Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2011, 18:25   #41
 
Feataur's Avatar
 
Reputacja: 1 Feataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetnyFeataur jest po prostu świetny
Maszerując z Ian'em nie rozmawiali za wiele, wsłuchując się w każdy dźwięk. Na szczęście bez problemu doszli do jakiegoś pokoju.
Jeremy krzątał się po pomieszczeniu, co chwila klnąc na rosnący na głowie guz. W pewnej chwili zdjął nawet hełm, który uciskał go na zranione miejsce. Po chwili też zaczął przyglądać się uważniej napisom na czymś, co musiało być jakimiś laborantami. Withcord pobieżnie przejrzał powierzchnie kilku biurek, po czym podszedł do dużej szyby. Widząc salę, pełną nieprzyjaciela, odruchowo przypadł do panelu. Wolał, aby nikt teraz nie zauważył ani go, ani Ian'a. Zastanawiał się co to za pomieszczenie i co robili ci Niemcy na dole. Skupił się na odczytywaniu napisów, wskazując swojemu towarzyszowi szybę.
- Ostrożnie, żeby cię nie zauważyli - powiedział znad panelu - Ich jest dużo, a nas cholernie mało. Wolę nie ryzykować.
 
Feataur jest offline  
Stary 27-01-2011, 10:01   #42
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Kapitan wybiegł gwałtownie z gabinetu. Już szykował się do strzelania. Jedynym problemem było to, że nie miał do kogo strzelać. Na platformie, na której stał Dębski nie było nikogo. A raczej nikogo żywego. Na uwagę zasługiwał kamienny stół dookoła, którego stały szafki i stoły. Na nim leżały ciała. Były tak okrutnie okaleczone, że Adam nie chciał na początku w to wszystko uwierzyć. Myśli miał zsynchronizowane z mową. Nie myślał, tylko powtarzał w kółko zestaw przekleństw. Tak też mówił. Dopiero po chwili zaczął trzeźwo myśleć. Wtedy też ruszył dalej. A jedyną drogą dalej była drabina. Zszedł po niej, zbytnio się nie spiesząc. W drodze towarzyszyły mu rozmyślania: Oni muszą wykorzystywać tych naukowców do jakiś badań, ale czemu potem ich zabijają. Dlaczego zabijają ich razem ze swoimi żołnierzami. Wtedy Dębski przypomniał sobie jeńca, któremu we wspólnym głosowaniu darowano życie. On także nic nie pamiętał, tak jak ten naukowiec. Wcześniej też musiał być nieprzytomny, jak badacze. Tylko dlaczego darowano mu życie, czemu nie zabito jak tych wszystkich. Czemu dla SSmana wymyślono tak okrutny sposób mordu, gdy wszystkich innych po prostu rozstrzeliwali. Towarzysze mówili, że jeniec bredził. To co teraz widział Dębski przypominało brednie. Gdyby towarzysze byli obok spytałby się co konkretnie mówił Niemiec. Niestety nikogo nie było i kapitan tracił nadzieję, że jeszcze kogoś spotka.

Gdy zakończył rozmyślenia był już w jakimś pomieszczeniu, które przypominało szpital. Rozglądając się potknął się chyba o czyjąś nogę. Szukał wyjścia. Znalazł pancerne drzwi. Były otwarte w dość nietypowy sposób. Wyglądały jakby ktoś je wysadził. Co najważniejsze były wygięte w stronę przeciwną do Dębskiego. To oznaczało, że ktoś już wcześniej próbował się tam dostać. Wcale nie był on stąd. Świadczył o tym sposób otworzenia. Kapitan miał nadzieję na spotkanie sojuszników. Wtedy usłyszał jęki. Bez zastanowienia ruszył w stronę odgłosów
 
Morior jest offline  
Stary 28-01-2011, 08:15   #43
 
Klamka's Avatar
 
Reputacja: 1 Klamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodze
Żołnierze szybko opuścili pomieszczenie w którym się znajdowali wychodząc do wąskich i krętych korytarzy. Każdy krok i każdy zakręt podnosił napięcie coraz bardziej i bardziej. Lee ściskał swoją broń, którą trzymał skierowaną w ziemię kilka metrów przed sobą, aby móc szybko podnieść ją by oddać strzał. Czuł, że może się tu coś wydarzyć.
Pod koniec korytarza ukazała się ich oczom okrągła sala, w której było pełno drzwi prowadzących w różne strony.

-Na lewo do generatorów, na prawo do magazynu na wprost biegną wszystkie rury. Co jest na górze, nie wiemy. Pytałem jeńca, gdzie są generatory, ale mi nie powiedział. Jestem za tym, by wpierw zabezpieczyć generatory, bo jak je ktoś wyłączy, to będziemy ślepi jak kocięta.
- A jeśli uda nam się znaleźć główny wyłącznik świateł, możemy nadać Morsem po angielsku sygnały do naszych
-To chyba będzie najlepsze wyjście, w tej pieprzonej dziurze nie mamy co liczyć na pomoc przewodnika.
Adam skinął głową.
-Ile masz magazynków?
-Po ostatniej strzelaninie zostało mi 6 sztuk do M1 i oczywiście 4 do colta.
-John powiedział sprawdzając swoje ładownice. -U ciebie jak z amunicją?
- Mam 4 do peemu i jeszcze kilka do broni bocznej
- sprawdził Lambert - Wchodzimy? - wskazał drzwi na lewo.
McMillan uśmiechnął się na siłę.
-A czy mamy inne, lepsze wyjście?

Lambert bez entuzjazmu odwzajemnił uśmiech.
Po krótkiej wymianie zdań, żołnierze skierowali swoje kroki w stronę generatorów. Zabezpieczenie ich było bardzo ważne, ponieważ brak światła oznaczałby nic innego jak mrok, który nie pozwalałby na zobaczenie czegokolwiek. Byliby w potrzasku zdani na ślepy i to dosłownie los.

Ustawili się przed drzwiami.
 
Klamka jest offline  
Stary 28-01-2011, 08:57   #44
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Adam Lambert i Lee McMillan


Drzwi prowadzące do generatorów otworzyły się nie sprawiając wam większych problemów. Za nimi znajdował się jasny korytarz, dobrze oświetlony i wyłożony kafelkami. Szeroki, po kilkunastu metrach przechodzący w zakręt w prawo. Zaraz przy drzwiach było okienko jakby recepcji, z tą różnicą że dość duże. Spokojnie mogły by przez nie jednocześnie przejść cztery osoby. Po drugiej stronie nie było żywej duszy. Poza kilkoma zamkniętymi szafkami, pustymi stojakami na broń i lekko wgniecionymi drzwiami pancernymi nie było nic więcej. Na podłodze leżały kawałki szkła, które pewnie dzieliło kiedyś to miejsce od korytarza. Ruszyliście dalej.

Za rogiem były podwójne drzwi, a nad nimi tabliczka oznajmiająca o obecności generatorów po drugiej stronie. Weszliście na trzy. Pomieszczenie miało około sto metrów pięćdziesiąt metrów kwadratowych. Na końcu była drabina prowadząca na poziom drugi. Cztery potężne filary trzymały wszystko w kupie. Przy ścianach były generatory. Okute stalą warczały sobie spokojnie, nie stanowiąc bezpośredniego zagrożenia. Od nich odchodziły rury niknące w suficie. Po rozejrzeniu się i szybkim rozeznaniu się ruszyliście na górę.

Piętro wyglądało bardzo podobnie, z tą różnicą, że jedynym wejściem na nie była owa drabina, nie było żadnych drzwi. Sala dobrze oświetlona, do wysokości lamperii kafelki na ścianach, wyżej lekko łuszcząca się już farba koloru szpitalnej zieleni. Ruszyliście ostrożnie przed siebie sprawdzając czy ktoś się nie kryje. Nagle padły strzały. Chaotyczne i niecelne, ale nadal groźne. Szybko zobaczyliście strzelca. Stał pod drugiej stronie pomieszczenia. Nim ktoś z was wycelował zniknął za jednym z filarów. Krzyknął do was po angielsku. W jego głosie dało się wyczuć lęk.
- Kim jesteście ?! Idźcie stąd!

Adam Dębski


Bez wahania ruszyłeś w stronę, z której dochodziły jęki. Ich źródło było w zabudowanej do połowy wnęce. Najwyraźniej miała ona służyć za miejsce do wyparzania narzędzi chirurgicznych. Był tutaj duży zlew i szafka pełna różnych dziwnych przyrządów, które mogły by uchodzić za średniowieczne instrumenty tortur. Na podłodze leżał konający w męczarniach naukowiec. Nie on jednak przykuł twoją uwagę, a klęczący przy nim żołnierz SS.

SSmann nie miał broni, lecz i tak wyglądał niebezpiecznie. Cały był we krwi, lecz nie ratował badacza. Jadł go. Przeżuwał właśnie świeżo wypruty sztyletem kawałek flaka, kiedy dostrzegł ciebie. Blady naukowiec wydał kolejny jęk. Przez sekundę zastanawiałeś się, czy on właściwie jeszcze żyje ...

Jeremy Jr. Withcord i Ian McIntire


Udało się wam rozszyfrować, że pomieszczenie to jest centrum kontrolnym. Można było z jego poziomu manipulować zasilaniem, grodziami miedzy halami, zabezpieczeniami i tak dalej. Niestety nie wiedzieliście, który przycisk służy do czego. Nikt was nie zauważył, na wasze szczęście. Kiedy Jeremi ponownie wyjrzałeś za szybę zobaczyłeś, że zza wielkich stalowych drzwi wyjeżdża ciężarówka.

Kierowca ubrany był ciepło, jakby wychodził na powierzchnię. Z ciężarówki żołnierze szybko zaczęli wyładowywać jakieś skrzynki. Napisów nie mogłeś dostrzec, lecz widać było iż jest to coś kruchego, gdyż wszyscy obchodzili się z tym delikatnie.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 28-01-2011, 15:17   #45
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Idąc przez dobre pół godziny lub więcej doszli w końcu do ostatnich, nieprzeszukanych drzwi w tym korytarzu. Eddy otworzył je minimalnie aby zobaczyć czy w środku nie kryje się jakiś świrus nawlekający ludzi na drut kolczasty. Było czysto więc po cichutku jak dało radę przy ciężkich krokach i nieustannie przeklinającemu Kingstonowi wlali się do pomieszczenia. Eddy po raz pierwszy był w środku lodowej jaskini. Światło z reflektorów odbijało się od krystalicznego lodu. Lecz oddział specjalny nie został wysłany po to aby podziwiać twory natury. Zeszli po schodach na parter groty wychylając się zza rogów. Na dole musiały znajdować się jakieś wykopaliska ponieważ metalowe fragmenty jakiegoś czegoś zwykle nie leżą samopas na stołach SS. Kingstonowi od razu przypomniały się opowiadania dziadka o legendach niemieckiego oddziału od spraw paranormalnych. Podobnież Hitler szuka... kradnie artefakty mające jakąś wartość historyczną i nie zastopują go jak widać nawet skute lodem pustkowia. Dzięki tym dekoracjom Adi będzie mógł prać ludziom mózgi mówiąc, że jest potomkiem Ryszarda Lwie Serce albo co innego. Ponure otoczenie potęgowało słabe światło reflektorów ustawionych przy stołach z tajemniczymi fantami. Instynkt Eddiego podpowiadał, że w ciemnych kątach jaskini znajduje się zło wcielone... Tylko w bajkach lecz zabezpieczyć terenu nie zaszkodzi i zostawił Matchiasa samego. Nie znalazł żadnych świrniętych SS-potworów więc zaczął oglądać to żelastwo leżące na stołach. Stukał, pukał, nic. Wyglądało i zachowywało się jak najzwyklejszy metal więc zrezygnowany otworzył plecak, zgarnął losowe, metalowe fragmenty dla Lamberta do badań i ruszył do kolegi. Lecz kolegi nie znalazł.
- No żesz cholera! Mathias, jesteś tu?! - krzyknął lekko wystraszony Eddy. Odpowiedzał mu cisza. Pewnie znowu coś go wciągnęło i jest zapewne w innym miejscu.
- A w ogóle jest tu kto?! Obojętnie czy SS-man czy gołe panienki ale wolałbym to drugie!
Na nieszczęście ktoś tu był ponieważ usłyszał kroki i krzyki:
HALT! HALT!
Eddiego automatycznie rozbolał brzuch na dźwięk niemieckiego akcentu. Zdezorientowany nie wiedział co ma robić: Chować się czy stanąć twarzą w twarz. Wybrał to pierwsze. Biegiem wskoczył za jeden ze stołów modląc się, aby go nie zauważyli.
Padły strzały, potem niebezpiecznie blisko odgłosy kroków. Pod wpływem adrenaliny i strachu Eddy telepał się jak wariat.
~ Niech któryś wsadzi tu rączkę lub nóżkę to mu ją odstrzelę ~
pomyślał i wyciągnął rewolwer z kabury. Niemiaszki nic sobie nie robiły z groźby utraty kończyny i krzątali się dalej. Wreszcie nastąpiła cisza. Lecz stało się to tak gwałtownie, że aż mało prawdziwe. Szwaby nie mogłyby wyjść z tak wielkiego pomieszczenia w ciągu ułamku sekundy. Odważył się wychylić głowę i obejrzeć teren. Nie było ani Niemców, ani nawet śladów ich butów na lodzie. Jakby oni w ogóle tu nie przybiegli i nie sprowokowali Eddiego do narobienia w gacie.
- Ja chyba jestem w psychiatryku... Taaak... To taktyka SSmanów: Wykończ wroga umysłowo to będzie bardziej posłuszny - mruczał pod nosem dodając sobie otuchy, która wcale otuchą nie była. Przeżegnał się, powoli i po cichu wyszedł z osłony. Gotowy był na natychmiastowy strzał. Żaden faszysta nie wyskoczył nagle zza skrzynki. To tylko coraz bardziej wprowadzało Eddiego w wysilenie mózgownicy. W końcu nie wytrzymał i krzyknął w pustą przestrzeń:
- Ja chcę do domu!!!
Oparł się o skrzynkę i zsunął się na ziemię bez sił. Oczy zaszkliły się i Eddy schował głowę między nogi. Poddał się. Nie wiedział, że to będzie misja pewnie bez powrotu. Teraz pozostaje czekać, aż nawinął go na drut kolczasty. Po jakimś czasie podniósł głowę i zauważył oświetlone stanowisko badawcze, którego mógł przysiąc wcześniej nie było. Z płomykiem nadziei pozbierał się i z gotowy do strzału ruszył do jedynego miejsca, gdzie mógłby znaleźć wyjście.
 

Ostatnio edytowane przez Ziutek : 01-02-2011 o 16:29.
Ziutek jest offline  
Stary 31-01-2011, 19:40   #46
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Szybko zobaczyli strzelca. Stał pod drugiej stronie pomieszczenia. Nim któryś z komandosów wycelował, zniknął za jednym z filarów. Krzyknął po angielsku. W jego głosie dało się wyczuć lęk.

- Kim jesteście ?! Idźcie stąd!
Lambert przypadł do ściany, znajdując schronienie za obudową rozdzielni.
- Swoi idą! Nie strzelaj, you bloody idiot!
- Swoi ? Jacy swoi ? Tutaj nikt nie jest swój!
- strzelił jeszcze dwa razy - niecelnie.
- Skończże strzelać, ty durniu patentowany, ale przyjdę tam i wsadzę ci ten pistolet w zadek! Jesteśmy alianckimi komandosami, zdobyliśmy ten kompleks i właśnie przeszukujemy go w poszukiwaniu niedobitków i jeńców. Więc albo kończysz to sianie kulami po ścianach, albo idziesz pod ścianę z resztą fryców!
- Tak ? To podnieście ręce do góry i wyłaźcie !


Lee przerwał swoje milczenie i z lekkim zdenerwowaniem krzyknął -Skąd możemy mieć pewność, że nic nam nie grozi?
- Nie możecie!
-A więc, może najpierw powiesz nam co się tutaj dzieje, a ja ewentualnie cię nie zabiję?
- A może ewentualnie ja nie zabiję ciebie, co ?! Chcecie wiedzieć co się tu dzieje ? Tego nikt nie wie!
-W takim wypadku, nie uważasz, że lepiej byłoby trzymać się razem i ustalić o co tutaj chodzi i jak się stąd wydostać? W końcu jedziemy na tym samym wózku.
- Wyjdźcie z podniesionymi rękoma to będziemy mogli rozmawiać! Jak nie to idźcie do diabła!
-Daj nam chwilę na zastanowienie, okay?
-McMillan krzyknął już dosyć spokojnie. Po czym szepnął do Lamberta -A więc? Co robimy?
- Panie poruczniku - Lambert przybrał oficjalny ton - Jeśli ten człowiek nie chce się poddać i żąda tego samego od nas, prawdopodobnie jest zdrajcą w służbie niemieckiej. Ci naukowcy, których odeskortowaliśmy do punktu ewakuacyjnego nic nie wspominali o nikim tutaj ukrytym. Jeśli teraz ten człowiek nie okaże dobrej woli, będziemy musieli uznać go za wroga. Próby wywabienia nas z kryjówki są oczywistą kpiną, ponieważ musi sobie zdawać sprawę z naszej przewagi liczebnej. To prawdopodobnie desperacka obrona ostatniego esesmana zagonionego w róg w opanowanym przez nas kompleksie - Lambert mówił na tyle głośno, by tamten był w stanie usłyszeć.

Lee McMillan wyraźnie był zaskoczony słowami Lamberta -Jacy jeńcy? Nie pamiętam abyśmy eskortowali jakichkolwiek jeńców, tak samo jak nie pamiętam abyśmy zdobyli ten kompleks. Lambert w milczeniu przewrócił oczami, po czym poklepał się palcem po nosie i puścił oko. “Że też los pokarał mnie Amerykaninem. W Kanadzie wszyscy wiedzą, że to idioci.” Lee bezgłośnie powiedział ruchami warg “ahaa” i dodał wyraźnie
-Musiałem być nieprzytomny, po tamtym uderzeniu w głowę. -Po czym bardzo cicho dodał -rzucamy tam granat, czy próbujemy pertraktować?
Adam szepnął:
- A mamy świece dymne? Ja nie mam. Ale każdy z nas ma po jednej racy, jeśli nie będzie chciał się poddać, można spróbować go oślepić i powalić. Dureń chyba nie potrafi strzelać - Lambert wydawał się nie być zachwycony własnym pomysłem.
Dodał głośno:
- Tak jest. Pan kapitan Dębski mówił, żeby Werhmachtowców i niemieckich naukowców brać do niewoli, ale esesmanom od razu nóż pod żebro. Pan myśli, że ten tam to kto?
-Może być to członek innego oddziału aliantów o których nikt nam nie powiedział lub ktoś z ss. Może
zapytamy go? -uśmiechnął się.
- Ej, ty tam! A kto ty w ogóle jesteś?! Gadasz po angielsku lepiej od fryców.
- Bo jestem agentem wywiadu, pajacu!
- Udowodnij! Jaki był twój ostatni komunikat?
- Ostatni komunikat nadałem na początku tego szaleństwa ... nakryli mnie, musiałem uciekać.
- Cholera, dotarły z niego jakieś trzaski i coś o badaniach
- Adam wciąż nie opuszczał osłony - Co tu się właściwie działo?
-Jakoś mu nie wierze
-szepnął McMillan -jeżeli jest jednym z nas, to dlaczego chce abyśmy się -poddali?
- Wszyscy zaczęli świrować, zabijać się, podjerzewać ... zgarnąłem trochę zapasów i jestem...

Adam wzruszył ramionami do Lee.
- Dobra, zrobimy tak! - krzyknął - Ja wychodzę, ty wychodzisz. Broń trzymamy lewymi rękami skierowaną w podłogę. Nie ma co durnieć jeszcze bardziej i tłuc swój swego.
Jednocześnie wskazał Amerykaninowi, by pozostawał w ukryciu.
- Dobra - agent rzucił widząc, że to naprawdę komandosi - Macie jakiś plan ?
- Dobrze, ja wychodzę. Nie zastrzel mnie – upewniał się Adam - Mam broń w lewej ręce i celuję w podłogę. Zrób tak samo, to porozmawiamy. Słyszysz? Nie strzelaj!
Wychodząc zastanawiał się, ile jeszcze zapasów adrenaliny pozostało w jego ciele.
- Nasz plan? Naszym planem było znalezienie Ciebie, zdobycie tylu dokumentów, ile się da, zastrzelenie każdego, kto stanie nam na drodze i ewakuacja. Jak na razie idzie nam świetnie, poza tym, że my dwaj odłączyliśmy się od kapitana i reszty oddziału. W ogóle to jestem Lambert z Czwartego Komanda. Zapalisz? Z tego, co widzę, w tym miejscu wszystkim brakuje piątej klepki. Wiesz, jakie badania tu przeprowadzano?
- Badania ? Coś znaleźli w 38 roku, jeszcze przed wojną. Później zaczeli przywozić jakiś sprzęt i tak dalej. Baza podzielona jest na sekcje. Ja miałem dostęp do sekcji załogi, jak wszyscy. Tam były stołówki, nasze kwatery i tak dalej. To zaraz przy wejściu do bazy, powinniście je mijać. Miałem też przepustkę do sekcji rakietowej. Testowali tam jakieś rakiety i inne takie. Poza tym, tak, zapalę. Miałem jeszcze dostęp do częśći administracyjnej. Widziałem część planów i rozkład pomieszczeń. Jeżeli chcecie się stąd wydostać musicie znaleźć pomieszczenie kontrolne. Jest w sekcji rakietowej. Można z niego nadawać komunikaty i zarządzać praktycznie wszystkim. Stąd jednak nie łatwo się tak przedostać. Jeżeli ktoś tu przeżył, to jest zabarykadowany w pomieszczeniach inżynieryjnych, a przez nie jest najszybciej.

Kojący zapach minicygar rozszedł się w korytarzu. „Nareszcie” – pomyślał Lambert - „Z mroków labiryntu wyłania się pierwsza nić.”
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 03-02-2011, 17:38   #47
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Dębski ruszył przed siebie, by dowiedzieć się skąd wychodziły jęki. Głos doprowadził go do wnęki, w której prawdopodobnie wyparzano narzędzia chirurgiczne. Niczego jednak Dębski nie był pewien, na pewno nie w takim momencie. Widok, który ujrzał kapitan prawie zwalił go z nóg. Zobaczył on ginącego w męczarniach naukowca, ale co najciekawsze nie był sam. Klęczał nad nim żołnierz SS. W normalnych okolicznościach Adam wystrzeliłby w niego seryjkę pocisków. Ta sytuacja w niczym nie przypominała normalnych okoliczności. Pierwsze kilka sekund Dębskiemu zajęło analizowanie obrazu, który docierał do jego mózgu z prędkością żółwia. Widział on naukowca leżącego na podłodze, jęczącego z bólu. Nad nim klęczał żołnierz cały upaprany krwią. Kapitan przypomniał sobie jak bardzo nienawidzi wszystkich żołnierzy SS.

Przed zabiciem tej parszywej istoty powstrzymywał go jedynie fakt, że od tej gnidy mógł dowiedzieć się czegoś. Informacje w tej sytuacji stanowiły priorytet, górowały nad nienawiścią. Chociaż kapitan przypomniał sobie dokładnie słowa zmarłego w wojnie ojca: "Szwaby to są, kurwa, świnie". Ta nienawiść do nich była wrodzona. Zasada ta stanowiła wyjątek w religijnym myśleniu Dębskiego. Pokój, pokojem. Przebaczenie, przebaczeniem, ale Niemcy to gnidy. Sam fakt, że kapitan był religijny gryzł się z jego zawodem. Nie miał on jednak oporów przed zabijaniem ludzi. Szczególnie Niemców. Wojna stanowiła wyjątek od zasady.

Kapitan w celu uzyskania odpowiedzi na nurtujące go pytania jedynie mocno kopnął wroga, korzystając z okazji, że klęczał. Następnie wydał z siebie głos:
-Jezus, Maria...
Dębski przystawił broń do skroni przeciwnika. Powiedział "Może mi ktoś wyjaśni co się tu, kurwa dzieje?!"
Po tym zaczął się szarpać z żołnierzem. Po kilku przypadkowych strzałach zabił wroga. Niestety naukowiec już nie żył. Zdenerwowany Dębski tupnął mocno w podłogę. Przed całkowitym szałem uchronił go fakt, że zabił kolejnego szwaba w swojej historii.

Dębski korzystając z okazji, że dookoła było pusto wyciągnął z torby służące do kamuflażu łachmany i założył je, następnie ruszył przed siebie. Był jeszcze bardziej uważny i skoncentrowany. Położył palec na spust i starając się nie wydać żadnego odgłosu ruszył przed siebie w stronę wygiętych drzwi.
 

Ostatnio edytowane przez Morior : 03-02-2011 o 17:41.
Morior jest offline  
Stary 05-02-2011, 18:56   #48
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Edward Kingston


Szedłeś przez pewien czas przez mroki jaskini, a za punkty orientacyjne robiły ci tylko i wyłącznie rzadko rozsiane reflektory. Zrobiło się zimno. Wreszcie w oddali zobaczyłeś jakieś duże skupisko światła. Oby nie było tam Niemców....

Okazało się, że jest to oświetlone ze wszystkich stron duże stanowisko badawcze. Plac mający około siedemdziesiąt metrów kwadratowych, pełen stołów, reflektorów i narzędzi. Stały tu skrzynie z nazistowskimi symbolami. Otworzyłeś jedną z nich i oczy ci się zaświeciły. Nowiutki MG42, taśma amunicyjna, pełno granatów, MP40, Mausery, Stg44 i wiele, wiele więcej. Można by wyposażyć całą armię.

W samym centrum placu była ogromna dziura w ziemi. Jakby jaskinia, schodząca w dół, ogromny lej po bombie. Jego dno niknęło w mroku. Średnica otworu to sześć, może siedem metrów. Po głębszych oględzinach rzuciły ci się w oczy liny i sprzęt do wspinaczki. Ktoś najwyraźniej schodził w głąb.

Pochyliłeś się nad jaskinią i mało co nie wpadłeś. Ziało z niej dziwne ciepło, które jednak wcale nie napawało cię nadzieją. Zakręciło cię się w głowie, upadłeś czując rwący ból z tyłu czaszki. Jak przez mgłę widziałeś ciężkie buty tuż obok twojej głowy. Ten ktoś wziął się znikąd i zdzielił cię kolbą przez łeb.


Adam Dębski


Szedłeś przez korytarze tego chorego miejsca, na każdym kroku czując na sobie swój wzrok. Zawsze kiedy odwracałeś się, nie widziałeś nikogo. Zaczęło martwić cię to, że jesteś sam. Przez chwilę nawet naszła cię myśl, że nigdy nie opuścisz tych korytarzy. Chodziłeś nimi przez blisko piętnaście minut bez większego efektu.

Zdawało się, że chodziłeś w kółko. W końcu jednak dotarłeś do sali .. a raczej jaskini. Przed drzwiami były jakieś tabliczki, rysunek ostrzegający o materiałach wybuchowych. Pomyślałeś, że jest to budowany jeszcze tunel. Zawahałeś się, lecz ostatecznie ruszyłeś przed siebie.

Od czasu do czasu do sklepienia przytwierdzone były górnicze lampy, a wąski tunel z czasem poszerzał się. Wreszcie dotarłeś do końca. Tunel prowadził do ogromnej jaskini. Zlodowacona ziemia schodziła w dół, a przed tobą widać było kilkanaście reflektorów ustawionych w kilkumetrowych odstępach od siebie.

Nagle poczułeś ból z tyłu głowy, upadłeś na ziemię i straciłeś orientację w tym co się dzieje.


Adam Lambert i Lee McMillan


Agent przekazał wam dość istotne informacje. Jednak siedzenie wśród generatorów z garstką zapasów nie było zbyt dobrym rozwiązaniem. Po krótkiej naradzie postanowiliście ruszyć. Agent znał drogę do pomieszczeń kontrolnych i tam też chciał was poprowadzić. Mimo ryzyka zdecydowaliście się na drogę korytarzami inżynieryjnymi.

Wejściem do nich była krata w podłodze nieopodal wejścia do sali z generatorami. Szybko usunęliście ją i skoczyliście w mroczne korytarze. Były niskie, wąskie, pełne rur i jeżeli ktoś by was tutaj złapał, nie było by jak się bronić. Jednak według agenta trzeba by było nadkładać sporo drogi. Ruszyliście więc za nim.

Szliście przez mniej więcej pół godziny aż dotarliście do stalowych drzwi. Wybita niewielka szybka nie przepuszczała światła. Po drugiej stronie było ciemno. W całych korytarzach od czasu do czasu znajdowały się lampy dające czerwone, ostre światło, lecz tam nie było nic.

- Dobra, jak ktoś jest w tych korytarzach, to tam. To jest sala gdzie są wszystkie główne zawory, dość dużo miejsca i możliwości żeby się zabarykadować. Tylko jedno mi nie pasuje, bo widzicie ... tamte pomieszczenia są świetnie oświetlone ...

Edward Kingston i Adam Dębski


Znaleźliście się w pomieszczeniu przypominającym biuro. Było tu biurko, kilka szafek, obaj siedzieliście na krzesłach związani. Nie widzieliście waszego sprzętu. Nie byliście też w żaden sposób zakneblowani, mogliście swobodnie rozmawiać.

Jeden z was wyjrzał przez dość duże okno i zobaczył, że pomieszczenie to graniczy z jaskinią, w której przed chwilą byliście. Było tu jednak więcej reflektorów i skrzyń, no i byli ludzie. Zdecydowanie byli to Niemcy. Najprawdopodobniej byliście w pomieszczeniu kierownika tej całej hecy.

Gdyby nie szczekaczka, która grała jakąś niemiecką piosenkę, cisza była by iście grobowa. Dopiero po chwil zdaliście sobie sprawę, kto jest kim i że zostaliście schwytani.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 10-02-2011, 15:48   #49
 
Morior's Avatar
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Dębski ruszył przed siebie. Długo nie działo się nic. Kapitan rozmyślał o wygiętych drzwiach. Gdy skończył bezowocne rozmyślania instynkt podpowiedział mu, że ktoś go obserwuje. Odwrócił się, ale nic nie widział. Jeszcze kilka razy odwracał się zanim doszedł do tunelu. Złe myśli nie opuszczały go na krok. Zaczął naprawdę wątpić, że spotka towarzyszy. Zaczął nawet wątpić, że żyją. Nawet jeśliby przeżyli to nie wyszliby stąd sami. Dębski zawahał się czy w ogóle sens jest iść dalej. W końcu zadecydował, że pójdzie. Myśli o kolegach towarzyszyły mu aż poczuł ból z tyłu głowy i zemdlał.

Dębski znalazł się w pomieszczeniu wyglądającym na biuro. Chciał chwycić za broń, ale jej nie miał, nie mógł nawet ruszyć ręką. Był związany. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że kapitan odnalazł swojego towarzysza w tej misji - Edwarda. Było to jednak marne pocieszenie, gdyby mieli zaraz umrzeć.
-Kurwa - powiedział Dębski w nadziei, że żaden z Niemców nie zna polskiego języka.
-Co robimy? - szepnął Adam do Edwarda, oczekując sensownej rady w takiej sytuacji.
- Ja nie wiem panie kapitanie, pan jest od myślenia, a ja od zabijania - powiedział ogłupiały Eddy - Moim zdaniem powinniśmy jakoś się uwolnić, walnąć broń szwabom i spieprzać... Ale jak to nie wiem.
-Ej, wy! Uwolnijcie nas zanim przyjdą tutaj nasi żołnierze i skopią wam tyłki, może załapiecie się jedynie na niewolę! - rzekł kapitan spoglądając na Niemców.
- <kaszle> Eee... Panie kapitanie... Ich to nie obchodzi... To są SSmani. Oni są uczeni, że jeśli rozkaz wymaga poświęcenia życia to zdychają i jeszcze podziękują. Na kolegów nie ma co liczyć bo mogą być gdziekolwiek. Jeśli sami sobie nie poradzimy to trzeba się przyzwyczaić do ołowiu. - mówił cicho.
-Nazywasz kolegami tę setkę żołnierzy, którzy przybyli tu za nami? - Powiedział Dębski tak głośno, by usłyszeli to niemieccy żołnierze.
Jak tu wtargną to nie zostanie jeden żywy. Heh, ci Niemcy nie znają dnia ani godziny, ani miejsca... Hehe - śmiał się kapitan, choć wcale nie było mu do śmiechu...
- Kapitanie, a wie pan, że nasi mają bomby nowej generacji?! - podłapał temat Eddy krzycząc - Jak pierdyknie to zostaje wyjałowiona ziemia, a toksyny z niej wsiąkają w ziemię i są okropnie żrące. Przerżnie beton jak drewno. Jak leżałem w Glasgow w szpitalu wojskowym to przywieźli kolesia, naukowca, który nieszczęśliwie oblał się tym kwasem i wie pan jak wyglądał?! - krzyczał ile się dało chcąc wprowadzić strach w sercach SSmanów - Pół twarzy miał zeżarte, z brzucha wyłaziły flaki, a on sam zaczął rzygać właśnie tym kwasem! I go nie uratowali... Cały przeżarty. A oni - kiwnął głową na prawdopodobne miejsce przebywania szwabów - Nie zdają sobie sprawy, że te bombki już niedługo tu będą! Hahaha - zaczął robić głupie miny do Dębskiego.
Do pomieszczenia wszedł oficer i zagadał po angielsku, z silnym niemieckim akcentem
- Dowiem się od was ilu was jest, czego tu szukacie i czego chcecie za co dam wam szybką śmierć, czy też tortury ? - pomachał żołnierzom aliantów szczypcami. Najwyraźniej nic sobie nie robił z przechwałek aliantów.
Eddy wyszczerzył zęby do oficera mówiąc: A te bombki, kolego? Wiesz, że one tu lecą? Nam wstrzyknęli lek na ten kwas - powiedział uradowany - A was przerżnie na wylot! - i zaniósł się śmiechem.
To się udało Eddyemu. Pobudził niemiecką najsłabszą stronę - dumę. SSmann nie mógł oprzeć się małej przechwałce.
- Jak myślisz, aliancki psie, czemu twoi oficerowie przysłali cię tu na pewną śmierć, a nie zrównali tej bazy z ziemią skoro wiedzieli gdzie jest ? Jak sądzisz ? Czemu są tu angielscy, francuscy, rosyjscy i amerykańscy naukowcy, co ? - zaśmiał się, jakby chciał przekazać coś dobitnego, ale wiedział że nie może.
- Naukowcy aliantów są przygotowani na śmierć więc nie boją się niczego. Tak samo my - Jesteśmy żołnierzami Aliantów! I cieszymy się z tego, że możemy umrzeć za kraj i wolność, a wy zmuszacie swoich do śmierci, my witamy ją z otwartymi rękoma. - i przybrał poważną minę.
- Wszystko da się dziś załatwić za odpowiednią sumę. Wszystko - uderzył pięścią Eddyego, a ten poczuł ciepło krwi spływającej po podbródku. Uderzył jeszcze raz, mało nie łamiąc szczęki.
- Nadal nie chcesz rozmawiać ?
Eddy jęknął wypluwając krew i oddychając ciężko. Po chwili mruknął - Co tak słabo? Adolfik was nie nauczył jak się bić? - wiedział, że umrze więc było mu to już obojętne.
Cios, kolejny i jeszcze jeden. Niemiec zakasał rękawy, Eddy ledwo widział na oczy.
- Nie porozmawiamy ? To może popatrzysz jak robię krzywdę twojemu koledze ?
Złapał za groźnie wyglądające szczypce.
Musiał chwilę odczekać aż ból minie bo był tak ogłuszający, że zaraz zemdleje. Bolała go cała twarz, usłyszał tylko szczęk szczypców. Teraz był w kompletnym gównie. - Wy się nadajecie tylko do straszenia szeregowców - wskazał głową na Dębskiego - Powinieneś najpierw potorturować majora, nie uważasz? - kłamał jak najęty bo nie widział innego wyjścia.
- Major ? A to zagadka ... myślałem, że kapitan Dębski - wymówienie nazwiska sprawiło mu kłopot, lecz Eddy był wstrząśnięty. Skąd on mógł to wiedzieć ? Teraz przeraził się nie na żarty. Niemiec ruszył ku kapitanowi ze szczypcami, chcąc zapewne powyrywać mu paznokcie.
- A skąd ty to wiesz? A no tak. Przecież wy macie wszędobylskich szpiegów. Więc któryś podał ci nieprawdziwe dane. Najwyższy stopień to major czyli ja - i uśmiechnął się prosto w twarz oficera jak pozwalała mu zaczynająca puchnąć twarz.
Niemiec już szedł ku Dębskiemu, śmiejąc się tylko, gdy do sali wszedł jakiś oficer niższego szczebla. Poszwargotali chwilę po niemiecku, i SSmann rzucił do nich
- Macie szczęście, ścierwa. Wrócę tu! - I wyszedł.
Dębski nic się nie odzywał, myślał tylko nad wyjściem z tej chorej sytuacji.
- Dobra kapitanie - wyszeptał - Teraz to będzie prawdziwy ubaw jak się stąd nie wydostaniemy. Wymyślił coś pan?
-Ej ty! Znasz angielski?! - krzyknął Adam do dość młodego wartownika.
Brak reakcji. Nawet nie spojrzał.
-Może on też jest nieprzytomny jak ci naukowcy? A może po prostu nas ignoruje...? - Zastanawiał się głośno po angielsku kapitan.
- Nie moim zdaniem to standardowe zachowanie fryców - Rzekł Eddy
Niemiec zerknął kątem oka i odwrócił wzrok. Miał nieco strapioną minę.
-Kurwa! -prawie zapłakał kapitan w swoim ojczystym języku...
- Ej ... jesteś polakiem ?! - Niemiec zdziwił się, mówiąc po polsku, Eddy nie zrozumiał go, akcent miał dość słaby, bardziej polski niż niemiecki.
- Ha! Od dziś “kurwa” to moje ulubione słowo! Skąd znasz polski? - Ucieszył się Adam.
- Mam w Polsce narzeczoną ... - burknął po czym wrócił do pozycji wartowniczej, z kamienną twarzą.
- Dlaczego służysz tym szwabom?! Oni nie mają skrupułów. Jak chcesz jeszcze zobaczyć narzeczoną to odwróć się od nich jak najszybciej! Rozwiąż nas! - Prosił Dębski
- Służę Rzeszy, jestem Niemcem, to mój obowiązek, taki sam jak dla was walka o wasz kraj. Nie mogę was uwolnić, zabiliby mnie ... albo jeszcze coś gorszego. Narzeczoną po wojnie zabiorę do Wiednia, ot co!
-Ty masz do czego wrócić, jak nie spieprzysz z tego miejsca to nie masz o czym marzyć. Ja już i tak nie mam nic do stracenia. Ty możesz jeszcze wywalczyć lepsze życie dla siebie i narzeczonej. -przekonywał Dębski.
- PO WOJNIE, wrócę do Niemiec, pojadę z narzeczoną do Wiednia, a wy nigdy nie opuścicie tego miejsca ... przykro mi. Nie mogę ...
- Skąd możesz wiedzieć, że wojna się skończy, nie wiesz nawet czy ją przeżyjesz - Kontynuował kapitan.
- Przeżyję. Dzięki temu miejscu wszyscy przeżyjemy, wygramy. Nic nie możecie zrobić! Przykro mi, naprawdę ...
- Może jakieś tłumaczenie bo ja nic cholery nie rozumiem! - zbulwersował się Eddy.
- Zobaczyłem żołnierza, takiego jak ty powieszonego na ścianie, widziałem ludzi, którzy rozstrzeliwali naukowców i ich jedli.
- Widziałeś JEGO ? Niemca owleczonego drutem ?
- Trudno go było nie zauważyć...
-Ale ty widziałeś go jeszcze raz, prawda ? Jak .. jak się żywił ? Więc to prawda ?
-Już sam nie wiem co jest prawdą, a co nie!
- Widziałeś go czy nie ?! - Niemiec był bardzo przerażony.
- A uwolnisz nas czy nie?
- WIDZIAŁEŚ GO ?! - Niemiec drżał ze strachu.
- Niestety tak...
Niemiec klął w swoim języku i wyjął bagnet. Ruszył do was.Następnie przeciął więzy.
- Uciekajcie, byle szybciej. Musicie iść na prawo do najbliższych drzwi, dalej nie wiem, mam kwaterę rzut kamieniem stąd.
- Wiedziałem, że się dogadamy - uśmiechnął się Dębski do Edwarda i ruszył w stronę drzwi, by udać się w kierunku wskazanym przez Erwina.
- Nazywam się Erwin Hellschnell, pamiętajcie o mnie ...
Eddy kompletnie ogłupiały ruszył za Dębskim ściskając dłoń żołnierzowi choć nie wiedział dlaczego. Zdecydował się trzymać kapitana bo co innego ma robić.
- Wiesz może gdzie jest nasza broń? - zapytał Dębski.
- Wasza ? Nie mam pojęcia, pewnie u jakiegoś oficera. Broni jest pełno w skrzyniach, coś sobie wybierzcie, a teraz znikajcie szybko, nim oficerowie się dowiedzą i doniosą to do niego ...
Dębski wyszedł z pomieszczenia. Poszedł tak jak został pouczony, rozglądając się uważnie w poszukiwaniu broni.
 
Morior jest offline  
Stary 10-02-2011, 19:08   #50
 
Klamka's Avatar
 
Reputacja: 1 Klamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodzeKlamka jest na bardzo dobrej drodze
Gdy cała sytuacja została opanowana i udało się nawiązań przyjazny kontakt z Alianckim agentem, żołnierze ruszyli w stronę pomieszczeń kontrolnych.
Podjęli taką decyzję, gdyż siedzenie w miejscu dawało tylko duże prawdopodobieństwo na to, że tam zginą, jak nie z rąk niemców to z powodu głodu.
Według agenta, najlepszą drogą będą korytarze inżynieryjne do których wchodziło się przez kratę w podłodze. Przez chwilę stawiała lekki opór, musiała nie być otwierana przez długi czas. Jednak dosyć łatwo się jej pozbyli.
Idąc dosyć wąskimi korytarzami inżynieryjnymi oddział mijał czerwone lampki dające ostre czerwone światło, nie było to przyjemne gdy wokół nich panował dosyć duży mrok. McMillan czuł się dziwnie w tych wąskich korytarzach, nie czuł się bezpiecznie.
Przez całą drogę Lee szedł w milczeniu przyglądając się rurom które były dookoła. Dosyć długa wędrówka nieprzyjaznymi korytarzami skończyła się gdy żołnierze dotarli do stalowych drzwi za którymi była ciemność wyłaniająca się z wybitej szybki.

Cisza została przerwana przez agenta.
- Dobra, jak ktoś jest w tych korytarzach, to tam. To jest sala gdzie są wszystkie główne zawory, dość dużo miejsca i możliwości żeby się zabarykadować. Tylko jedno mi nie pasuje, bo widzicie ... tamte pomieszczenia są świetnie oświetlone …
- Podejrzewam, że nie masz pojęcia, gdzie tu jest skrzynka z bezpiecznikami - Lambert zmierzył agenta badawczym wzrokiem.
- Nie, nie mam pojęcia gdzie są bezpieczniki.
Lee zdziwił się lekko słowami agenta, ponieważ powinien on raczej wiedzieć, gdzie są takie rzeczy jak bezpieczniki.
-Nie będzie ich gdzie jest pomieszczenie sterujące?
- Będą, ale nie dostaniemy się do niego nie przechodząc tędy ...

McMillan westchnął po cichu.
-A więc, mamy jakiś plan?
 

Ostatnio edytowane przez Klamka : 10-02-2011 o 19:19.
Klamka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172