Rano Dallan stawił się na zbiórce. Człowiek, na którego polował był tutaj. Lyrijczyk usłyszał jego nazwisko, zobaczył jego twarz, wiedział gdzie został przydzielony. Sam też dostał przydział, z grupką niezwykle barwną. Kobieta, wiedźmin, krasnoludy, elf, kilku ludzi, w tym jeden, nie wyglądający na kogoś obeznanego z wojaczką.
Dallan znalazł wygodne miejsce na krypie, przyjął wygodną pozycję i zatopił się w myślach, wzrokiem omiatając wolno przesuwający się brzeg. Zastanowił się co robić dalej? Postanowił dać swojej ofierze nacieszyć się jeszcze życiem. Z zadumy wyrwało go poruszenie na pokładzie. Przed nimi trwała walka, statek Kompanii został napadnięty. Sperig wydał rozkaz odwrotu, części najemników wyraźnie się to nie spodobało, załodze również. W obronie marynarza wystąpił mężczyzna w okularach, z jego maniery wyraźnie widać było że wykształcony, budowa ani wykształcenie świadczyły że nic wspólnego z ciężkim chlebem najemnika nie miał. To co mówił miało sens, swoje słowa popierał mądrymi powiedzonkami, ale rację miał. Twarz Speriga na przemian bladła i oblewała się rumieńcem. Chciał zamachnąć się na buntownika i wtedy wkroczył Dallan. -Wolnego panie Sperig! - rzekł chwytając go za spadające do ciosu ramię - Nasz wykształcony kompan całkiem pozbawion rozumu nie jest. Jak se pan wyobrażasz tropić ich we mgle i to jeszcze na rzece. Albo nas zauważą i zaatakują, albo znikną w swojej ciepłej melince. Tu, na rzece ciężko tropić. Jakby kazali konno krypę śledzić, jużci, do wykonania, choć żyć od kulbaki cierpnie, a tak, dupa panie Sperig! Wiem co mówię, jestem łowcą nagród, całe życie tropię i zabijam, znam się na tym. Taka zabawa w chowanego na rzece to pomysł nieudany. A jak nas później zauważą, zaatakują, jak dzikie świnie zarżną, ładunek porwą, łódź z dymem puszczą i tyle z tego będzie. Nie wiemy ile chłopa na ich łupinie, w dodatku sami wybiorą moment. Tu mamy sposobność by pierwsi użądlić. Z zaskoczenia, jeszcze w przewadze, przy okazji uratujem kilku marynarzy, a za to Kompania nam płaci. Dobrze nasz wykształciuch mówi, że jeńców można brać, a na torturach wyśpiewają wszystko jak ptactwo na wiosnę. Oj znam ja takie metody. Panie Sperig, nie trać pan okazji, każ pan łódź wrócić i łap za broń. Lepsze to niźli błądzenie w tym mleku, uczepieni ogona tych skurwieli, w nadziei że nam się we mgle nie rozpłyną albo pod wodę nie poślą. |