Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-01-2011, 20:15   #71
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wiatr się wzmagał, ale na Rybce i Sorenie nie robiło to większego wrażenia. Podobnie jak nisko wiszące chmury. Rozkaz Aspazji, która jakimś cudem dotarła na mostek, żeby wylądować i walczyć pieszo zrobił. Pomysł zostawiania Rybki bez opieki w sytuacji, gdy Beliah mógł wystartować swoim okrętem, albo wysłać do niej swoich zabijaków był poroniony. Zostawał teoretycznie Nicodemus, ale mimo wielkiego szacunku jakim pilot darzył tego kapłana, nie nadawał się do pilnowania okrętu. Nie zmieniało to faktu, że rozkaz był rozkazem i wylądować trzeba było. Z resztą Soren nie mógł przepuścić takiej okazji. Jeśli dopadną Beliaha, on musiał być przy tym. A wyglądało na to, że pirat wszystkie drogi ucieczki ma odcięte. Karawelę rozwalili oni, łodzie podwodne Kano. Drogę na orbitę odciął sobie najwidoczniej sam, rozpętując tę burzę (i jak tu się dziwić, że ludzie mają go za diabła). O ile wysokiej klasy pilot mógł się podjąć startu w takich warunkach z otwartej przestrzeni, o tyle z ciasnego doku nawet Soren wolałby nie próbować. Choć trzeba przyznać, że byłyby to wrażenia z gatunku tych "raz w życiu" (być może na efektowne zakończenie).
Perspektywa szukania maszyn geomantycznych dla zysku nie wydawała się zbyt kusząca. Wyglądało na to, że z Aspazji wyszła prawdziwa natura. "Wszyscy szlachcice myślą tylko o kasie. A czy ja wyglądam na złomiarza, żeby jakiegoś żelastwa tu szukać?" - myślał w duchu.

Chybocząc się na obie strony okręt ciężko usiadł na ziemi, nieopodal rozdartego działa przeciwlotniczego. Dookoła nie było widać żywego ducha.
- Jakby się coś działo, wielebny, to trzeba startować. Więc proście Proroka, żeby się nie działo, chyba że zrobiliście ostatnio licencję pilota, o której nie wiem - poinstruował Soren na odchodnym Nicodemusa. Później całą trójką zeszli na ląd. Po kołyszącym pokładzie zdawał się nieprzyjemnie ciężki i twardy. Wiatr dawał się we znaki, więc zgięci wpół pobiegli do najbliższego wejścia. Było otwarte. Soren, nie czekając na zaproszenie, odbezpieczył karabin i ruszył przodem. Szedł szybko. Raz po raz rzucał spojrzenie na boki. Nic się nie działo. Doszli prosto aż do hangaru i do maszynowni, gdzie znajdował się silnik. Było to dość dziwne, przy założeniu że miejsce, w którym przebywali nie było wielkim, dobrze zakamuflowanym okrętem... z betonu. Licząc na jakieś wyjaśnienia w drodze ze strony Nadii wyszedł z powrotem. Jedne z zamkniętych drzwi wyraźnie nurtowały tak jego, jak i baronównę.
- Masz narzędzia? - rzucił do Nadii. Ta bez słowa podała mu.
Uklęknął przed drzwiami i odłożył karabin na posadzkę przed sobą. Zaglądanie przez dziurkę od klucza nic nie dawało - po drugiej stronie panowała ciemność... i cisza. Nucąc coś pod nosem zaczął grzebać w zamku.
- Zwinne paluszki - mruknęła Nadia, ni to z podziwem, ni to z przekąsem.
- Nie pytaj jak wyćwiczone - odpowiedział pilot i uśmiechnął się, jakby do wspomnień.
Po chwili zamek szczęknął cicho, obwieszczając sukces. Narzędzia wróciły do właścicielki, karabin do rąk, a Soren, upewniwszy się, że obie jego towarzyszki są czujne, ostrożnie otworzył drzwi.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 30-01-2011, 22:18   #72
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Drzwi zostały otwarte, a za nimi panował półmrok oświetlany ognistym blaskiem dogasających polan w kominku na prawej ścianie. Dodali więcej blasku własnymi latarkami, uwidaczniając stół z czarnego drewna, duży, zdobiony rytami, za nim fotel utrzymany w podobnym stylu. Zaś za fotelem rząd dysz i tub organów. Na przeciw kominka rozpościerał się obraz na całą wysokość pomieszczenia, przedstawiający ubranego na czarno mężczyznę, z bujną kruczą brodą i mackowatym mynockiem na ramieniu.
- No ładne cacko, późne rokokoko jak sądze. - właściciel gabinetu musiałem dobrze się tu utrządzić, bowiem wystój pomieszczenia nie ustępował pomieszczeniom gildii tylko gabarytami, które mimo starań nadal sprawiały wrażenie jak z wnętrza bunkra, lub statku.
- Uważajmy, wyczuwam, że w tym pomieszczeniu mogą być pułapki.
- Chyba żartujesz, tylko szaleniec montowałby pułapkę w swoim gabinecie, chwila... no dobra uważajmy.

Rozejrzeli się po pomieszczeniu, w bryle stołu były dwie zamknięte szafki, na blacie nie było nic intrygującego, tylko kałamarz z piórem, świecznik z ludzkiej czaszki i stylizowana skrzekotka.
- Coś mi nie gra z tym obrazem. - stwierdziła Nadia.
- Znaczy, że kiczowaty i sztampowy?
- Nie, raczej zdaje się mieć drugie dno. - nagła znajomość arkanów sztuki techniczki wyjaśniła się, gdy podeszła do katedralnych organów i przełożyła jedną z dźwigni. Obraz zatreszczał odchylając się od ściany. Po drugiej stronie był kolejny gabinet, juz o wiele mniej poukładany, wypełniony zapachem pergaminu. Przy ścianach półki uginały się pod ciężarem papieru. Na środku wielki stół zawalony gwiezdnymi mapami nieba. A ponad tym wszystkich wirujący holograficzny obłok gwiezdnej sieci Znanych Światów.
- Cichajcie, ktoś idzie. - zamarli. Twarde kroki odbiły się echem po ich korytarzu, mieli wrażenie, że na chwilę zamilkli przy ich drzwiach. Ale to były sekundy, bo zaraz ruszyły w stronę maszynowni.

Musieli pamiętać, że znajdowali się w środku wyspy, stacji bojowej, statku, czegoś... pełnego wściekłych piratów. Ich korytarz zdawał się być spokojny, o wiele mniej ruchliwy niż równoległy gdzie dostrzegli znacznie częstszy ruch. Poza tym od wejścia od strony działa prowadził jeszcze kręty korytarz w stronę wybrzeża, a także po przeciwległej stronie gabinetu stały zamkięte wrota, przez których kraty mogli dostrzec krętę wiodące w głąb schody, a także szyb windy. A każde chwila przemykania między cieniami, przybliżała moment, gdy ktoś w końcu zauważy, ślady ich obecności.

***

Tymczes w dalekich zakamarkach bazy szturm żołnierzy na chwilę zamarł w martwym punkcie, do czasu gdy Kano zdecydował się ruszyć, a ruch jego był jak błyskawica, w jednej chwili kucał za nadszarpaną przez kulę skrzynią, a potem już tylko mignęła jego rozmyta sylwetka, sala wypełniła się jękiem trafionych piratów a podłoga i ściany pokryły się krwią.
- Czysto. - stwierdził krótko.
Mieli kilka sekund spokoju. Przynajmniej do czasu gdy piraci na nowo nie zajmą dogodnych stanowisk, z czym mogło być trudno, bo załamania korytarza blokowały linię strzału, a też rozkład chodników przystani w hangarze uniemożliwiał ostrzał na wprost ich wyjścia. Były jeszcze schody na wyższe piętro, z którego gdy tylko zapadła martwa cisza zaczęły dochodzić jęki strachu i wołania o pomoc. To byli więżniowie. Wiedziony ciekawością Albert wyjrzał ponad krawędź i ujrzał rzędy klatek, gdzie stłoczonych i wynędzniałych przetrzymywano 30 więźniów. Nie było straży. Co więcej zaraz przy schodach odchodził korytarz w stronę wybrzeża, a na końcu ciemnego tunelu widzieli prześwit burzowego nieba. Jeśli chcieli uwolnić nieszczęśników, to los na chwilę się do nich uśmiechnął.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 31-01-2011 o 00:59.
behemot jest offline  
Stary 04-02-2011, 01:53   #73
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Potem okazało się że to był po prostu pech, gdyby trochę dłużej zostali na Rybce, albo nie wieszli do wnętrza bunkra, wkrótce odzyskaliby łączność i dowiedzieli się, że wszyscy żyją i zrealizowali najważniejszą część zadania, bo odnaleźli niewolników. Ale przecież nie mogli tego wiedzieć. Oczywiście całą ich trójkę pchały „na ratunek” różne powody. Baronównę odpowiedzialność, tak właśnie przez nią pojmowana, objawiająca się nieznośnym niepokojem o ”swoich” ludzi, przy czym terminem tym z łatwością objęła zarówno golema jak i obcego przecież Wilde’a. Strach o Evrosa miał oczywiście dodatkowy wymiar, i choć teoretycznie nie można stracić czegoś co jeszcze nie zaistniało, takiej właśnie straty się bała.

Poza tym, nie unikajmy przykrych prawd, Aspazję cechowała wrodzona nieumiejętność cierpliwego czekania.

Soren zapewne chciał spotkać Beliaha. Co pchało do działania Nadię, Aspazja nie wiedziała.

Do „bunkra” udało im się wejść bez żadnych przeszkód. Wnętrze zadziwiało. Najpierw korytarz, potem hangar i pomieszczenie które chyba było maszynownią, w końcu, za drzwiami otworzonymi zręcznie przez pilota, wyszukany gabinet, znakomicie świadczący o zamożności właściciela i całkiem nieźle o jego guście.
Przeszukała pobieżnie pokój i dokładniej biurko. Zamknięte drzwiczki zwyczajnie wyłamała z zawiasów.
- To Beliah? – zapytała Sorena wskazując na portret.
Nie zdążyła uzyskać odpowiedzi, bo Nadia uruchomiła ukryte za obrazem drzwi.

Kolejne pomieszczenie, które sugerowało że są we wnętrzu statku kosmicznego. Papierowe zwoje, holomapa, wielka maszyna myśląca - znaleźli się w prawdziwej skarbnicy wiedzy, ale baronówna nie zamierzała z niej w tej chwili korzystać. Wywołała Rybkę, żeby uzyskać połączenie musiała wycofać się do gabinetu, Nicodemus podobnie jak oni nadal nie miał wieści od Evrosa ani Kano.

Wtedy usłyszeli kroki. Ciężkie, męskie, ale z pewnością nie znajome. Cicho ustawili się po bokach wejścia. Baronówna spróbowała umysłem sprawdzić przechodzącego. Bezskutecznie.
Kroki oddaliły się w kierunku z którego przyszli.
- Nie siedźcie tu dłużej niż kilka minut. –wyszeptała baronówna do towarzyszy - Nadiu, gdyby to się udało uruchomić, może dostaniemy jakąś mapę tej – poszukała słowa – konstrukcji. Jeśli nie, wycofujemy się na zewnątrz. Spróbujemy innej drogi. To jest zbyt rozległe, a tym wejściem ewidentnie nie weszli. Ja idę za nim – ruch głowy dobitnie wskazywał, że chodzi o osobę która przed chwilą przeszła za drzwiami. - Spróbuję go unieszkodliwić. Bezgłośnie.
Zgasiła latarkę, korytarzem, trzymając się lewej ściany, z dłonią na rękojeści rodowego jatagana, ruszyła za oddalającym się odgłosem.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 04-02-2011, 16:19   #74
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
To był szybki i niezwykle skuteczny manewr. Natychmiast po jego wykonaniu, schował ostrza, element zaskoczenia nadal mógł być potrzebny, poza tym nie wiedział nic tym Jack'u, więc może lepiej nie dawać na razie powodów do podejrzeń go. Podniósł natomiast jeden z karabinów, swoich ostatnich przeciwników. Być może ta broń, miała ograniczenia w stosunku do lanc, ale miała też jedną przewagę, była łatwo zastępowalna. Po chwilowym zabezpieczeniu, terenu, i wykryciu klatek z więźniami, ruszył za nowym towarzyszem broni.

- Osłaniaj mnie, a ja ich uwolnię, - powiedział, już od wejścia na schody, pokazał więźniom, aby byli cicho, podchodząc do pierwszej klatki, złapał za kłódkę i uderzył kolbą, aby ją rozbić. Kiedy mu się to udało ruszył do następnej klatki.



Gdy wszyscy więźniowie byli wolni powiedział.
- Tamtym tunelem powinniście się wydostać na wyspę, na południowy wschód od zatoki, gdzie was wyładowana z karaweli jest wyspa marsa. - do Jack'a natomiast powiedział.

- Sprawdź, czy nie ma tu jakichś szybów wentylacyjnych, może uda nam się zajść główny hangar z dwóch stron. -
Samemu ruszył w stronę otworu, który wskazał niewolnikom. Zamierzał upewnić się, że nie prowadzi do jakiegoś wielkiego klifu, ani, że na jego końcu nie czeka zbrojny oddział.

Wzrokiem ustawionym na termowizję, szukał pułapek.


 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 04-02-2011 o 16:24.
deMaus jest offline  
Stary 05-02-2011, 19:52   #75
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gabinet był urządzony wyraźnie na pokaz. Gdyby Soren chciał rozmawiać ze swoimi podwładnymi w taki sposób, żeby czuli się mali i nic nie znaczący, to też by sobie takie meble załatwił. I obraz, koniecznie duży i dobrze naśladujący go. Tak żeby "petent" widział te same okrutne oczy, gdzie nie spojrzy. Żeby się czuł osaczony. I taki mały, nic nie znaczący w tym pokoju. O tak. Do karcenia podwładnych i przesłuchiwania wrogów ten pokój był świetny. Ale porucznik jakoś nigdy nie czuł takich potrzeb, więc zadowalał się swoją skromną kajutą, z najwygodniejszym materacem na całym okręcie.
- To Beliah? - zapytała baronówna.
Wzruszył ramionami.
- Pewnie tak. Nie znam go - przyznał.

Na zewnątrz ktoś chodził, jakby wartował. Gdy odszedł, baronówna postanowiła ruszyć za nim. Soren zmełł w ustach przekleństwo.
- Jakby co: krzycz - szepnął do Nadii.
Bardzo ostrożnie zamknął za sobą drzwi, wyłączył skrzekotkę i najciszej jak umiał podążył za Aspazją. Stąpał ostrożnie, w pewnym odstępie, żeby nieopatrznym ruchem nie wydać ich obojga. Ale musiał być gdzieś w pobliżu. Z braku Evrosa, najwidoczniej jemu miał przypaść w udziale zaszczyt odstrzelenia kolejnej osoby atakującej panią Mercouri.
W pewnym momencie uśmiechnął się do siebie. Dotarło do niego, dlaczego ta kobieta aż tak go irytuje. Ma zbyt wysokie mniemanie o swoich umiejętnościach i strasznie lubi być w centrum wydarzeń. Nie potrafi usiedzieć na miejscu, nie potrafi nie podjąć ryzyka, jeśli nadarza się okazja. Krótko mówiąc: jest taka jak on. I całe szczęście, że nie potrafi czytać w myślach (jak mu się wydawało), bo chyba zabiła by go za tę zniewagę.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy

Ostatnio edytowane przez Radagast : 20-02-2011 o 21:05. Powód: powtórzenie
Radagast jest offline  
Stary 09-02-2011, 12:05   #76
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Aspazja plan zrealizowała. Podeszła cicho, wyczekała na odpowiedni moment i uderzyła mężczyznę w głowę ciężkim bibelotem zabranym z gabinetu Beliaha. Mężczyzna osunął się na ziemie bezładnie. Na cynowym krabie czuła lepką krew, więc sprawdziła puls pirata. Potem związała mężczyznę i odebrała mu broń. Dopiero wtedy spróbowała nawiązać kontakt z Nadią i Sorenem. Soren miał wyłączoną skrzekotkę. Poprosiła Nadię, żeby dołączyli niej w hangarze.

Techniczce udało się włączyć maszynę myślącą i znaleźć w niej plany bunkra. Już nie było wątpliwości, że są na czymś, co, przynajmniej kiedyś, latało w kosmos.
Nadia przez skrzekotkę opisała Aspazji bunkier. Wejścia: 4 przez stanowiska ogniowe, 1 właz na środku wyspy i rampa od strony plaży. Plus wpływ do hangaru. Jest jeszcze drugi hangar w po prawej stronie wyspy, ten z kolei otwierany do góry. Co ciekawe na mapach Beliaha kompleks nie jest nigdzie oznaczony jako statek. W samym kompleksie poza więzieniem i hangarami, po prawej stronie na poziomie -2 są pomieszczenia komunalne i magazyn, na poziomie -1 w drugim korytarzu są pomieszczenie mieszkalne a nieco dalej na prawo drugi hangar. Najciekawszym miejscem wydaje się znajdująca się po schodach w dół jakieś 50metrów, na mapach oznaczone jako "Komnata Kontroli".

Baronówna ocuciła mężczyznę, najpierw wkładając jednak mu w usta zwój szmat.
- Teraz wyciągnę knebel. Jeśli zaczniesz krzyczeć, zastrzelę cię. – poczekała chwilę, żeby groźba wbiła mu się w pamięć - Ale jeśli odpowiesz na kilka pytań puścimy cię wolno. Masz na to moje słowo.
Związany pokiwał głową.
-Gdzie jest Beliah?
-Czarny Beliah jest w komnacie w głębinach –odpowiadał chętnie i bez wahania - Nie wiem, co tam robi, ale wziął ze sobą jednego z więźniów. Nie wiem, co to za komnata, - uprzedził jej pytanie - Beliah niewiele nam mówi. My tylko handlujemy niewolnikami –wysilił się na uśmiech.
„Tylko”. Miała ochotę przyłożyć mu krabem po raz drugi.
- Czy to lata?
- Na szczęście „to” nie lata.
Zmarszczyła brwi.
- Czemu na szczęście?
-To nawiedzone miejsce.
-O, to ciekawe. Co je nawiedza?

- Zły los. W ciągu miesiąca doszło tu do trzech wypadków.
-Podobnych? Podobnych do siebie?

- Nie. Wybuch gazu, porażenie prądem w elektrowni, a jeden z ludzi po prostu zniknął. Kiedyś na warcie jego kamrat w pewnym momencie po prostu się wyłączył, jak lunatyk zaczął iść w stronę klifu z pustym wzrokiem. Byłem pewien, że jeszcze chwila to by skoczył w falę gdyby go nie powalił.

Właściwie na tym mogła zakończyć przesłuchanie. Wiedzieli już gdzie szukać Beliaha i domniemanych maszyn geomancyjnych. Czekała teraz na pozostałą dwójkę i wieści od Nicodemusa. Miała nadzieję, że w końcu udało mu się nawiązać kontakt z Evrosem.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 09-02-2011 o 14:28.
Hellian jest offline  
Stary 14-02-2011, 23:32   #77
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Korytarz z sali biegł na wprost, aż do miejsca które kiedyś musiało być stanowiskiem brony wybrzeża, lecz po dawnym uzbrojeniu pozostały tylko śruby zalane betonem. Taras był pusty, choć porzucone krzesło i resztki jedzenia sugerowały, że jeszcze niedawno był tam jeden ze strażnikó. Z bunkra wiodło też kolejne wyjście na powierzchnie, grube stalowe drzwi, szcześliwie dające się otworzyć od środka. Za nimi rozpościerał się widok na stok góry, porośnięty krzewami i niskimi drzewami, pomiędzy którymi wyrastały zarośnięte mchem kamienie. Nie widać było, ani nie słychać śladów piratów, a co gorsza także Rybki. Tylko szum wzburzonego morza, krzyk mew i odległy grzmot. Teren przy wyjściu zdawał się być dość płaski by frachtowiec mógł do niego podejść, jeśli tylko przybędzie na czas...

Niewolnicy z początku kryli się po celach, nie wiedząc czy zaraz nie rozpęta się strzelanina, gdy jednak Kano uderzeniem rozbił kłódkę nie kryli wzruszenia i tylko nakaz ciszy powstrzymywał ich podziękowania.

Z pomieszczenia były w sumie cztery wyjścia - schody na dolny poziom, korytarz na powierzchnie, wyjście na podwieszane chodniki ponad hangarem, oraz biegnący w głąb kompleksu korytarz w którym pobrzmiewały już kroki piratów. Nie trzeba było długo się rozglądać, by dostrzec pod sufitem podwieszaną rurę z dawna nieczynnej instalacji wentylacyjnej. Przewód był dość szeroki by mógł do niego wejść człowiek, albo obcy. Jednak wyjście czy jakiekolwiek manewry były pod znakiem zapytania.

Tymczasem Aspazja po samotnym zwiadzie nawiązała kontakt z Nadią, bo Soren był niedostępny, techniczka nie kryła rozczarowania i próbowałą przekonać szlachciankę:
- Ale tu jest jeszcze dużo danych, nasz pirat zdaje się być amatorem geologii i astronomii...
- Super, będzie o czym rozmawiać jak go spotkamy, a teraz zwijaj swoje wtyczki i wracamy na statek, masz tam Sorena?
- Soren?
- zapadło milczenie - Nie ma go tu, jeszcze przed chwilą tu był... - nie kryła zaskoczenia.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
Stary 20-02-2011, 21:37   #78
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Nozdrza wciągnęły ostry, oszałamiający gaz. Woń uderzyła jego sensory intensywnością i powaliła jego zmysły niczym uderzenie obucha. Stracił kontakt z rzeczywistością i osunął się w nieświadomość.

„ Młotek sędziego Najwyższego Trybunału Imperium spadał z hukiem, ogłaszając koniec jego rodu, kariery i honoru… Kamienne oblicze hazata, przeszył paroksyzm bólu pomieszanego z wściekłością… teraz oglądał to jakby z innej perspektywy… jakby jego duch unosił się nad salą rozpraw… miejscem, w którym doznał najokrutniejszy tortur w swoim życiu…

Świat zawirował…

Zaplecze spelunki było nieciekawe… opary alkoholu i kiepskiego tytoniu sączyły się z głównej Sali. Kroczył spokojnie po krętych korytarzach i pogrążonych w półmroku pomieszczeniach. Jego cele powinny gdzieś tu być… Mieli krew na rękach, krew którą chcieli obciążyć również jego sumienie… Nie była to krew przelana w boju… chcieli zabijać kobiety i dzieci… i choć byli to wrogowie… nie godziło się. Delikatne ażurowe drzwi rozwalił w drzazgi kopnięciem buta… Zaskoczeni agenci Kajdaniarzy, podnosili się ze swoich foteli, a dziwki siedzące wcześniej na ich kolanach uciekały z piskiem… Za wolno… krew zmieszana z masą mózgową obu zbirów zdążyła je ochlapać…

Świat zawirował…

Leżał na szerokim, wyścielonym łożu w swojej posiadłości na Vera Cruz… powietrze wypełniał zapach morskiego powietrza, zmieszanego z aromatem kwitnących akacji… przyglądał się leżącej tuż obok na jedwabnej pościeli kobiecie… delikatna opalenizna opalizowała na gładkiej skórze Inez. Czarne jak skrzydło kruka włosy okalały jej cudowną twarz. Jego ręce błądziły po jej ciele… a ogień namiętności rozpalał się w nich z siłą rwącej rzeki… Przyspieszone oddechy… Pot spływający po rozgrzanych miłością ciałach… Czarne włosy spadające na jego tors… jej piękne, kształtne piersi podskakujące w rytm ich ruchów… Zamknął oczy… I ponownie otworzył… Nie było już Inez… to nie było jej ciało… kobieta była szczuplejsza… zniknęły długie włosy… Aspazja…

Świat zawirował...”

Ocuciło go potrząsanie akolity, powoli przychodził do siebie. Rozejrzał się błędnym wzrokiem wokół, ale po chwili już kontrolował wszystkie swoje zmysły. Na ich odcinku wrogowie zostali zneutralizowani przez Kano. Ruszył za resztą.

Szereg cel wypełnionych niewolnikami ich zaskoczył, szybko przystąpili do otwierania zamków. Z tym poradził sobie szybko Evros, jego monomiecz rozrywał ciężkie kłódki jak ulotny pergamin.

Mieli teraz pod opieką kilkudziesięciu niewolników. Przypomniał sobie o swojej skrzekotce, która od dłuższego czasu była wyłączona. Przesunął pokrętło i usłyszał komendy Aspazji: - Grupa szturmowa, czy mnie słyszycie?
Komandos nacisnął przycisk przy nadajniku i powiedział: - Zgłasza się grupa szturmowa… znaleźliśmy niewolników, chcemy ewakuować ich na Rybkę, odbiór.
- Dobrze, zróbcie to natychmiast.


Ruszyli w stronę powierzchni, żeby jak najprędzej odprowadzić ocalonych do promu. Akolita wraz z Evrosem osłaniali flanki prowadzonej kolumny, ostrzeliwując pojawiających się tu i ówdzie piratów. Reszty dokonywał Kano. Wkrótce pierwsze partie niewolników, znikały po rampie promu w ładowni Rybki.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 21-02-2011, 01:07   #79
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jak się okazało, skradanie wyszło Sorenowi nawet lepiej niż się spodziewał. Nie tylko pirat go nie wykrył, ale też Aspazja przeoczyła. Chyba, że zaczynała go traktować jak powietrze. Cóż, nie było sensu się nad tym ani głowić, ani żołądkować. Ważne, że pozyskanie jeńca się udało i wyśpiewał wszystko co trzeba. Pilot nie mógł się oprzeć wrażeniu, że pirat odpowiedział co prawda grzecznie na pytania, ale coś ciągle ukrywał. I to zapewne coś ważnego. Nawet jeśli mieli na razie zakończyć przesłuchanie to stanowczo lepiej było go póki co nie wypuszczać. Ale nie do niego należała decyzja.

W głowie Sorena zaświtała myśl. Skoro wiedział, gdzie jest Beliah, to czemu miałby nie pójść tam sam i rozprawić się z nim, zanim dotrze reszta. Pewnie dałby radę. Perspektywa kusiła. Nikt by nawet nie wiedział kiedy zniknął. Ale odrzucił ten pomysł. Tym razem chciał się zachować rozsądnie (mniej więcej) i dopilnować, żeby jego szefowej włos z głowy nie spadł. Mimo wszystko był jej to winien. W końcu za coś mu płaciła, choć nie był do końca pewien za co. Jak się okazało decyzja opłaciła mu się dość szybko, bo oto grupa uderzeniowa znalazła niewolników.

Wyszedł z cienia. Aspazja jakby podskoczyła przestraszona, ale odpuściła mu wykład na temat przyczyn zawałów serca. Po prostu kazała im zbierać się na Rybkę. Włączył skrzekotkę i połączył się z pokładem okrętu:
- Odpalajcie silniki, wielebny. Zaraz tam będziemy.
Brak trzęsienia ziemi spowodowanego dużą eksplozją w ciągu najbliższych minut świadczył o tym, że kapłan nie próbował naciskać losowych przycisków i nadal mają czym latać.

W końcu dotarli wszyscy na pokład. Nadia, nadąsana że jej przerwano zabawę, na wszelki wypadek siadła przy dolnym dziale. Po chwili wzbili się w powietrze i polecieli kierowani transmisją od Evrosa. Silne wiatry rzucały nimi na wszystkie strony, narażając ich na skoszenie kilku drzew. Na szczęście pułap był na tyle wysoki, że przynajmniej w ziemię nie mogli się wryć. Po kilku chwilach zobaczyli całą grupę niewolników.
- Zróbcie nam trochę miejsca do lądowania. Mimo wszystko nie chcę posadzić Rybki na kimś - nadał do grupy szturmowej.
- Ta? Co jeszcze? Mamy wyciąć drzewa i wybetonować lądowisko? - rozległ się niby-marudny głos Deana.
- Nie śmiałem prosić, ale skoro Pan Kapitan taki miły...
Dalszą wymianę zdań sobie odpuścili, bo lądowanie udało się przeprowadzić bez strat w ludziach. Natychmiast otworzył rampę i poszedł pomóc niewolnikom wejść na pokład. Uważnie się przyglądał wszystkim i odpytywał jak długo byli w niewoli. Szukał kogoś, kto będzie mógł mu udzielić informacji.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 22-02-2011, 14:41   #80
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Szturm przebiegał powoli, dla niego jednak wszystko było trochę dziwne. Wyćwiczone ruchy i wzrok, który nie wyrażał żadnych emocji. Gdy zobaczył swoją twarz w odbiciu jednego ze stalowych lewarów na chwilę zamarł. Cały świat stracił swoje znaczenie. Słyszał gdzieś strzały i krzyki. Jego ręce automatycznie ostrzelały żołnierza, który nieopatrznie znalazł się w jego strefie. Jego ciało robiło to co znało najlepiej, jednakże umysł był pochłonięty czymś innym.

Umysł patrzył w dużo młodszą twarz, w oczy które płonęły dziwnym blaskiem. Jego umysł widział płonące zgliszcza i ciała leżące za szlachcicem. Mówi się, że zawsze można zawrócić z obranej drogi. Czasami jednak jest ciężko to zrobić. Wielu mędrców zadawało sobie pytania, czy można zmienić swój los? W tym zakresie istniały dwie główne szkoły. Jedni mówili, że jesteśmy niczym liść rzucany na wietrze, druga o tym, że sami jesteśmy kowalami własnego losu. A prawda ... prawda leżała chyba gdzieś pośrodku. Albert stanął do walki i był z tego dumny.

Krzyki wyrwały go z otępienia i przywróciły do działania. Gdy trzeba było zakładał maskę, gdy trzeba było strzelał. W końcu udało im się dotrzeć do niewolników. Razem z Evrosem eskortował niewolników. Wydawało się, że szturm przebiega planowo, może nawet zbyt planowo. Tylko gdzie był on? Gdzie znajdował się pirat, który przysporzył temu światu tyle zła?

-Albert do wszystkich - nacisnął w pewnym momencie radio łącząc się ze wszystkimi towarzyszami -Jeżeli chcemy kontynuować natarcie w kierunku Beliaha, to muszę przekazać wam parę ważnych informacji. Najlepiej w cztery oczy ... przygotujcie ciężką broń, będzie nam potrzebna - rozłączył się i popatrzył na stojącego obok niego Evrosa. Człowieka, który nie znał go jako nikogo innego jak członka Bractwa Wojennego. Kogoś, kto poświęcił wiele, aby ratować świat, aby ratować innych. Ciekawe, czy gdyby życie nie potoczyłoby się inaczej, to dzisiaj baza Albreta byłaby atakowana przez członków załogi.

-Evrosie, potrzebujemy ciężkiej broni, jeżeli chcemy wygrać z Beliahem. Powiedzmy, że nazwy jego okrętów "Zemsta Diabła" nie wzięły się z niczego. Najlepiej gdyby wszyscy to usłyszeli ... -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172