Muszę być zdesperowany, psia mać, skoro zaciągnąłem się do takiej kompanii. Dość przystojny, młody mężczyzna o blond włosach siedział samotnie przy stole w karczmie Kryształowy Pałac, sącząc białe, sprowadzane z Averlandu wino. Jego, ubrudzony biało-niebieski mundur, zdradzał przynależność do niegdyś jednej z najpotężniejszych kompanii najemniczej, jaka służyła pod wieloma panami w Księstwach Granicznych. Na rogu krzesła, przypięta do pasa, wisiała pochwa z krótkim, niezwykle ostrym mieczem, a oparta o ścianę za krzesłem była ciężka kusza, bohemskiej roboty. Ktoś z innego stolika krzyknął:
-Ty! Koleżko! Gadajum, że wypiołeś sie na ziomków pod ziemią!
Jurgen wstał, wypiął pierś, tak żeby pieniacz i inni zobaczyli złoty kielich, znak jego kultu. Człowiek spuścił głowę i zajął się piciem swojego piwa. Każdy w tych okolicach znał ten znak, to był symbol religii Holbainitów, jedynego kultu akceptowanego w Księstwie Bohemii, z kąd pochodzili najlepsi najemnicy, uciekinierzy z Imperium. W ich ojczystych ziemiach nie okazywano im litości, więc nie widzieli powodu, żeby okazywać ją innym.
Po tym zajściu usiadł i przed oczami ukazał mu się widok zielonoskórych, podłych goblinó z włóczniami i ich potworne zębacze. Nie to że bał się goblinów, nie raz i nie dwa walczył z nimi i zabijał. Te gobliny były przeszkodą w jego drodze do smoczego skarbu. Kto by chciał teraz z nim pójść do podziemi? Pewnie jakiś szaleniec, taki jak on sam, desperat żądny bogactwa. W końcu coś sobie postanowił. Dzisiaj się spiję, a jutro poszukam jakichś chętnych. Zamówił następną butelkę wina i rozpoczął samotną libację.
__________________ Gdy cię mają wieszać w ostatnim życzeniu poproś o szklankę wody, nigdy nie wiadomo co się stanie zanim ją przyniosą. |