Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2011, 00:04   #38
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Conor Storm

Trawił. Tym zajmował się z samego rana Conor. Trawił zarówno konsumowane właśnie śniadanie, jak i pozyskane wczorajszego dnia informację. W sumie poszło nieźle. Z Jonaszem i Olkiem pożegnał się z pół godziny temu. Nie sądził żeby byli jeszcze użyteczni, ale nigdy nic nie wiadomo, wiec pożegnał ich jak dobrych przyjaciół. Tak aby mogli mieć uzasadniona nadziej, ze jeszcze zdołają kiedyś go orznąć na darmowe ruchańsko i wódę. Teraz zaś, pałaszując jajecznice na boczku, zastawiał się, co pacząc dalej. Miał jeszcze trochę czasu. Nie pił wczoraj i jak na niego spać poszedł w miarę wcześniej. Dziś był jak nowo narodzony i gotowy do spodziewanej drogi. Została tylko jeszcze jedna sprawa. Trzeba było dobrze spożytkować wyniki wczorajszej inwestycji. W tym celu udał się do aktualnie szefującej „Rozpustnej Elfce”.

- To znowu Ty? -
- Tak, to znowu ja. Dzień dobry. –
Odrzekł Conor rozwalając się na ozdobnym fotelu. Na łańcuchy i więzy stanowiące część mebla i umieszczane w strategicznych jego częściach starał się nie zwracać uwagi. Łoże stojące po drugiej stronie pokoju, było o wiele lepiej wyposażone w podobne przyrządy, podobnie jak cały rozległy pokój. Wstawała z niego właśnie nie młoda już, ale wciąż piękna kobieta. Urodę psuł jedynie kwaśny grymas, który zagościł na jej twarzy na jego widok.
- Polemizowała bym w zaistniałych okolicznościach. Czego chcesz? –
- Urocza i subtelna jak zawsze. Pomocy oczywiście. –
- Jak zwykle... –
- Jak zwykle. Tyle, że tym razem, gotów jestem za nią zapłacić. Rozsądną cenę. –
- No popatrz, to coś nowego! –
- Prawda? Rainhard Stok i Olof Stygg. Potrzebuje widzieć o nich wszystko. Nie musze chyba dodawać, że nie chce aby oni widzieli, że mi na tym zależy prawda? –
- Och, ależ oczywiście. W NASZYM zawodzie, dyskrecja przede wszystkim. –
- W rzeczy samej. –
- Coś konkretnego jest ci potrzebne? –
- To oficjalna sprawa, z nadania Grubego. Jeśli uda mi się go, że tak powiem, zadowolić, to oboje na tym skorzystamy. Obaj są z Kompani Delty Pontaru. Mam sprawdzić czemu ich statki nagle znikają i po chuj zatrudniają armie najemników. –
- Może to zwykli piraci?–
- Może tak a może nie. Żeby zorganizować to w taki sposób, potrzebowali by kogoś wewnątrz kompani. Kogoś, kto wiedziałby kiedy i gdzie odchodzą baraki i co mają na pokładzie. –
- Myślisz, ze to któryś z nich? –
- Nie wiem, ale od czegoś musze znacząc a tylko oni są moim zasięgu i mogą mi dać dostęp do kogoś wyżej. –
- Może i tak, ale co kurwą do tego? –
- Cóż, kurwy to żaden grzech, ale ja właśnie grzechów potrzebuje. Oprócz rzeczy podstawowych, z gatunku adres, rodzina, znajomi, wrogowie i przyjaciele, potrzebuje czegoś co pozwoliło by się do nich zbliżyć. Może mają jakieś nietypowe potrzeby? Może jest coś, co chcieli by ukryć? Względnie niektóre znajomości nie są im na rękę a zerwać ich nie sposób? Małe dziewczynki albo młodzi chłopcy? Zwierzęta? Nieboszczycy? Czy coś mniej standartowego... No wiesz wspólne zainteresowania to dobry początek znajomości i podstawa do długiej przyjaźni. –
- Prawdziwy z ciebie skurwysyn Conorze Storm. –
- Ty o tym wiesz najlepiej, prawda mamusiu? –

*****

Godzinę później stawił się razem z innymi w wyznaczonym miejscu. Uważnie słuchał listy nazwisk z grupy, w której sam się znalazł, starając się zapamiętać przyporządkowane do gęby miana. Tak na wszelki wypadek. Też trzeba będzie ich sprawdzić, ale to już po ewentualnym powrocie. Na razie udał się z innymi na barkę. Szybko znalazł sobie miejsce na dziobie i umościł się na jakiś skrzyniach i innkszych paczkach, naładowaną kuszę opierając na kolanach.

Nawiązywał znajomości z załogą. Głownie za pomocą przemyconej na pokład flaszki. Niezawodna towarzyszka podróży, zawsze zjednywała mu przyjaciół. Sam nie pił, wiedząc, że musi zachować czujność, jednak wkrótce znał większość załogi po imieniu. Właśnie wymieniał poglądy z Czopem, chłopcem pokładowym stojącym najniżej w marynarskiej hierarchii. Co nie znaczy, że był dla niego całkiem bezużyteczny. Chłopak mógł mieć może z trzynaście lat i właśnie udawał, że zajmuje się jakimś zwojem liny, podczas gdy naprawdę wpatrywał się w kształty zadek ich towarzyszki podróży.

- Niezła dupa, nie? –
Zapytał uprzejmie, ściszając głos, aby tylko chłopak go słyszał.
- Ano. –
- Cycki też niczego sobie. Mogę was poznać, jak masz ochotę trochę... bliźniej się z nią zaprzyjaźnić. –
Chłopak mało się nie zachłysnął gwałtownie połykanym powietrzem i przybrał kolor dorodnego raka.
- Co?! Panie... -
- Wyglądam ci na jakiegoś Pana chłopcze? To jak chcesz ją wyruchać czy nie? –
- Tak! To znaczy nie! Znaczy ja.... Ehhhh, gdzie mi do takiego jak tamten... –
Conor zerknął dyskretnie na rozmawiającego z dziewczyną wspólnika, po czym uśmiechnął się pobłażliwie do chłopca.
- On? Nim nie masz się co przejmować. Nie ten asortyment, jeśli wiesz co mam na myśli. –
- Eeee... Co? –
- Woli chłopców, więc uważaj na tyłek jak będzie w pobliżu. -
Dorodny rak nabrał koloru przepiekanego na wolnym ogniu dorodnego raka.
- To jak będzie? W zamian za drobną.... –

Storm zamilkł w pól słowa słyszał odlegle jeszcze odgłosy walki. Wkrótce ukazała się i sama bitwa. Wyglądało to w istocie jak atak piratów ~~ Punkt dla ciebie mamusiu ~~. Obserwując szczepione statki, zastawiał się ilu piratów mógł przewozić ich kuter i czy łajba, na której on między innymi był gościem, może się równać z nim szybkością i zwrotnością. To mogło być decydujące przy przyjętej przez Speiriga strategii.

Conor generalnie w dupie miał życie obcych mu marynarzy, ale jak mus było to i gotów był pochlastać kogo trzeba. W końcu za to mu płacili. Z drugiej strony gryzipiórek miał sporo racji i Storm w zasadzie przyznawał mu słuszność. Tyle, że to też go gówno obchodziło. Speirig wydał rozkaz, więc trzeba było go wykonać. Za to gdy pojawiał się Dallan (chyba dobrze przyporządkował nazwisko do ryja), chwytając ich dowódcę za rękę, Conor wyczuł, że ma swoją szanse zrobić odpowiednie wrażenie na kim trzeba. Kusza wciąż była naładowana a on sam stał parę kroków od całego towarzystwa, więc pozycje miał wyśmienitą.

- Te, Panie leśnik! –

Storm wycelował kusze w Dallana, stając pewniej na pokładzie.

- Zabieracie z łaski swojej łapy do naszego kapitana, bo ci je do pokładu przybije. Byle nie za gwałtownie, bo się łódka kolebie nieco na wodzie i może mi się palec omsknąć. Za wykonywanie rozkazów nam płacą, to je z łaski swojej wykonajcie... –
 
malahaj jest offline