Jerycho zareagował natychmiast. Będą ofiary. To widać. Oby tylko Fabia szlag trafił. Chwycił porcelanowy spodek rozlewając herbatę i cisnął nim w twarz jednego z nieproszonych gości. Natychmiast poszedł w zwarcie. Tym razem nie będzie ich oszczędzał. Chwycił strzelbę lewą ręką kopiąc w rękę i złamał tym palca pierwszemu, dokończył uderzając oszołomionego bólem bandziora uderzając przegubem dłoni w nos paskudnie go łamiąc, a część kości wbijając głęboko w zatoki. Już jest załatwiony. Bez pomocy za kilak godzin utopi się we własnej krwi. Podchaczył go i pchnął na drugiego. Warte zaznaczenia jest, że cały czas zasłaniał się od strzału ze strzelby drugiego tym pierwszym.
Ten zdrowy odskoczył w bok by uniknąć potrzeby puszczenia broni, jego towarzysz padł na ziemię wijąc się i starając powstrzymać krwawienie
Jerycho kopną shotguna odchylając lufę od siebie co uratowało mu życie, chmura pocisków trafiła w ścianę, a nie w niego. Splot słoneczny, szyja, chwycił go za nadgarstek, zwinnie wykręcił rękę, odwrócił się i przerzucił go przez bark łamiąc rękę w łokciu najbardziej jak się tylko da. Ale nie dał mu upaść. Szarpnął w górę co sprawiło jeszcze więcej bólu i kucnął używając go jako żywej tarczy oddzielającej go od zdrajcy. Sięgnął pod bluzę i wyciągnął gnata |