Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2011, 10:42   #36
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Podróż, wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, przebiegała całkiem spokojnie. Jazda przez porośnięte lasem wykroty, jary i wzniesienia okazała się jednak niemożliwa i musieli iść piechotą, prowadząc wierzchowce za uzdy. Maria, po incydencie z kamykiem, obraziła się na Edgara i zupełnie go ignorowała. Kobiety, pomyślał Albiończyk, a sama co dostrzegła gdy trzymała kamień? Dwa czy trzy razy starał się do niej zagadać, przeprosić, ale mimo tych prób, jej zachowanie nie zmieniło się. Edgar tylko wzruszył ramionami i wlókł się dalej, chcąc nie chcąc wysłuchując narzekań maga. Stary tłuścioch miał wyraźne problemy z kondycją. Co chwilę musieli zatrzymywać się i dawać mu zaczerpnąć tchu. Spocony czarodziej cały czas utyskiwał i złorzeczył.
- A myślisz, że mi łatwo? - w końcu zapytał go Edgar. - Poraniony jestem, bok doskwiera, ale idę. A ty co? Lekkie draśnięcie i tyle gadania. Wyczaruj sobie coś, co ci pomoże!

Ostra reprymenda nic nie dała. Narzekania trwały nadal, aż do postoju zarządzonego przez Marię. Z miejsca, w którym stali mieli doskonały widok na okolicę, w tym na zabudowania, wyznaczające granicę włości Hargenfelsa. A więc nie zostało dużo drogi, aby poczuć się bezpieczniej, ujść z rąk barona. Niepokojące były słowa Bauera i jego wyraz twarzy. Kim był jeździec, który zajechał do strażnicy, tego czarodziej nie wiedział, ale coś wskazywało, że jest kimś wyjątkowym. Ale na czym ta wyjątkowość polegała, nikt nie wiedział. Edgar postanowił się tym na razie nie przejmować. Usiadł i wytrzepał z butów liście i kawałki gałązek, które uwierały go podczas marszu. Z ulgą wyciągnął się na pożółkłej trawie, ale odpoczynek nie trwał zbyt długo. Trzeba było ruszać w dalszą drogę.

Wieczorem, obóz rozbili na rozległej łasze piachu. Nadal nic nie wskazywało, aby miały ich spotkać jakieś niebezpieczeństwa. Bajania maga o lodzie, Edgar skwitował śmiechem. Jaki lód? Przecie tu jeno piach, kamienie i wkoło las... I kości, wystające gdzieniegdzie z piachu. Stare, zmurszałe i rozsypujące się ludzkie szczątki. Najwidoczniej trafili na starożytne pole bitwy lub cmentarzysko. Podobne miejsce Edgar kiedyś odwiedził. Nazywało się Polem Umarłych i druidzi przestrzegali przed nim, jako miejscem nawiedzonym. Tu mogło być podobnie.
- Bogini, chroń nas przed duchami - wyszeptał. Bauer optował za ucieczką. Edgar, wyjątkowo zgadzał się z nim. - Nie zatrzymujmy się tu. Odejdźmy, zostawmy umarłych samym sobie...

Ignorując słowa Marii, ruszył po stoku wydmy w dół, pomiędzy drzewa. Mimo iż księżyc schował się za chmury, Albiończyk widział co nieco. Dotarł do pierwszych drzew i zatrzymał się, patrząc czy tamci idą za nim.
- Złaźcie na dół! - krzyknął. - Zatrzymamy się na skraju lasu. O, tutaj!
 
xeper jest offline