Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2011, 00:42   #3
Miccu
 
Reputacja: 1 Miccu nie jest za bardzo znany
…docieraliśmy do Altodfu, od miasta nie dzielił nas więcej jak dzień drogi. Przez całą drogę nie wypowiedziałem ani słowa. Rozmyślałem… Czułem wstyd, wstydziłem się tego co czułem zabijając zwierzoludzi. Tego, że gdy w karczmie zjawiły się jakieś zbiry pytające o Elyn, ja siedziałem i milczałem. Patrzyłem jak płacze, a potem po prostu wyszedłem z resztą. Jak gdyby nigdy nic się nie stało, ale stało się. Powinien był wtedy wyjąć miecz, zażądać od nich wyjaśnień, pogrozić… Ale dość już nie będę się użalał przez całą drogę. W mieście przecież czeka na mnie nagroda.

***

Wreszcie mym oczom ukazały się wielkie bramy miasta. Tak bardzo znajome, a jednak robiące cały czas takie samo wrażenie. Dookoła ludzie jak zwykle pędzili każdy w swoją stronę. Każdy czymś zajęty. Jeszcze przed bramami miasta Gabriel rzucił coś o sprawach do załatwienia, więc po przekroczeniu bram odłączył się od nas. My kroczyliśmy do świątyni. W środku zastaliśmy Gabriela w nietypowej sytuacji. Tłumaczył się przed jakimś rycerzem i kapłanem. Potwierdziliśmy że jest z nami i mamy list do przekazania.

W krótce nastąpiła krótka wymiana zdań i zostałem wysłany do ośrodka szkoleniowego Czarnych Płaszczy. Wylądowałem w inkwizycji.

***
Tak… szkolili mnie na inkwizytora. Paskudna sprawa, jestem zasranym hipokrytą. Chociaż w sumie mój wybór, chciałem przygody…
Poza nauką rzeczy przydatnych, musiałem chodzić na modły, zbyt dużo modłów zwarzywszy na to, że religia w moim życiu nie odgrywała nigdy żadnej specjalnej roli. Cóż, trzeba było przecierpieć szczególnie słysząc odgłosy dobiegające z niższych poziomów ośrodka szkoleniowego. Okropne odgłosy bólu i szaleństwa. Wolałem pocierpieć na klęczniku niż w lochach. W wolnym czasie udawałem się do biblioteki lub na plac szkoleń. Co lepszego miałem do roboty?

Tak mijał dzień za dniem, aż w końcu zaprowadzili nas na dół, do lochów. To co nam pokazali było, hmm… intrygujące. Zawsze brzydziłem się sposobami inkwizycji, zresztą za nimi samymi też nie przepadałem. Teraz patrzyłem jak wywlekają jakiegoś heretyka i na naszych oczach inkwizytor wbijał mu rozgrzany pręt w okolice miednicy. Heretyk wił się i błagał o litość, wrzeszczał przerażony, próbował się tłumaczyć. Inkwizytor zdarł z niego ubranie i zobaczył symbol chaosu. Z wielką satysfakcją wziął szczypce i zaczął wyrywać mu skórę w miejscu tego haniebnego znaku. Gdy zerwał skórę wyciągnął z jego trzewi mała główka niemowlaka z trzema oczami i ostrymi kłami. Patrzyłem na to z odrazą jednak nie odrywałem wzroku. Kiedy inkwizytor załatwił co trzeba zwrócił się do nas:
- Tak wyglądają przesłuchania, pierwszej rzeczy jakiej się uczycie to to, że tutaj wszyscy są niewinni. To kto chce pierwszy? – powiedział to tonem zadowolonego z siebie chłopca, który właśnie spełnił dobry uczynek, tonem serdecznym i z niemal uśmiechem na ustach.
Wystąpiłem nie pewnie z grupy i wypowiedziałem tylko krótkie:
- Ja
 

Ostatnio edytowane przez Miccu : 05-02-2011 o 00:45.
Miccu jest offline