Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2011, 15:55   #11
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Krok za krokiem, z nerwami napiętymi jak postronki i bronią palną w pogotowiu, bohaterowie cofali się ku majaczącemu w oddali gmachowi. Bestie postąpiły za nimi, wlewając się w szeroką aleję, idąc ławą z opuszczonymi głowami i śliną ściekającą z kłów. Olbrzymi basior przewodził watasze, a jego złe spojrzenie mierzyło intruzów jakby szukając u dwunożnych adwersarzy oznak słabości. Martwą ciszę przerywało tylko głuche warczenie i miarowy stukot obcasów. Wtedy pan Ouwerkeerk, mitrężąc nieco za pozostałymi członkami ekspedycji i wykazując niespodziewaną po nim odwagę, zwrócił się ku przewodnikowi stada. Spojrzenia młodego Niderlandczyka i potężnego ogara spotkały się. Jakież to nadnaturalne moce objawiały się w oczach rotterdamskiego intelektualisty, które powstrzymały wściekłą bestię przed chyżym skokiem i rozerwaniem mu gardła? Panna de Dienes zachęciła pana Rzewuckiego do wzięcia wielkiego psa na cel i lufa karabinku Winchestera skierowała się w stronę przewodnika. Ten jednak nie podjął ataku. Nie okazał wszak też poufałości, jego zęby wciąż błyszczały w oślinionym pysku, ale w spojrzeniu objawiła się jakowaś niepewność. Jakaś siła powstrzymywała basiora przed skierowaniem stada do ataku na cofające się jard za jardem ofiary. A cel rejterady był coraz bliższy.


Pełne napięcia chwile minęły, nim bohaterowie dotarli do okalającego rezydencję płotu. Im bliżej budynku, tym psy mniejszą wykazywały agresję, miast warczeć, poczęły szczekać, kręcić się niespokojnie i wstrzymywać pochód. Podróżnicy odetchnęli z ulgą przekraczając wyrwaną bramę w przerdzewiałym ogrodzeniu i wchodząc na wyłożone starymi, nierównymi płytami podwórze.

Przedwczesne jednak było opuszczenie gardy, gdyż w tym momencie los okrutnie zagrał w kości z ekspedycją. Gdy pantofel pana Willema dotknął jednej z płyt podwórza, ogłuszające eksplozja wstrząsnęła ulicą. Ogień i dym wyrosły spod ziemi, a siła miny wyrzuciła Niderlandczyka w powietrze. Huk i pogłos, żałosny szczek psów i zdumiony okrzyk towarzyszy, chwilę później głuche uderzenie ciała o bruk. Pył i kurz zasłaniały widok i przeszkadzały w rozeznaniu, gdy pozostałą trójka usiłowała pomóc Ouwerkeerkowi. Był przytomny! Obolały i skonfundowany, ale bez widocznych ran i wyczuwalnych złamań. Jasnym zdało się, że zakopany ładunek prochowy, choć groźny z wyglądu, był w istocie słaby i chyba na przestrach obliczony. Ten efekt z resztą spełnił nad wyraz dobrze, gdyż pozostające przed ogrodzeniem psy biegały teraz wzdłuż płotu, ujadając raczej dla dodania sobie kurażu, a co strachliwsze wycofywały się za odważniejszych członków stada. Być może poznały już skuteczność min. Świadczyć o tym mogły, zauważone teraz przez bohaterów, dziury w niektórych płytach podwórza, jakby wybuchały tu już wcześniej pułapki. Kondycja pana Willema okazała się niezbyt ciężka, a według poczynionej wspólnymi siłami oceny, po dobrym odpoczynku powinien odzyskać pełnię sił witalnych.

Rezydencja stała pośrodku ogrodzonego podwórza wyłożonego kamiennymi płytami. Nierówne, popękane i pożerane przez cherlawą trawę płyty zdawały się w niektórych miejscach wykopane – podróżnicy wypercypowali, że znajdują się tam kolejne groźne ładunki wybuchowe i dołożyli wszelkich starań, by uniknąć ich detonacji. Brudna i uszczerbiona zębem czasu, lecz wciąż sprawiająca wrażenie posępnej solidności fasada budynku mroczniała w krwistym świetle chylącego się ku horyzontowi słońca. Parter rezydencji posiadał werandę o niskim zadaszeniu, powyżej znajdowało się jeszcze pięterko i wysoki stryszek. Drzwi, zarówno frontowe, jak i tylne, były zamknięte na głucho, podobnie jak stare, solidne okiennice we wszystkich widocznych oknach. Gmaszysko swą martwotą wpisywało się w dotychczas ujrzany obraz Lipska – miasta, które ożywa tylko, by dybać na życie niefortunnych wędrowców.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 04-02-2011, 15:26   #12
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Nowoczesny tabor cygański sunie po drogach Europy niespiesznie. Wielkie miedziane kotły buchają parą, gwiżdżą, dzwonią, poświstują, w charakterystycznym harmidrze którego nie sposób pomylić z niczym innym, za ciągnikami turlają się kolorowe wozy. Dzieci, we wszystkich państwach Europy takie same, zasmarkane, zazwyczaj bose, rozczochrane, o wielkich oczach i głodnych buziach stają na poboczach żeby podziwiać parowe pojazdy. Bo Cyganie przejeżdzają przez wioski szumnie. Taborom towarzyszą motocykle, wehikuły dwu- ,trój- , czterokołowe, te wypróbowane i te, co nie mają jeszcze nazw własnych, zimą parowe sanie, wynalazki straszne i śmieszne, czasem zupełnie nietrafione, ale przez to wcale nie mniej ciekawe i piękne, barwne, radosne; pojazdy na gąsienicach i jeżdżące do tyłu, i takie co turlają się na boki, wszystko co ludzka wyobraźnia i umysł potrafi wymyślić, a potem złożyć w obwoźnych, rzemieślniczych warsztatach.

Bo im więcej zasmarkanej dziatwy ogląda Tabor, tym lepiej. Dzieci zwiastują dobrobyt.

Ale czasem Tabor zostaje poszczuty psami. Ujadanie psów wróży nieszczęście.

***

Im bliżej byli celu, tym mocniej zmieniało się zachowanie zwierząt. Nawet jeśli przez moment można to było przypisać, cichym „pertraktacjom” Niderlandczyka, kiedy psy zaczęły ujadać, stało się jasne, że zwierzęta oszczekują samą rezydencję. Ale wyboru nadal nie mieli. Wycofywali się w obranym kierunku. Stare domostwo, niegdyś zapewne imponujące, wydawało się Andrei całkowicie martwe. Śmiało weszła na podwórze.

Krzyknęła, gdy nastąpił wybuch. Wzbita do góry ziemia całkowicie zasłoniła jej Niderlandczyka i przez chwilę myślała, że właśnie stracili pierwszego uczestnika ekspedycji. Przygryzła do krwi czerwone wargi.
- Szlag – znowu przekleństwem, tym razem wyszeptanym, opisała rzeczywistość.
Willem jęknął. Żył.

Andrea zachowała zimną krew, nie upuściła ciężkiego pojazdu ani wcześniej ze strachu ani teraz, rzucając się od razu na pomoc. Bo w tej jednej chwili chyba dla wszystkich stało się jasne dlaczego zwierzęta nie poszły za nimi. Już tu ginęły i z pewnością ostrożności nie nauczyła ich pojedyncza pułapka. Musieli patrzeć gdzie stają, a Cyganka dodatkowo nie mogła ruszyć motocykla. Zresztą Jan O Trudnym Nazwisku, gdy tylko ziemia wystrzeliła im prawie spod nóg, również błyskawicznie złapał za kierownicę.
- Trzymaj mocno – powiedział do dziewczyny.
Pokiwała głową. Nachyliła się żeby zapalić w cylindrze silnika. Reflektor pojazdu od razu zaświecił jasno. Światło przebiło się przez pył i widzieli już van Ouwerkeerka wyraźnie.

Wybuch nie był silny i Niderlandczyka nie odrzuciło daleko. Było w tym i ich szczęście bo nie musieli testować swojej odwagi przedzierając się przez pole prochowych ładunków. Mężczyzna usiadł, ale zaraz się położył się z powrotem. Upadek z pewnością był bardzo bolesny.

Podeszła do Niderlandczyka ostatnia.
- Cieszę się, że jest pan cały – powiedziała. Mężczyzna nadal oddychał głośno.
- Willem – poprawił ją – mówi mi Willem.
Uśmiechnęła się.
- Dobrze, że jesteś cały – powtórzyła - Przykro byłoby porzucać kogoś już teraz, u progu wyprawy.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Zostawiłaby pani rannego towarzysza?
- Andrea – poprawiła go – mów mi Andrea.
- Zostawiłabyś? Andreo?
- Nie wiem – odpowiedziała po chwili wahania. – Możliwe.
Była w nim budząca zaufanie powaga pewnie dlatego nie skłamała, choć instynkt kazał zaprzeczyć.
- Bolą cię żebra? –zapytała
Pokiwał głową.
- Obandażuję ci tułów w środku. Na wypadek, gdyby któreś było złamane.

Obejrzała miejsce wybuchu, Jan Konstanty już badał kolejne płytki. Cyganka doszła do identycznych co Polak wniosków. Łatwo było wyodrębnić pułapki. Płyty nad nimi miały lekko odstawały i nie były tak omszałe jak inne. Niektóre miały lekki nalot o kolorze ciemnego złota.
Przedostali się na werandę, ostrożnie, ale bez widocznej paniki. Najtrudniej było przeprowadzić motor, ale i to okazało się możliwe.

Deski werandy skrzypiały. Drzwi i okna były zamknięte, wyglądały na nieużywane od dawna, choć nie poobrastały pajęczynami, ale te mogły przecież zmyć wiosenne ulewy.
Rzewuski zbadał wejście dokładnie. Odrzwia i framugę. Nic nie znalazł ale i tak zaproponował poszukanie metody nie bezpośredniego ich otwarcia.
- Ależ Pułkowniku – wypróbowała tytuł. Pasował do mężczyzny niczym skrojone na miarę ubranie i tak postanowiła go nazywać – to chyba nadmiar ostrożności? –wyzywający uśmiech prowokował - Pozwoli pan, że spróbuję po prostu otworzyć zamek?
Mimo pytania nie wydawało się, żeby miała zamiar czekać na pozwolenie. Skierowała na drzwi reflektor. Z kieszeni kwiecistej spódnicy po kolei wyciągała rzeczy. Czerwona jedwabna chustka, rzeźbiona bransoleta, mała zamszowa sakiewka, chyba pusta, druga sakiewka, dzwoniąca monetami, lufka, obejrzała obtłuczony ustnik i wyrzuciła ją w krzaki, zapałki, kolejna chustka, w kolorze zachodzącego słońca, rzeźbiona buteleczka perfum, pomadka, soczyście czerwona, na chwilę przerwała szukanie by poprawić kolor ust, tytoń w skromnej, metalowej tabakierce, fajka, malutkie złote cacko na rzemyku, włożyła je sobie na szyję, Podkowa – na szczęście – cmoknęła delikatny przedmiot i w końcu udało się... długa szpilka do koków.

Włożyła szpilkę do zamka.

Zapadki prymitywnego zamka ustąpiły niemal natychmiast.
- Gotowe - pochwaliła się głośno.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 04-02-2011 o 19:29. Powód: efekty otwierania :)
Hellian jest offline  
Stary 08-02-2011, 23:06   #13
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Stare drzwi, choć solidne, przedstawiały niewielkie wyzwanie dla wytrawnych poszukiwaczy przygód. Cyganka szybko uporała się z zamkiem, następnie jednak pan Rzewuski przeprosił ją na stronę, obawiając się umieszczonych w odrzwiach pułapek. Sam też odsunął się nieco i znalezionym kijem pchnął podwoje. Przeciągle zaskrzypiały zawiasy, zatrzeszczały stare deski, a pośród ich odgłosy wkradło się jakieś mechaniczne brzmienie. Wtem z trzaskiem i rumorem w drzwiach padł cios wytrącający Polakowi drąg z ręki. Podróżnik odskoczył, masując obolałą dłoń. W ciemnym przedsionku wisiała uruchomiona pułapka – straszliwa siekiera zamocowana na sprężynowym mechanizmie.

Wnętrze rezydencji ziało mrokiem. Ostrożnie spoglądając do środka, dało się rozpoznać szeroki korytarz, dość przestronny, by zmieścić w nim motocykl i bagaże. Ukontentowani, że nie zapomnieli zabrać lampy z wraku, podróżnicy zapalili światło i przekroczyli progi domu. Ostrożna eksploracja ujawniła jeszcze jedną pułapkę – pod tylnymi drzwiami deska podłogowa była poluzowana, a pod nią znajdował się domowej roboty potrzask ze szczękami z przerdzewiałych noży i widelców. Poza tym rezydencja była pusta. Penetrując zarówno parter, jak i piętro, a nawet niewielką piwniczkę, natykali się na pomieszczenia dawno splądrowane i pozbawione istotnych sprzętów. Być może kiedyś willa świeciła bogactwem, a jej wystrój stanowił dumę właścicieli, ale od tych czasów zdaje się, że hałastra szabrowników ogołociła miejsce do szczętu. Osobliwie okiennice i drzwi pozostawały mocne i porządnie utrzymane. Wreszcie członkowie ekspedycji skierowali kroki po stromych schodach na wieńczący budowlę strych. Pan Ouwerkeerk, choć był w stanie iść o własnych siłach, przyjął pomocną dłoń panny Montgomery.

A strych prezentował gościom zupełnie inną historię. W tym niewielkim kwadratowym pomieszczeniu o czterech oknach jakaś zagubiona dusza zgromadziła przedmioty potrzebne jej do marnej egzystencji. Na desce sufitu wisiała lampa naftowa z połową zbiorniczka. Od lewej strony poczynając znajdowało się posłanie złożone z obrzydliwej starej pierzyny i względnie nowej derki. Dalej drewniany stojak z drylingiem – trójlufową strzelbą śrutową i zapasem amunicji. Następnie stołek z miską, niewielkim kawałkiem mydła i przyborami do golenia, a pod nim wyszczerbione naczynie nocne. W przeciwnym od posłania kącie stał stół, który nieszczęśliwie został zalany przez wodę skapującą z nieszczelnego dachu. Na stole, oprócz nędznej kolekcji narzędzi i przyborów pisarskich, leżała mała książeczka w skórzanych okładkach. Książeczka została kompletnie przemoczona, ale dało się odczytać wytłoczone w skórze litery „DROGIEMU M.D. PRZYJACIELE Z LONDYNU”.

Nad stołem wisiał jeszcze rysunek techniczny o zagadkowym znaczeniu.


Okiennice strychu wyglądały na cztery strony świata, czyniąc to miejsce punktem dogodnym do obserwacji lub do obrony. Zaś za okiennicami nastawał już zmrok.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 14-02-2011, 10:59   #14
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Wciąż był oszołomiony wybuchem jednak czuł się coraz lepiej. Nie przypuszczał by miał połamane żebra, choć obity upadkiem tułów bolał przy każdym głębszym oddechu. przepatrując strych przesunął dłonia po bandażach którymi owinęła go Andrea i wspomniał pomocną dłoń Louise na schodach. Zaczerwienił się lekko zdając sobie sprawę że razem z Rzewuskim to on powinien opiekować się kobietami.

Powoli i uważnie przeglądał zawartość poddasza wypatrując szczegółów mogących im pomóc w określeniu co robił tu profesor. Rysunek pocisku zaskoczył go, nie było to coś co można naturalnie łączyć z Doodleyem.
Zaczął przeglądać ostrożnie przemoczoną książeczkę starając się odczytać o czym traktowała nie niszcząc pozlepianych stron, lecz po kilku chwilach zdecydował się pozostawić to na później i zbliżył się do kobiet dyskutujących na temat schematu pocisku. Jak zauważył Polak również podszedł aby wziąć udział w rozmowie.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 14-02-2011, 13:36   #15
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Dialog napisany przez Ribesium, Leoncoeura, Merilla i Hellian

Ostrożność weterana miała jednak podstawy. Choć Andrei wydawało się, że uchyliłaby się przed siekierą w głębi duszy musiała przyznać że dobrze, że nie musiała tego próbować. Wybaczyła więc Polakowi bezceremonialne odsunięcie na bok, chociaż z drągiem w ręku, nadal wydawał jej się zabawny. Przezorności Rzewuskiego zawdzięczali również wykrycie drugiej pułapki. I odkrycie jedynej niezszabrowanej w tym domu rzeczy. Sztućców.

Cyganka w martwym mieście widziała swoiste piękno. Mury, drogi, trotuary, ciemne latarnie, zrujnowane płoty, ciche domy - puszcza cegły i kamienia. Miasto uwolnione, które miało im pokazać, czym są twory rąk ludzkich pozbawione człowieka. Miejsce zaczarowane. Oczekiwała jakiegoś olśnienia. Ale pusty dom okazał się śmietniskiem. W dodatku okradzionym. Przechodziły ją zimne dreszcze.

Kończyła obandażowywać sine żebra van Ouwerkeerka, kiedy Louise i Pułkownik zawołali ich na górę. Strych krył prawdziwe rewelacje.

Chwilę trwało nim do Cyganki dotarło co przedstawia znaleziony rysunek. Inicjujący ładunek wybuchowy umieszczony w naboju nie w spłonce, mający za zadanie wybuchnąć dopiero w ciele ofiary.
- To pismo profesora? –Cyganka zwróciła się do Angielki i Niderlandczyka pokazując na schemat wydawało się, że jej głos lekko przy tym drży.
Louise ostrożnie i z namaszczeniem wzięła do ręki podaną jej kartkę. Przełknęła ślinę, widać było, jak jej nozdrza poruszyły się niespokojnie. Nie musiała długo wertować ani rysunku ani pisma- znała je tak dobrze, z zapisywanej na wykładach tablicy, ze schematów, którymi dzielił się z nimi na lekcjach Doodley.
- Bez cienia wątpliwości - spojrzała niespokojnie na Niderlandczyka, chociaż czekała bardziej na reakcję niż potwierdzenie.
- Owszem - Willem kiwnął lekko głową. Na jego twarzy widoczne było zaskoczenie przedmiotem badań Doodleya - to jego charakter.
- Musiał opuścić to miejsce nagle. – Andrea zastanawiała się dalej- Dryling jest ciężki, ale chyba nie zostawiłby go... o tak sobie? Umie pan odczytać coś więcej pułkowniku? Ze śladów? – dla niej nic nie wskazywało żeby rozegrała się tu jakaś walka, może faktycznie profesor w poszukiwaniu potrzebnych mu materiałów ruszył tylko z podręczną bronią.
Rozłożyła na ziemi mapę.
- Jeśli szuka rtęci, to nie po domach. Ja bym poszła do dzielnicy fabrycznej. Myślicie, że konstruuje ten pocisk z konieczności? Czy już wcześniej pracował nad czymś takim?
- Niestety - Angielka rozłożyła bezradnie ręce. O ile znane jej były badania historyczno-polityczne profesora, o tyle fakt, że mógłby pracować nad bronią, i to takiego kalibru, był dla niej samej sporym zaskoczeniem.
Cyganka niespokojnie kręciła się w miejscu. Ponownie obrysowywała czerwienią usta. Coś nie dawało jej spokoju, ale minęła dłuższa chwila nim uświadomiła sobie, o co chodzi.
- Bogowie zwrócili na nas uwagę. Za łatwo znaleźliśmy to miejsce.
- Co masz na myśli? - Louise zaczęła uważnie rozglądać się wokół, zachowując jeszcze spokój. Jak mawiał profesor - “na nerwy jest zawsze czas”.
- Nie wiem jeszcze. –Andrea chyba się zawstydziła – Przepraszam. To przez to, że nie ufam nieoczekiwanym podarunkom losu. Wiesz. My wierzymy, że dostajemy tylko to na co zasłużyliśmy. Gdybyśmy odkryli to schronienie po kilku dniach poszukiwań, pewnie czułabym się lepiej – roześmiała się w końcu – Właściwie to naprawdę głupie. Pułkowniku? - Andrea nagle zmieniła temat - Czy cokolwiek wskazuje ... czy możliwie... że ktoś tu mieszkał z profesorem?
W końcu zadała to najważniejsze dla siebie pytanie.

Rzewuski w tym czasie obchodził całe pomieszczenie, przeglądając sprzęty i meble należące do poprzedniego lokatora. Wszystko było pokryte warstwą kurzu, a jedzenie już było nadpsute. Na pierwszy rzut oka, profesor mieszkał tu sam, wskazywało na to jedno posłanie i brak przedmiotów codziennego użytku, które mogły by być własnością innych mieszkańców. Drgnął, kiedy usłyszał pytanie Andrei.
- Myślę, że profesor mieszkał tu sam. Nie ma śladów, które wskazywałby inaczej, więc tę hipotezę musimy przyjąć. Nie sądzę też, by ktoś zaatakował go w tym miejscu, nie ma śladów walki, połamanych mebli, dziur po kulach czy krwi. Bardziej wygląda mi to na to, że profesor został pojmany bądź zabity, podczas krótkiej wyprawy. Nie zabrał ze sobą broni długiej - wskazał na dryling - więc nie wybierał się na jakąś poważniejszą eskapadę.
- Z drugiej strony dziwne, że nie wziął broni wiedząc o tych bestiach kręcących się po ulicach - wtrącił Willem i wzdrygnął się na wspomnienie psów sprzed rezydencji.
- Pozostaje pytanie, kto tu jest prócz profesora, w końcu przed kimś się bronił zastawiając pułapki, na podwórzu, o których działaniu niemile przekonał się Willem. - Polak ciągnął swój wywód - Ta amunicja, którą tu opisuje, jest bardzo niszczycielska, nie odważyłbym się jej użyć przeciw zwierzętom, a co dopiero przeciw ludziom. Chyba, że nieprzyjaciele profesora są potężniejsi niż nam się wydaje?
- Kto wie, nie wiadomo co kryje Interior. - Ouwerkeerk skierował wzrok za okno w zamyśleniu skubiąc bródkę. - Zmierzcha już, a chodzić po nocy po tym zapomnianym przez Boga mieście nie byłoby dobrym pomysłem. Ten strych to najbezpieczniejsze miejsce, jakie dziś widziałem. Proponuję odpocząć i rano ruszyć dalej. Zgadzam się z tym, że Doodley materiałów do swojego “wynalazku” szukał zapewne w tutejszych fabrykach - uśmiechnął się do cyganki. - Zawsze to jakiś punkt zaczepienia.
Blondwłosa dziewczyna pokiwała energicznie głową. Potem ponownie pochyliła się nad szkicem. W zamyśleniu przygryzała wargi. W końcu podniosła głowę, wyraźnie niezadowolona.
- Prawie nic cie rozumiem z tego rysunku –przyznała – 44 to milimetry? A 5775? 1, 05? Kula o wadze 500 granów to nie taki wielki kaliber. To są w ogóle dwa pociski, czy narysowane przekształcenia jednego?
Machnęła ręką.
- Schematy to męska rzecz. Za głupia na to jestem. Idę spać na dół. Żeby żaden pies nie podprowadził mi w nocy motocykla.

Zeszła pospiesznie nim komuś przyszło do głowy wyznaczyć nocne warty.

***

Okiennice w całym domu były w dobrym stanie. Sprawdziła tylko czy są pozamykane. Potem z powrotem zastawiła pułapki. Na klamce i przy drzwiach dodatkowo ustawiła kilka mających przy otwieraniu narobić rumoru desek. Chwila samotności potrzebna jej była, żeby mogła spokojnie pomyśleć. Droga do Melchiora na razie z pewnością prowadziła przez profesora. To że Rzewuski nie znalazł żadnych dodatkowych śladów nie znaczy przecież jeszcze niczego . Poza tym mogli rozdzielić się wcześniej. A schemat. Z tego czego się dowiedziała schemat bardzie j pasował do jej brata niż do Doodleya. Tego będzie się trzymać. Ma ślad. Melchior na pewno żyje.

Zasypiała wtulona w kąt między pojazdem a ścianą. Chłód nocy jeszcze nie dawał jej się we znaki, wilgoć przybierająca w ciemnym domu postać mgły wydawała się otulać dziewczynę do snu.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 14-02-2011 o 16:31.
Hellian jest offline  
Stary 14-02-2011, 17:48   #16
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Angielka na wszelki wypadek przyjrzała się Willemowi. Nie to, żeby nie ufała Cygance, ale podejrzewała, że jej wiedza z zakresu medycyny a także apteczka którą ze sobą wzięła bardziej się przydadzą i przyniosą więcej pożytku niż zwykłe owinięcie szmatami.

- Trzeba zdezynfekować – wyjaśniła krótko zdumionemu Niderlandczykowi, zaskoczonemu najwyraźniej faktem, że kobieta bezceremonialnie zaczyna zdejmować z niego koszulę. – Mam wodę utlenioną i czysty bandaż – dodała chcąc go upewnić, że mimo iż jest kobietą to wie co robi. Na szczęście odłamki nie uszkodziły zbytnio skóry – dobrze, że Willem był porządnie ubrany. Gdyby nie kilka warstw materiału obrażenia mogły być poważniejsze. Louise uśmiechnęła się na myśl, jak w tej chwili musiało wzrosnąć ego i poczucie wartości Ouwerkeerka wobec takiej atencji ze strony kobiet.

- Do wesela się zagoi – puściła do niego żartobliwie oko i schowała pozostałe przyrządy do torby. – Ale następnym razem radziłabym zachować większą czujność.

Rozejrzała się w końcu po pomieszczeniu. Ich nagłe wtargnięcie poruszyło tabun kurzu, który wirował teraz niczym w swoistym tańcu pośród przytłumionego światła padającego z lampy, którą zapalili. Mnogość pułapek nie była dla Louise zaskoczeniem. To z jakich materiałów zostały zrobione a także jakie obrażenia miały na celu zadać coraz bardziej utwierdzało ją w przekonaniu, że willa, nawet jeśli nie należała do jej Profesora, to przynajmniej gościła go jakiś czas i była świadkiem przełomowych być może wydarzeń. A może to tylko jej pobożne życzenia i determinacja w znalezieniu Doodleya sprawiły, że we wszystkich śladach i poszlakach widziała rękę Manghusa.

W pomieszczeniach na dole niewiele znaleźli. Mebli było niewiele, śladów żywej duszy również. Czy wszystko zostało wyniesione w popłochu? A może rezydencja od dawna była niezamieszkała i służyła tylko zbłąkanym wędrowcom za noclegownie…Jedyna nadzieja pozostała w pomieszczeniu na górze. Upewniwszy się, że nie czeka na nich tam kolejna pułapka, Angielka wzięła pod rękę Willema i pomogła mu wspiąć się po drewnianych schodach. Na progu zatrzymała się. A jednak. Ktoś tu pomieszkiwał. Niedbale zaścielone łóżko, notatnik, jakaś kartka papieru i parę innych drobiazgów świadczyły o tym, że ktoś tu był, a przynajmniej bywał.

Zanim zdążyła zareagować, Andrea szybkim ruchem podniosła leżący świstek i podała go Angielce do weryfikacji. Louise przytaknęła. Chociaż projekt ją zaskoczył, charakter pisma nie kłamał . Doodley tu był. A jeśli zostały tu jego rzeczy, to znaczy, ze nie może być daleko. Dom wyglądał na niesprzątany od 3 do 5 dni. W tym czasie, niezależnie od okoliczności, nie można odejść zbyt daleko. Taką miała przynajmniej interpretację a raczej może nadzieję…

Intensywny dzień chylił się wreszcie ku końcowi. Awaria statku powietrznego, ukrycie walizek, ucieczka przed psami, pole minowe, obrażenia jakie odniósł Willem i szereg pułapek w domu to dość dużo jak na jeden raz. Louise miała nadzieję, że chociaż noc okaże się spokojna i pozwoli choć odrobinę zregenerować nadwątlone siły. Wobec braku protestów ze strony pozostałych przysiadła na łóżku na którym wedle wszelkich przesłanek mógł nocować Doodley i owinąwszy się kocem starała się zapaść w objęcia Morfeusza…
 
Ribesium jest offline  
Stary 15-02-2011, 08:07   #17
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Mały pokoik na strychu wydawał się opuszczony. Choć wszystko było mniej więcej schludnie poukładane, to pokrywająca sprzęty warstewka kurzu, zdradzała, że co najmniej od kilku dni pomieszczenie nie było używane.
Andrea i Louis przyglądały się rysunkowi sporządzonemu przez prawdopodobnie profesora. On obszedł całe pomieszczenie, przeszukując je w poszukiwaniu jakichś ukrytych schowków, czy śladów walki, które dałyby jednoznaczną odpowiedź na pytanie co się stało z profesorem. Niestety nie znalazł nic ciekawego, nie potrafił również stwierdzić, czy ktoś tu mieszkał z profesorem.

Swoją drogą zauważył nieco zmienioną barwę w głosie cyganki, gdy ta pytała się o to czy profesor mieszka sam. Czyżby się spodziewała znaleźć tu kogoś innego?

Podszedł do rozmawiających kobiet i przyłączył się do rozmowy, dzieląc się zauważonymi faktami. Konkluzji było wiele, ale jedna była najważniejsza… musieli odpocząć. Coś zjeść i wyspać się. Poszukiwania będą kontynuowali jutro.

Pomieszczenie było dość małe jak na nieskrępowany nocleg, czwórki obcych sobie ludzi. No może nie obcych, bo połączonych wspólnymi kłopotami. Andrea zeszła na dół, jak sama powiedziała popilnować motocykla i swoich gratów. Rzewuski stał przez chwilę, nie bardzo wiedząc co powiedzieć, ale w końcu ruszył za cyganką sprawdzić wejścia do domu. Andrea bardzo profesjonalnie podeszła do kwestii zabezpieczeń.

Musiał przyznać, że zaskoczyła go praktyczność cyganki. Słyszał dość sporo o taborach przemierzających Europę, ale ta kobieta była jedną wielką tajemnicą. Przypomniał sobie jej słowa „Bogowie zwrócili na nas uwagę. Za łatwo znaleźliśmy to miejsce.” – w jej osobie niezwykłe zmysły praktyczne łączyły się z wiarą w Fatum – Absolut. „To może być bardzo intrygująca mieszanka. Jan również obszedł dom sprawdzając raz jeszcze pozostałe pomieszczenia, musiał sobie znaleźć jakieś miejsce do spania. Nie zamierzał narzucać się, czy przeszkadzać cygance, widział bowiem w jej postawie, że najwyraźniej coś nurtuje jej myśli… i to chyba nie było nic przyjemnego. Czasem ludzie lubą zostać sami ze swoimi myślami, on też tak czasami miał.

Wreszcie znalazł małe pomieszczenie, obok tylnego wyjścia z rezydencji.
Uprzątnął nieco podłogę i rozłożył pled. Sięgnął do plecaka po porcję suszonej wołowiny, ale stwierdził, że chyba od nadmiaru wrażeń dzisiejszej nocy nie chce mu się jeść. Zdjął pas z rewolwerem i szablą i położył w zasięgu ręki. Naładowany Winchester leżał także tuż obok.
Położył głowę na plecaku, który już niejednokrotnie robił mu za poduszkę i zasnął.

Nie był to głęboki sen znużonego wędrowca. Przez tyle lat wędrówek, czasem bezpiecznych, czasem mniej bezpiecznych, wykształcił w sobie coś co wg. północnoafrykańskich klanów Tuaregów, nazywało się „sen łowcy”. Ciało odpoczywało, a umysł pod cienka warstwą nieświadomości czuwał.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 19-02-2011, 20:18   #18
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Rozdział II
W którym konsekutywnie odsłaniane są tajemnice i przedstawiane osoby dramatu.


6 maja roku 1840

Noc zapadła na przeklętych ziemiach Interioru, gasząc wszelkie światła pod całunem ciemności. Upiorny był widok lipskich ulic po zmroku. Czarna mgła stłumiła blask gwiazd i księżyca, latarnie miejskie były martwe od dziesięcioleci, więc choć oko wykol, nie sposób było przejrzeć mroku.

Bohaterom nie dane było zaznać pełni ukojenia we śnie. Chyba jednak nie emocje dnia poprzedniego, ani niewygody lokum utrudniały spokojny sen. Samo miasto było przyczyną. Bo jak tu zaznać odpoczynku w miejscu, gdzie tysiące i setki tysięcy istot ludzkich postradało życie? Gdzie nikt nie dba o pamięć i doczesne szczątki umarłych, a diaboliczne moce panują nad ziemią. Zdawać się mogło, że umarli szepczą swe skargi do uszu żywych i że czarne moce czają się gdzieś na granicy świadomości, mącąc nocny spokój.

Żółte światło naftowej lampy oświetlało jedno z pomieszczeń rezydencji, gdzie pan Ouwerkeerk zdecydował się studiować znalezioną książeczkę. Mimo boleści i znużenia pełnym złych przygód dniem, z pietyzmem badał kolejne strony. Książka stanowiła dziennik profesora Doodleya i byłaby zapewne źródłem niesłychanie ważnych informacji. Byłaby, gdyby uczony nie spisywał jej czerwonym ołówkiem kopiowym – narzędziem o tyleż nowoczesnym, co nieodpornym na wilgoć. Kapiąca woda zamieniła większość zawartości w różowe plamy, lecz Niderlandczyk cierpliwie oddzielał pozlepiane strony, odczytywał lepiej zachowane fragmenty i starał się odnaleźć wśród resztek dziennika wskazówki pomocne w poszukiwaniu autora.

Cytat:
„Przybywszy do stolicy niesławnego Interioru, staliśmy się świadkami wydarzeń ekstraordynaryjnego charakteru (…)”
Cytat:
„Zlokalizowawszy zaginion(…) i Updyke’a (…) w stanie nadającym się do (…) niezbędne dla mojego planu (…) Nie dysponujemy siłami zdolnymi (…)”
Cytat:
„(…) skrytość cechuje tutejsze konfraternie (…) dotarcie do (…) jest przez to znacznie utrudnione, lecz witalne dla moich (…)”
Cytat:
„(…) Burmistrz okazał się nie podzielać mojego entuzjazmu (…) spróbuję (…) w Dzielnicy Fabrycznej, gdzie gromadzą łupy (…) Są jeszcze Polacy ukry(…), co wynika z typowej dla tej nacji religijności. Być może to szaleńcy, lecz(…) ktokolwiek zawitał ostatnio w okolice cmentarza, zdaje się reago(…)”
Cytat:
„(…) W związku z obrotem sytuacji (…) posiadanie kilku dobrze (…) kryjówek, w których mogę się bronić i odpoczywać (…) mnogiej broni, odczuwam dotkliwy brak żywn(…)”
Cytat:
„(…) dobry chłopak (…) mimo wypadku (…) nasze drogi rozeszły się być może (…)”
Cytat:
„Istoty te (…) niewrażliwość na broń palną (…) mi się porąbać jedną siekierą (…)”
Cytat:
„Eksperymentalny (…) ciśnienia (…) źródłem piorunianu mogą być kapiszony do broni ognistej (…)”
Cytat:
„Pytanie, czy umarłem i (…) Czyśćcu, bądź Piekle? (…) empirycznie dowodzi przebywania na Ziemi. Czy jednak Ziemia ta nie umarła i takoż wszystko, co na niej, nie jest skazane na zagładę? (…) dowód (…) powiększa się z każdym rokiem.
Cytat:
„Kimkolwiek są (…) mieć się na baczności. Obserwują nas.”
Wkrótce i pana Willema zmorzył niespokojny sen. Być może, gdy w spokojnej chwili wróci do studiowania dzienników, uda mu się odczytać kolejne partie tekstu.

Zdarzyło się to w owej najciemniejszej godzinie przed świtem, gdy noc wyssała już wszelkie ciepło z ziemi, a jutrzenka jeszcze nie wzeszła z zapowiedzią nowego dnia. Wśród mroku i głuchoty miasta jakieś dźwięki poczęły sączyć się, narastać, odbijać od wiekowych murów, układać w takt i melodię. Gdzieś na północy ktoś grał na organach, uderzają w klawisze z werwą, dmiąc w piszczałki con forza fortissimo, jakby z przekory chcąc napełnić ruiny dźwiękami chwały i podniosłości. Wprawne uszy osób kulturalnych po chwili rozpoznały ten dynamizm, surową prostotę – to Pasja według św. Jana Bacha.

Niedługo jednak przyszło cieszyć się tak miłymi dźwiękami. Raptem muzyka ustała w połowie arii, a w chwilę później powietrze przeszył strzał. Wkrótce kolejny. Na północy trwała wymiana ognia!
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 21-02-2011, 01:31   #19
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
No i śnił jej się wielki pożar. Zieleń łamana przez pomarańczowy ogień, niebo błękitne, szary dym, który układał się w zarys martwego miasta. Las płonął, drzewa łamały się pod własnym ciężarem, a Cyganka patrzyła na to wszystko zafascynowana. Lecz kiedy natarczywe płomienie zaczęły kąsać położoną zbyt blisko knieję, od razu się obudziła. Wstała w jednej chwili, za plecami zbutwiałe deski, dłonie na rękojeściach coltów, zdrętwiałe stopy, kropelki potu na czole. Nieprzenikniony mrok, w którym słyszała swój oddech. A potem pierwsze takty Pasji. Och, szczerze nie cierpiała ckliwości muzyki organowej.
- Co to, do jasnej cholery? –krzyknęła. Stary dom rozbrzmiał echem. Kościół też nie mógł być zbyt daleko. Cóż począć? Nawet na tej martwej ziemi, Jezus Chrystus postanowił po raz kolejny umrzeć.

Imię kompozytora nie przebijało się przez jej wykształcenie. Ale w tej chwili szczerze życzyła mu mąk piekielnych.
Na szczęście sen o pożarze wróżył wielką namiętność. A to jedynie w kontekście poszukiwań zaginionego brata mogło wzbudzać niejakie wyrzuty sumienia. Muzyka Bacha bolała a priori.
Znaczy się, bez kontekstu.

***

Bezpardonowo potrząsnęła Rzewuskiego za ramię. Chyba jednak przeceniała swój refleks. Złapał ja za rękę, nawet nie wiedziała kiedy.
- O co chodzi? –pytanie po francusku.
-De rien.
Nie uwierzył. Zamotany w innym śnie, nie puszcza ręki.
- De rien – Andrea, nagle zdenerwowana, powtarza niczym refren.
Ale przecież to nieprawda, zawsze o coś chodzi. Rzewuski trzyma jej rękę bardzo mocno, sen nie opuścił obojga, w tle ohydny Bach.
- O co chodzi? – pyta Polak
A dziewczyna ze ściśniętą dłonią niespodziewanie płacze.
- Z Doodleyem poszedł mój brat. - w końcu to mówi. Płacz ma obudzić w obcym mężczyźnie instynkty opiekuńcze.
- Więc to Cie martwiło cały czas... – Polak patrzy na nią poważnie.
Cyganka połyka łzy.
Sen się kończy. Bach budzi wszystkich.

***

To van Ouverkeerk skupił na sobie ich uwagę. Wszyscy byli niewyspani, obolali i mniej lub bardziej wystraszeni, ale ton jakim wołał ich Niderlandczyk nie pozostawiał wątpliwości. Trzeba było go wysłuchać.
Każdy łowił coś dla siebie z zapisków profesora. Andrea usłyszała:
„(…) dobry chłopak (…) mimo wypadku (…) nasze drogi rozeszły się być może (…)”
A potem gdzieś na północy rozległy się strzały. Zapanowała konsternacja, Andrea przyklękła na brudnych deskach podłogi. Rzewuski miał rację, trzymanie niektórych rzeczy w tajemnicy było kompletnie nonsensowne.
-Taki znak. - Narysowała na ziemi flagę - trupia czaszka na czerwonym tle z kołami zębatymi zamiast oczu i skrzyżowanymi kluczami płaskimi –oznacza Wolną Kompanię Szabrowniczą „Wspólna Sprawa” To jedna z pierwszych grup penetrujących Interior. Zajmują się rabunkiem i przemytem Eteru Cienistego. Tacy właśnie ludzie najprawdopodobniej tam strzelają. Rozumieją dwa rodzaje negocjacji, siłowy – objęła przeciągłym spojrzeniem troje swoich towarzyszy i broń którą mieli przy sobie- i finansowy – pogrzebała ręką w jednej z kieszeni obszernej spódnicy, nie wyjmując z niej jednak niczego.
- Pójdźmy ich obejrzeć. – Polak mimo jej słów uśmiechał się kpiąco. –Cicho.
Wszyscy, czy we dwoje?
Zamiast odpowiadać uśmiechnął się szeroko.
- Kiedyś... na pewno... z przyjemnością.
Posłała mu wściekłe spojrzenie.
- Najpierw do kościoła. –zaproponowała – I tak sobie myślę, w razie czego, żadnych gadek o Doodleyu, przy przemytnikach, jesteśmy bogaczami co się tu bawią, im trzeba wmawiać, że nie opłaca się nas zabić.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 21-02-2011 o 22:10.
Hellian jest offline  
Stary 23-02-2011, 09:49   #20
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Sen był płytki i niespokojny. Być może to atmosfera opuszczonego, zniszczonego jakąś nieziemską siła miasta, tak wpływała na umysł Polaka. Błądził na granicy majaków i realności, przed oczami przewijały mu się obrazy z przeszłości. Twarze, które kiedyś widział… miejsca i uczucia, które stały się jego udziałem. Muzyka… wzniosłe akordy organów kościelnych… świadomość wróciła na swoje miejsce.

Leżał przez chwilę, zlany potem, wyrównując oddech i przysłuchując się przebijającym się przez mrok nocy, kolejnym nutom „Pasji” Bacha. Ktoś grał… i to całkiem znośnie. Wstrzymał oddech, usłyszał szybkie kroki na korytarzu… i oddalone o kilkaset metrów z okładem, odgłosy strzelaniny, muzyka ucichła. Zamknął oczy, myśląc, że może cały czas śni.

Drzwi otwarły się z lekkim skrzypieniem, jeszcze dwa kroki i ktoś pochylał się nad nim, jego ręka był szybsza. Usłyszał stłumiony jęk i ze zdumieniem stwierdził, że to Andrea… którą trzymał teraz w kurczowym uścisku za ramię. Krótka wymiana zdań, ale wiele wyjaśniała. Jan już nie musiał zachodzić w głowę, co tak martwi cygankę… zaczynał ją rozmieć.

*****

Przy nikłym blasku świecy, w pokoiku profesora zabrała się cała ich czwórka. Willem pośpiesznie referował im co odkrył w zapiskach profesora. Póki co było tego niewiele, ale obiecał, że będzie je starał jakoś odcyfrować. Cyganka opowiedziała im o tajemniczej Kompanii Szabrowniczej… ale Rzewuski miał przemożne wrażenie, że nie podzieliła się z nimi wszystkim co wiedziała.

Kiedy młody badacz przeczytał wzmiankę o Polakach, podróżnik opowiedział o tym , czego dowiedział się od znajomego w Antwerpii: - Ci Polacy, to ponoć zbiedzy z zaboru rosyjskiego. Szukali schronienia przed represjami okupanta. Z tego co mi zdradził pewien dżentelmen, mają tutaj jakiegoś swojego przywódcę, ponoć człowieka niesamowitej charyzmy, ale też natknęli się na wrogów. Czyli w naszym nieodkrytym Lipsku robi się co raz ciaśniej. Ktoś jeszcze chce się czymś podzielić, żeby potem nie było niespodzianek? - dodał na końcu.

*****

Uznali, że rusza bez zbędnego obciążania się… i tak, by nie ujawnić się przedwcześnie konfraterniom zamieszkującym Lipsk. Nie mogli mieć pewności co do ich zamiarów. Jan przychylił się do zdania Andrei, że mają ruszyć najpierw do kościoła. Kierunkiem była północ, w odległości nie więcej jak kilometra, musiał być jakiś kościół, przynajmniej tak wywnioskował, z donośności dźwięku. Jednak to opuszczone miasto mogło otumanić ich zmysły, mogli uzwyczajnienie mieć racji.

Ruszyli do swoich bagaży, przygotować broń. Jan sprawdził naboje w Colcie, przypasał też szablę. Zabierał się do przeładowywania Winchestera, kiedy niedaleko siebie zauważył cygankę, zajętą tym samym. Podszedł do niej i korzystając z chwili odosobnienia i braku zainteresowania ze strony pozostałych cicho zagadnął: - Czy twój brat, miał coś wspólnego z tą Kompanią Szabrowniczą? Trochę o nich wiesz... - jakby stwierdzeniem zakończył pytanie.

Dziewczyna spuściła głowę, ale zaraz ja podniosła, dobrze już znanym Polakowi gestem wyciągnęła szminkę i zaczęła malować usta.
- Nie tak dużo jak bym chciała – odpowiedziała w końcu. – Czy ty jesteś religijny? - patrzyła na srebrny medalik widoczny spod rozpiętej lekko koszuli Polaka.

Jan ze zdumieniem spojrzał na religijny symbol, wiszący na szyi, na cienkim rzemyku. Prawie zapomniał, że tam był. W zasadzie był odkąd opuścił rodzinny dom. To był prezent od ojca, bardzo religijnego człowieka... on sam nie wiedział, czym dla niego był. - Religijny? -sam sobie zadał głośno pytanie - Nie wiem, to raczej coś w rodzaju talizmanu... podarunek od bliskiej osoby...

-Od kobiety? -niezwiązane z głównym przedmiotem rozmowy pytanie wyrywało się dziewczynie samo.

- Nie od ojca... to było dawno, tak dano, że ledwo pamiętam - odpowiedział, ale po jej jakby zaskakującym ją samą pytaniu, uważniej na nią spojrzał. - Tylko co to ma wspólnego z twoim bratem i Kompanią Szabrowniczą? - wrócił rozmowę na pierwotne tory.

- Tylko pytam – uśmiechnęła się. Niespodziewanie kusi ją kilka następnych pytań – Nie masz żony? A dzieci? Ile Ty masz lat, Pułkowniku?

- Nie mam żony, o żadnych dzieciach też mi nic nie wiadomo - zażartował, widząc wyraz twarzy cyganki - a lat mam czterdzieści pięć, czy to mnie jakoś dyskwalifikuje? I nie jestem pułkownikiem - dodał na koniec.

- Ale pasuje do ciebie to słowo –pokiwała głową – No ale w takim razie nie wiem na co masz mi przysięgnąć, że nie zdradzisz tego co powiem. Masz jakiś pomysł?

- Ja wiem, ludzie w moim wieku przysięgają na honor, ale nie wiem ile jest dla Ciebie mój wart - odpowiedział równie przekornie.

- Ważne czy dla ciebie dużo. Mój ojciec mawia, że to tani towar.

- Dla mnie ważne - poważnie tym razem dodał Jan.

- To przysięgnij – zażądała stanowczo, czym po raz kolejny zaskoczyła Polaka.

- Przysięgam na honor swój i swojego rodu.

Podziękowała mu skinieniem głowy. I zaczęła opowiadać.
- Rodzina handluje z Kampanią. Stąd moje informacje. Ale nie wjeżdżamy nigdy w zamknięte strefy. Spotykamy się gdzieś na pograniczach. Widziałam żołnierzy Kampanii raptem dwa razy. Melchior parę razy więcej i sądziłam że w Londynie porzucił te sprawy. Teraz już nie wiem. Są bardzo dobrze uzbrojeni, i zawsze maja jakąś prototypową broń. Wiesz, podobno czarnodym wzmacnia intelekt. A jeżdżą na prawdziwych cudach. Na bank część z nich jest napędzana czarnodymem, bo kotły mają zbyt małe na tradycyjne paliwo. Za rządów mego ojca nigdy nie doszło do rozróby w czasie interesów, ale byłoby ciężko. Choć nasz Tabor to mała armia. –to ostatnie zdanie mówi z prawdziwą dumą. - Podobno to najdłużej istniejąca w Interiorze grupa. Ale ostatnio nawalili z terminem. No i ceny czarno dymu poszły w górę. Może ktoś ich wypiera.

- Być może w Interiorze pojawiła się jakaś nowa siła, frakcja, która wydziera innym teren, albo dostęp do zysków? – próbował odpowiedzieć na zagadkę Jan.

- Trudno powiedzieć. Na oko tak to wygląda. Ale te zapiski profesora są dziwne. Jakby walczył z czymś innym niż ludzie. – lekko zadrżała – Chyba ze profesor postradał rozum. –dodała szybko.

- Kto wie, co go tu spotkało, musimy być przygotowani na wszystko. - Umilkł jakby chciał zakończyć wypowiedź, ale po chwili dodał jeszcze trochę ciszej - Mam nadzieję, że odnajdziesz brata, całego i zdrowego. Jeśli będę mógł w czymś pomóc, to służę.

- Dziękuję.

Andrea podeszła do Rzewuskiego, lekko wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Stojąc blisko Polaka o chwilę za długo. Potem uśmiechnięta oddaliła się na dwa kroki.

- Pułkowniku.

Pokręcił głową, jakby nie dowierzając i na poły wyrażając żartobliwie dezaprobatę na jej bezczelny docinek, ale musiał przyznać, że go zaskoczyła. Uśmiechnął się w odpowiedzi i wrócił do pośpiesznego przeładowywania Winchestera.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172