Gdyby był na to czas Jerycho kiwnąłby z uznaniem głową widząc akcję Włocha któremu wpakował nos w czaszkę. Kiedyś widział numer w którym faceta tak załatwiono, że kości nosa wbiły się w mózg na miejscu go zabijając. Szkoda, że się nie udało.
Planował strzelać do Fabia, ale ten koleś mu przeszkadzał. Wycelował z Syrenki, napiął wszystkie mięśnie by zredukować potworny odrzut i strzelił. Półplastyczny pocisk poszybował z potwornym hukiem jaki posiada ta armata nazywana delikatnie "pistoletem". Kula trafiła w oko, przy przejściu przez kość spłaszczyła się masakrując mózg. Nie przeszła prosto. Zostawiła w nim dziurę grubą jak męski kciuk, przeleciała przez potylicę wyłamując odłamki i wbiła się w ścianę. Ale Jerycho tego już nie obserwował.
Zajęty był podłużnym warknięciem i tłumieniem bólu. Rana może niewielka, ale boli jak cholera!
Tego dnia przeklną swój rozmiar. Włochaty nie ma 2 metrów i, choć szeroki, nie tak jak półPolak.
Szarpnął w górę pogłebiając tylko złamanie ręki, facet zaczął coś tam jęczeć po swojemu.
-Współpracuj a może skończy się na ręce- warknął
-Pieprz się- jęknęła żywa tarcza, cóż... trzeba przyznać, że jest twardy. Większość by już się złamała.
Uderzył kolbą pod żebra i złapał zdrową rękę zakładając dźwignię. Zmusił go nią do wstania na klęczki i przesunięcia się razem z nim. Jerycho może nie miał zbyt olimpijskiego tempa, ale zaraz będzie mógł zacząć strzelać do zdrajcy, a sam jest względnie bezpieczny. Cały czas też był przygotowany by utrzymać ciężar umierającego ciała gdyby jego kolega dostał kulkę.
Ostatnio edytowane przez Arvelus : 02-02-2011 o 22:49.
|