Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2011, 01:38   #190
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Pomieszczenia biurowe wyglądały jak biurowe pomieszczenia.

Do tej pory z WKP umocowanym na przedramieniu Fisha holoupdates od Rocka wyświetlały się w kolorze zielonym, kierując ich korytarzami. Komunikacja była kiepska w tunelach technicznych, ale na korytarzach było już znacznie lepiej. Mimo wszystko barman bał się używać komendy głosowej, tym bardziej ze nie umiał zintegrować hełmu bojowego z wielofunkcyjnym komputerem podręcznym. Jednak tym razem, gdy znaleźli się na terenie korporacyjnych kubików i sal nadzorujących pracę biurokratycznych robaczków Vittela, Bill odezwał się bez ceregieli przejętym głosem:

- Szybko, schowajcie się! Biegnie stado cieplaków! – ostrzegał.

Stali przy windzie na poziom C do, jak ją wszyscy nazywali, sekcji podawczej, gdzie akurat Fish był już kilka razy składając uparcie niezliczone wnioski o przepustkę na Ziemię ze względu na ważne powody rodzinne. Dopiero jego oświadczenie o podpisaniu kolejnego kontraktu uzyskało osobista zgodę Mateo Taur na nadzwyczajny urlop w domu. Tak, zdecydowanie źle sekcja podawcza kojarzyła się Charlesowi. Miał być przetransportowany na Ziemię z następnym ładunkiem surowców, kiedy wiadomość o nadzwyczajnej koniunkcji planet wstrzymała wszelkie loty. A później zrobiło się ciepło, pomyślał. Ciepło. Ciepłe. To będą najbardziej znienawidzone wyrazy o ile uda mu się przeżyć. Jak się uda, to będzie albo gorący albo zimny.

Winda była zablokowana kartonem. Z jednej strony jakby czekała na nich, z drugiej jakby ktoś ją powstrzymał przed powrotem do sekcji podawczej, co oznaczałoby czekające ich tam ciepłe klimaty.

Nie mieli innego wyjścia jak zapraszające, szeroko otwarte grodzie windy. Drogi ewakuacyjne w razie zagrożenia wiodły korytarzami, którymi akurat w tym momencie pędziło stado ymirowskich cieplaków. Już słychać było zapowiadające ich wizytę szaleńcze „Ciepłeeee!!!”, „Cieeepłee!”. Jak okrzyki bojowe.

Fish wciągnął do windy inżyniera, który jeszcze nie doszedł do siebie po bliskim spotkaniu z zarażonym. Wprawdzie to Chuck mało nie zesrał się w kombinezon, kiedy samotny cieplak postanowił dotrzymać im towarzystwa z rzucając się z partyzanta, dosłownie znikąd z szeroko otwartymi ramionami na barmana. Jego obecność musiał być również zaskoczeniem dla Rocka, który nie ostrzegł przed nim. Może po prostu nie zdążył, a może był zajęty pomocą komu innemu. Do tej pory korytarze były puste, nie licząc mrożącego krew w żyłach krzyku kogoś mordowanego, co tylko dodało ich biegu przyśpieszonego tempa. Całe szczęście pancerz bojowy wytrzymał szarpanie zakrwawionych pazurów zarażonego człowieka, który z opętańczym wzrokiem złapał Chucka za ramiona przyciskając mu trzymaną w rękach Anakondę do piersi. Kiedy cieplak próbował wgryźć się w krzyczącą ze strachu twarz Fisha, zęby zarażonego spotkały się z solidną, kuloodporna szybą osłony hełmu. Cieplak rozbił nos na pleksie i zgubił dwa przednie zęby, lecz nie wypuścił z uścisku Fisha, którym szamotał jak kukłą. Gdyby nie ciężki pancerz bojowy to pewnie rozerwałby Chucka na strzępy lub wbił go w sufit korytarza. A tak, targał nim tylko szarpiąc do przodu, tyłu i na boki. Fish starał się nie stracić równowagi i bał jednocześnie wypuścić z rąk Anakondę, więc wyjąc w kleszczach cieplaka rozszerzonymi do granic możliwości oczami przeniósł wzrok na inżyniera, dopiero teraz Fish zauważając, że inżynier ma na naszywkę: „Aleksander Wasili Biliskov”.

Biliskov rurą gazową, którą wymontował przed chwilą w niskich tunelach technicznych zdzielił napastnika przez czerep. Chlusnęła czerwona fontanna po ścianie. Uderzył drugi raz i barman poczuł jak wyraźnie zelżał uścisk cieplaka. Z kolejnym ciosem z pękniętej czaszki szaleńca trysnął mózg po suficie obryzgując przy tym rozszalałego w zaciętym ataku Wasyla Aleksa.

Fish odetchnął, gdy cieplak zwalił się na korytarzu pod ich nogami. Ale inżynier nie przestawał lać trupa po zmiażdżonej twarzy. To było jak powtórka z „Czujki” akcji Szczoty, więc barmana już nie zemdliło. Bał się tylko, że z pierwszego szoku brutalnego starcia z cieplakiem, inżynier wpadnie w drugi, gdy uświadomi sobie co się stało.

Dlatego od tamtej pory inżynier był jakby nieobecny wzrokiem, zamknięty w sobie w przeżywaniu po swojemu pierwszego spotkania z zarażonym. Fish wciągnął go do windy i gdy tamten oparł się ciężko o ścianę w osłupieniu oglądając swoje przesiąknięte krwią i resztami mózgu ubranie, Chuck przykleił Pajęczaka do sufitu przed windą i wpychając karton do środa zamknął grodzie. Winda bezszelestnie z miejsca ruszyła z na górę, co poczuli po nieznacznym przeciążeniu. Modląc się, żeby mechanizm zadziałał klepnął w przycisk STOP, a maszyna zatrzymała się niemal natychmiast.

Na holo z kamery Vittel-Spidera pojawił się obraz wpadającej do pomieszczeń biurowych zgrai rozszalałych cieplaków. Doliczył się siedmiu. Szarżowali po biurze wywracając fotele, komputery, biurka. Niektórzy walili wściekle z ściany, inni okładali kułakami i głowami w drzwi windy, a jeden nawet stukał czołem o podłogę zostawiając krwawą plamę na posadzce. Inżynier wciąż w zdumieniu, jakby nie mógł do końca uwierzyć temu co widzi, przybliżył się do holoobrazu lustrując wzrokiem zarażonych.

- Poczekamy. Może sobie pójdą. – wzruszył ramionami Fish nie do końca przekonany o tym.

Nie uśmiechało mu się kolejne nadkładanie drogi do Gniazda, kiedy byli już tak blisko celu. Później z poziomu C będą musieli dalej kombinować jak dostać sie na B i to wcale nie będzie musiało być w okolicach celu ucieczki. Ponadto widząc roztrzęsienie inżyniera, wiedział, że tamten potrzebuje chwili na dojście do siebie.

- Weź pigułkę. – rzucił Chuck. – Mi pomaga. Dzięki za pomoc tam na korytarzu. Chyba byłoby po mnie, bo zblokował mi pistolet tamten bydlak.

Czekali pięć, dziesięć minut a cieplaki dalej zamieniały pomieszczenia biurowe w kompanię rozpiździaj. Barman zaczynał sie obawiać, że jeśli Roch straci kontrolę nad bazą to bezpieczna jak dotąd winda zamieni się w pułapkę. Trumnę.

Jeden z zarażonych, bardzo wysoki górnik, machając potężnymi ramionami zahaczył Pajęczaka.

- Atru! Nie! – aż podskoczył w przerażeniu Fish odzyskując po chwili opanowanie. - Dużo kosztował... – wyjaśnił jakby od niechcenia Wasylowi kryjąc prawdziwe emocje.

Artuditu spadł na ziemię na plecy, lecz po chwili obrócił się i Chuck pozwolił mu uciec w bezpieczny kąt przy koszu na śmieci, gdzie dopiero tam, znowu przejął kontrolę nad Pajęczakiem. Demolka biura trwała w najlepsze, niemniej po dłuższej chwili wyczekiwania stało się coś dziwnego.

Wszystkie cieplaki zatrzymały się nagle nieruchomiejąc w swoich pozycjach. Zupełnie jak na komendę. Później zarażeni obrócili się w stronę wyjścia wyciągając głowy do góry. Fishowi zdawało się jakby węszyli lub słuchali czegoś lub kogoś. Ale nikt nie wołał. Stali tak jak zawieszone komputery przez chwilkę, a później równie gwałtowanie jak wbiegli, szturmem wypadli na korytarze ciągnąc za sobą ochrypłe „Cieeeepłeeee!”.

Fish spojrzał wymownie na inżyniera.

- No jak one nie są zdalnie sterowane, to ja jestem Brad Pitt... – rzucił w zdumieniu wpatrując się puste pomieszczenia biurowe, gdzie oprócz ostatnich kartek i szybujących strzępów papierów lądujących na ziemi, panowała już niemącona niczym cisza.

- Bill. Jak tam korytarze teraz wyglądają? Możemy iść? – dopytywał sie Fish na wszelki wypadek wybiegając Artuditu w ślad za cieplakami. Korytarze były puste.

- Korytarze są puste. – odezwał się Rock. – Ale zagęszczajcie ruchy!

- Słyszałeś go kurwa? – zagadał Fish do inżyniera zjeżdżając windą na dół – Powiedział to tak, jakby całkiem nam się wcale nie śpieszyło! – zaśmiał się nerwowo. - Zrozumiałem. - rzucił poważnie do Rocka.

Po chwili Pajęczak wylądował bezpiecznie w kieszeni Charlesa, a dwójka uciekinierów podjęła morderczy bieg po życie.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=i9rg2uP_xXk[/MEDIA]


Odpoczynek w windzie przydał się Fishowi równie bardzo jak Wasylowi, a może jeszcze bardziej bo pozwolił barmanowi odzyskać trochę sił fizycznych, które były na wyczerpaniu. Do Gniazda zostały wedle zapewnienia Rocka dwa korytarze, niewiele ponad sto metrów. Po przebyciu zakrętu pierwszego odcinka, którym okazało się skrzyżowanie kilku korytarzy usłyszeli dobiegające ze wszystkich niemal stron znajome ujadanie „Ciepłee!!”, „Ciepłłee!!” i tupot biegnących sprintem butów. Setek butów, jak sie zdawało Fishowi. W oddali zakrętów korytarzy pojawiać sie zaczęły wydłużone cienie szarżujących ciał.

- Tam! – krzyknął Biliskov wyciągając ramię jak kierunkowskaz z stronę grodzi. – Twoje „Gniazdo!”

Jakieś sześćdziesiąt metrów. Popędzili na złamanie karku. Fish tylko przez kilka chwil dotrzymywał tempa inżynierowi. Ciężki kombinezon bojowy był po prostu na ciężki. Kiedy głowę w biegu zza zakrętu korytarza którym przybiegli wybiegło dwóch pierwszych cieplaków. Kobieta i mężczyzna. Obie zarażone postacie w inny sposób brały zakręt. Facet wyhamowując odbił się ramieniem od ściany, za to podstarzała paniusia na kosmicznych, połamanych koturnach wyhamowała wchodząc w ich korytarz chwytając ręką za narożną ścianę skrzyżowania. Zanim podjęli morderczy bieg za uciekającymi do Ganizda ludźmi z ust ludzkich bestii wydarło się przeszywające, triumfalne „Cieeeeepłłeee!!!”. Wykrzyczane do sufitu. Górnik miał dobrze po pięćdziesiątce i w innych okolicznościach można byłoby powiedzieć, że trzymał się nieźle, starzejąc się przystojnie jak szpakowaty Sean Connery nim całkiem osiwiał, pomyślał barman dostrzegając podobienstwo cieplaka do aktora sprzed ponadwiecza. Zdziwił się, że w tak ekstremalnej sytuacji o takich pierdołach myśli. Zdziwił sie jeszcze bardziej, gdy stwierdził, że kobieta starzejąca się równie szpakowato wyglądała też, tyle, że całkiem na jej niekorzyść, jak Shean Connery.

Chuck strzelił za siebie z wyciągniętej ręki, lecz pociski chybiły zarażonej pary. Jeden z nich zbił lampę na ścianie, drugi odstrzelił jakąś metalową tabliczkę, nie wyrządzając im najmniejszej szkody. Tumult za plecami nasilił się i kiedy Fish obejrzał się po raz drugi, za plecami pary pierwszych cieplaków z odnóg korytarzy pojawiały się grupki zarażonych przeróżnych zawodów. Ochroniarze, górnicy, technicy. Mężczyźni, kobiety, dzieci. Biali, czarni i w khaki. Chuck podwoił wysiłek łapczywie chwytając powietrze rękoma i płucami. Zagarniał przestrzeń dzielącą go do Gniazda jakby w nadziei szybszego jej pokonania. Zostało jeszcze kilkanaście metrów. Fish odwrócił się w porę by z bliska strzelić w pierś najbliższego cieplaka. Poleciał kilka metrów do tyłu jakby pociągnięty niewidzialną liną pod nogi nadbiegających szaleńców. Barman biegł dalej, wiedział, że kobieta jest też już tuż za nim z lewej strony; katem oka widział jak wyciąga po niego pełne biżuterii szponiaste palce. Na odlew zamachnął się trafiając ją opancerzoną rękawicą, że biurokratka zakryła się nogami, tym energiczniej, bo dostała dodatkowo gazrurką po ciemieniu. Wasiliev, który widząc, że Fish zostaje w tyle odwrócił się wcześniej i strzelił z paralizatorka do cieplaka, który zwinnie przeskoczył nad padającym ciałem trafionego z Anakondy górnika. Dwóch kolejnych zarażonych potknęło się o lecące ciało, reszta równie zwinnie czmychnęła nad nim, lecz z kolei wpadła zwalniając na osadzonego w miejscu prądem zarażonego lekarza, tratując go butami.

Chuck w duchu pogratulował inżynierowi celności strzelania, bo ładunek elektryczny trafił prosto w czoło cieplaka. Zrównując się z Wasylem, obrócił się i posłał długą serię w kierunku tłoczącego się wąskim korytarzu, napierającego tłumu. Anakonda wypluła w ciągu kilku sekund wszystko co miała w sobie, lecz tym razem trafiając co najmniej kilka celów wyrywając z ludzi strzępy mięsa, chlapiąc ściany i sufit czerwienią, zwłaszcza gdy głowa jednego z ich pękła niczym arbuz. Amunicja się skonczyła w okamgnieniu. Ładunki elektryczne z paralizatorka tańczyły po głowach i piersiach najbliższych cieplaków trząsąc nimi na boki przez kilka cennych chwil.

Kiedy wszystko zdawało się na nic. Gdy śmierć juz zaglądała w oczy Fishowi. Kiedy Chuck niemal czuł na sobie oddech i dotyk pierwszych ścigających, gródź korytarza zamknęła się ze świstem za plecami. Niespodziewanie i błyskawicznie. W ostatniej chwili ucięła jakiemuś cieplakowi wszystkie, prócz kciuka, palce. Tłum uderzył z wściekłością o metal, waląc zawzięcie. Napierając i wyjąc z frustracją „Cieeeepppłłeeee!!!!”.
Droga do "Gniazda" była otwarta.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 03-02-2011 o 07:02.
Campo Viejo jest offline