Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2011, 00:03   #22
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Oczywisty dowód na to, że w każdej kobiecie kryje się bestia.
Aucassin, autor tych słów, zachłannie wpatrywał się w to, co dzieje się z were, składając w głowie pierwsze strofy ballady o wiele mówiącym tytule 'Bestia'. Nawet się nie skrzywił, gdy łokieć Thyone wbił mu się pod żebra.
Taka okazja... Miał szansę stać się naocznym świadkiem przemiany kobiety w zwierzokształtnego potwora i nie zamierzał stracić nic z tego widowiska. Wyobraźnia, chwilowo nie zaangażowana w aktualną sytuację, podsuwała mu obrazy oklaskujących go tłumów i rzucających mu się w ramiona kobiet.
- Obudź się, wierszokleto! - Tym razem szturchnięcie było mocniejsze. - Co będzie, jak nas zaatakuje?
- To powstanie poemat 'Śmierć szalonej were' - odparł cicho Aucassin, machnięciem ręki dając znak, by bardka zostawiła go w spokoju.
Było rzeczą oczywistą, że - bez względu na to, jak szybka i niebezpieczna jest were w postaci bestii - jakikolwiek atak w jej wykonaniu mógł skończyć się tylko w jeden sposób.
Oczywiście będzie mu jej żal, bo jako kobiecie nie miał jej nic do zarzucenia, ale jeśli mieli wybierać między jej życiem, a swoim...


- Śliczne ząbki... - Wzdrygnął się na widok kłów widocznych w otwartych ustach were. Ustach, które jeszcze niedawno wydawały się idealne do całowania.
Na samą myśl o całowaniu zrobiło mu się zimno, zaś wizja takiego uzębienia występującego u innych kobiet natychmiast skłoniłaby go do głębszego zastanowienia się nad celibatem. Na szczęście ta tutaj, were, była wyjątkiem.

Mark, podobnie jak inni, z niezbyt zachwyconą miną przyglądał się postępującej przemianie.
Gładka skóra were zaczęła pokrywać się niezbyt długim, żółtym futrem zdobionym tu i ówdzie czarnymi pasami.
Kształt czaszki zmienił się, pysk jakby się wydłużył. Podobnie jak uszy, które stały się bardziej trójkątne. A nogi i ręce...
Ręce zmieniały się stosunkowo mniej. Nie były to łapy tygrysa. Dłonie pozostały mniej więcej ludzkie, chociaż pokryły się futrem, zaś paznokcie przekształciły się w parucalowej długości pazury. Stopy zaczęły się wydłużać, by po chwili osiągnąć rozmiar, który z pewnością zdyskwalifikowałby ich posiadaczkę podczas poszukiwań właścicielki pantofelka pozostawionego na balu u bajkowego księcia. Nawet gdyby obciąć pazury, pokaźniejsze niż te, które pojawiły się przy dłoniach.
Miła dla oka dziewczyna przeobrażała się w stwora o znacznie mniej sympatycznym wyglądzie. A jeśli ktoś twierdził, że kobiety są śmiertelnie niebezpieczne, to miał przed sobą oczywisty dowód prawdziwości swych słów.

Nie wyglądało jednak na to, że przemiana miałaby sprawiać were jakąkolwiek przyjemność. Wprost przeciwnie...
- Ona tak cierpi... - szepnęła Egeria. W jej głosie słychać było współczucie.

Czy tak było zawsze?
Trudno było powiedzieć, jako że nikt z nich nie widział wcześniej przemiany z kobiety w stwora. Mimo wszystko miało się wrażenie, jakby were walczyła sama ze sobą.

Wtem coś się zmieniło. Magiczne promieniowanie, jakie napłynęło nagle od strony were, było bardzo słabe, mimo to jednak pobudziło natychmiast wszystkie zmysły Mark'a. To coś, co trzymała w dłoni, czy raczej już łapie... Błyskający metalem przedmiot, jaki przyciskała do piersi. To on był źródłem magii. Miał jej w czymś pomóc? Przyspieszyć, spowolnić przemianę? Złagodzić cierpienie?
Machnął ręką dając znak wszystkim, by się jeszcze trochę cofnęli.
Nie miał zamiaru zabijać zwierzołaczki, dopóki ona ich nie zaatakuje pierwsza. Wolał mieć zatem nieco przestrzeni. Pola do manewru.
Jeśli w umyśle were zwyciężą krwiożercze instynkty, będzie jednego zwierzołaka mniej. Jeżeli bestia kryjąca się w umyśle kobiety zachowa odrobinę rozsądku... W końcu nikt z nich nie zamierzał iść przez Pustkowia zostawiając za sobą stosy trupów. Nawet dla magicznej ozdóbki.

Choć w gardle were wciąż grał głuchy warkot, a z wyrazu oczu spoglądających na nich z nieludzkiej twarzy trudno było wysnuć podobny wniosek, Tilney stwierdził nagle:
- Jest za mądra, by zaatakować.
Co najmniej trzy pary oczu zerknęły na niego z powątpiewaniem. Poruszający się nerwowo koniuszek ogona were śmigał na prawo i lewo, jak gdyby sam chciał poddać w dyskusję stwierdzenie Tilneya. Mimo to, wojownik dokończył swój wywód.
- I nie wierzę, by chciała to zrobić.

- Byłaby idealna dla kogoś, kto lubi ostre kobiety - szepnął Aucassin, na tyle cicho, by usłyszał go tylko stojący tuż obok niego Moloss. I Thyone, która kopnęła go w kostkę.
I może were, bo zastrzygła naraz uszami, jej ogon znieruchomiał, a bursztynowe oczy, przesuwające się od jednej osoby, do drugiej, zatrzymały się nagle na bardzie.
 
Kerm jest offline