Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2011, 19:53   #20
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Post wpólny

Marcello krzyknął co sił w płucach:

- Leara. to ja, Marcello! - Krzyk był tak donośny, że z pobliskich zarośli pierzchło stado wielobarwnych ptaków, które z furkotem skrzydeł zniknęły w głębi lasu.

Sigurd szarpnął łańcuchem, który łączył całą trójkę.

- Zamknij się - syknął. - Chcesz na nas sprowadzić wszystkich mieszkańców tej wyspy?

Gunar stał nieco z tyłu, nie zdążył niestety zareagować kiedy trzeci z nich, zaczął drzeć się wniebogłosy. Sigurd zdążył go ostudzić, a starszy brat dodał od siebie:
- Nie znamy Cię, tym bardziej ich. Ten mężczyzna był członkiem załogi, nie można mu ufać. Nie krzycz, bo nie wiemy co siedzi w tym lesie. Na Ymira, czy wszyscy mieszkańcy południa są głupsi od brudnych Piktów? Życie Ci niemiłe? Nam jest, chcę jeszcze zobaczyć białe klify Vanheimu. - Uniósł szablę znacząco. - Dopóki jesteśmy do siebie przywiązani, nie rób głupot. Nie zapominaj, że jest nas dwóch...

- Powiedziałem ci, że znam tą osobę, naprawdę oraz dobrze. Głuchy byłeś? Może mają coś, żebyśmy się mogli rozkuć. Chcesz tak siedzieć, cały czas, geniuszu jeden? Możemy na nich poczekać, jeśli wola, ale nie mam zamiaru uciekać, zwłaszcza, że właśnie mogą nam pomóc. Zaś jeśli mieszkańcy nie są głupi czy ślepi, to statek dawno widzieli, nas także. - No cóż, widocznie barbarzyńca grożący nie miał wiele honoru, skoro zapomniał, jak na statku Marcello ratował pewne wpadające do wody życie zaś teraz tamten groził mu, że ich jest dwóch.

- Chcesz jeszcze coś powiedzieć “przyjacielu”? Są różne sposoby na wydostanie się z łańcucha, ale debilne zachowanie na pewno nie pomoże. - Facet zachowywał się tak jakby zjadł wszystkie rozumy. Widocznie był jednym z tych, którzy wszystko wiedzieli najlepiej. Zaufanie do niego jeszcze bardziej opadło. Tym bardziej nie chciał bliżej poznawać się z jego znajomymi. Nie wiadomo co im strzeli do głowy.

Gunar czekał, aż brat skończy mówić... ten nieznajomy działał już mu na nerwy. Jasne, że walczyli ramię w ramię na statku, ale teraz nie zamierzał robić wszystkiego, co tamten mu każe. Nie na jego życzenie byli ze sobą “połączeni”, sam chętnie by się wyrwał z tego łańcucha.
- Nie masz do czynienia z głupim barbarzyńcami, Aquilończyku - prawie wypluł to słowo z pogardą - rodzina potrafi zdradzić, a co dopiero oni... Sigurd rozejrzyj się za czymś do jedzenia, najpierw zaspokoimy głód. Na towarzyskie spotkania przyjdzie czas potem... więc wstrzymaj swoje zapędy Marcello... żebyśmy z bratem o swoim honorze nie zapomnieli. Wiedz, że z synami jarla masz do czynienia...

- Rozumiem, że to honorowy syn jarla wspominał o tym, że jest was dwóch, a ja jeden. Jasne, tak trzymać. Powiedziałem, że znam tamtą osobę oraz chcę się z nią spotkać, bowiem wiem, że jest przyjacielem. Natomiast potem, kiedy się rozkujemy, chętnie pójdę w inną stronę niżeli ty, synu jarla - odpowiedział Marcello. Nawet nie chciało mu się odpowiadać na inne obelgi. Widać, że jeśli byli braćmi, żaden nie potrafił docenić osoby, która ratowałą go, ani nie cenił wspólnej walki.

Gdy Leara z Tingisem znaleźli się w odległości pozwalającej im w końcu lepiej się przyjrzeć całej trójce, przystanęli na chwilę. Rzeczywiście był tam Marcello i dwójka potężnie zbudowanych mężczyzn, jeden z nich trzymał nóż, a drugi szablę. Teraz też mogła zobaczyć, że wszyscy byli skuci ze sobą łańcuchem. Sytuacja nie rysowała się zbyt pokojowo.
Uniosła w pokojowym geście rękę, w której nie trzymała sztyletu.
- Nie chcemy kłopotów - powiedziała donośnym głosem, tak by była słyszalna, ale żeby nie krzyczeć.

Gunar stanął z boku i nieco z tyłu za sprawiającym kłopoty Aquilończykiem, to samo zrobił Sigurd po drugiej stronie. Gdyby Marcello coś kombinował, dostałby stalą pod żebro i po kłopocie. Kiedy nieznajoma odezwała się, on sam zabrał głos:
- My też. To ostatnia rzecz, jakiej potrzebujemy... dzisiaj. - Vanirski wojownik obrzucił nieznajomych wzrokiem. Młody mężczyzna, dość szczupłej budowy ciała, był chyba członkiem załogi, a zaczerwieniona skóra na szyi kobiety, świadczyła o tym, że również niedawno była zakuta w jakąś obrożę czy łańcuch.

Uwadze Zamoranki nie uszło ostatnie słowo, mogące sugerować, że w innym przypadku byłoby inaczej.
- Jesteście skuci z mym znajomym - odezwała się jednak spokojnie i leciutki uśmiech powędrował w stronę Marcello. - Możemy spróbować pomóc się Wam rozkuć i potem rozejdziemy się w swoje strony... - Zerknęła na Tingisa, czy odpowiada mu propozycja.

Reakcją Marcello na Learę było, no waśnie, nic specjalnego, ot, skinięcie oraz proste witaj, miło cię znowu widzieć, choć niemiło przy takich okolicznościach. Uznał, że swoje zrobił, że teraz mają jakąś szanse na rozkucie, natomiast co do braci, cóż, rozejdą się to przestaną być kłopotliwym towarzystwem. Póki co, trzeba było wszystkich znosić. Natomiast co do Leary, postanowił kontynuować jej obojętne podejście. Chyba miała jakieś zasadnicze powody, on bowiem widząc znajomą twarz tak daleko oraz tak niespodziewanie, cieszył się szalenie, ale skoro przybrała kamienne oblicze, postanowił naśladować dziewczynę. Lepiej porozmawiać, czy ucieszyć się spotkaniem, jeśli można się cieszyć, biorąc pod uwagę okoliczności, kiedy będzie można spotkać się na osobności.

Trudno by było, żeby Tingis nie poznał trzech mężczyzn, których widział poprzednio na pokładzie. Widać Garm, wysyłając ich na pokład, mimo woli przyczynił się do ocalenia ich życia. Mieli szczęście. Ale łańcuchów nie zdołali się pozbyć.
- Zdaje się, że i tak mamy dosyć kłopotów - Tingis wskazał na resztki statku - by nie stwarzać niepotrzebnie dodatkowych. A to, że chodzenie w łańcuchach nie wszystkim odpowiada, to rozumiem i mogę zobaczyć, co da się zrobić. Ale nie gwarantuję, bo nie jestem specjalistą od łańcuchów.
- Chcecie przepłukać gardło?
- spytał, zmieniając nagle temat. - W ramach nawiązywania znajomości.

- Może najpierw spróbuj nas rozkuć. Tylko nie próbuj żadnych sztuczek... - Vanirczyk zamanifestował dystans pomiędzy nimi i to, że nie ufa mu jeszcze do końca.
- Gdybym miał jakieś głupie myśli, to bym was naszpikował strzałami z bezpiecznej odległości - odparł Tingis. - A niewolnicy mi nie są potrzebni.
Podszedł do Marcella, by obejrzeć jego okowy. Leara powoli ruszyła za nim czujnie obserwując dwójkę stojącą za jej znajomym.

- Na demony... Kowal by był potrzebny. Albo choćby dłuto - powiedział po chwili Tingis. - Co wyście zrobili, że ta tłusta świnia, Garm mu chyba było, zakuł was w coś takiego?
Łańcuchy łączące szyję z rękami (i kolejnym mężczyzną) były wyjątkowo solidne. A obroże nie miały żadnych zamków.
- Czyli nie dasz rady nas rozkuć? - bardziej stwierdził, niż spytał Gunar. - Może uda się gdzieś znaleźć jakiś większy kamień i drugi podobny, zadziałałby jak młot i kowadło, chociaż byśmy rozerwali łańcuchy, bo obroże to chyba tylko narzędziami da się zdjąć?
- To proponuję przenieść się do lasu, tam coś prędzej znajdziemy, a i chłodniej będzie
- powiedziała Leara.
Tingis skinął głową.
- Może znajdziemy wodę. I coś do zjedzenia. Ptaki znają się na tym, co jest zdatne do jedzenia. Tak przynajmniej słyszałem - sprecyzował.
 
Kerm jest offline