Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2011, 20:59   #92
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdyby nie Trzmiel...
Nie, musi się przyzwyczaić, by nawet w myślach nie używać tego przezwiska...
Gdyby nie Degary, Colwyn z pewnością nie potraktowałby prośby Rava zbyt poważnie. Albo też z dużo mniejszą powagą.

Z rozmów z Colwynem, który nie tylko z łukami był za pan brat, można było się dowiedzieć wiele o tej broni. Niektóre łuki były idealne jako zabawki dla nie-do-końca-grzecznych dzieci. Inne nadawały się w sam raz do poganiania gęsi czy leniwych koni... jeśli się zwolniło z jednej strony cięciwę. Były też łuki nadające się tylko do polowań na ptactwo. Nieco większe - na płową zwierzynę, czy nawet do walki. Ale były też i ŁUKI - broń o której Cowyn mówił z uznaniem. Wzruszeniem niemal. I słyszalnym w głosie szacunkiem.

Łuk, który znalazł się na stole, zdecydowanie należał do tej ostatniej kategorii. Prosty kawałek drewna, bez zbędnych zdobień, zakończony rogowymi gryfami, miał w sobie jakąś... energię i na jego widok Ravowi aż zaparło dech.


- Dziękuję... - wydusił z siebie w końcu. - Ja...
W nagrodę za gorące podziękowania obdarowany został nie tylko kołczanem, wypełnionym strzałami, ale i dwiema zapasowymi cięciwami tudzież skórzanymi ochraniaczami zakładanymi na przegub i palce. Oraz paruminutowym wykładem na temat tego, jak o łuk należy dbać. A potem Colwyn, przerywając Ravowi w połowie zdania kolejną próbę sklecenia odpowiedniego podziękowania, powiedział:
- Pamiętaj, czego cię uczyłem i pilnie trenuj. Twoje dobre wyniki będą najlepszym podziękowaniem.

Degary, który skończył pisać jakąś epistołę, ruszył na pomagać Aglahadowi, a Rav zaszył się w ogrodzie, chcąc wypróbować nową broń.
Było, jak to powiadają, dobrze, ale nie beznadziejnie.
Łuk nie był nowy, ale dla Rava stanowił nowość. O ile pod okiem Colwyna nieraz próbował swych sił w tej szlachetnej dyscyplinie, jaką jest strzelanie z łuku, to jednak nie ma dwóch identycznych łuków i do każdego z nich trzeba się przyzwyczaić.
- Mam nadzieję, że nasze obiady nie będą zależeć ode mnie - stwierdził niezbyt wesoło, po godzinie ćwiczeń.
Do nieruchomego celu jakoś mu jeszcze szło, ale z ruchomym... Poza tym i tak nie był w stanie trafić z łuku w listek, znajdujący się w odległości stu kroków.
Pozbierał wszystkie strzały, starannie oczyścił groty i schował do kołczana. A potem ruszył na poszukiwanie Haralda.

Miecz zwykle robił większe wrażenie, niż jakikolwiek drąg. Nawet czekający na niego w domku myśliwskim, dwumetrowy, zakończony ostrzem półtorastopowej długości.


Ale Harald rozwiał wszystkie jego marzenia.
- Dziesięć lat temu, to jeszcze - powiedział. - Z pewnością coś bym znalazł, ale teraz...
Pokręcił głową.
- Wszystko przetopiłem, przekułem.
Uważnym spojrzeniem zlustrował Rava.
- Chodź! - Skinął na niego głową i nie sprawdzając, czy chłopak idzie za nim, ruszył w stronę kuźni.
 
Kerm jest offline