| Szybko zobaczyli strzelca. Stał pod drugiej stronie pomieszczenia. Nim któryś z komandosów wycelował, zniknął za jednym z filarów. Krzyknął po angielsku. W jego głosie dało się wyczuć lęk. - Kim jesteście ?! Idźcie stąd!
Lambert przypadł do ściany, znajdując schronienie za obudową rozdzielni. - Swoi idą! Nie strzelaj, you bloody idiot!
- Swoi ? Jacy swoi ? Tutaj nikt nie jest swój! - strzelił jeszcze dwa razy - niecelnie. - Skończże strzelać, ty durniu patentowany, ale przyjdę tam i wsadzę ci ten pistolet w zadek! Jesteśmy alianckimi komandosami, zdobyliśmy ten kompleks i właśnie przeszukujemy go w poszukiwaniu niedobitków i jeńców. Więc albo kończysz to sianie kulami po ścianach, albo idziesz pod ścianę z resztą fryców!
- Tak ? To podnieście ręce do góry i wyłaźcie ! Lee przerwał swoje milczenie i z lekkim zdenerwowaniem krzyknął -Skąd możemy mieć pewność, że nic nam nie grozi?
- Nie możecie!
-A więc, może najpierw powiesz nam co się tutaj dzieje, a ja ewentualnie cię nie zabiję?
- A może ewentualnie ja nie zabiję ciebie, co ?! Chcecie wiedzieć co się tu dzieje ? Tego nikt nie wie!
-W takim wypadku, nie uważasz, że lepiej byłoby trzymać się razem i ustalić o co tutaj chodzi i jak się stąd wydostać? W końcu jedziemy na tym samym wózku.
- Wyjdźcie z podniesionymi rękoma to będziemy mogli rozmawiać! Jak nie to idźcie do diabła!
-Daj nam chwilę na zastanowienie, okay? -McMillan krzyknął już dosyć spokojnie. Po czym szepnął do Lamberta -A więc? Co robimy? - Panie poruczniku - Lambert przybrał oficjalny ton - Jeśli ten człowiek nie chce się poddać i żąda tego samego od nas, prawdopodobnie jest zdrajcą w służbie niemieckiej. Ci naukowcy, których odeskortowaliśmy do punktu ewakuacyjnego nic nie wspominali o nikim tutaj ukrytym. Jeśli teraz ten człowiek nie okaże dobrej woli, będziemy musieli uznać go za wroga. Próby wywabienia nas z kryjówki są oczywistą kpiną, ponieważ musi sobie zdawać sprawę z naszej przewagi liczebnej. To prawdopodobnie desperacka obrona ostatniego esesmana zagonionego w róg w opanowanym przez nas kompleksie - Lambert mówił na tyle głośno, by tamten był w stanie usłyszeć.
Lee McMillan wyraźnie był zaskoczony słowami Lamberta -Jacy jeńcy? Nie pamiętam abyśmy eskortowali jakichkolwiek jeńców, tak samo jak nie pamiętam abyśmy zdobyli ten kompleks. Lambert w milczeniu przewrócił oczami, po czym poklepał się palcem po nosie i puścił oko. “Że też los pokarał mnie Amerykaninem. W Kanadzie wszyscy wiedzą, że to idioci.” Lee bezgłośnie powiedział ruchami warg “ahaa” i dodał wyraźnie -Musiałem być nieprzytomny, po tamtym uderzeniu w głowę. -Po czym bardzo cicho dodał -rzucamy tam granat, czy próbujemy pertraktować?
Adam szepnął: - A mamy świece dymne? Ja nie mam. Ale każdy z nas ma po jednej racy, jeśli nie będzie chciał się poddać, można spróbować go oślepić i powalić. Dureń chyba nie potrafi strzelać - Lambert wydawał się nie być zachwycony własnym pomysłem.
Dodał głośno: - Tak jest. Pan kapitan Dębski mówił, żeby Werhmachtowców i niemieckich naukowców brać do niewoli, ale esesmanom od razu nóż pod żebro. Pan myśli, że ten tam to kto?
-Może być to członek innego oddziału aliantów o których nikt nam nie powiedział lub ktoś z ss. Może zapytamy go? -uśmiechnął się. - Ej, ty tam! A kto ty w ogóle jesteś?! Gadasz po angielsku lepiej od fryców.
- Bo jestem agentem wywiadu, pajacu!
- Udowodnij! Jaki był twój ostatni komunikat?
- Ostatni komunikat nadałem na początku tego szaleństwa ... nakryli mnie, musiałem uciekać.
- Cholera, dotarły z niego jakieś trzaski i coś o badaniach - Adam wciąż nie opuszczał osłony - Co tu się właściwie działo?
-Jakoś mu nie wierze -szepnął McMillan -jeżeli jest jednym z nas, to dlaczego chce abyśmy się -poddali?
- Wszyscy zaczęli świrować, zabijać się, podjerzewać ... zgarnąłem trochę zapasów i jestem... Adam wzruszył ramionami do Lee. - Dobra, zrobimy tak! - krzyknął - Ja wychodzę, ty wychodzisz. Broń trzymamy lewymi rękami skierowaną w podłogę. Nie ma co durnieć jeszcze bardziej i tłuc swój swego.
Jednocześnie wskazał Amerykaninowi, by pozostawał w ukryciu.
- Dobra - agent rzucił widząc, że to naprawdę komandosi - Macie jakiś plan ? - Dobrze, ja wychodzę. Nie zastrzel mnie – upewniał się Adam - Mam broń w lewej ręce i celuję w podłogę. Zrób tak samo, to porozmawiamy. Słyszysz? Nie strzelaj!
Wychodząc zastanawiał się, ile jeszcze zapasów adrenaliny pozostało w jego ciele. - Nasz plan? Naszym planem było znalezienie Ciebie, zdobycie tylu dokumentów, ile się da, zastrzelenie każdego, kto stanie nam na drodze i ewakuacja. Jak na razie idzie nam świetnie, poza tym, że my dwaj odłączyliśmy się od kapitana i reszty oddziału. W ogóle to jestem Lambert z Czwartego Komanda. Zapalisz? Z tego, co widzę, w tym miejscu wszystkim brakuje piątej klepki. Wiesz, jakie badania tu przeprowadzano? - Badania ? Coś znaleźli w 38 roku, jeszcze przed wojną. Później zaczeli przywozić jakiś sprzęt i tak dalej. Baza podzielona jest na sekcje. Ja miałem dostęp do sekcji załogi, jak wszyscy. Tam były stołówki, nasze kwatery i tak dalej. To zaraz przy wejściu do bazy, powinniście je mijać. Miałem też przepustkę do sekcji rakietowej. Testowali tam jakieś rakiety i inne takie. Poza tym, tak, zapalę. Miałem jeszcze dostęp do częśći administracyjnej. Widziałem część planów i rozkład pomieszczeń. Jeżeli chcecie się stąd wydostać musicie znaleźć pomieszczenie kontrolne. Jest w sekcji rakietowej. Można z niego nadawać komunikaty i zarządzać praktycznie wszystkim. Stąd jednak nie łatwo się tak przedostać. Jeżeli ktoś tu przeżył, to jest zabarykadowany w pomieszczeniach inżynieryjnych, a przez nie jest najszybciej.
Kojący zapach minicygar rozszedł się w korytarzu. „Nareszcie” – pomyślał Lambert - „Z mroków labiryntu wyłania się pierwsza nić.”
__________________ Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań. |