Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2011, 11:53   #89
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Po chwili Rav zaczął przeszukiwać domek, chcąc znaleźć coś, co może się przydać podczas wyprawy. Do Rava dołączył Aglahad.
- Pozwól, że ci pomogę - powiedział, uśmiechając się przy tym szeroko.
- W takiej sytuacji każda pomocna dłoń będzie mile widziana - odparł Rav otwierając skrzypiącą szafkę.
Z trudem powstrzymał kichnięcie, gdy od kurzu, który nagle uniósł się do góry zakręcił mu w nosie. Stojące na górnej półce lampy, na oko starsze o dobrych parę lat od niego, wyglądały na zdatne do użytku.
Postawił je na stole i zabrał się do kolejnej szafki.
W tym czasie Aglahad otworzył stary kufer stojący w głębi pomieszczenia. W środku chłopak znalazł lekko zardzewiały nóż o wyślizganej, kościanej rękojeści, a także nadgryziony przez czas, ale zdatny do użytku, nóż do skórowania zwierzyny. Oprócz broni w kufrze nie było nic innego.
Stojąca skromnie w kącie pokoju nieduża baryłka zawierała naftę. Jak znalazł nadawałaby się do lamp, ale dość trudno byłoby zabrać ze sobą całą baryłkę.
- Coś nam średnio idzie - powiedział. - Drogie sówki, nie ma tu czasem jakichś schowków czy skrytek? - zażartował, zwracając się do siedzących pod dachem ptaków.
- Nie ma. - Odpowiedziała jedna z sów, czym wywołała nieliche zaskoczenie u drugiej, która poderwała się przerażona do lotu. - Ale może jakbyś kogoś starszego i mądrzejszego zapytał, to pewnie by Ci w czym pomógł.
To powiedziawszy sowa sfrunęła na brudną podłogę podnosząc przy tym tumany duszącego kurzu. Będąc już na na dole sowa spojrzała się na Was przekrzywiając okrągły łepek i rzekła jakby nigdy nic:
- Gapicie się jakbyście nigdy w życiu sowy nie widzieli!
I nim do końca przebrzmiały te słowa ptak w nagłym przebłysku błękitnej poświaty począł rosnąć i przemieniać się w kształt przygarbionej, starej kapłanki. Zimira strzepnęła kilka sowich piór z płaszcza i spojrzała na Was wyczekująco.
Rav cofnął się o krok, o mały włos nie wpadając na Aglahada. Kolejnego kroku, który skończyłby się pewnie boleśnie dla kompana, nie zdążył zrobić, jako że po prostu go zamurowało.
- E... Dzień dobry... - wydukał po chwili. I tak wykazując się lepszym refleksem, niż pozostali.

- Uważaj! - krzyknął Aglahad, gdy Rav o mało nie stanął mu na nodze. Po chwili odwrócił się i wypuścił jeden z noży z ręki. - Zi...Zi... Zimira! - wydukał z siebie oszołomiony.
Degary nic nie powiedział. Nawet nie sądził, że stara kaplanka tak wiele potrafi z dziedzin… no niemal magicznych… Nigdy przecież się z tym nie obnosiła… choc miał też swoje podejrzenia co do tego jakim sposobem Amy znalazła się wcześniej w podziemnym lochu i węszył w nich jedno i to samo źródło. Przełknął ślinę oczekując nie lada reprymendy zważywszy, że Zimira musiała wszystko słyszec.
- Och... - jęknęła Amy, widząc materializującą się Zimirę. Teraz było jej już podwójnie wstyd. I bardziej niż cudowne zdolności kapłanki interesowała ją sytuacja, jaką mateczka ten.. no... podsłuchiwała zasadniczo. Mogła się chociaż pojawić w lepszym momencie.
- I co to za krzywa mina? - Ciemnoskóra kapłanka mówiąc to ruszyła energicznie ku pozostałym. - Habbakuk nie po to dał nam uszy, żebyśmy w nich grzebali paluchami. A już na pewno nie wtedy gdy takie nieopierzone pisklaki jak Wy szykują się by wylecieć z dziupli! Jestem tu po to, żebyście nie poszli w świat w tych kusych koszulinach, które macie na grzbiecie. A wyruszyć... - Głos kapłanki załamał się na chwilę i wydawało się, że cały jej wigor znikł w jednej chwili. Zimira przyglądała się Wam na każdej twarzy przez chwilę wstrzymując spojrzenie, aż w końcu rzekła. - Musicie wyruszyć. Ani tu, ani w Heaven nie będzie bezpiecznie. To co ścigało Anduvala... - Westchnęła ciężko i jakby zebrawszy się w sobie rzekła. - To co ścigało tego starego głupca wie, że Anduval miał ucznia. A jeśli ktoś potrafił odnaleźć mistrza białych szat, który nie nie chciał być odnaleziony będzie potrafił dodać dwa do dwóch. Nie wszystkie dzieci, których nie odnaleziono zginęły w pożarze...
Zimira zamilkła wyraźnie czymś strapiona.

- Po... porwano ich? - przerażona Amarys zakryła dłonią usta. Być porwanym przez smoka... O takich rzeczach miło czytało się do poduszki; ale czytać to jedno a przeżyć - coś zupełnie innego. Nagle dziewczynie odechciało się "Przygody" jeszcze bardziej niż wcześniej.
Zimira zwróciła się ku dziewczynie i uśmiechnęła się. To był bardzo niepewny uśmiech, uśmiech kogoś kto wie, że powinien pocieszyć, a przynosi złe wieści.
- Nie wiem Amy. - Rzekła z cicha. - Wiemy, że ich nie ma. Może po prostu postanowili odejść nikogo nie pytając o zdanie. Wcale by mnie to nie zdziwiło... - Kobieta ponownie się zasępiła, a jej twarz przez chwilę bardzo przypominała sowie oblicze. - Choć nie można wykluczyć również najgorszego.
Rav nie powiedział ani słowa, ale z jego miny widać było, że rozważa konsekwencje tego faktu. Powinni wyruszyć jak najszybciej...
- Ale to znaczy… - los dzieci jakoś nie chciał nabrać w jego głowie należnej mu ważności. Zamiast kary Zimira uraczyła go czymś znacznie sroższym. Chłopak usiadł z głośnym klapnięciem na klepisku i spojrzał gdzieś w kąt pokoju. To przecież niemożliwe… - Ale to znaczy, że i mnie znajdą. A ja nic nie wiem! Ledwo czar potrafię sklecić. A nawet jakbym już coś umiał więcej, to skoro Anduval… - cały czas kręcił głową przecząco, a jego głos robił się coraz bardziej dygoczący. W końcu spojrzał na starą kapłankę – Matko Zimiro… - Masa pytań pchała mu się na usta. Mnóstwo próśb, a w pewnym momencie również błaganie o pomoc. Nie mógł z siebie jednak wydusic ani jednego slowa.

- ...a nie poszłabyś z nami? - Amarys przed błaganiem nie miała oporów. Obecność Zimiry bardzo by im pomogła. W końcu byli jeszcze dziećmi - a teraz do tego bardzo zagubionymi i przerażonymi dziećmi. To zadziwiające jak własna "dorosłość" znikała w obliczu przytłaczających problemów, roztapiając się szybciej niż wiosenny śnieg.

Kapłanka uśmiechnęła się i tym razem był to uśmiech pełen życzliwości, choć może i podszyty smutkiem. Jej ciemne dłonie spoczęły na ramionach Degarego i Amy. Były ciepłe i szorstkie. Ich dotyk niósł pocieszenie, był czymś trwałym i pewnym gdy w koło wszystko zdawało się walić.
- Nie przejmuj się Degary. - Kobieta mocniej zacisnęła dłoń na ramieniu chłopca. - Bogowie stawiają trudne wyzwania przed tymi, którzy mogą im sprostać. Poradzicie sobie dzięki waszej sile, sprytowi, odwadze i sercu. Poradzicie sobie sami. - Szorstka dłoń kapłanki pogładziła zwichrowane loki Amy. - Nie Amy, nie ruszę z Wami. Mój czas na szlaku już minął. - Zimira uniosła dłoń zatrzymując słowa jakie cisnęły się Wam na usta. - To przed czym mnie uratowałaś, gdy płonął Dom, to nie była rana zadana przez smoka, Amarys. Gadzina nawet mnie nie drasnęła. Nie musiała. To było moje własne serce, które nie wytrzymało. Jestem już za stara na przygody i niebawem udam się na ostatni połów z Rybakiem. Ale póki sił będę pomagać tam gdzie jeszcze mogę. Ta wyprawa jednak należy do Was.

Matka Zimira zawsze zdawała się niezniszczalna. Mimo swego wieku. Rav z pewnym zdumieniem pokręcił głową.
- Czy oprócz owego sprytu i odwagi tudzież serca dostaniemy nieco ekwipunku? - spytał. Samymi licznymi zaletami można zdziałać wiele, z dobrym ekwipunkiem - jeszcze więcej.


- Ravere, jak zwykle praktyczny. - Uśmiechnęła się kiwnąwszy głową. - Oczywiście, że Wam pomogę zdobyć ile tylko zdołam. W końcu po to przybyłam. Czego Wam trzeba?

- Matko Zimiro... - Rav w ostatniej chwili powstrzymał się przed podrapaniem się po głowie. - Prawdę mówiąc, to nie podróżowałem za dużo. Co prawda czasami ktoś tam opowiadał o podróżach i przygodach, ale to teoria. Tak bym myślał, że ubranie i solidne buty. No i płaszcz, taki z kapturem, żeby przed deszczem trochę chronił. Broń jakąś. Najlepiej miecz i łuk. Mówią, że jak człek z bronią chodzi, to prowokuje innych, ale z kolei jak bez broni się pójdzie, to byle kto może go napaść. Nawet jak w czwórkę będziemy. No i zbroja jakaś, niezbyt ciężka.
- Z rzeczy takich bardziej codziennych, to plecak, koc. Gruby najlepiej. Linę. Krzesiwo i hubkę. Bukłak, kubek, garneczek, sztućce i miskę. Igłę i nici - dodał po chwili.
- Ale i tak z pewnością się okaże, że o czymś zapomniałem...
- Toś się chyba rozpędził młodzieńcze. - Rzekła kapłanka z przekąsem. - Dobrze, że smoka na jedwabnej wstążeczce sobie nie życzysz. Powiedziałam, że pomogę ile zdołam, a nie że prowadzę wielobranżowy sklep w Palanthas z asortymentem wszelakim. Ubrania i buty się znajdą, pewnie i o płaszcze uprosze Helbina, choć na najnowszy krzyk mody liczyć nie macie co. Plecaki i koce pewnie też gdzieś jeszcze mamy, a jak nie, to będziecie sobie musieli jakieś sami uszyć. Garnków to poszukajcie wśród ruin, może jakieś się znajdą całe, albo może któraś z kucharek się zlituje i jakiś odstąpi. Sztućce? Dobre sobie. Czyżby panu Ravere rączki odjęło, że już łyżki wystrugać sobie sam nie potrafi? A co do reszty... - Kapłanka zamyśliła się, aż w końcu wzruszywszy ramionami powiedziała. - O łuku panie Ravere porozmawiaj z Colwynem, może będzie w stanie ci pomóc. Miecz to sobie z głowy wybij, bo ja tu rycerzy żadnych ostatnio nie widziałam. Ale może Harald coś wymyśli, choć pewności nie mam. Wiem za to, że ty Amarys udasz się do Amadeusa i nisko mu się kłaniając poprosisz go o mikstury i maści. On już będzie wiedział jakie...

Amarys zaczerwieniła się ze wstydu słysząc bezczelne oczekiwania Rava. Tak jak wcześniej stwierdził, że Anduval "podszykował" im zadanie, teraz najwyraźniej uważał, że Zimira ma ich z tej okazji "podszykować" do podróży. Spuściła oczy i skinęła tylko mateczce głową. Pytania, które miała wolała zadać na osobności... no, może najwyżej w obecności Trzmiela.

- Nie, nie uważam, matko Zimiro, że trzymasz to wszystko w kieszeni, ale lepiej spytać o wiele rzeczy i dostać z tego trochę, niż prosić o mało i dostać jeszcze mniej. Poza tym pytanie brzmiało "czego wam trzeba", a nie "popatrzcie na mnie i zastanówcie się, co mogę wam załatwić" - odparł Rav. - Natomiast nie jestem pewien, czy tak Colwyn, jak i Harald, nie przegonią mnie na cztery wiatry, bez względu na to, jak nisko będę się kłaniać i jak pokornie prosić. Nie sądzę, by którykolwiek z wychowanków otrzymał łuk czy miecz, a nie chciałbym rozwodzić się nad motywami i celem naszej podróży. Ale postąpię zgodnie z twą radą, matko Zimiro.
Gdy słowa Rava ucichły wszyscy zamilkli, wpatrując się w Zimirę. Nikomu nie przyszło nawet do głowy, że można mówić takim tonem do kapłanki. Nawet sam Ravere zdawał się zaskoczony tym co powiedział, jakby nie do końca wierząc w to co zrobił. I wtedy, gdy cisza zdawała się już nie do zniesienia Zimira... Parsknęła śmiechem. Donośnym i dźwięcznym, bardziej pasującym młodej dziewczynie niż wiekowej kapłance.
- Ravere... - Rzekła z trudem powstrzymując łzy nieposkromionej wesołości. - Teraz przynajmniej wiem, że będą z Tobą bezpieczni. - Mówiąc to potargała nieokiełznaną strzechę na głowie młodzieńca. - Jest w Tobie stal, choć słychać to tylko wtedy gdy się w Ciebie uderzy. Obyś był tak samo hardy w obliczu tego co stanie Wam niechybnie na drodze, drogi chłopcze. A do Colwyna i Haralda idź nie kłaniać się, a powiedzieć im, że musisz z przyjaciółmi wyruszyć w świat. Miałam nadzieję, że znasz ich trochę lepiej. - Zakończyła z lekką przyganą w głosie.
- Przepraszam, matko Zimiro - odpowiedział Rav. - Mimo wszystko nie powinienem był... Ale wychowankowie raczej nie dostawali broni do ręki, gdy opuszczali Dom. W każdym razie ja nic...
Zamilkł. W końcu o czymś takim z pewnością nie trąbiło się na prawo i lewo.
- Skoro wiemy już co dostaniemy to ja przed wyruszeniem chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o Esencji Chaosu, jeżeli oczywiście matka coś na ten temat wie...
Staruszka wzruszyła jedynie ramionami i rzekła:
- Nie mam nawet purpurowego pojęcia, czym to może być. Magowie nie zwierzają się ze swoich sekretów nikomu, a już na pewno nie kapłanom...
- Dziękuję za odpowiedź - odpowiedział Aglahad, uśmiechając się przy tym delikatnie. - Zdaje się, że Anduval miał więcej tajemnic niż kiedykolwiek się spodziewałem. Skoro jednak i ty, matko Zimiro, nie wiesz co to takiego to zachowajmy wiadomość o tym w sekrecie... - stwierdził poważnie, bardzo poważnie jak na siebie. Następnie zaś raz jeszcze zwrócił się do Zimiry - Mam jeszcze jedno pytanie, a właściwie prośbę... w imieniu nas wszystkich... dokąd powinniśmy się udać? Do Palanthas, odszukać maginię, czy w góry za kluczem?
Zimira uśmiechnęła się tylko.
- Nie wiem Aglahad. Bardzo bym chciała Wam pomóc, ale po prostu nie potrafię. Decyzja należy do Was.
- Masz jednak doświadczenie którego my nie mamy... widziałaś rzeczy o których my nawet nie śniliśmy. Na pewno możesz nam coś powiedzieć o tych miejscach... Może to nie dużo, ale więcej niż nic - odpowiedział nieśmiało Aglahad. - Po prostu zanim wyruszymy chciałbym wiedzieć coś więcej na temat gór, które będziemy przeszukiwać lub na temat Palanthas.

- Skoro wszyscy przenoszą się do Haven za dwa dni - powiedział Rav - to i my powinniśmy odejść w tym samym czasie. Nikt nie zwróci uwagi na nasze odejście. A raczej na to, że nas nie ma z innymi. I proponuję ruszyć od razu w stronę skarbu. To znaczy tego miejsca na mapie, bez względu na to, co się tam kryje.
- Tak... choć nie sądzę by ktokolwiek to zauważył. A przynajmniej jeszcze nie teraz...
- Skoro tak... - mruknęła Amy. Dla niej ważniejsze od szukania skarbu była pomoc porwanym dzieciom; najwyraźniej jednak chłopcy robili dalekosiężne założenie, że gdy znajdą skarb to ci źli znajdą nas i wtedy się wszystko samo ułoży. Ona na miejscu smoka pozostawiła by w okolicy szpiega czy dwóch... Nie powiedziała jednak tego głośno - nie mieli żadnych tropów ani wskazówek, więc podróż w góry była tak na prawdę ich jedyną opcją. Co prawda wspomniana przez maga czarodziejka z pewnością wiedziała to i owo - a nawet więcej, toteż mogła być źródłem informacji... Wyraźnie jednak wizja SKARBU oraz DOROSŁEGO wyruszenia w świat ponownie przesłaniała Ravovi i Aglahadowi logiczne myślenie, a ona miała już dość sporów.
 
Kerm jest offline