Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2011, 21:32   #10
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Jan posegregował swoje rzeczy. W zasadzie z podręcznego ekwipunku zabierał ze sobą wszystko, cały jego dobytek, choć praktyczny, mieścił się w kilku ładownicach i sakwie przewieszanej przez plecy. Amunicję do rewolweru miał załadowaną na pasie od Colta, a naboje do sztucera i Winchestera w pojemnych ładownicach, teraz również towarzyszących sakwie na plecach. Sztucera również nie wyjmował z futerału, choć pośpiesznie sprawdził czy luneta jest cała. Soczewki optyczne to bardzo delikatny sprzęt. Na szczęście miękka wyściółka skórzanego pokrowca ocaliła delikatny sprzęt.

Przenosił resztę zapasów do skrytki, wybranej wspólnie z Willemem. Zapakowali tam praktycznie wszystko, co udało się ocalić z wnętrza sterowca. Nie wiedzieli w końcu, długo tu zostaną, zanim odnajdą jakieś ślady zaginionej ekspedycji, a w opuszczonym od kilkudziesięciu lat mieście, mogli nie znaleźć odpowiednich zapasów. Starannie zamaskował miejsce ukrycia ich rupieci i ruszył ze wszystkim na południe.

Kierowali się według mapy, którą podawali sobie początkowo z rąk do rąk. Czarny, wiszący kilka metrów nad brukiem obłok, delikatnie przesłaniał rzeczywistość. Miasto było powoli zdobywane przez przyrodę. Piękne i wypielęgnowane ogrody i trawniki, teraz były gęstwiną naturalnie kształtowaną przez Naturę. Nie tknięte sekatorem, czy ostrzem kosy, rozrastały się wedle swojego odwiecznego prawa. To co kiedyś w zamyśle miało być małym, ozdobnym drzewem, teraz sięgało pierwszego albo i drugiego piętra. Nie zauważył, żadnych ptaków, ale nie wątpił, że również miały się dobrze. Jeśli tak, to może będzie również jakaś zwierzyna płowa, mogli by mieć świeży prowiant.

Suche, nie sprzątane przez nikogo liście, co jakiś czas chrzęściły pod butami, a oni cały czas przypatrywali się martwym otworom okiennym, w poszukiwaniu jakiegoś ruchu, bądź śladu ludzkiej obecności. To, że nie byli tu sami, już wiedzieli, a mogiła pilota i wrak sterowca były aż nad to oczywistym dowodem. Pytanie, czy ich wrogowie uznali, że zginęli w katastrofie, czy przyjdą sprawdzić i dowiedzą się, że nie ma ciał na miejscu wypadku? Na takich myślach upływała mu wędrówka.

Psy otoczyły ich z trzech stron. Poruszały się niczym sfora wilków, zdziczałe sługi człowieka, powróciły do swoich najlepszych atawistycznych instynktów. Cicho przemówił do pozostałych: -Nie wykonujcie gwałtownych ruchów, broń Boże nie strzelajcie… musimy się powoli wycofać.
Delikatnie zdejmował z ramienia Winchestera, ale psy nie zareagowały, widać broń palna nie była im znana. Poruszali się ostrożnie w kierunku opuszczonej rezydencji, Andrea, której pomagał pchać motocykl zasłaniający ich od psów, wskazała mu przewodnika stada. Cyganka świetnie znała obyczaje zwierząt, a przynajmniej psów. Wziął na cel ogromnego samca, do którego przemawiał cicho Willem. Miał nadzieję, że niderlandczyk wiedział co robi, na wszelki wypadek wziął basiora na cel.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline