... zrozumienia, wdzięczności... tolerancji.
Przełknęła twardy kęs, którego pogryzienie prawie graniczyło z niemożliwością.
- Lubię swojego konia. Dostałam go od Eskela na pożegnanie, a nie dostałam w życiu wielu prezentów. - Wzruszyła ramionami.
- Chcesz dla siebie rzeczy, których nie ma prawie nikt, Arina. Jeden chłop nie szanuje i nienawidzi drugiego chłopa, bo ten podebrał mu trochę pszenicy z sąsiadującego pola. Nie możesz się cieszyć tym co masz? Wy, wiedźmini, nie jesteście inni, nie licząc tych oczu. No i ta ponurość, każdy jest taki? Cholera, dziewczyno, otwórz oczy i bierz to co masz, a nie smęć o tolerancji.

Westchnął. Nie uniósł głosu ani na chwilę, ale widać było, że to wszystko go poruszyło. Nie wydawał się uważać, że wiedźmini mają gorzej, niż wszyscy inni. Parsknęła śmiechem:
- Ależ ja jestem bardzo pogodna. Razem z Jurgenem robiliśmy psikusy starszym wiedźminom kiedy tylko się dało, zwłaszcza kiedy byliśmy dziećmi. Oni... nie uśmiechali się często, ale czasami widziałam, że Eskel z trudem zachowywał powagę, gdy zrobiliśmy coś szczególnie zabawnego. Nie było jednak wiele czasu na zabawę. Ćwiczenia były wykańczające, wieczorem po prostu padaliśmy z wyczerpania, a ci którzy przychodzili, a potem znikali po próbach... - na chwilę pogrążyła się w dalekich wspomnieniach. - Woleliśmy udawać, że ich nie było.
- Wybacz. Zapomniałem, że jesteś kobietą. Huśtawka nastrojów ci się należy. To co było, to już było, choć czasami sam mam problemy, by odrzucić wspomnienia. Jak wtedy, całkiem niedawno, w stajni. Gdy się żyje z miecza, albo się ginie, albo patrzy jak giną inni. Trzeba się przyzwyczaić, bo wszystkich nie ochronisz nigdy. Czasem wystarczy ochronić jedną osobę.

Spojrzał w jej oczy bez lęku, uprzedzeń czy czegokolwiek innego tego typu, prócz znacznie przyjemniejszego, wręcz czułego.
- Teraz przynajmniej tyle wiem, swojego czasu.... nie ochroniłem nikogo.
Uniósł dłoń, dając znak, że nie chce drążyć tego tematu i zamykając mocno oczy na kilka chwil.
Dziewczyna pochyliła się i złożyła pocałunek na ustach mężczyzny:
- Cieszę się, że cię spotkałam Marku Alezie - szepnęła.
Oddał pocałunek, a jego myśli szybko zmieniły tor. Wsunął do ust kolejny kawałek mięsa, żując go przez dłuższą chwilę.
- Myślisz, że możemy trochę potrenować? Nasz pierwszy trening wspominam bardzo dobrze.
Wesoła iskra znów pojawiła się w jego oczach, gdy objął ją w pasie.
- Regularne treningi to część moje natury - odpowiedziała powoli rozsznurowując swoją kurtę.
 
Sekal jest offline  
Stary 26-01-2011, 19:29   #42
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Trening, zarówno jeden jak i drugi, szybko przybliżył ich do wieczoru, a potem zimnej nocy. Szczęśliwie przynajmniej niebo nie było mocno zachmurzone i pozwoliło rozpoznawać konstelacje gwiazd, które nie różniły się za bardzo od tych, które pamiętali z zeszłej nocy. Nie znali się na tym zbytnio, ale bez większych problemów rozpoznali układy, którymi kierowali się wcześniej, dochodząc do wniosku, że nie mogą się znajdować od Weudtor dalej, niż w odległości kilku dni marszu. Tyle, że w dokładnie tę samą stronę, w którą szli poprzednio. Mark wskazał na północny zachód.
- Gdyby się głębiej zastanowić, to cholernie jestem ciekaw, dlaczego właśnie tu ustawił wyjście. Na pewno nie bez powodu. Gdybym się na tym znał, to poszukałbym jego śladów. Teraz chyba zostaje nam podążanie w jednym kierunku?
- Też nie jestem najlepszą tropicielką
- Arina wzruszyła ramionami. - Doppler miał w jednym rację. Ten mag nikomu już nie zaszkodzi. Martwi mnie tylko, że wejście do jego tajnej skrytki nadal pozostaje otwarte. Ktoś powinien zabrać medalion i dobrze go ukryć. Chciałabym także porozmawiać z elfami o tych zapiskach które zabrałam. Masz coś przeciwko by wybrać się do nich jeszcze raz po zdaniu sprawozdania Rodmiłowi?
- Mnie zapiski nieszczególnie interesują, a tamtejszy przywódca straży zrobił na mnie na tyle dobre wrażenie, że pozostawiłbym mu tą sprawę. Wizja ponownego zostawiania wszystkiego we wsi zwyczajnie do mnie nie przemawia.

Arina zapatrzyła się przed siebie:
- Mark... myślisz że zechce odebrać elfom dziewczynkę?
- Nie sądzę. Jeśli ją weźmie, będzie musiał się nią zająć, znaleźć dla niej miejsce. To taki typ człowieka, sam taki jestem. A tam dziecko ma dobrą opiekę. Ale nawet gdyby zabrał, dziecko nie dostałoby się do złych rąk.
- Skąd możesz o tym wiedzieć? Po za tym myślisz że elfy oddałyby ją bez walki?
- Nie jestem taki nieufny jak ty, Arina. Wierzę, że niektórzy ludzie są dokładnie tacy, jakich ich widzimy.

Dziewczyna westchnęła:
- Pewnie masz rację. Chyba za bardzo się przejmuję, ale chciałabym by to wszystko dobrze się skończyło. Zwłaszcza dla małej Jolity. Dość już w życiu wycierpiała. Dzieci nie powinny tracić swojej rodziny. Powinny być z tymi których kochają z którymi czują się bezpieczne. Wydawała się szczęśliwa wśród elfów.
- Była też za młoda, by w pełni rozumieć dziejące się dookoła rzeczy. Swoich prawdziwych rodziców zapamięta wyłącznie jako mgliste wspomnienie. A co jej da wychowanie wśród elfów? Odseparowanie od tych, którzy są tacy jak ona, życie w dziczy. Nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko elfom, ale to wciąż nie są ludzie. A o tamtych nie wiemy zupełnie nic, choćby tego, czy nie należą do wiewiórek.
- Wtedy raczej nie przyjaźnili by się z ludźmi. Z tego co wiem wiewiórki ich nienawidzą. nie zaopiekowaliby się ludzkim dzieckiem jak własnym, ale masz rację. Nic o nich nie wiem. Tak samo jak i o ludziach.
- Podeszła do mężczyzny i przytuliła się do niego. - Chyba trzeba zdać się na los. Z drugiej strony jak opowiemy o siedzibie maga i zostawimy sprawę jej zabezpieczenia innym to na pewno popędzi tam Karl. Jakoś nie bardzo mi się podoba myśl, że coś z tamtej wiedzy wpadnie w jego ręce.
Alez skinął głową całkiem poważnie.
- Dlatego sądzę, że nie powinniśmy o tym wspominać. I zdradzać skąd mamy tę broń. Dziecko jest odnalezione, śmierć maga mogłaby sprowadzić tam różnych typów. Nawet jeśli nam nie zapłacą dodatkowo, to i tak mamy coś wartego znacznie więcej.
- Czyli najlepiej ukryć broń i wymyślić jakąś zręczną historyjkę. Musimy ustalić dokładnie co powiemy.
- Prawdę. Dotarliśmy do elfów, znaleźliśmy dziecko. Nad resztą pomyślimy później. Jesteśmy zdaje się całkiem daleko od Weudtor.
- Dobrze
- wiedźminka skinęła głową - Najlepiej mówić jak najmniej. Z drugiej strony jeśli dotrą do elfów, dowiedzą się o wieży i gwiazdach to znajdą ją tak samo łatwo jak my. Dlatego nadal uważam, że powinniśmy jeszcze raz iść do elfów. Najlepiej byłoby się z nimi spotkać zanim złożymy raport. Nie cierpię teleportów! Tak nam to wszystko skomplikowały!
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 27-01-2011, 19:18   #43
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wędrówka nocą przez las nie miała zbyt wielu zalet. Nawet wyostrzone zmysły Ariny nie miały szans wyłapać wszystkich gałązek i korzeni, a co mówić dopiero o Marku, który objuczony bronią klął straszliwie, potykając się i zahaczając długimi trzonkami broni o niemal wszystko. Ku ich wielkiemu zaskoczeniu, podróż nie trwała jednak zbyt długo: po mniej więcej dwóch godzinach, ich oczom ukazały się przytłumione światła i dymy wydobywające się z gospodarstw niewielkiej, brudnej wsi, wybudowanej w przytulnej dolince. I byłby może to całkiem przyjemny widok, gdyby nie zamknięte okiennice we wszystkich domach i wielkie, czarne zamczysko stojące na pobliskim wzgórzu. Dwie wysokie baszty niknęły w ciemnościach całkowicie, a sama budowla, sądząc z braku najmniejszego nawet znaku światła, wydawała się opuszczona. Mark odetchnął, masując łokieć, który obił sobie ze dwa razy w ciągu ostatnich pięciu minut.
- Ci ludzie nie wydają się zbyt gościnni. Ale ja dalej nie idę, ten las mnie wykończy.
- Może właśnie odkryliśmy powód dlaczego teleport prowadził nas w to miejsce. Chyba warto to sprawdzić. Nie mam zamiaru się upierać przy dalszej wędrówce.
Popatrzyła z lekkim uśmiechem na towarzysza:
- Myślę że nie potrzebujesz kolejnych sińców, a ten złom który dźwigasz musi sporo ważyć.
- Tylko nie wiem, czy nocować chciałbym w którejś z tych chat. I na pewno nie w tym zamku, nie zmusisz mnie, bym poszedł tam w nocy.
- Możemy tutaj poczekać na świt. Przygotuję ognisko.

Arina położyła swój podróżny worek na ziemi i zabrała się za zbieranie gałęzi. W przeciwieństwie do Marka, była wstanie je dostrzec w świetle gwiazd. I dość szybko dzięki temu mogła zebrać ich całkiem pokaźną ilość, pozwalając mężczyźnie rozpalić niewielkie ognisko. Niestety, wciąż byli w zimnym i wilgotnym lesie, na zimnej glebie, jedząc zimny prowiant. Nie było to wymarzone miejsce na nocleg. A światła w chatach powoli gasły, tutejsi nie wyznawali długiego siedzenia po nocach. Gdy zgasło ostatnie z nich, wokół zrobiło się nieznośnie cicho. Alez obnażył swoje piękne ostrze, wzdychając z poirytowania.
- Może zabrzmię jak baba, ale chyba się myliłem. Teraz te chaty wydają mi się całkiem przytulne. Nie dziwne, że zamykają okiennice, też mi ciary przechodzą po plecach!
Arina wsłuchała się w ciszę lasu. Była rzeczywiście jakaś dziwna.
- Nie sądzę, by teraz ktoś zechciał nam otworzyć drzwi - skinęła głową na pozamykane na głucho chaty - ale możemy spróbować...

Zanim decyzja o zakłócaniu nocy tutejszym chłopom została podjęta, na wzgórzu zamkowym pojawił się jakiś ruch i przynajmniej kilka lub kilkanaście sylwetek zbiegało po jego zboczu, kierując się ku wiosce. Mark zaklął szpetnie i kilkoma ruchami rozrzucił ognisko, gasząc większą jego część.
- Chyba lepiej się wycofać...
- Raczej skryjmy się i zobaczmy co tu się dzieje. Nie podoba mi się to. -
Wiedźminka sięgnęła do bagażu patrząc na dwa miecze:
- Jak myślisz? Ludzie czy potwory? Srebro czy żelazo?
Mark zadeptał ognisko do końca. W tym czasie sylwetki zbliżyły się, ale jednocześnie rozmyły w czerni nocy. Wyglądały na ludzkie, a przynajmniej humanoidalne.
- Wątpię, by tu się dopiero pojawiły. A taka ilość potworów na pewno zostałaby zauważona i nie pozostawiłaby mieszkańców wsi ot tak.
Przyglądali się jeszcze przez chwilę otoczeniu, ale postacie nie pojawiły się ponownie.
- Musieli wejść do lasu.
Wskazał na przeciwległą część doliny.
- Ciekawe kim są i po co łażą po nocy. - Arina rozluźniła napięte mięśnie. Mimo wyostrzonych zmysłów nie była w stanie przyjrzeć się im dokładnie - Skoro mag chciał teleportować się tutaj, te sprawy być może są jakoś ze sobą powiązane? Jakoś jednak nie wierzę w to, żeby ludzie ze wsi byli chętni podzielić się informacjami na temat tego co tu się dzieje. Myślę, że możemy przeczekać tę noc, a potem iść do Weudtor i podzielić się informacją o tym miejscu z Rodmiłem. Może to odwróci jego uwagę od wieży i elfów? Tylko jak wytłumaczyć znalezienie się tutaj bez wspominania o siedzibie maga... - zastanowiła się. - Może... powiedzmy, że udało nam się go zaskoczyć w momencie gdy stworzył ten teleport? Na otwartej przestrzeni? Myślisz, że uwierzy?
- To zależy ile wie o magii i czy w pobliżu będzie ten magiczny idiota. Zastanawiam się, czy mówić cokolwiek o znaleziskach, pieprzona sprawa.
- Zdecydowanie powinniśmy z nim porozmawiać bez maga. Na wszelki wypadek gdyby się kręcił w pobliżu odciągnij go, a ja spotkam się z Rodmiłem na osobności.

Westchnęła:
- Postaram się mu powiedzieć jak najmniej, ale kiepska jestem w gadaniu...
- To i dobrze, zwyczajna kobieta wypaplałaby wszystko.

Mrugnął, uspokojony już.
- Czeka nas zimna noc. A wolałbym nie cofać się do lasu, lepiej pilnować czy tamci nie wracają. Wezmę pierwszą wartę, połóż się.
- Dobrze
- Arina skinęła głową, owinęła się w pled i położyła na ziemi. Nie warto się było zamartwiać tym co będzie do przodu. Musiała trochę odpocząć. Jeszcze będzie miała czas przemyśleć sobie opowieść dla dowódcy straży. Jedno było jednak oczywiste. Im mniej mu powiedzą tym lepiej.
 
Sekal jest offline  
Stary 28-01-2011, 20:04   #44
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Nie minęło wiele czasu, przynajmniej w odczuciu obudzonej Ariny, gdy Mark pochylił się nad nią i dotknął bardzo delikatnie. Noc wciąż była ciemna, teraz nawet bardziej, bowiem niebo zasnuły chmury i gwiazdy zniknęły z ich oczu zupełnie. Alez natomiast był wyraźnie z czegoś niezadowolony.
- Dziwna sprawa, z tą wioską. Przeszedłem się tam. Niby chrapanie słychać normalnie, ale z czego oni tu żyją to nie wiem. Pól uprawianych niewiele i to byle jak, obory i stodoły puste, chyba, że ich zwierzęta nie oddychają. A wszystko zabite na cztery spusty i bez robienia rabanu nic nie zdziałasz. Ale jeśli się tak boją, to dlaczego nikt nie pilnuje. Nie pojmuję tego. Miej oczy szeroko otwarte.
Położył się, szczelnie się owijając cienkim materiałem.
To co mówił było rzeczywiście dziwne. Jakoś nigdy nie widziała wsi bez szczekających psów czy łażących po nocy kotów. Fakt, że nie wędrowała po świecie długo, ale w sumie wszystkie wsie które mijała wyglądały tak samo. Różniły się co najwyżej wielkością i ilością mieszkańców. Zawsze jednak pełno w nich było zwierząt. Usiadła koło leżącego mężczyzny wpatrując się w mrok. Na wszelki wypadek żelazny miecz nieznanego wiedźmina położyła obok siebie. Do świtu pozostało jeszcze kilka godzin. I miały one minąć zupełnie spokojnie, bez najmniejszego nawet dźwięku wydobywającego się z lasu, czy tym bardziej - ze śpiącej wioski. Arina nie zobaczyła też nikogo wracającego do zamku, więc jej warta minęła spokojnie.
Niestety skończyło się to z nadejściem świtu, którego nie obwieścił żaden kogut. Zamiast tego w wiosce zaczął się ruch, gdy mieszkańcy zaczęli wychodzić na zewnątrz i załatwiać swoje potrzeby. Nawet nie rozglądali się dookoła, za dnia najwyraźniej niczego już się nie bojąc. Otwierano okiennice, wybierano wodę ze stojącej na środku osady studni. Wyglądali normalnie, choć wiedźminka dostrzegła ich marne ubrania, brudne i podarte. Mark obudził się już, ale nie podnosił się.
- Cholera, wszystko niby wygląda normalnie, ale jakoś nie mam ochoty nawiązywać bliskiej znajomości.
- Możemy ominąć wieś i iść dalej, ale może dobrze byłoby zapytać o drogę do Weudtor. Tak chyba byłoby prościej. Pewnie jest tu jakaś droga. Może po prostu są straszliwie biedni i nie stać ich nawet na jednego koguta?
- Sama nie wierzyła w swoje słowa. To wszystko było bardzo dziwne.
I stało się jeszcze dziwniejsze. Zebrali swój ekwipunek, ale nie zdążyli zrobić kilku kroków, gdy pojawiły się zapamiętane z nocy sylwetki. Były zbyt daleko, aby je rozpoznać, ale za to ich ilość znacznie się zwiększyła - każda z nich ciągnęła za sobą lub pchała jeszcze jedną osobę, znacznie mniejszą niż oni sami. To pozwoliło się domyślić, że ci ubrani w czarne futra byli bardzo dużymi ludźmi. Mieszkańcy wioski także ich zauważyli i niemalże rzucili wszystko na ziemię, aby także ruszyć w stronę zamku. Mark chrząknął.
- Może są tylko biedni...
- Co tu się dzieje?
- Arina patrzyła na to zaskoczona - Wydawało mi się, że boją się zamku. Dlaczego tam idą? I dlaczego my w ogóle zawracamy sobie tym głowę? Czuje w kościach kłopoty...
- Możemy poczekać aż znikną za murami i zerknąć im do domów. A potem udać się w swoją stronę, na pewno nie mam zamiaru sprawdzać, czy tamci są tak samo silni, jak wielcy.
- Taaak! Myślę że to doskonały plan. I poszukajmy jakiejś drogi...


Nikt z tutejszych najwyraźniej nie spodziewał się jakichś zagrożeń, w postaci chociażby dwójki obcych. Wszyscy jak jeden mąż powędrowali do zamku. Teraz doszło do nich, że w tej grupie, ani jednej, ani drugiej, nie było żadnych dzieci, a większość stanowili mężczyźni. I to nie starcy, tych też tu nie było. Na szczęście zniknęli wreszcie za uszkodzoną bramą zamczyska, nie zadając sobie trudu, by zamknąć ją na sobie.
Oni zaś weszli w obręb wioski, od razu wyczuwając jej smród. Nikt nie pozostał w środku, ale same chaty prezentowały raczej opłakany stan. Zapadnięte dachy, brud, korniki, źle utrzymane sprzęty. Jakby ci ludzie zapomnieli, co mają w życiu robić, aby przetrwać i zapewnić sobie sensowny byt. Ku swojemu zaskoczeniu, w oborach i stodołach znaleźli suszone mięso, zwisające z belek na sporych hakach, choć ciężko było zidentyfikować jego pochodzenie, prócz może faktu, że na pewno było różnorodne.
No i było coś jeszcze. W każdej chacie wymalowany był duży, dziwaczny znak.


- Ciekawe kogo czcili. Nie zdziwiłbym, gdyby był to ten nieboszczyk, elf.
- Też bym się nie zdziwiła. Może jakoś ich zaczarował... ale chyba sami sobie z tym nie poradzimy. Nie wierzę, że to mówię, ale tutaj chyba przydałaby się wiedza Karla. Wracajmy jak najszybciej do Rodmiła. Powiemy mu o tym, może się zainteresuje i razem z czarodziejem będę mieli ciekawsze zajęcie niż wypytywanie nas o ewentualną siedzibę elfiego maga.


Mark skinął głową i ruszyli dalej, przemykając po słabo zaoranym polu i wchodząc pomiędzy drzewa po drugiej stronie niewielkiej doliny. Zamek wreszcie zniknął im z oczu - w dzień wcale nie wyglądał lepiej niż w nocy - i znów znaleźli się w lesie, tym razem bardziej mieszanym i bardziej przypominającym te z okolic Weudtor. Zanim jednak przeszli choćby milę, ich uwagę zwróciły kobiece krzyki. Zamarli, a potem automatycznie zwrócili się w ich kierunku, przez nie tak gęste tu zarośla dostrzegając dwóch wielkich mężczyzn. Prowadzili na krótkiej lince nagą, zakrwawioną kobietę lub może dziewczynę.
- Maruderzy, którzy postanowili zabawić się dłużej.
Splunął wściekle, a dłoń zatańczyła mu w okolicach rękojeści miecza.
- Z dwoma chyba sobie poradzimy, a odrobina ruchu chyba nam nie zaszkodzi - powiedziała wiedźminka rzucając na ziemię swoje rzeczy. Wyciągnęła tylko wiedźmiński miecz z żelaza. Czarny kamień nie powinien odbijać światła, a jednak dziewczynie wydawało się że zalśnił dziwnym blaskiem. Jak gdyby broń cieszyła się, że znowu będzie używana. Co było oczywiście całkiem absurdalną myślą. Przedmioty nie miały uczuć. To ludzie przypisywali im swoje. Arina chyba dość miała bezczynności:
- Wezmę tego z lewej. Spróbujmy ich obejść i zaskoczyć.

Alez skinął głową i najciszej jak umiał, odłożył niesiony ekwipunek, obnażając zakrzywione ostrze. Podobnie jak długi miecz Ariny, była to broń mało poręczna w całkiem gęstym lesie, ale wciąż liczyli na zaskoczenie. No i wrogowie wcale nie mieli sytuacji lepszej. Wciąż ciągnęli dziewczynę, a jeden z nich, po bliższym przyjrzeniu się, targał na plecach jakieś ubite zwierzę. Ruszyli na nich od tyłu, szybkimi susami, wykorzystując fakt, że tamci nie zwracali uwagi na otoczenie.
I tym razem mieli szczęście, zwłaszcza, gdy dziewczyna wrzasnęła ponownie. Wiedźminka nie zamierzała bawić się w honorową walkę i kilkoma susami dorwała pierwszego z nich, wbijając mu miecz z całej siły. Ostre jak brzytwa otrze przeszło na wylot, przybijając olbrzymiego, śmierdzącego mężczyznę do drzewa. Drugi miał szczęścia więcej, albo i mniej - zależnie jak na to patrzeć. Egzotyczna szabla nie mogła przebijać, ale Mark uderzył nią w głowę przeciwnika. Skalp zleciał z niej wraz z krwią, ale olbrzym ryknął, odrzucając niesione mięso i zamachnął dwuręczną siekierą, która służyła mu za broń. Alez odskoczył, patrząc jak krew zalewa zarośniętą twarz przeciwnika przerastającego go przynajmniej o głowę. Tamten warczał i ani myślał upadać. Zaskoczony Mark zerknął na Arinę, która nie tracąc czasu na wyciąganie miecza z przyszpilonego do drzewa przeciwnika, wyrwała mu z ręki siekierę i z całej siły uderzyła nią w plecy drugiego w wielkoludów. Z ledwością zauważyła, jak tamten zmienia pozycję i trzonkiem swojej broni odbija jej cios, kopniakiem w brzuch posyłając ją w tył, prosto na jakieś drzewo. Mark uderzył chwilę później, ale wielkolud charakteryzował się także dużą szybkością i refleksem. Ostrze tylko go drasnęło, a kontratak znów zmusił Aleza do cofnięcia się pomiędzy drzewa.
- Zrhadziedzgie nisinne dziedzi!
Ryk wściekłego olbrzyma rozległ się donośnie. Dobrze przynajmniej, że zamek był na tyle daleko, że nikt nie miał szans go usłyszeń. Runął na Marka, zmuszając mężczyznę do uników i chowania się za drzewami. Z lekką bronią nie mógł nawet marzyć o zablokowaniu wielkiej siekiery.
Arina osunęła się po pniu i przez chwilę trwała tak oszołomiona. Uderzenie dosłownie pozbawiło ją oddechu. Siekiera nie była bronią, którą posługiwałaby się dość sprawnie, ale nie miała czasu na zmianę boni. Wieki jak tur dzikus z wściekłością atakował próbującego uniknąć ciosu Marka. Arina postanowiła jakoś odwrócić jego uwagę zbliżyła się do niego jak najciszej i wyciągnęła dłoń w kierunku zranionej głowy. Z jej palców strzelił słaby płomień, niestety nie dotarł do rany i zaledwie osmalił grube futro na plecach. Wielkolud chyba nawet nie zauważył jej działania. Wiedźminka po raz drugi spróbowała ataku, ale tym razem jej atak w plecy był symulowany. W ostatniej chwili pochyliła się nagle zmieniając cel i uderzając dokładnie w ścięgna pod prawym kolanem. I także tym razem wróg dostrzegł atak, odwracając się i błyskawicznym kopniakiem trafiając w trzonek siekiery i wykopując ją w krzaki. Ale tym samym zachwiał się i odsłonił. Mark ciął go od pasa w górę, bez najmniejszego problemu przecinając czarną skórę, która go okrywała. Tamten zamachnął się raz jeszcze, odganiając swoich przeciwników. Ale chwilę później opadł na kolana, a ciężka broń wypadła mu z pozbawionych siły palców. Nie wahając się nawet chwili wiedźminka chwyciła upadającą broń i mocnym zamachem prawie odrąbała okrwawioną głowę od szyi. To był paskudny widok gdy krew trysnęła z przeciętej aorty, a zwisający na resztkach kręgosłupa i skóry czerep dodawał całej scenie jeszcze więcej makabryczności:
- Kto siekierą wojuje od siekiery ginie... - wysapała opuszczając okrwawioną broń na ziemię.
Zaraz potem rozejrzała się za branką wielkich dzikusów. Nawet by się nie zdziwiła gdyby korzystając z zamieszania dziewczyna uciekła jak najdalej stąd.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 29-01-2011, 21:29   #45
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację

Dziewczyna wcale nie uciekła. Wciąż będąc w szoku, opierała się o drzewo, patrząc na nich szeroko otwartymi oczami. Wyglądała na nie więcej niż szesnaście-siedemnaście lat, choć może to też ze względu na chude ciało, teraz brudne i zakrwawione. Arina pierwsze jednakże co u niej dostrzegła, to nietypowe oczy, choć oczywiście nie tak nietypowe jak jej własne. Ich odcień był inny od spotykanych zazwyczaj, a ich przenikliwość większa, niż można się było spodziewać po dziewce ze wsi. Mark wytarł broń i dał znak, że wraca po ekwipunek. Uratowana trzęsła się z zimna tak samo mocno, jak ze strachu. Wiedźminka podeszła wolno do branki i powiedziała spokojnym głosem:
- Już wszystko dobrze. Jesteś wolna. Czy masz gdzie wrócić?
Dziewczyna cofnęła się jeszcze bardziej, kręcąc przecząco głową. Mimowolnie spojrzała na trupa jednego z olbrzymów. Mark tymczasem wrócił, podając koc wiedźmince.
- Lepiej ty jej to podaj. Może też jakieś ubranie, zanim zamarznie. Nie możemy tu zostać.
Ukucnął przy jednym z zabitych, obszukując go z wyraźną niechęcią.
Arina sięgnęła do swojej sakwy i wyjęła z niej koszulę. Nie była nowa. Trochę zużyta i przetarta, ale wiedźminka nie miała wiele garderoby.
- Załóż to - podała jej ubranie i koc - niestety nie mam zapasowych spodni, ale koszula jest długa i zakryją ci uda, a z koca możesz sobie zrobić tymczasowa spódnicę. Mark ma rację. Nie możemy tu zostać. Oddalimy się jak najdalej i jak najszybciej. Potem porozmawiamy. Jestem Arina - rzuciła jeszcze odwracając się do pierwszego trupa.
Podeszła do przybitego do drzewa wielkoluda i spróbowała wyciągnąć miecz. Tak jak przypuszczała nie było to łatwe. Nie miała pojęcia jakim cudem udało jej się go wbić tak głęboko. Dopiero gdy zaparła się noga o ciało i szarpnęła z całej siły udało jej się odzyskać miecz. Nie wyglądał na uszkodzony. Wytarła go starannie o obranie wielkoluda, którego zwłoki po wyjęciu miecza osunęły się bezwładnie na ziemię. Wsunęła ostrze do zaczepu na plecach. W drugim umieściła srebrny, który zdjęła by nie przeszkadzał jej w walce. Podniosła resztę swoich rzeczy. Była gotowa do drogi:
- Idziemy? Wiesz może którędy do wsi o nazwie Weudtor? - Popatrzyła na dziewczynę z nikłą nadzieją.
W oczach nieznajomej pojawiło się kilka uczuć i emocji, ale wygląd nie był mylący. Nie zamierzała się poddać i rozbeczeć, a zamiast tego - wykorzystać pomoc nieznajomych. Założyła koszulę i owinęła się kocem, chroniąc górną część ciała i wykazując tym też nieco znajomości takich spraw. Była wyziębiona, ale w końcu nogi wytrzymać mogły najwięcej. Ściągnęła też buty z jednego z trupów, owijając je rzemieniem tak, aby nie spadły z nóg. Była nieduża, niższa o niemal głowę od wiedźminki. Życie na wsi jednakże hartowało. W końcu także ona była gotowa i nawet skinęła głową na pytanie Ariny.
- Moja... Weudtor jest tylko dzień drogi od miejsca, w którym mieszkałam.
Zagryzła wargę. Głos miała cichy i drżący, przynajmniej teraz. Wskazała dłonią kierunek, w którym mniej więcej poruszali się od opuszczenia doliny z tą dziwną wioską.
- No to świetnie - uśmiech rozjaśnił dziwne, kocie oczy Ariny. - Podejrzewam, że "do miejsca w którym mieszkałaś" nie jest więcej niż kilka godzin, więc mamy sporą szansę, że kolejną noc spędzimy w ciepłym łóżku w gospodzie.
Mark tymczasem skończył oględziny ciała.
- Są dziwaczni. Niby ludzie, ale wyglądają, jakby coś skrzyżowało ich z niedźwiedziem. Albo... na nich eksperymentowało.
Skrzywił się, ale jego wzrok mimowolnie odnalazł oczy Ariny.
- I mają wytatuowany ten dziwny znak na swoich piersiach. Myślisz, że ruszyli się tej nocy, bo nie było już maga? Mógł ich kontrolować.
Nagle jakby sobie przypomniał o dziewczynie, uśmiechając się do niej pokrzepiająco.
- Jestem Mark. Widziałaś już wcześniej takich jak oni?
Nieznajoma tylko pokręciła głową. Ruszyli we wskazanym przez nią kierunku.
- Jeśli masz rację to do tej kontroli... to jest to spory problem. Pokonanie ich na pewno nie będzie łatwe, a strach pomyśleć co by się stało gdyby zaczęli grasować po całej okolicy. Ale fakt, że nie do końca są ludźmi sporo upraszcza. Jak masz na imię? - Arina zwróciła się z lekkim uśmiechem do dziewczyny.
Mark wzruszył ramionami.
- Jeśli jest ich tylko kilkunastu, łucznicy wystrzelają ich bez problemu. Nawet nie zamykali bramy w tym swoim zrujnowanym zamku. Wiesz, to nie nowość. Takie dziwaczne kulty i zamknięte miejsca pojawiają się coraz częściej, gdy Nilfgaard w popłochu uciekł na południe.
Przez chwilę szli w ciszy, kiedy rozbrzmiało pytanie Ariny, a nieznajoma wahała się przy odpowiedzi.
- Mam na imię Milada, choć wszyscy zawsze zjadali dwie ostatnie litery.
Wiedźminka obrzuciła dziewczynę uważnym spojrzeniem:
- To pewnie ma jakiś podtekst, ale ja zupełnie go nie rozumiem. Co do łuczników - popatrzyła na Marka - widziałeś jaką mają twardą skórę? Jacy są szybcy? Nie sądzę, by dali sie wystrzelać jak kaczki bez walki. Oczywiście nikt nie jest nie do pokonania, ale nie sądzę by było łatwo się nimi rozprawić.
- Nie powiedziałem, że łuczników ma być tyle, co tych wielkoludów. Zresztą to nie nasza sprawa, ja już nie mam ochoty mierzyć się z którymś z nich...

Głos dziewczyny, wciąż jakby oddalony, przerwał Alezowi niespodziewanie, ale nie natrętnie. Za to zaskakująco.
- Ogień. Boją się ognia. Gdy futro jednego z nich się zapaliło, wpadli w panikę i nikt mu nie pomógł, aż tamten się nie wypalił.
Niewiele było emocji w jej słowach. Mark uniósł brwi.
- Nasza dziewczyna nie brzmi jak prosta chłopka.
Orla zastanowiła się:
- A więc mój impulsywny pomysł by użyć znaku ognia nie był taki całkiem nietrafiony. Szkoda tylko, że tak kiepsko nim władam i że zamiast trafić we włosy osmaliłam mu tylko futro na grzbiecie. - Specjalnie zignorowała uwagę Marka. Branka półludzi wydawała jej się bardzo spięta. Nie chciała jej przestraszyć nadmierna ciekawością. Jeśli zechce mówić sama im powie o sobie. Jeśli nie... To w sumie nie była ich sprawa.
 
Sekal jest offline  
Stary 30-01-2011, 17:06   #46
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Przez następne trzy godziny Milada nie odezwała się już słowem, za to poprowadziła tak, że szybko znaleźli się na starej, nieużywanej już najwyraźniej od dość dawna, polnej drodze. Nie uniknęli w ten sposób błota, wysokiej trawy czy mniejszych zarośli, ale nie było tu drzew, większych krzaków czy atakujących z każdej strony gałęzi i korzeni. No i nie musieli sprawdzać drogi, ta prowadziła wprost do wioski dziewczyny, położonej całkiem podobnie do poprzedniej. Las wykarczowano, aby obsiać pola. Niedaleko widać było hale, na których zapewne wypasano owce, a sama wioska utrzymana była w znacznie lepszym stanie. Nie licząc trupów, które widzieli nawet z dużej odległości. Napastnicy nie spalili tego miejsca, dymił się tylko jeden, stojący na uboczu dom, na który wskazała Milada.
- Tam mieszkałam. Nie chcę tam wchodzić... Oglądać ich twarzy. Weudtor jest jeszcze daleko, szybkim marszem będziemy tam dopiero późno w nocy.
- Dziwne, że nikt nie zajmuje się martwymi
- Arina popatrzyła z zaskoczeniem na wioskę - Milado czy nikt z twojej wioski nie przeżył?
Pokręciła głową, gryząc mocno dolną wargę.
- Część próbowała uciec, innych zabili, a jeszcze innych wzięli ze sobą, jak mnie. Nawet jak komuś się udało... to chyba boją się wrócić. To miejsce... jest teraz przeklęte.
- Przeklęte? Co przez to rozumiesz? Używali jakichś czarów? Rytuałów?

Jeszcze jeden ruch głową.
- Ciała... gdy je zobaczycie, zrozumiecie. Nawet jak ktoś wrócił, bałby się ich dotknąć. Ludzie są przesądni, a znaki były. Byłam uczennicą tutejszej... zielarki. Dużo mówiła.
Zaintrygowana Orla popatrzyła na Marka. Potem w kierunku wioski:
- Myślę, że powinniśmy to zobaczyć by dokładnie opowiedzieć Rodmiłowi. - Popatrzyła z powrotem na dziewczynę - Wiem że nie chcesz tam wracać i rozumiem to, ale może chciałabyś coś ze swego domu? Jakieś rzeczy? Nie jest łatwo nie mieć zupełnie niczego... człowiek potrzebuje wspomnień, a przecież po za tym ostatnim musiałaś mieć jakieś lepsze?

Mark westchnął, pocierając z niesmakiem brodę, która zdążyła mu wyrosnąć przez te dni bez golenia.
- Znowu trupy. Jak któreś uciekło to i tak mu już nagadało o jakichś swoich zabobonach. Ludzie są ciemnymi prostakami - splunął. - Bez urazy.
Zerknął na Miladę, która znowu kręciła głową, patrząc Arinie w oczy.
- Niewiele. Pamiętaj, że byłam dziwadłem. Ale chciałabym jakieś ubranie, na pewno coś znajdziecie. W innych domach. Chata zielarki doszczętnie spłonęła.
Zwróciła wzrok na wciąż dymiące zgliszcza.
- Tam pójdę sama, może znajdę choć trochę kości.
- Dobrze.
- Arina skinęła głową. - Zabaczę te znaki i poszukam ubrań, a potem idziemy dalej. Jeśli nie masz ochoty tego oglądać możesz zostać tutaj - Arina popatrzyła na Marka - będziesz sobie mógł chwilę odsapnąć od noszenia swojego żelastwa. Nie sądzę by groziło nam coś w tym miejscu.
Alez jednakże wstał, nie chcąc zostawać po tej stronie.
- I tak muszę się ruszyć w tamtym kierunku. A ciała przestały mnie ruszać już jakiś czas temu.
Ruszyli w kierunku wioski, Milada zaś odeszła nieco w bok, okrężną trochę drogą kierując się do spalonego domostwa.

Gdy doszli do pierwszych trupów, nie ruszyły ich szczególnie. Nie rozumieli tutejszych przesądów, a coś takiego jak całkiem czerwone oczy, takiż język oraz znajomy już symbol widniejący na czole, nie zrobiły odpowiedniego wrażenia.
- I to przeraziło tych kmiotków?
Wyraźnie zdziwiony Mark obszukał ciało, zaglądając jeszcze pod ubranie.
- Nic wielkiego, jak myślisz? Tyle, że ten znak dziwny, bo ani wycięty, ani nie wymalowany, ani nie wypalony...
- Może to magia. Można zrozumieć że przeraża ludzi prostych i karmionych całe życie zabobonami. Popatrz - wskazała na czerwony ślad na ciele - wygląda na krwiak wywołany uderzeniem, ale skoro jest w takim stanie to oznacza, że ci ludzie po jego otrzymaniu musieli jeszcze żyć przez jakiś czas. No i taki kształt to musiałby powstać od jakiegoś przedmiotu. Jakby pieczęci...
- Dziwne dzikusy, to na pewno. Patrz na rany, część z nich na pewno jest śmiertelna. I to błyskawicznie śmiertelna, nie ma możliwości, aby po tym żyć.

Wskazał na rozrąbaną pierś jakiegoś mężczyzny. Siekiera musiała wejść głęboko i przebić między innymi serce.
- Ale i tak uważam, że kmiotki przesadzają.

Po wejściu do pierwszego domu, ze zdziwieniem zauważyli, że wyglądał na splądrowany, ale przecież nie widzieli, by olbrzymy targały ze sobą jakieś zrabowane dobra.
- A to ciekawe.
- Myślisz, że ktoś się tu pojawił w międzyczasie i... posprzątał?
- Arina rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś odzienia dla Milady.
W tej chacie nie zostało nic cennego czy choćby sensownego, ale już następna była prawie nie ruszona. Znaleźli tam sporo ubrań, glinianych naczyń, a nawet zapasy pozostawione w ziemnej piwniczce.
- Najwyraźniej, każdy co uciekł, wrócił do swojego domu, zabrał wszystko a potem zwiał czym prędzej. Albo obrabował byłego sąsiada, teraz to cholera wie.
- Milutko prawda?
- Arina pokiwała ironicznie głową zbierając rzeczy, które uznała za przydatne. Kilka koszul, jakieś spódnice i ze dwie pary spodni. Znalazła nawet parę niezbyt eleganckich i mocno znoszonych butów, ale mogły pasować na drobną stopę dziewczyny.
- Chyba nic więcej tu nie znajdziemy. Chodźmy do Weudtor. Naprawdę mam ochotę na porządny nocleg w wygodnym łóżku.
Mark skinął głową, wskazując na czekającą już na nich Miladę, która usiadła przy trakcie, w tym miejscu już znacznie lepiej utrzymanym i oczyszczonym. Przynajmniej dalsza podróż wydawała się teraz milsza. Dziewczyna wzięła od Ariny ubrania, odwracając się i zrzucając z siebie koc i koszulę wiedźminki. Nie wydawała się przejmować obecnością Aleza czy tym bardziej Ariny i już po chwili ubrana była w zwykłą chłopską bluzkę i spódnicę. Na nogi wsunęła buty, a na nadgarstkach grzechotały jej kościane bransolety. Podniosła z ziemi małe zawiniątko, w którym z kolei miała inne kości, mniejsze i przeróżnych kształtów.
- Dziękuję. Moja nauczycielka mówiła, że jestem w tym dobra.
Zanim zdążyli zaprotestować, rzuciła kośćmi, przyglądając się im.
- Podążają za nami. Znak jest jasny.
Uniosła wzrok, kierując na nich swoje niebywale jasne oczy.
- Czyli musimy się śpieszyć - stwierdziła spokojnie Arina podnosząc z ziemi swoje rzeczy i zarzucając sobie podróżny worek na ramię. Nie komentując nawet jednym słowem działań Milady ruszyła w kierunku kolejnej wioski.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
Stary 15-02-2011, 22:42   #47
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Marsz wznowili szybko i z werwą, ale przecież żadne z nich nie było wytrawnym piechurem. Mark i Arina, przyzwyczajeni do jazdy konnej i obciążeni dodatkowym ekwipunkiem z siedziby elfa, poruszali się co prawda sprawnie, ale nie bardzo szybko, jak powinni wiedząc, że są ścigani. Wróg jednak nie dawał żadnego sygnału o swojej obecności jeszcze przez następne kilka godzin, podczas których przemierzyli bardzo duży kawałek leśnej drogi. Milada, choć może z lekkim trudem, to jednak dotrzymywała im kroku.
Kilka godzin po południu, gdy słońce chyliło się powoli ku zachodowi, niezbędny był już odpoczynek. Nogi i plecy pulsowały bólem, a płuca z coraz większym trudem łapały powietrze. Ustronne miejsce, w którym się zatrzymali, było chyba nawet specjalnie do tego przystosowane - była tu zadaszona wiata, proste ławy i płynący żwawo strumień z krystalicznie czystą wodą. Dziewczyna usiadła na jednej z ław, wyciągając swoje kości. Cisnęła nimi, obserwując jak się toczą. A gdy się już zatrzymały, przesunęła jeszcze nad nimi dłonią. Dwie poturlały się dalej, spadając z ławy. Uniosła wzrok.
- Są już blisko. Nie uda nam się im uciec, jeśli będziemy szli traktem.
Mark jęknął, masując jedną ze swoich nóg.
- Jasna cholera. Jak wleziemy w las to może być jeszcze gorzej. Widziałem już tropicieli w akcji, te cholery potrafią każdą złamaną gałązkę wypatrzyć.
- Czyli nie pozostaje nam nic lepszego jak czas, który pozostał wykorzystać na przygotowanie zasadzki
- Arina pogodzona z perspektywą zbliżających się przeciwników, wyglądała na spokojną. To w końcu było jej powołanie: Walczyć.
Popatrzyła na Miladę:
- Możesz powiedzieć kiedy do nas dotrą i ilu ich jest?
Dziewczyna pokręciła głową.
- To nie... to nie tak. Kości wyczuwają ich nienawiść, to jak się zbliża. Nie ich samych.

Alez prychnął. Przestał pocierać nogi, zabierając się za sprawdzanie ekwipunku.
- Ładną żeśmy dziewkę uratowali. A czy możesz wywieszczyć może jakieś dobre rzeczy, co? Cholera, nie mam ochoty za ciebie umierać.
Dziewczyna posłała mu ostre spojrzenie, które złagodniało prawie od razu.
- Przepraszam... i dziękuję. Nie nawykłam do tego, by ktoś mi pomagał. Nie musicie uciekać. Oni was nie widzieli, wystarczy, że zostanę tu sama.
Mężczyzna prychnął raz jeszcze, wyrzucając ramiona w górę.
- Arina, lepiej ty z nią gadaj. Po to gnam jak głupi i tnę śmierdzących dzikusów, aby teraz ją zostawiać, taaak.
- Nie ma o czym dyskutować i szkoda na to czasu
- powiedziała wiedźminka spokojnie - Milada powiedziała, że boją się ognia. To bardzo cenna informacja. Musimy nagromadzić jak najwięcej drewna i zrobić pochodnie. Przydałaby się jakaś broń miotana... ale tego nie posiadamy. Jednak nawet rzucanie zapalonymi kijami może się okazać skuteczne skoro tak się boją tego żywiołu. Tym mogłaby się zająć Milada. Może powinniśmy się otoczyć jakimś kręgiem ognia? Ale nie wiem czy wystarczy czasu by zgromadzić tyle drewna... - Bezwiednie popatrzyła w górę - Hmmm... co myślisz Mark o użyciu drewna z zadaszenia wiaty?

Alez odchrząknął, wpatrując się w dach zbudowany głównie ze splecionych gałęzi.
- Może jednak spróbujemy ich zmylić? Nic na tym nie tracimy, możemy odejść jeszcze kawałek drogą, starając się nie zostawiać śladów. A potem wejść w las. Jeśli będą iść szybko, mogą nie zauważyć. Wiem, Arina, że nauczono cię walczyć... ale jeśli będzie ich dziesięciu, to ogień może nam wiele nie pomóc. Jak podpalony został ten z wioski?
Zerknął na Miladę, która wzruszyła ramionami.
- Sypnęłam go łatwopalnym proszkiem, trochę przypadkiem wpadł na pochodnię.
- Tak właśnie sądziłem... Arina, te skóry, które mają na sobie nie jest łatwo podpalić. Ja byłbym za walką tylko w ostateczności.

Wiedźminka skrzywiła się:
- Jakoś trudno mi się pogodzić ze zmianą roli z łowcy na ścigane zwierzę - Popatrzyła na ich towarzyszkę potem znowu na Marka - Myślisz, że jest jakaś szansa by ich wyprowadzić w pole? To pół zwierzęta. Z pewnością mają lepszy nos niż my umiejętność zacierania śladów. Nie sądzę by nam się udało ich zmylić.
Potem popatrzyła na otoczenie
- Szkoda, że nie jest sucho. Pożar lasu to by była idealna przegroda... i zaciera zapachy...

Milada uklękła, biorąc w dłoń trochę ziemi i przepuszczając ją między palcami.
- Nie wiem jak u nich jest ze zmysłami, ale mogłabym spróbować ukierunkować ich wściekłość i żądzę, tak aby pobiegli dalej. Nawet jak potem się zorientują, dostaniemy więcej czasu.
Mark skrzywił się, ale najwyraźniej widział już wystarczająco, by tego nie skomentować.
- Możemy podejść kawałek a potem się wrócić, nie zostawiając nowych śladów. Może ten strumień trochę stłumi nasz zapach.
- Musielibyśmy długo iść w nurcie by ich zmylić w ten sposób. Jeśli mają powonienie tak dobre jak psy nie zda się to na wiele, ale może mają na tyle dużo z ludzi, że nie są tak doskonałymi tropicielami -
Arina zastanowiła się - Jeśli kierują się raczej odczuciami magia może ich zmylić... myślę że to dobry pomysł Milado. - Uśmiechnęła się do dziewczyny. - Dobrze... możemy spróbować.
Dziewczyna skinęła głową.
- Zostawcie więc ślady. Ja muszę się przygotować.
Zaczęła rysować w mokrej ziemi jakieś symbole, grzechocząc kośćmi trzymanymi w drugiej dłoni.

Mark podniósł się, przyglądając się szlakowi. Ruszył szybko naprzód, odzywając się dopiero po chwili, wiedząc, że Milada nie będzie go już słyszeć.
- Przez chwilę możemy jeszcze zostawiać ślady, później ruszymy po zieleni... ale to zadziała tylko wtedy, gdy wiedźma faktycznie umie robić te czary. Wiesz Arina, ona jest chyba za dobra na uczennicę. Nie ufam całym tym... kościom.
Dziewczyna delikatnie położyła dłoń na jego piersi, popatrzyła w oczy, a potem powiedziała cicho tak by tylko on mógł ją usłyszeć:
- Nie lubisz magii prawda? To nam jednak nie zaszkodzi. Co najwyżej nic nie da, a wtedy pozostanie tylko walka. Ona tak samo jak my raczej nie ma ochoty na spotkanie z tymi dzikusami. Dlatego myślę, że warto spróbować. Do Weudtor tylko kilka godzin... mam nadzieję, że uda nam się tam dotrzeć.
- Tak, tylko... ona nie zachowuje się jak uczennica, nic a nic. Poznałem w życiu kilka zwyczajnych zielarek i mówię ci, ta tutaj to zdecydowanie wiedźma. Sprawia, że ciarki przechodzą mi po plecach i wcale nie wszystkie są nieprzyjemne. Chyba ostatnio przyciągam osoby niezwykle ciekawe.

Mrugnął i spojrzał na ślady, przechodząc na trawę z boku ścieżki.
- Jeśli będą dokładnie badać ślady, to jest duża szansa, że to zauważą.
- Miejmy nadzieję, że dadzą się nabrać
- Arina była gotowa do drogi - chodźmy!
To nie była dobra chwila na rozmowy. Zwłaszcza o tym jak wiedzmy, a zwłaszcza jedna, działają na mężczyznę, którego zaczęła traktować jako kogoś ważnego w swoim życiu.

Wrócili poboczem, starając się nie zostawiać za sobą żadnych wyraźnych śladów, co w miękkiej, ale elastycznej ściółce nie było takie znowu trudne. Milada w tym czasie wykonała jakiś tylko sobie znaną maść, rozsmarowując ją na kawałku kory, który położyła niedaleko drogi.
- Teraz muszę to podpalić, dym i zapach powinny podziałać na zmysły tych dzikusów i jeśli wszystko się uda, znacznie wzmóc ich wściekłość. Ale to nie będzie palić się wiecznie, a ja nie potrafię powiedzieć, jak daleko tamci są za nami.
Mark popatrzył na to krytycznie, a potem skierował wzrok na trakt.
- Jeśli są na tyle daleko, że to zdąży zgasnąć to i tak powinniśmy być już daleko w lesie. Jak myślisz, Arina? Zapalamy i biegniemy?
Wiedźminka skinęła głową i bez dalszych dyskusji ruszyła przed siebie.
 
Sekal jest offline  
Stary 16-02-2011, 16:42   #48
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Milada szybko posypała ziemią wyrysowane symbole, zakrywając je całkiem. Potem rozpaliła mały ogień, przenosząc go na maź, która zaczęła się tlić i dymić, wydzielając całkiem intensywny zapach. Oni go jednak już nie czuli, zagłębiając się w las, najpierw wzdłuż strumienia. Mark szybko zwolnił, starając się nie zahaczać o gałęzie niesionym naręczem broni. O biegu nie mogło być mowy także ze względu na niezbyt dobrą kondycję.
- Jasna cholera... lepiej by złapali się na tę sztuczkę. Oddaliliśmy się już kawałek, teraz kierujemy się do Weudtor?
- Chyba tak
- potwierdziła Arina - Skoro magia Milady nie będzie trwała zbyt długo, może już lepiej skierować się na wioskę. Musimy tam dotrzeć zanim te stwory się zorientują w oszustwie i nas dogonią.
Zmienili kierunek, przedzierając się teraz mniej więcej w stronę wioski. Mogli kierować się jednak tylko słońcem, dokładniej to jego poświatą, bowiem samo było prawie cały czas zasłonięte przez wielkie korony starych drzew. Początkowy trucht szybko zmienił się ponownie w szybki marsz a i tak ciężko było utrzymać tempo. Ciężki ekwipunek nie współgrał z nierównościami terenu, zagajnikami, krzakami i masą innych przeszkód.
A zmęczenie usypiało czujność.

Olbrzym stanął przed nimi zupełnie zaskakująco. Był sam i choć nie większy niż dwaj, których pokonali wcześniej, wyglądał nieco inaczej - najpewniej przez znaki wymalowane na całej twarzy, a także przez broń, którą stanowił gruby kostur. Wbił go lekko w ziemię, która zaczęła gwałtownie dymić i syczeć. Na jego prymitywnej twarzy wymalowana była ledwo kontrolowana wściekłość. Milada głośno przełknęła ślinę.
- To musi być jakiś szaman... czuję od niego smród magii...
- Jak ja nie lubię magii
- Wyszeptała pod nosem Arina wyćwiczonym ruchem sięgając po stalowy miecz. By nie dać przeciwnikowi czasu na jakieś "hokus pokus" ruszyła szybko w jego kierunku, dając swym towarzyszom chwilę na przygotowanie do nieuchronnego starcia.

Wróg nie miał zamiaru czarować, przynajmniej teraz, bowiem wyglądało na to, że przygotował się już do tego starcia, wybierając do niego małą polanę, na której jego broń w pełni mogła rozwinąć swój potencjał. Warknął i ruszył do przodu, błyskawicznym ruchem odbijając miecz Ariny, która musiała zanurkować pod drugim końcem jego kija. Mark właśnie zrzucał balast i także chwytał miecz, klnąc coś pod nosem. Zanim jednak skrócił zasięg, wróg cofnął się już nieco. A potem uderzył, bronią, która przy uderzeniu sprawiała wrażenie, że jest z metalu. Alez jęknął, parując ją z trudem, a chwilę później jęknął, gdy drugi koniec uderzył go w brzuch i odrzucił do tyłu jak szmacianą lalkę. W powietrze uniósł się smród. Milada cofnęła się, kreśląc coś na ziemi i nawet nie zwracając uwagi na starcie.

Wiedźminka nie traciła czasu, gdy tylko wyminęła przeciwnika atakującego wojownika, zaatakowała ponownie starając się celować jak najniżej w nogi. Już wcześniej miała okazje się przekonać, że futro chroniące ich ciała jest wyjątkowo twarde. Prawie jak rycerski pancerz. Cios co prawda osiągnął cel, ale tylko częściowo, przecinając ubranie i lekko zahaczając o nogę. Arina chwilę później musiała się już bronić, zasypywana kolejnymi uderzeniami, które wprawiały broń w drżenie, a ręce w omdlenie. Raz uderzenie dosięgło jej uda, drugi raz musnęło żebra. Mark już wstał, ale poruszał się z trudem, odciągając nieco uwagi od wiedźminki, a Milada trzymając coś w dłoniach szła prosto na olbrzyma.
Zdecydowanie okładanie kijem nie należało do przyjemnych ćwiczeń. Pamiętała je z dzieciństwa doskonale, ale choć wiedźmini nigdy nie hamowali siły ciosów, uderzenia, które teraz wymierzał wielkolud były niepomiernie większe. Ledwie była w stanie utrzymać broń, na którą przechodziła cała energia. Na nodze będzie pewnie miała paskudny siniak, podobnie jak na żebrach, jeśli oczywiście wyjdą z tego starcia zwycięsko. Spróbowała zaczerpnąć oddechu. Na szczęście jednak kości wydawały się całe. Musiała koncentrować się na obronie. Stwór był nie tylko niezwykle silny ale i bardzo szybki.
Szybko też zareagował na nowe zagrożenie, uderzając drągiem prosto w brzuch Milady, która jednak także zdążyła zareagować. Wyprostowała ręce i sypnęła ziemią prosto w przeciwnika, który prychnął i zatoczył się, niestety nie wystarczająco, by dziewczyna mogła uniknąć ciosu. Trafiona krzyknęła i padła na ziemię, zwijając się z bólu. Ale ani wiedźminka, ani Mark nie czekali, atakując ponownie. I o ile wróg nie zwolnił, to jego broń nagle znowu stała się zwyczajnym kijem, który z trudem wyłapywał ciosy mieczy, co chwilę odłupujących z niego drzazgi. A szaman został tym na tyle zaskoczony, że powoli tracił inicjatywę.
Tak to jest, kiedy ktoś większą wagę przywiązuje do magicznych sztuczek i zabawek niż do własnych umiejętności. To nauka, którą boleśnie odbierali wszyscy młodzi wiedźmini. Najważniejsze zawsze były umiejętności i wzmocnione miksturami możliwości ich ciała, którego miecz był tylko naturalnym przedłużeniem. Był bronią, która raniła i ostatecznie pokonywała bronią, ale to wyrobiona dłoń, czułość zmysłów, intuicja i refleks decydowały o ostatecznym zwycięstwie... a także towarzysze, którzy niespodziewanie przychodzili z pomocą.
Teraz przewaga liczebna i wspólne ćwiczenia działały na korzyść Marka i Ariny. Atakowali jednocześnie, starając się wyminąć zasłony stosowane przez wielkiego szamana. W końcu przeciwnik musiał popełnić błąd. To była tylko kwestia czasu... i szczęścia.

Wróg mógł stracić inicjatywę, ale na pewno nie stracił siły i szybkości. Trafił jeszcze Marka w lewy bark, zmuszając mężczyznę do walki praktycznie tylko jedną ręką, ale już następny cios miecza wiedźminki przepołowił jego kostur. Olbrzym ryknął, odrzucając dwa kawałki drewna i uniósł w górę dłonie, charczącym głosem wykrzykując urywane sylaby. Roślinność nagle rzuciła się na Arinę i Aleza, próbując za wszelką cenę zatrzymać ich w miejscu. Tylko, że na polanie nie było jej za wiele. Wiedźminka tnąc próbującą ją opleść zieleń nie spuszczała wzroku ze stwora. Na szczęście trawy i krzewy wczesną wiosną były jeszcze mało rozwinięte, a gałęzie drzew zbyt daleko, by pokrzyżować jej plany ponownego ataku na dziwoludzia. Skoczyła do przodu atakując jego tors gwałtownie i szybko. Podobnie zrobił Mark i chwilę potem oba miecze wbiły się w cielsko olbrzyma, z którego ust zamiast kolejnych słów wyszły tylko zakrwawione bąbelki powietrza. Charcząc stał jeszcze chwilę na nogach, by nagle paść na ziemię, wyrywając rękojeści broni z rąk swoich zabójców. Alez jęknął i usiadł na ziemi, masując swoje żebra.
- Twarde skurwysyny.
- Taaa... nie mam najmniejszej ochoty na kolejne spotkanie
- dodała Arina wsłuchując się w swoje ciało i analizują swoje obrażenia. Kolejna niezwykła umiejętność, którą wyniosła z Kaer Morhen. Mimo faktu, że bolało ją całe ciało chyba nie odniosła jakichś poważniejszych obrażeń. Popatrzyła na Miladę:
- Co z tobą? Dasz radę iść dalej?
Najwyraźniej mimo poważnych siniaków i bólu, udało się uniknąć złamań - przynajmniej w przypadku Ariny. Trafiona w brzuch Milada zwróciła ostatni posiłek, nie podnosząc się z ziemi.
- Musiał... musiał przełamać moje zaklęcie. Ale nie do końca, nie wziął pozostałych.
Mark z trudem, ale wstał i wyprostował się.
- Poszło w brzuch a nie w żebra. Ale ramieniem prawie nie mogę ruszać. Lepiej, żeby pozostali nie trafili na nasz ślad. Ciekawe czy to był wódz.
- Pomogę Ci z tym żelastwem
- Powiedziała Arina zabierając się za pakunek wojownika - Chyba mnie się najmniej oberwało, po za tym szybko mi przejdzie. Czasami bycie mutantem ma swoje dobre strony.
Wolała nie myśleć o kolejnym spotkaniu z takimi przeciwnikami. Niezależnie: z wodzami czy z nie wodzami. Nie mieli wielkich szans. Musieli się śpieszyć.
Mężczyzna skinął głową, pomagając wstać Miladzie. Po niedługiej chwili znowu byli w drodze, maszerując aż do zmierzchu, kiedy to dotarli do traktu przecinającego las, a potem odnaleźli drogę ku Weudtor.
Pierwszego trupa znaleźli właśnie przy drogowskazie, mężczyznę z przerażeniem na twarzy, zabitego ciosem w kark.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 16-02-2011 o 21:27.
Eleanor jest offline  
Stary 01-03-2011, 13:34   #49
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wiedźminka czuła jaj po plecach pełznie jej zimny cień strachu.
- Kurwa! Niemożliwe by zaatakowali taką dużą wioskę jak Wedutor! Niemożliwe prawda? - Arina popatrzyła uważnie na Miladę. Coś jej jednak mówiło, ze byli na tyle szaleni, by zaatakować wszystko i na tyle nieoczekiwani, ze mogło im się zaskoczyć nawet wyszkolone oddziały.
Milada także pokręciła głową, przyglądając się temu ze smutkiem.
- Jeśli ich wściekłość się nie wyładowała...
Mark prychnął, nie wierząc temu co widzi.
- Ten tu musiał znaleźć się tu przypadkiem. Nie wierzę, by banda wielkoludów zdołała zrobić tu większą krzywdę, przecież oni tu mają wartownię, a nawet takie bydlaki musiały być zmęczone po forsownym biegu.
Sięgnął jednak po miecz, ale i on był mocno zmęczony po marszu. Dobrze, że przynajmniej wszystkie ich rany były tylko stłuczeniami.
- Idziemy?
- Tak
- wiedźminka skinęła głową. Nie miała ochoty się przekonywać, czy ich ostatnie działania sprowadziły śmierć na całą wieś. Wiedziała jednak, że i tak uda się tam by się o tym przekonać. Nie można było uciekać od swoich czynów i konsekwencji jakie przynosiły. To nie miało sensu, bo przeznaczenie i tak zawsze człowieka dopadło.

Szybko okazało się, że olbrzymy faktycznie dotarły do Weudtor. Tuż przed pierwszymi zabudowaniami płonął niewielki stos złożony z kilku olbrzymich ciał, cuchnąc straszliwie. Widać jeszcze było drzewce wbitych strzał i bełtów. Zanim jednak mogli ruszyć dalej, wokół pojawiło się trzech konnych.
- Stać!
Ostrożność była całkowicie zrozumiała. Na szczęście jednym z nich był Rodmiłł, który szybko rozpoznał Arinę i Marka.
- To wy? Prawdę mówiąc, nie spodziewałem się. Mieliśmy tu przed godziną paskudny atak jakichś dzikusów z gór. Dorwali Aarona i jego rodzinę... to ten pierwszy dom. Skurwysyny chciały tylko zabijać.
Arina nie zdawała sobie sprawy jaka jest napięta, aż do czasu kiedy zobaczyli martwe ciała dzikich ludzi. Odetchnęła, gdy sie okazało że jednak sobie poradzili:
- Na drodze znaleźliśmy jeszcze jednego trupa. - Nagle poczuła się straszliwie zmęczona. - Zabiliście wszystkich?
Rodmiłł wcale nie wyglądał lepiej. Skinął głową swoim ludziom i ci pognali konie w stronę rozstajów.
- Tak. Było ich tylko pięciu, ale i tak dorwali dwóch moich ludzi i poranili trzech innych. Nie wiem, gdzie oni się chowali, ale to nie było normalne. Udajcie się do karczmy, rano złożycie raport.
Dłużej zawiesił oko na Miladzie, ale nie zadał żadnych pytań i dobrze że nie pytał. Orla nie była w stanie myśleć, a ciągle miała wątpliwości co do wyjawiania całej prawdy. Zabijanie potworów było dużo łatwiejsze, kiedy się posuwało po za zabijanie zwykłych zwierzęcych potworów. Świat nie był jednak taki prosty. Vesemir nie mówił jej o tym. Może świat się zmienił, a może nigdy nie był taki, tylko niektórzy starali się tego nie widzieć?
- Już się nie mogę doczekać normalnego łóżka - powiedziała ruszając w kierunku gospody.
Gospodzie na szczęście nie stało się nic. Co prawda nikt w Weudtor nie spał, ale dostali strawę, a pokoje wciąż pozostawały wolne. W międzyczasie wyjechał mag, którego tu poznali i we wsi nie było innych gości. Także konie wciąż stały w stajni. Milada zaś wyglądała na spłoszoną.
- Ja... wszystkie pieniądze zostały w mojej wsi...
Arina westchnęła:
- Zapłacę za twój pokój - powiedziała, a potem zerknęła na Marka - Przynajmniej problem Karla mamy z głowy. Zero wścipskich magów na horyzoncie dobrze wpłynie na mój spokojny sen, choć słowo raport nie będzie należeć do moich ulubionych.
Mark wzruszył ramionami, zmęczony i obolały. Minę miał nietęgą, zastanawiał się nad czymś.
- Myślę, że powinniśmy im powiedzieć o wsi Milady i zamku. Tu gdzieś jest jakiś władyka i jeśli zbiorą siły, to wypalą tamtych ogniem.
Milada uśmiechnęła się lekko z wdzięcznością.
- Dziękuję... ja, ja mogę to odpracować. Nie chcę nic za darmo, ale nie mam nic na wymianę...
Wiedźminka pomyślała sobie, że wolałaby się obejść bez wdzięczności Milady. Jak do tej pory mieli przez nią same kłopoty. Miała nadzieję, że niedługo odejdą z Wedutor i będzie ją miała z głowy. Kolejna rzecz do której nigdy by się głośno nie przyznała, ale widziała spojrzenia jakimi Mark ją obrzucał i była zazdrosna. Czuła się źle z tym uczuciem. Wiedźmini nie powinni się przywiązywać do nikogo. Byli skazani na samotność. Na chwile zamknęła oczy:
- Nie ma co dzisiaj więcej dyskutować. Idę spać. - Wstała i ruszyła w kierunku swojego pokoju. Mark pojawił się tam niewiele później, a zmęczenie pochłonęło ich niemal od razu.

Noc minęła spokojnie, ale poranek obudził ich bólem zmęczonych i obitych mięśni. Alez rozmasowywał swoje żebra.
- Cholerne dzikusy. To co mówimy komendantowi?
Pod oknem przejechał konny patrol. Rodmiłł nie zamierzał ryzykować. Arina przejechała dłonią swoje włosy:
- Na pewno można powiedzieć o Miladzie i dzikusach wszystko co wiemy. Ja mam tylko wątpliwości co do dziewczynki i kryjówki maga. Skoro nie ma Karla ten drugi problem znacznie się zmniejszył. Wątpię by to miejsce zainteresowało żołnierzy.
- Jeśli powiemy o dzikusach wszystko, powinniśmy nawiązać do maga, przecież znaleźliśmy się tam przez jego portal. Może... faktycznie powinniśmy zaufać Rodmiłowi, jeśli kogoś pośle do elfów, to może im przekazać informacje o medalionie. Oni go zabiorą i przechowają.
- Zabijanie potworów jest dużo prostsze... chyba... albo po prostu się oszukuję. Życie wcale nie jest proste.
- Westchnęła - Chyba rzeczywiście musimy mu zaufać. Dobrze. Powiemy wszystko. To przynajmniej będzie łatwe.
Skinął jej głową na zgodę.

I faktycznie było to łatwe. Zaprowadzono ich do Rodmiłła zaraz po samotnym, zjedzonym w pustej karczmie śniadaniu. Przyjął ich w forcie, w prostym pomieszczeniu, które było na pewno jego biurem - ale składało się z biurka i krzeseł, a także jednej niewielkiej szafy w kącie. Nie przerywał ich opowieści zbyt często, czasem tylko zadając dodatkowe pytania. Gdy skończyli, patrzył się przez chwilę w jakiś punkt na suficie.
- Może to i dobrze... zajmą się nią tam lepiej niż tu. Mówicie, że ten wilkołak... to była jego sprawka? A te olbrzymy? Niewątpliwie będzie trzeba rozwiązać tę sprawę...
Westchnął ciężko. Wyglądał, jakby nie spał przez całą noc.
Arina za to czuła jakby ktoś zdjął wielki ciężar z jej barków. Cudownie było zaufać drugiemu człowiekowi i się nie zawieść:
- Skoro tak łatwo ich pokonać ogniem może warto by Milada przygotowała więcej tej mieszanki łatwopalnej, która zabiła jednego z nich w jej wiosce. To powinno ich skutecznie powstrzymać. A co do elfów... one potrafią dotrzymywać tajemnicy, a ta kryjówka maga to niebezpieczne miejsce. Lepiej by nikt niepowołany się nie dobrał do znajdującej się tam wiedzy. Jest zbyt potężna i zbyt niebezpieczna. Wilkołak, dzikusy z gór to na pewno tylko część zła jakie wyrządził.
Rodmiłł potarł zmęczoną twarz.
- Wyślę tam człowieka... gdy już będę mógł sobie na to pozwolić. Zostawię to elfom, jeśli się zgodzą. To do ich rasy należy tamtejsza wiedza, nie mogę jej ot tak spalić. Już zbyt wiele rzeczy było palonych w ostatnich latach. Z Miladą już rozmawiałem. Zgodziła się nam pomóc w zamian za utrzymanie. Potem sama zadecyduje co chce czynić, w Weudtor, gdzie mamy kapłanki, byłoby jej ciężko. A co do was... wierzę wam, ale za trud i informacje mogę wam ofiarować dziesięć denarów. Wypłaci je skarbnik.
Arina skinęła głową. Dziesięć denarów było sporym wynagrodzeniem. Na pewno wystarczy im na utrzymanie w najbliższym czasie. Najbardziej jednak chyba ucieszyła ją myśl, że Milada pewnie będzie musiała pozostać przez jakiś czas w wiosce i nie wyruszy razem z nimi w dalsza drogę. To było okropne...

Nie mieli potrzeby zostawać dłużej w tej wsi. Odebrali swoją zapłatę i przymocowali do siodeł zdobycz, wartą o wiele, wiele więcej niż dziesięć denarów. Zanim wyruszyli w drogę, odnalazła ich jeszcze Milada.
- Chciałam jeszcze raz podziękować. Rodmiłł zapewnił mi tu darmowy pobyt.
Oddała pieniądze, które wcześniej Arina zapłaciła za jej pokój.
- I... mogę jedynie rzucić kości przed waszą podróżą. Tylko jeśli chcecie, jednym się podobają informacje o ich losie, inni wolą nie wiedzieć.
Mark spojrzał ciekawie na Arinę. Wiedźminka zastanowiła się:
- Tak, chyba należę do tych, którzy wolą nie wiedzieć co ich czeka. Taka wiedza może przysporzyć za wiele kłopotów, a ty możesz dać sobie powróżyć - popatrzyła na mężczyznę - jeśli chcesz...
Alez pokręcił głową.
- Nie, nie interesuje mnie to, zwłaszcza, że może być związane z tobą.
Milada uśmiechnęła się do nich.
- Powodzenia więc. Jeśli spotkamy się kiedyś jeszcze, zawsze możecie liczyć na moją pomoc.
 
Sekal jest offline  
Stary 01-03-2011, 20:37   #50
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wyjechali, żegnani spojrzeniami tutejszych mieszkańców, z których niewielu wiedziało, co tak na prawdę tu robili, zwłaszcza po tym, gdy już zażegnano problem z wilkołakiem. Nie wszystkie więc z tych spojrzeń były przyjazne. Mark odezwał się, gdy już minęli ostatnie domy.
- Powiem ci, że jestem trochę ciekawy, co kombinował ten elf. To nieco chora ciekawość, wiem, ale jednak. Ale co do drogi, następne miasteczko będzie za jakieś dwa dni drogi. Po drodze są chyba tylko jakieś sioła... ale nie znam za dobrze tych okolic.
- Jestem tu pierwszy raz w życiu, więc wiem jeszcze mniej niż ty. I szczerze mówiąc wolę nie wiedzieć co kombinował mag, ani się zastanawiać czy przypadkiem nie ma tu gdzieś jeszcze jakichś innych skutków jego działalności. Problemy i tak prędzej czy później mnie odnajdą. Chyba taki los wiedźmina
- powiedziała z lekką kpiną w głosie. W miarę jak oddalali się od Wedutor jej humor bardzo się poprawiał. Zdecydowanie bardziej.
Alez przyjrzał się jej ciekawie, unosząc brew w niemym pytaniu.
- Ostatnio na problemach zarabiamy nie najgorzej. To chyba nie jest taki zły los, gdy już uda się wywinąć.
Poklepał się po swoim nowym mieczu.
- Najbardziej mnie przeraża fakt, że te cacka będzie mógł wycenić tylko mag. A przecież nie sprzedamy w ciemno.
- Warto by zasięgnąć opinii przynajmniej dwóch. Nie ufam magom. To krętacze.
- Roześmiała się. Sama nie rozumiała co się z nią dzieje, ale czuła się naprawdę dobrze. - Może jest tutaj gdzieś jakieś miasteczko?
Wzruszył ramionami.
- Tak jak mówiłem, dwa dni drogi stąd jest coś, co można nazwać miasteczkiem. Ale nie wiem, czy będzie tam choć jeden mag, a o dwóch można zapomnieć. Należy już do innego władyki, ale w tych czasach ciężko orzec coś konkretnego. Jeśli coś przynosi zyski to starają się to chronić, jak Weudtor, które niby małe, to miało cały garnizon żołnierzy. Ale jak coś ledwo samo się utrzymuje... to zaczynają się inne porządki. Im dalej na południe tym będzie gorzej, przynajmniej tam gdzie ktoś nie trzyma wszystkiego silną dłonią.
- Skoro tak to wygląda to pewnie i o znalezienie dobrego kupca może być trudno. Im dalej na południe tym trudniej. Może zmienimy trasę? Nikt nie mówi, ze musimy iść dokładnie na południe. zawsze wszędzie znajda się jakieś potwory do zwalczania. Co nam szkodzi wybrać się do jakiegoś najbliższego, większego miasta? Co o tym myślisz?
- Najbliższym jest rzecz jasna Ard Carraigh, tam na pewno znajdziemy kupców. Ale o nich bym się nie martwił, na południu handluje się wciąż absolutnie wszystkim. Tylko z cenami bywa różnie no i trzeba umieć swój towar ochronić. Ja w swojej podróży celu nie mam, a to co na tym zarobimy może starczyć na bardzo długo. Tylko o potwory będzie ciężko w tej okolicy, Kaedwen jest obecnie jednym z lepiej trzymających się miejsc, jest także wciąż krajem. A to już coś.

Arina zastanowiła się:
- Mam ochotę zobaczyć duże miasto - uśmiechnęła się - a skoro mamy na jakiś czas pieniądze, nawet jeśli nie będzie potworów poradzimy sobie. Jedźmy więc do Ard Carraigh, a potem znowu ruszymy na południowy wschód.
- Nie ma sprawy, choć teraz i tak droga wypada na południe. Nie ma tu innych traktów, a przez las się przedzierać... to ja podziękuję. Następne rozstaje na ziemiach Eryka Sondwelda. Chodzenie piechotą ma jednak pewne plusy... na myśl o podróży już bolą mnie uda i pośladki.

Dziewczyna zaśmiała się:
- Wieczorem zrobię ci masaż. Co do trasy: Ty prowadzisz. Jak mówiłam jestem tu pierwszy raz w życiu.

Droga była prosta, trakt utrzymany nieźle, choć tylko utwardzany. Późnym popołudniem minęli jedno sioło, a wieczorem natrafili na drugie, gdzie za kilka groszy dostali pozwolenie na nocowanie w stajni i ciepłą strawę, w której jednak więcej było kaszy niż tłuszczu. Wciąż było zimno, a wiatr zawiewał mocno, nadciągając tu z północy i zachodu. Kaedwen zawsze było zimnym krajem, a znajdowali się dopiero w jego połowie. Wiosna przychodziła tu powoli.
- Słyszałem, że kiedyś w tej okolicy było bardzo dużo elfów. W Kaedwen i tak dużo po nich pozostałości, ale tu i dalej na południe pozostawili dziedzictwo swojej kultury. Niestety ukryte głęboko w tutejszych borach.
- Ciekawe czy uda mi się trafić na kogoś, kto zechciałby mnie nauczyć czytać w elfim języku?
- Założyła ręce ze głowę wyciągając się na sianie. - Jestem ciekawa tej książki, którą zabrałam sobie na pamiątkę. A ty nie chcesz poczytać o magu? Interesowało Cię co kombinował. Może w notatkach, które mamy uzyskasz odpowiedzi na to pytanie?
Pokręcił głową, nieszczególnie zainteresowany.
- Zawsze bardziej interesowały mnie czyny, niż księgi. Co mi to da, jak przeczytam o jego wielkich, niespełnionych marzeniach? Elfy zawsze były marzycielami, jak w tej ostatniej wojnie. Wiesz, tu niewielu ich lubi a jeszcze mniej zna ich język. Słyszałaś o Wyzimie? Albo o innych miastach jawnie ich dzielących i dyskryminujących? Tu także nieludzie nie mieli łatwo. W samej stolicy wymordowano ich ze czterystu, w zemście za jakąś masakrę. Jak się będziesz rzucała w oczy z elfimi tekstami, też staniesz się tym... złym nieludziem, wybacz określenie. Ale nienawiść jest dla niektórych zbyt silna.
- Przecież i tak jestem nieludziem Mark. Jestem mutantem. Dziwadłem. Co nie znaczy, że mam się zamiar afiszować z chęcią nauki elfiego języka. Nie sadzę by mógł mnie go nauczyć ktoś inny niż elfy, a one raczej nie będę szaleć z entuzjazmu, więc to chyba załatwia sprawę. Pewnie mała jest szansa, że się go nauczę.
- Wzruszyła ramionami. - To takie pragnienie, które może się uda zrealizować, a może nie, ale dobrze jest mieć coś takiego.
Mark popatrzył na nią całkiem rozbawionym uśmiechem.
- Ponętne uda i tyłek, jędrne piersi, ładna głowa z porządnym mózgiem i wszystkie inne członki na swoim miejscu. Cholernie ładny z ciebie nieludź w takim razie. Gdybyś mi nie powiedziała, to uznałbym, że jesteś człowiekiem!

Roześmiał się szczerze, wesoło i oczyszczająco. Przyłączyła się do jego śmiechu, a potem uderzyła go lekko w ramię i powiedziała przekornie:
- Ostatnio miałeś sobie okazję porównać tego nieludzia z kimś bardziej ludzkim, ale skoro pojechałeś ze mną to chyba podoba Ci się to co widzisz.
- Milada? Fascynowała mnie, owszem. Ale tu nie chodziło o wygląd. Wiesz, nie lubię magów, ale ona miała te zdolności... zupełnie inne. Nie była wyuczoną, zrobioną na bóstwo za pomocą magii brzydulą z magicznej szkoły. Korzystała z natury i... byłem zafascynowany tymi zdolnościami.

Uśmiechnął się przekornie i przekrzywił głowę.
- Czyżbyś była zazdrosna?
- Jasne... wrodzonymi zdolnościami
- przejechała dłońmi wzdłuż swojego ciała zakreślając nimi półkola przy biuście i biodrach - widziałam jak na nią patrzysz. Nie przypuszczałam że mogę być zazdrosna... nie podobało mi się to uczucie!
- O tak, zastanawiałem się, czy może rzucić na mnie jakieś zaklęcie, które wzmocni i wydłuży przyjemność, gdy zedrę z niej ubranie...

Śmiał się cały czas, mrugając zawadiacko. Ale spoważniał całkiem szybko, tylko na kilka słów.
- Nie musisz być zazdrosna, nie jestem niewyżytym młodzikiem i nie ciało mnie interesuje najbardziej. Choć fakt, czasem popatrzeć miło - znów mrugnął.
- Wiele nie trzeba by z niej zdzierać - wydęła wargi - zwłaszcza kiedy ją odbiliśmy z rąk tych przerośniętych dzikusów. Chyba sobie powinnam darować ratowanie dziewic z rąk prześladowców. To nie jest zadanie dla wiedźmina tylko dla jakichś smętnych, błędnych rycerzy. Od dziś ograniczam się do zabijania potworów, przy nich mam gwarancję, ze nie zainteresują się moim mężczyzną. No chyba, że jako przekąską, ale mam wrażenie że taka zabawa jego na pewno nie zainteresuje - zakończyła ze śmiechem.
- W dzisiejszych czasach to rycerzy już nie ma... a co do potworów... to wiesz, że nimfy i driady też są do nich zaliczane? Mogłyby mnie pożreć...

Zamruczał rozmarzony, rozkładając się wygodniej na sianie.
Pięść Ariny trafiła go prosto w żebra. Jednak nie był to silny cios. W następnej sekundzie znalazła się nad nim obejmując mocno jego biodra udami i nachylając się nad jego twarzą:
- Zdecydowanie musimy iść do dużego miasta. Musze się poprzyglądać innym męskim przedstawicielom gatunku ludzkiego. Może mnie też się trafi co mnie zainteresuje... - pokazała mu język - całkiem intelektualnie!
Jęknął, gdy trafiła go w nadwyrężone żebra, ale potem zaśmiał się, kładąc dłonie na udach wiedźminki.
- Nie ma sprawy... a dasz potem popatrzeć?
Przez chwilę patrzyła na niego zaskoczona:
- Naprawdę chciałbyś mnie zobaczyć... w takim momencie?
- Szczerze to nie wiem. Wątpię za to, że ty byś chciała.

Zastanowiła się:
- Tak chyba masz rację, nie podobałoby mi się gdyby ktoś się władował w moją prywatność. Zwłaszcza gdyby zrobił to z premedytacją.
Mark odkaszlnął i przyjrzał się jej dokładnie. W jego oczach zabłysły iskierki rozbawienia.
- Nie zrozum mnie źle... ale bardzo mi się podoba ładowanie w twoją... prywatność...
Parsknął, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Taaak? - Arina odchyliła się do tyłu i zaczęła rozsznurowywać swój kaftan - a jak najbardziej lubisz to robić?
Udzielił jej się nastrój mężczyzny i czuła, że jest w bardzo... figlarnym nastroju. A on zagryzł wargę, przesuwając dłońmi po jej udach. Namyślał się krótko.
- Namiętnie, żywiołowo i głośno.
- Myślę, że da się zrobić
- powiedziała pospiesznie zrzucając ubranie i odrzucając je bezładnie za siebie.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172