Drzwi zostały otwarte, a za nimi panował półmrok oświetlany ognistym blaskiem dogasających polan w kominku na prawej ścianie. Dodali więcej blasku własnymi latarkami, uwidaczniając stół z czarnego drewna, duży, zdobiony rytami, za nim fotel utrzymany w podobnym stylu. Zaś za fotelem rząd dysz i tub organów. Na przeciw kominka rozpościerał się obraz na całą wysokość pomieszczenia, przedstawiający ubranego na czarno mężczyznę, z bujną kruczą brodą i mackowatym mynockiem na ramieniu.
- No ładne cacko, późne rokokoko jak sądze. - właściciel gabinetu musiałem dobrze się tu utrządzić, bowiem wystój pomieszczenia nie ustępował pomieszczeniom gildii tylko gabarytami, które mimo starań nadal sprawiały wrażenie jak z wnętrza bunkra, lub statku.
- Uważajmy, wyczuwam, że w tym pomieszczeniu mogą być pułapki.
- Chyba żartujesz, tylko szaleniec montowałby pułapkę w swoim gabinecie, chwila... no dobra uważajmy.
Rozejrzeli się po pomieszczeniu, w bryle stołu były dwie zamknięte szafki, na blacie nie było nic intrygującego, tylko kałamarz z piórem, świecznik z ludzkiej czaszki i stylizowana skrzekotka.
- Coś mi nie gra z tym obrazem. - stwierdziła Nadia.
- Znaczy, że kiczowaty i sztampowy?
- Nie, raczej zdaje się mieć drugie dno. - nagła znajomość arkanów sztuki techniczki wyjaśniła się, gdy podeszła do katedralnych organów i przełożyła jedną z dźwigni. Obraz zatreszczał odchylając się od ściany. Po drugiej stronie był kolejny gabinet, juz o wiele mniej poukładany, wypełniony zapachem pergaminu. Przy ścianach półki uginały się pod ciężarem papieru. Na środku wielki stół zawalony gwiezdnymi mapami nieba. A ponad tym wszystkich wirujący holograficzny obłok gwiezdnej sieci Znanych Światów.
- Cichajcie, ktoś idzie. - zamarli. Twarde kroki odbiły się echem po ich korytarzu, mieli wrażenie, że na chwilę zamilkli przy ich drzwiach. Ale to były sekundy, bo zaraz ruszyły w stronę maszynowni.
Musieli pamiętać, że znajdowali się w środku wyspy, stacji bojowej, statku, czegoś... pełnego wściekłych piratów. Ich korytarz zdawał się być spokojny, o wiele mniej ruchliwy niż równoległy gdzie dostrzegli znacznie częstszy ruch. Poza tym od wejścia od strony działa prowadził jeszcze kręty korytarz w stronę wybrzeża, a także po przeciwległej stronie gabinetu stały zamkięte wrota, przez których kraty mogli dostrzec krętę wiodące w głąb schody, a także szyb windy. A każde chwila przemykania między cieniami, przybliżała moment, gdy ktoś w końcu zauważy, ślady ich obecności.
***
Tymczes w dalekich zakamarkach bazy szturm żołnierzy na chwilę zamarł w martwym punkcie, do czasu gdy Kano zdecydował się ruszyć, a ruch jego był jak błyskawica, w jednej chwili kucał za nadszarpaną przez kulę skrzynią, a potem już tylko mignęła jego rozmyta sylwetka, sala wypełniła się jękiem trafionych piratów a podłoga i ściany pokryły się krwią.
- Czysto. - stwierdził krótko.
Mieli kilka sekund spokoju. Przynajmniej do czasu gdy piraci na nowo nie zajmą dogodnych stanowisk, z czym mogło być trudno, bo załamania korytarza blokowały linię strzału, a też rozkład chodników przystani w hangarze uniemożliwiał ostrzał na wprost ich wyjścia. Były jeszcze schody na wyższe piętro, z którego gdy tylko zapadła martwa cisza zaczęły dochodzić jęki strachu i wołania o pomoc. To byli więżniowie. Wiedziony ciekawością Albert wyjrzał ponad krawędź i ujrzał rzędy klatek, gdzie stłoczonych i wynędzniałych przetrzymywano 30 więźniów. Nie było straży. Co więcej zaraz przy schodach odchodził korytarz w stronę wybrzeża, a na końcu ciemnego tunelu widzieli prześwit burzowego nieba. Jeśli chcieli uwolnić nieszczęśników, to los na chwilę się do nich uśmiechnął.
Ostatnio edytowane przez behemot : 31-01-2011 o 00:59.
|