Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2011, 12:03   #90
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Dynamika! Nie zmuszaj mnie bym co chwila ci podpowiadał. Znałem już wielu młodszych od ciebie, którzy zdawali sobie z niej sprawę lepiej niż ty z czegokolwiek czegoś się tu nauczył – głos maga rozbrzmiewał gdzieś głęboko w głowie Degarego. Jedno z martwych wspomnień, których życia Degary teraz tak bardzo potrzebował – Świat jest dynamiczny. I siłą rzeczy wszystko na nim również. Nie możesz przeczytawszy księgę stwierdzić, iż pojąłeś jakąś wiedzę, bo ta wiedza się cały czas zmienia. Możesz co najwyżej mieć pojęcie o wiedzy autora gdy ją spisywał. Chaos chłopcze! Chaos! Na nim wszystko się opiera i z niego pośrednio, powtarzam pośrednio, wywodzi! Nigdy więc nie mów, że dasz sobie głowę uciąć, że coś wiesz. Nawet tak gnuśnej jak twoja byłoby szkoda…

Dla Degarego wydało się to wtedy oczywiste. Teraz jednak nie mógł nadążyć za zamianami jakie przyniosło raptem kilka chwil te trzy dni temu… i tą jedną, która jak mniemał, zaszła przed chwilą.

***

Po tym jak Zimira opuściła domek, nie rozmawiali za wiele. Właściwie w ogóle nie rozmawiali. Rav i Aglahad dalej sprawdzali zakamarki domku, przygotowując się najlepiej jak umieli do wielkiej wyprawy życia ich wszystkich, a Amarys tak jak i zresztą on sam wydawała się trochę nieobecna. Pogrążona w myślach natury zapewne większej niż zorganizowanie garnków, czy broni. Przez długą chwilę patrzył to na nią, to znów na chłopaków. Na twarze całej trójki. Twarze, które zdążył tak dobrze poznać i zapamiętać. Wyraz jego własnej zmieniał się mało zauważalnie gdy w duchu rozwiewał ostatnie wątpliwości… Potem zaś korzystając z niewielkiego zamieszania jakie towarzyszyło czyszczeniu i przeglądowi znalezisk, wziął pamiętnik i w milczeniu zaczął go uważnie, choć z widocznym trudem kartkować.

Noc była długa i chyba czarniejsza od wszystkich innych jakie przeżył. Nawet tej w Dziurze. Fakt, że zgodnie z planem wyruszali pojutrze i potrzebny był im wcześniej wypoczynek, nie przyniósł jednak snu.

***

Nazajutrz gdy Aglahad rozpoczął pozyskiwanie sprzętu, ruszyli z Ravem do Colwyna, który nadal pomagał przy pogorzelisku i odzyskiwaniu wszystkiego co mogło się przydać z zawalonych piwnic Domu. Myśliwy przywitał ich z niemniejszą serdecznością niż wcześniej Zimira i zaprosił do swojego domku znajdującego się w lesie po przeciwnej stronie niż ten, w którym się zadomowili. Rav zajął się kwestią łuku, a Degary czując się tu trochę swobodniej, zapytał czy może wziąć sobie jedną z kartek papieru, które myśliwy miał w zapasie na ewentualne listy. Potem wziął się za pisanie, a ponieważ każde zdanie przychodziło mu z trudem i nad każdym przynajmniej chwilę się zastanawiał, Rav zdążył do czasu ukończenia pisania, wyjść.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Anduval znał Lizę – powiedział Degary zakręcając pokryty kurzem kałamarz. Atrament prosił się już o pilną wymianę.
Colwyn był przyzwyczajony do tego, że nazywa się go po imieniu i nie zwraca z grzecznościowym zachowaniem kapłańskich formalności. Sam na to zawsze nalegał ilekroć w powietrzu zawisało „Panie Colwynie”.
- Pytasz Degary, bo żywisz do mnie o to urazę? Przecież wiesz dlaczego.
Degary opuścił głowę. To rzeczywiście nie było mądre pytanie.
- Muszę… - zaczął powoli, ale zawahał się - musimy wyruszyć. Bardzo daleko stąd. W góry Khariolis.
Colwyn nie uniósł brwi ani nie otworzył szerzej oczu. Właściwie chyba w ogóle nie wydawał się zdziwiony. A jeśli zdołał ukryć to w cieniu stropu, na którym suszyły się zioła, to zaskoczenie jego było co najwyżej nieznaczne. Milczał jednak.
- Sprzęt już sobie organizujemy, ale… księgę magiczną muszę kupić. Tamta… spłonęła w pożarze – niepewnie spojrzał na oblicze myśliwego. Sam czuł wyrzut sumienia - Czy możesz mi pomóc w jakikolwiek sposób?

***

Po opuszczeniu domku Colwyna, Degary poszedł pomagać Aglahadowi z garnkami i ubraniami podróżnymi.

Zawiniętą w pół, kartkę papieru zostawił pod posłaniem młodej kapłanki.


„Amarys,

List adresuję do Ciebie, bo Rav i Aglahad pewnie nie będą chcieli zrozumieć. A ty lepiej zdołasz im to wyjaśnić. Chciałem podziękować Tobie i chłopakom za pomoc. I za wszystko inne. Ostatnie dni Domu tylko dzięki Wam były lepsze. Naprawdę chciałem byśmy wyruszyli we czwórkę. Nikogo poza wami nie mam i nie sądzę bym miał. Ale po tym co powiedziała Zimira nie mogłem pozwolić byście mi towarzyszyli. Samotna wędrówka to nie najmądrzejsza decyzja, ale jeśli ktoś ma mnie ścigać, to lepiej dla was jeśli nie będziecie w moim pobliżu. Ta decyzja była dla mnie bardzo trudna. Właściwie była beznadziejna. Ale wolę być marnym magiem i byście żyli, niż rozsądnym magiem i by przeze mnie groziła wam śmierć. Mam nadzieję, że nie sprawiłem wam wielkiego zawodu. Jeśli wrócę, na pewno was odnajdę.

Pozdrawiam mocno was wszystkich,
Degary”


***

Miał wrażenie, że z każdy kolejny krok na tym szerokim wyklepanym dukcie oddalał go od czegoś w sposób nieodwołalny... A z rzeczy bardziej przyziemnych, że jest głupi jak but z lewej nogi sikającego Stama, że się porywa na takie niby szlachetne gesty... Przecież... Nie. Da radę.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline