Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2011, 21:26   #19
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Współpraca Kerm i Blaithinn

Trójka mężczyzn stanęła w pewnej odległości i nie ruszyła się dalej. Najwyraźniej byli równie ostrożni jak oni. Leara już chciała zwrócić się do Tingisa z zapytaniem co proponuje gdy nagle rozległ się donośny krzyk.
- Leara. to ja, Marcello! - Ktoś darł się tak, że ptaki z okolicznych drzew umykały stadami.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko. Co jak co, ale jej znajomość z Brythończykiem nie była szeroko znana, a nawet gdyby przy ilości poznanych przez nią mężczyzn postronnej osobie imię Marcella z pewnością by umknęło. Nie podejrzewała więc oszustwa.
- Tego wrzeszczącego rzeczywiście znam... - zwróciła się do Tingisa. - Co prawda nie mam pojęcia co tu robi, ani kim jest pozostała dwójka, ale Marcella obawiać się nie musimy.
Tego jednego mogła być pewna, Brythończyk posiadał swoje zasady, których się twardo trzymał.
Określenie 'obawiać się nie musimy' było co najmniej dwuznaczne. Czyżby ów Marcello był jakimś ofermą, niegroźną dla nikogo? A może Leara jako 'my' rozumiała siebie? Czy też Marcello nie był nią zainteresowany i dlatego uznała go za niegroźnego?
- Skoro tak mówisz... - W tych słowach Tingis umieścił całe morze sceptycyzmu. - Ale jest jeszcze tamta dwójka.
Skinęła głową i ponowie spojrzała w stronę trójki mężczyzn osłaniając oczy przed słońcem.
- Chyba są czymś połączeni... ale nie jestem pewna... Oho... jakieś poruszenie między nimi. Chyba okrzyki się reszcie nie spodobały. - zwróciła się do Tingisa. - Powiem tak... Nie ufam tamtym dwóm i podchodzenie nieszczególnie jest mi na rękę, ale jest tam osoba, którą znam. Co daje nam pewną przewagą, gdyby się burzyli.
- Też by mi się nie podobało, gdyby ktoś mi wrzeszczał nad uchem - powiedział Tingis. - Ale może chodziło im też o niezwracanie na siebie uwagi. W obcym kraju lepiej uważać.
Widząc, że tamta trójka zatrzymała się, wstał i podszedł do Leary.
- Jeśli masz ochotę z nimi porozmawiać, to trzeba będzie podejść do nich bliżej - powiedział. - Oni są ostrożni. I słusznie.
- My też powinniśmy... - westchnęła. Na jej twarzy widać było, iż wcale nie jest całkowicie przekonana do swojej decyzji. Świadomość zbliżenia się do trójki mężczyzn, nawet jeśli był wśród nich znajomy napełniała ją lekką obawą. - Podejdźmy na bliższą odległość, by przynajmniej móc ich zobaczyć.
Ruszyli powoli w stronę tych, co - podobnie jak ich dwójka - ocaleli po zatopieniu "Morskiej Wiedźmy".
- Mam nadzieję - powiedział Tingis - że nie masz do mnie pretensji o to, że w nocy nie okazałem twojej osobie należytego zainteresowania.
Leara błyskawicznym ruchem odwróciła głowę w stronę chłopaka.
- Wyobraź sobie, że mam dość okazywania mi jak to ładnie ująłeś "należytego zainteresowania".
- Cieszę się. - Skinął głową. - Nie wybaczyłbym sobie. - Leara nie była w stanie powiedzieć, czy Tingis sobie żartuje, czy nie. - Ale chyba się nie dziwisz, że mężczyźnie są tobą zainteresowani i okazują to? W taki czy inny sposób.
- Najlepiej im powiedz - wskazał głową tamtą trójkę - że jesteś zajęta - dodał po chwili. - Może dadzą ci spokój.
- Dziwić się nie dziwię... - zerknęła lekko na Tingisa. - Niewielu jest takich, którzy potrafią panować nad swoimi żądzami... Ale nie znaczy to, że musi mi się to podobać, szczególnie gdy nie raczą nawet zastanowić się nad tym, że i ja mam coś do powiedzenia. - przy ostatnim stwierdzeniu towarzysza spojrzała na niego jak na szaleńca. - Tak i myślisz, że to coś pomoże?
- Nie spróbujesz, to się nie dowiesz - stwierdził filozoficznie. - Pożyjemy, zobaczymy, jak mawiają moi ziomkowie.
Mruknęła coś pod nosem o naiwności, ale nie skomentowała na głos.
Po chwili byli już na wysokości ich tratwy. Nie odpłynęła jeszcze, była nawet chyba troszkę głębiej na plaży. Learze nagle przypomniało się o obrusie.
- Chyba wezmę jednak obrus. - powiedziała Tingisowi i przykucnęła, by szukać materiału pod ochronnym daszkiem. Po chwili wstała z radosnym okrzykiem trzymając w ręce poplamiony obrus.
- Mam! - zerknęła w stronę tamtych mężczyzn by się co do odległości upewnić, po czym odwinęła swoja "sukienkę" i zaczęła owijać się obrusem. Lekko się skrzywiła trafiając na tłuste plamy, ale nie zamierzała narzekać. Przecięła po jednym boku materiał do połowy uda, by strój nie krępował jej ruchów i stanęła zadowolona przed Tingisem.
Tingis, patrzący na podświetloną promieniami słońca postać Leary, ponownie doszedł do wniosku, że los zesłał mu na towarzyszkę rejsu niezłą dziewczynę. Doceniając gust kapitana Yosuafa żałował nieco, że rejs skończył się tak szybko...
- Od razu lepiej - powiedział, widząc spojrzenie dziewczyny. - Oczywiście jeśli chodzi o tłumienie zainteresowania - dodał.
- Możemy zatem ruszać. - uśmiechnęła się lekko. Była troszkę pewniejsza ubrawszy się kompletniej.
 
Blaithinn jest offline