Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2011, 15:26   #12
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Nowoczesny tabor cygański sunie po drogach Europy niespiesznie. Wielkie miedziane kotły buchają parą, gwiżdżą, dzwonią, poświstują, w charakterystycznym harmidrze którego nie sposób pomylić z niczym innym, za ciągnikami turlają się kolorowe wozy. Dzieci, we wszystkich państwach Europy takie same, zasmarkane, zazwyczaj bose, rozczochrane, o wielkich oczach i głodnych buziach stają na poboczach żeby podziwiać parowe pojazdy. Bo Cyganie przejeżdzają przez wioski szumnie. Taborom towarzyszą motocykle, wehikuły dwu- ,trój- , czterokołowe, te wypróbowane i te, co nie mają jeszcze nazw własnych, zimą parowe sanie, wynalazki straszne i śmieszne, czasem zupełnie nietrafione, ale przez to wcale nie mniej ciekawe i piękne, barwne, radosne; pojazdy na gąsienicach i jeżdżące do tyłu, i takie co turlają się na boki, wszystko co ludzka wyobraźnia i umysł potrafi wymyślić, a potem złożyć w obwoźnych, rzemieślniczych warsztatach.

Bo im więcej zasmarkanej dziatwy ogląda Tabor, tym lepiej. Dzieci zwiastują dobrobyt.

Ale czasem Tabor zostaje poszczuty psami. Ujadanie psów wróży nieszczęście.

***

Im bliżej byli celu, tym mocniej zmieniało się zachowanie zwierząt. Nawet jeśli przez moment można to było przypisać, cichym „pertraktacjom” Niderlandczyka, kiedy psy zaczęły ujadać, stało się jasne, że zwierzęta oszczekują samą rezydencję. Ale wyboru nadal nie mieli. Wycofywali się w obranym kierunku. Stare domostwo, niegdyś zapewne imponujące, wydawało się Andrei całkowicie martwe. Śmiało weszła na podwórze.

Krzyknęła, gdy nastąpił wybuch. Wzbita do góry ziemia całkowicie zasłoniła jej Niderlandczyka i przez chwilę myślała, że właśnie stracili pierwszego uczestnika ekspedycji. Przygryzła do krwi czerwone wargi.
- Szlag – znowu przekleństwem, tym razem wyszeptanym, opisała rzeczywistość.
Willem jęknął. Żył.

Andrea zachowała zimną krew, nie upuściła ciężkiego pojazdu ani wcześniej ze strachu ani teraz, rzucając się od razu na pomoc. Bo w tej jednej chwili chyba dla wszystkich stało się jasne dlaczego zwierzęta nie poszły za nimi. Już tu ginęły i z pewnością ostrożności nie nauczyła ich pojedyncza pułapka. Musieli patrzeć gdzie stają, a Cyganka dodatkowo nie mogła ruszyć motocykla. Zresztą Jan O Trudnym Nazwisku, gdy tylko ziemia wystrzeliła im prawie spod nóg, również błyskawicznie złapał za kierownicę.
- Trzymaj mocno – powiedział do dziewczyny.
Pokiwała głową. Nachyliła się żeby zapalić w cylindrze silnika. Reflektor pojazdu od razu zaświecił jasno. Światło przebiło się przez pył i widzieli już van Ouwerkeerka wyraźnie.

Wybuch nie był silny i Niderlandczyka nie odrzuciło daleko. Było w tym i ich szczęście bo nie musieli testować swojej odwagi przedzierając się przez pole prochowych ładunków. Mężczyzna usiadł, ale zaraz się położył się z powrotem. Upadek z pewnością był bardzo bolesny.

Podeszła do Niderlandczyka ostatnia.
- Cieszę się, że jest pan cały – powiedziała. Mężczyzna nadal oddychał głośno.
- Willem – poprawił ją – mówi mi Willem.
Uśmiechnęła się.
- Dobrze, że jesteś cały – powtórzyła - Przykro byłoby porzucać kogoś już teraz, u progu wyprawy.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Zostawiłaby pani rannego towarzysza?
- Andrea – poprawiła go – mów mi Andrea.
- Zostawiłabyś? Andreo?
- Nie wiem – odpowiedziała po chwili wahania. – Możliwe.
Była w nim budząca zaufanie powaga pewnie dlatego nie skłamała, choć instynkt kazał zaprzeczyć.
- Bolą cię żebra? –zapytała
Pokiwał głową.
- Obandażuję ci tułów w środku. Na wypadek, gdyby któreś było złamane.

Obejrzała miejsce wybuchu, Jan Konstanty już badał kolejne płytki. Cyganka doszła do identycznych co Polak wniosków. Łatwo było wyodrębnić pułapki. Płyty nad nimi miały lekko odstawały i nie były tak omszałe jak inne. Niektóre miały lekki nalot o kolorze ciemnego złota.
Przedostali się na werandę, ostrożnie, ale bez widocznej paniki. Najtrudniej było przeprowadzić motor, ale i to okazało się możliwe.

Deski werandy skrzypiały. Drzwi i okna były zamknięte, wyglądały na nieużywane od dawna, choć nie poobrastały pajęczynami, ale te mogły przecież zmyć wiosenne ulewy.
Rzewuski zbadał wejście dokładnie. Odrzwia i framugę. Nic nie znalazł ale i tak zaproponował poszukanie metody nie bezpośredniego ich otwarcia.
- Ależ Pułkowniku – wypróbowała tytuł. Pasował do mężczyzny niczym skrojone na miarę ubranie i tak postanowiła go nazywać – to chyba nadmiar ostrożności? –wyzywający uśmiech prowokował - Pozwoli pan, że spróbuję po prostu otworzyć zamek?
Mimo pytania nie wydawało się, żeby miała zamiar czekać na pozwolenie. Skierowała na drzwi reflektor. Z kieszeni kwiecistej spódnicy po kolei wyciągała rzeczy. Czerwona jedwabna chustka, rzeźbiona bransoleta, mała zamszowa sakiewka, chyba pusta, druga sakiewka, dzwoniąca monetami, lufka, obejrzała obtłuczony ustnik i wyrzuciła ją w krzaki, zapałki, kolejna chustka, w kolorze zachodzącego słońca, rzeźbiona buteleczka perfum, pomadka, soczyście czerwona, na chwilę przerwała szukanie by poprawić kolor ust, tytoń w skromnej, metalowej tabakierce, fajka, malutkie złote cacko na rzemyku, włożyła je sobie na szyję, Podkowa – na szczęście – cmoknęła delikatny przedmiot i w końcu udało się... długa szpilka do koków.

Włożyła szpilkę do zamka.

Zapadki prymitywnego zamka ustąpiły niemal natychmiast.
- Gotowe - pochwaliła się głośno.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 04-02-2011 o 19:29. Powód: efekty otwierania :)
Hellian jest offline