Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2011, 10:01   #142
BoYos
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Był późny wieczór. Z pewnego budynku w Minas'Drill dochodził jednak dźwięk. Dźwięk walki.
W środku była jedna duża sala. Na niej wyłożona była mata, pod ścianą stały stojaki na broń. W środku panował gwar, było ponad 25 osób. Wszyscy wyglądali na dorosłych, a jak nie, to prawie dorosłych Nieskończonych. Wyjątek stanowił dosyć niski chłopak na ich tle. Stał prawie na środku, trzymając w rękach niskiej jakości kosę. Naprzeciwko niego stał Nieskończony z dwoma bokkenami. W okół nich stało kilka osób, które podśmiewając się pokazywało palcami na chłopaka.
- Pokaż co tam masz. - powiedział do chłopaka jego przeciwnik. Ten krzycząc ruszył przed siebie, zamachując się kosą. Gdy zaatakował, został zablokowany jednym bokkenem, a drugim oberwał mocno w brzuch. Zgiął się i dostał ponownie w twarz, tym razem troche lżej, lecz nadal z pewną siłą. Wyleciał w powietrze i uderzył z impetem plecami o podłogę. Na jego twarzy widać było grymas bólu.
- To jest ten Springwater? - zapytał się gdzieś z boku jeden z walczących. Jego wzrok powędrował na leżącego na plecach.
- Młodszy brat tego skurwysyna Mizurego? - dodał po chwili.
- Tak. Właśnie dostaje za to. - odparł drugi nieskończony, także przyglądając się rozłożonemu na łopatkach chłopaka.
Coś drgnęło. Podparł się rękoma i pomału podniósł. Stanął ponownie i złapał mocno swoją broń.
- Mam dwa pytania nim ponownie wylądujesz na glebie. - powiedział przed nim stojący mężczyzna.
- Co? - dziecięcy głos Yuego wydał się z jego ust.
- Czemu tu przyszedłeś? A raczej czemu tu przychodzisz. Widzisz, Twój braciszek każdemu zalazł za skórę, więc każdy będzie się na Tobie wyżywać. A Ty nadal tu jesteś. Zobacz, że narazie to niczego się nie nauczyłeś, oprócz tego, jak wstawać z ziemii.
Yue zmrużył oczy.
- Tu nauczę się najszybciej walczyć. - odparł po krótce.
- Przecież jesteś magiem. Po co Ci walka wręcz? - zapytał ponownie.
- Magia nigdy sama nie wygra! - teraz prawie krzyknął.
Mężczyzna zrobił duże oczy. Po chwili wróciły do normalności.
- Drugie pytanie. Czemu akurat kosa? Jest to najcięższa broń do opanowania. - zapytał.
Yue nic nie odpowiedział. Spojrzał na ziemię i chwilę przeczekał.
- Ponieważ mam pecha.
Nieskończony nie zrozumiał, co chciał mu powiedzieć chłopak. Sam był mistrzem areny i od tygodnia powalał go na ziemię. Teraz jednak coś nim ruszyło. Z rąk Yuego wyrwała się kosa i poleciała do jego przeciwnika. Na początku Springwater nie zrozumiał tego co się stało. Dopiero po chwili ogarnął to, że przeciwnik użył magii. Teraz mężczyzna podszedł do Yuego.
- Po pierwsze źle trzymasz Kosę. Musisz ją tak o...


- JAK TY WYGLĄDASZ!? - kobiecy głos rozległ się po okolicy. Przed Springwaterem stała... jego starsza siostra. A przed nią, obity i posiniaczony Yue.
- Dzięki że przyszłaś. - odparł po krótce.
- Ojciec mnie zabije. O mój BOŻE co Ci się stało. - podbiegła do niego i zaczęła oglądać siniaki. Po chwili jej łagodna twarz spojrzała na jego.
- Jakoś temu zaradzę. Ale jak zobaczy Cię w tym stanie Mizure...to powie Ojcu... a wtedy ja... albo jak zobaczy Cie sam Ojciec... - zaczęła panikować.
- Spokojnie. Nikt mnie nie zobaczy.
- Ostatni raz tu przychodzisz. Wybierz sobie inną szkołę. - zapowiedziała.
- Niczego nie wybieram. Zostaje tu.
- Słuchaj no! Gdyby nie to, że kazałeś mi obiecać na moją Wiarę, że nikomu nie powiem nic, nim się dowiedziałam o co chodzi, to miałbyś nieźle przerąbane. Teraz już nic mnie nie trzyma przy Tobie.
- Możesz to usunąć? Jutro w szkole nie chciałbym tak wyglądać. - powiedział to jakby w ogóle się nie przejmował tym co powiedziała wcześniej.
- Muszę to usunąć i to szybko. Więc teraz biegiem do mojego pokoju. I żeby Cię nikt nie zobaczył. - złapała go za rękę i biegiem pognali w stronę domu.


***


Yue znajdował się nad morzem. Siedział na kamieniu, a woda rozbijała się o niego i wpływała dalej na piasek. Wiatr targał jego włosami na boki. Sam wpatrzony był w wodę. Rzucał co jakiś czas kamieniem, przed siebie. Jego wyraz twarzy był smutny, albo przygnębiony. Ciężko określić, gdyż włosy zasłaniały mu prawie całą twarz. Woda wydawała się być spokojną. Widać było jakiś las, za plażą, lecz był on w odległości conajmniej 60 metrów. Yue nie był w stanie wyczuć obecności tego, kto miał go zaraz powitać. Nie był w humorze, w stanie i nie miał chęci. Rozmyślał nad tym, co się stało 2 godziny temu. Chociaż teraz już nie liczył ile temu. Starał się zapanować nad wszystkimi emocjami, które mu towarzyszyły, starał się nie stracić nad sobą kontroli. W sumie, w miejscu w którym się teraz znajdował, nikomu nic by nie zaszkodziło, jednak dla swojego własnego honoru, nie chciał tego. Z głębi serca nie chciał. Ubrany był w swoje spodnie, jednak podciągnięte do kolan. Nie miał góry, ani butów. Jego stopy chłodziła woda, zalewająca brzeg co jakiś czas. Poczuł nagle kogoś dotyk. Nie wzdrgnął się ani nic. W tym miejscu mogła być tylko jedna osoba. Kątem oka zauważył, co dokładnie go dotyka. Przez jego ramię przepleciona była kogoś noga. Zdążył jedynie zauważyć kobiecą nogę. Zmrużył oko.
- Czeeeeeeeśćććć Yuuueeee. - powiedział kobiecy głos za nim. Odpuściła nogę i po chwili pojawiła się tuż przed nim. Była to postać Lily. O dziwo, była ubrana. Chłopak nic nie odpowiedział.
- Patrz jak tu fajnie. Normalnie gdybym wiedziała, że tak dobrze potrafisz tworzyć, to stwierdziłabym nawet, że jesteś lepszy ode mnie!
Lily zaczęła biegać po wodzie, za każdym razem tak uderzając w tafle wody, że ta ochlapywała Yuego. Długie włosy Lily latały na boki, a sama była rozkoszowana chłodem wody. Wyglądało to tak, jakby cieszyła się tym niczym dziecko.
- Yueeee pobawmy się! Tak jak za pierwszym razem! - powiedziała. Teraz stanęła przed nim i chlapała go wodą. Mimo otrzymywanego chlapańska, ten nadal się nie ruszał. Dziewczyna zaczęła skakać w okół niego tak, jakby przebywanie w wodzie bawiło ją najbardziej. Nie przejmowała się chłopakiem, tylko tym, żeby się bawić. Jej twarz promieniowała uśmiechem.
- Dlaczego taki jesteś? - jej zabawę przerwał głos Yuego.
Ta nie przerywając skakała w koło i machała rękami śmiejąc się.
- Dlaczego mnie oszukałeś przy naszym pierwszym spotkaniu.
Zabawa trwała na dobre. Chłopak wreszcie zerwał się i ze złością w oczach złapał siostrę za gardło. Ta na chwilę umilkła i spojrzała się na chłopaka. Uniósł ją lekko tak, że nie dotykała nogami dna wody. Ciężko przełknęła ślinę i spojrzała na niego.
- Nie zabijesz swojej siostry. - powiedziała utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Przysunął swoją twarz do jej twarzy, tak, że dzieliła ich odległość kilku centymetrów.
- Odpowiadaj na pytania. - odrzekł krótko i jadowicie Yue.
Minęła chwila nim Lily otworzyła ponownie usta.
- W Twoim sercu są cztery kobiety. Którą z kolei jestem ja? - zapytała. Jej twarz zaczęła pomału sinieć.
- Odpowiadaj. - powiedział cicho. Bardziej brzmiało to jak wysyczenie.
- Jeśli mnie zabijesz tam znajdziesz odpowiedzi na pytania. - wskazała palcem na las za nim.
Trzymał ją za szyję i zmarszczył brwi. Po chwili słychać było plusk wody. Lily upadła na nogi. Sam Yue jednak opadł na kolana i zanurzył ręce w wodzie. Patrzył w wodę i w jego źrenicach widać było tylko płynąca ciecz. Lily złapała się za szyję i pomasowała, a następnie obeszła go.
- Podoba mi się w Tobie kilka rzeczy. Pierwsza z nich to to, że masz mocny umysł. Potrafisz wykreować świat, którego nie powstydziłby się nawet mentat. Mimo, że jesteśmy nad morzem, Ty zakreowałeś ponad 5 km dalej lasu, który w żadnym momencie nie jest identyczny. Tak samo pod wodą, różnorodność jest powalająca. Ona tak nie umiała.
Powiedziała to Lily. Następnie stanęła w miejscu.
- Mimo, że próbujesz się tutaj przede mną płaszczyć, znam wszystkie Twoje myśli i uczucia. Na tym poziomie snu nie powinieneś mnie próbować podchodzić. Nie nabiorę się na Twoje sztuczki. Jesteś obłudnikiem i kłamcą, jesteś zdrajcą. - wyliczała to na palcach. - Jednak mimo, że tym jesteś, masz dużą inteligencję, by wykorzystywać to wszystko z rozumem. To są dwie rzeczy którymi mi zaimponowałeś. Jak na ten wiek i tą moc.
Lily chodząc podnosiła co jakiś czas nogę, upadając robiła "chlup" opryskując wodą Yuego. Chodziła jak żołnierz patrolujący jakaś rzecz.
- Jest coś ważnego, co chce Ci przekazać.
Tym razem stanęła na odległość 2 metrów. Z wody wyrósł kij, na którym trzymała tylko jedną nogę. Kij wzrastał. Po 2,5 metra się zatrzymał, a sama Lily stała na nim jedną nogą.
- Pamiętaj, że w tym świecie mamy tą samą siłę. Jednak jako Twoja dusza rozumiem wszystko co myślisz i powiesz, co chcesz pomyśleć i zrobić, jak się zachowasz, kiedy jest Ci źle, kiedy dobrze, o kim co sądzisz. Czytam z Ciebie jak z księgi. Rozumiem to, o czym rozmyślasz od balu. I od momentu przed balem. Od wtedy kiedy z Tobą rozmawiałem i kiedy Cię nachodzę. Jest coś, co musisz zrozumieć... - Lily cały czas stała. Yue podniósł głowę i spojrzał na nią. Jego wyraz twarzy przedstawiał smutek i cierpienie.
- Nie jest to moc dla Ciebie. Przestań ufać, że jest to Twoja ostatnia broń. Przestań o niej myśleć. Nie dam Ci jej. To, że odkryłeś ją w tak młodym wieku, było moim błędem. A raczej naszym.
Zapadła cisza. Patrzyli na siebie. Twarz dziewczyny wydawała się być spokojną. Można było zaobserwować rysy podobne do siebie. Byli w końcu rodzeństwem.
- Masz jedną słabość. W Twoim sercu są cztery kobiety. Która jest najważniejsza...?
Było to bardziej pytanie retoryczne.
- Czy poświęciłbyś każdą z kolei, by uratować świat lub by zapobiec groźnej sprawie? Czy jesteś gotów by bronić swoich ideałów? Yue, zapowiadałeś się na naprawdę dobrego maga. Wiesz co w Tobie pękło?
Gdy padło to pytanie, z pod chłopaka wyrósł taki sam kij. Stał się taki sam jak ten, na którym stała Lily.
- Za...dużo...w...Tobie...EMOCJI. - wypowiedziała każde słowo z odpowiednik akcentem.
Nagle grzmot. Sztorm. Wiatr zaczął wiać mocniej, a drzewa kołysały się pod wpływem ogromnego huraganu. Niebo pociemniało, spadł deszcz. Była to ulewa, jakich mało. Woda falowała pod napływem zjawisk.
- Przestań wierzyć w to, że będę Cię uczyć. Nie dorosłeś do tej siły. Jest ona przeznaczona tylko dla nielicznych. - Lily zaczęła krzyczeć, gdyż przez wiatr było głośno. Co jakiś czas błyskawica uderzała w jakieś miejsce.
Yue cały czas słuchał Lily bez słowa. Przykucnął na kiju.
- Zaczynasz stawać się namolny. Musisz o mnie zapomnieć. Tak jak zapomniałeś o... - tu się zatrzymała. Popatrzyła chwilę na niego i zmarszczyła brwi. Był to pierwszy raz, gdy zrobiła inną minę. - Wyzbądź się emocji. Stań się taki jak w szkole. A będziesz wtedy niepokonany. - Lily wyprostowała rękę w jego stronę.
- Uwolnisz mnie ponownie, a przejmę Cię na zawsze. - zacisnęła dłoń.
- Czemu jesteś jedyną duszą, która nie pozwala się kontrolować? - zapytał w końcu Yue. Jego głos był spokojny. Jednak musiał podwyższyć ton, by przez wiatr był słyszalny.
Lily zamyśliła się chwilę. Patrzyła na niego.
- Co stwierdzili w akademii? Że Twoje uwolnienie należy doo....? - ostatni wyraz przeciągnęła w taki sposób, by chłopak dokończył zdanie. On jednak tego nie zrobił.
- To czemu mam normalne skrzydła? Powinienem upaść. - odparł jej Nieskończony.
- Jesteś narażony na to. Powiem Ci coś ciekawego. Ja Upadłem. Jednak póki Ty zostajesz Nieskończonym, ja też nim pozostanę. Gdy Ty Upadniesz, odzyskam swoje "prawdziwe moce".
- Czyli... Ty nie jesteś zły?
Nagle kij Yuego zniknął. Gdy zaczął lecieć w dół, wyrósł fotel. Fotel zamienił się w ciernie. Ciernie w bańkę mydlaną. Bańka w trzy miecze skierowane końcem w chłopaka.
I wszystko zniknęło. Stało się białe. Na środku stał Springwater. Odwrócił się za siebie. Jakby widział coś w oddali, lecz nic tam nie było. Głęboko westchnął i pstryknął palcami.




Otworzył oczy. Znajdował się w łóżku. Pierwsze co poczuł to ból głowy. Złapał się mocno za czoło.
- Cholera... - powiedział cicho.
"Uwolnisz mnie ponownie, a przejmę Cię na zawsze". Słowa te odbijały się echem od jego głowę, tak samo jak inne cytaty wypowiedziane przez Sashę. Miał do niego tyle pytań, lecz ten nie chciał dalej rozmawiać.
Emocje. Może Sasha miał rację? Może to jest jego słabym punktem?
Wiele rozmyślań nachodziło Springwatera w tym krótkim czasie. A wszystkiemu towarzyszył ból głowy. Pomału podniósł się do pozycji siedzącej. Czuł, że się nie wyspał. Nie chciał jednak ponownie wkraczać w fazę snu. Nie teraz. Nagle usłyszał tupot. Ktoś biegł po schodach. Ktoś głośno otworzył drzwi i trzasnął. Chodził po pokoju i wybiegł. Yue wyczuł jego towarzyszy. Jednak ich aura...
Podniósł się i machnął ręką. Jego podarta lekko szata przyleciała do jego ręki, tak samo jak kostur. Otworzył drzwi. Jeden z nich machnął ręką i powiedział "szybko". Yue przeczuwał, że coś się stało.

Nie trwało to długo, gdy biegł za nimi. Po drodze aura stawała się coraz mocniejsza.
Co tu się do cholery działo? - myślał teraz tylko o tym. Nawet zapomniał o bólu głowy. Dotarcie na platformę było jak szok. To co się tam działo, było czymś, czego nie spodziewał się kompletnie. Widział wszystkich w ciężkich stanach, demolkę, krew i coś co przykuło jego uwagę szczególnie. Osobnik w szacie. Gdy odszukał poszczególne osoby z drużyny i sprawdził czy jest z nimi wszystko w porządku, ponownie zerknął na przeciwnika.
Analiza. On sam, mocno nadszarpana linia astralna, nasi są wszyscy. Wszyscy ranni. Generał bez drugiej fazy. Platforma w słabym stanie...
Tyle zdążył przeanalizwać. Rozbłysk światła. Yue zasłonił oczy rękawem, lecz nim światło opadło, coś powaliło go na ziemię. Ponownie znalazł się w krainie, z której niedawno wrócił...


Z ciemności wyłonił się korytarz. Długi, którego końca nie było widać, wyściełany eleganckim dywanem, oświetlony kinkietami, w których płonęły świece, rzucające światło na niezliczone obrazy, zawieszone na ścianach. Przechodząc przez korytarz, odruchowo zerkałeś na obrazy. Przedstawiały one portrety co znamienitszych członków rodu Springwater. Spośród wszystkich podobizn wujów, kuzynów, dziadków i ojca, jeden przykuł twoją uwagę - portret ciemnowłosej kobiety i pięknej, delikatnej twarzy, z troskliwym spojrzeniem i miłością wypisaną na jej ustach. Twoja matka... To był pierwszy jej obraz, który widziałeś. Ojciec po jej śmierci kazał wszystkie usunąć, lub je przemalować. A ten jakimś cudownym sposobem ocalał... Smutek w sercu sprowadził ból głowy. Okropny, przeszywający całą twoją jaźń. Zacisnąłeś zęby i szedłeś dalej, zerkając na kolejne malowidła. Jeden z nich przedstawiał twego brata - Mizure. Gdy podszedłeś do niego, obraz zdawał się ożyć, przedstawiając jedną z wielu scen, kiedy to twój starszy brat kłócił się z ojcem. To, jak i wiele innych odżywających obrazów jedynie wzmagało ból i cierpienie, które w ostateczności powaliło cię na kolana.
- Harmonia... - usłyszałeś łagodny głos, poprzedzający pojawienie się na skraju twej świadomości pięknej melodii...



Yue otworzył oczy. Piekielny ból przeszył jego głowę.
Co to było? Co to za uwolnienie? Nie zdążyłem nawet zareagować...stałem się...słaby...
Leżał na ziemii patrząc w niebo.
Sasha miał rację...
Leżał wyprostowany na ziemi, patrząc gdzieś głęboko w niebo. Mimo krzyków generała, ten pozostawał w bezruchu. Gdzieś w głębi niego toczył się bój. O to, jak zyskać moc, która jest mu należna.
Po chwili podniósł się do pozycji siedzącej i tak chwilę pozostał. Popatrzył na boki i podniósł się, pomału i mozolnie. Ruszył w stronę generała by sprawdzić, co się dzieje.


Pomóżcie mi wykopać grób.
Jego serce stanęło. Mimo, że nie rozmawiał z Shakti, traktował ją tak jak każdego innego towarzysza. Była dla niego ważna. Jako jedyny skoczył za nią do wody, jako jedyny jej zawsze pilnował. Tak jak zresztą każdego. Jej śmierć odbiła się w nim bardzo głęboko. Popatrzył na ziemię. Dotarło do niego, że nie był na walce. Że gdyby był, prawdopodobnie nikt by nie ucierpiał. Shatki by przeżyła. Czuł się współwinny jej śmierci. Zmarszczył brwi i podszedł do Generała.
Machnął ręką, a śnieg rozstąpił się na dwie duże górki. Było go dosyć dużo, na dole była warstwa gleby.
Przykucnął obok Shatki i spojrzał na jej twarz. W jego źrenice zafalowały pod wpływem wody w oczach.
Siedział tak przez chwilę, gdy nagle gwałtownie wstał, odwrócił się w biegu na raz, ze śniegu obok w jego ręki powstała lodowa lanca, którą cisnął gdzieś w powietrze z głośnym krzykiem.
- KURWAA!
wydarł się na całe gardło. Miotał się chwilę kopiąc co popadnie lub zamieniając śnieg w lód tak, by tworzyło różnego rodzaju kolce.
Po dłuższej chwili uspokoił się i oparł dłonie na kolanach, patrząc na ziemię.
Sasha. Miałeś rację...stałem się beznadziejny...


A gdybyś mógł cofnąć czas. Do którego momentu byś to zrobił...?
 
BoYos jest offline