"Czerwone Jabłko" okazało się owocem jakby nieco podgniłym. I nie chodziło tu bynajmniej o stopień nadwyrężenia ścian, lecz - przede wszystkim - o jakość obsługi i jakość serwowanych potraw.
Oczywiście dla kogoś, kto spędził kilka miesięcy w dziczy, byłoby to uosobienie wszystkich luksusów, ale, na swoje nieszczęście, Celryn niedawno jeszcze bawił w dużo lepszym lokalu i miał skalę porównawczą.
Trzy obsługujące gości panienki wyglądały na nieco... zużyte, a ich wdzięki na nadgryzione zębem czasu lub nadmiernie intensywnym życiem towarzyskim. Wygląd fartucha barmana mógłby sugerować, że ostatnio służył jako ścierka do podłogi, jednak podłoga z kolei wyglądała, jakby takiej ścierki nie widziała od paru tygodni. Wlewające się z kuchni zapachy świadczyły o tym, że szef kuchni nie przejmował się zbytnio żołądkami klientów. Ci ostatni zaś, mniej czy bardziej licznie zgromadzeni przy stołach, zdawali się nie dostrzegać licznych mankamentów tego miejsca, pochłaniali z zapałem potrawy i trunki oraz panienki z obsługi. Wzrokiem oczywiście, chociaż znaczna część usiłowała przejść od spojrzeń, do czynów i wyciągali ręce, by poklepać lub podszczypnąć przechodzącą obok 'okazję'. Te z kolei wywijały się zręcznie, a co bardziej natrętny oberwał ścierką.
'Nic za darmo', zdawała się brzmieć dewiza zakładu, o czym szybko przekonał się jeden z gości, który zaczął się nachalnie dobierać do biustu jednej z dziewczyn. Nim zdążył się obejrzeć zbudowany jak szafa ochroniarz otworzył nim drzwi, co spotkało się z radosnymi gwizdami i okrzykami aprobaty.
Sposób, w jaki Kaldor pozbył się zaczepiającego go natręta nie wywołał również niczyjego sprzeciwu. Z wyjątkiem barmana, ale z jego strony był to chyba odruch, bowiem nie podjął dalszej dyskusji z Kaldorem. - Co podać?
Dziewoja, która zadała to pytanie, pochyliła się nieco w stronę Kaldora, prezentując znaczną część swych wdzięków tudzież uśmiech.
- Zamów co chcesz - powiedział Celryn. - Ja zamienię parę słów z barmanem.
- Weźmiemy dziczyznę - odparł pewnie Kaldor odpytając kobietę od siebie dłonią. W miarę delikatnie. - I trochę piwa, o ile nie ma nic innego. Pasuje? - spytał na koniec swoją “rodzinkę”.
- Z dziczyzny jest sarnina, dzik i zając. - Z twarzy dziewczyny uśmiech nie zniknął, nawet jeśli poczuła się dotknięta. - Wino też mamy - dodała z dumą.
- To dla mnie dzik i trochę wina pod tego dzika - powiedział Celryn wstając z miejsca.
- Więc ja wezmę zająca i wina - odparł zabójca. - A ty, siostro?
Celryn nie czekał, aż Auraya skończy składać zamówienie. Trzeba było jak najszybciej załatwić swoje sprawy, a potem najwyżej zadbać o przyjemności dla ciała.
- Szukam pana Andodulin - powiedział do barmana. Zagadnięty odłożył pucowany kufel i spojrzał na Celryna. - Muszę mu przekazać wieści od Baatusa. Pilne wieści.
Mówią, że każdego można kupić. Barman wyglądał na takiego, co za sztukę złota sprzedałby nie tylko matkę-staruszkę, ale i siostrę na dodatek. Jednak Celryn wolał nie uciekać się do przekupstwa. Mały czar sprawił, że barman natychmiast uwierzył w te słowa.
- Pan Andodulin czeka na te informacje - powiedział. - Jest na piętrze, w pokoju po prawej stronie. Ale... ma gości - dodał. - Bardzo ważnych. I prosił, by mu nie przeszkadzać.
- Te wieści są jeszcze ważniejsze - stwierdził z całym przekonaniem Celryn. I barman bez problemów uwierzył.
Drzwi nie były na tyle solidne, by wytłumić dochodzące ze środka odgłosy. A te otwarcie mówiły o tym, czym zajmują się Allacard Andodulin i jego goście. Zgodnie z oczekiwaniami Zgniłe Jabłuszko dostarczało swym gościom rozrywek wszelkiego rodzaju.
Sztuka przebierania się nie była Celrynowi obca, zaś wspomagana magią potrafiła sprawiać prawdziwe cuda. Po sekundzie przed drzwiami pokoju stał - wypisz, wymaluj - Baatus.
W ostatniej chwili Celryn powstrzymał się przed naciśnięciem na klamkę. Intuicja?
Drzwi były zabezpieczone zaklęciem, o czym poinformował go pospiesznie rzucony czar. Imć Andodulin nie był widocznie taki głupi, chociaż korzystał z usług mało rozgarniętych pomocników. |